Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-05-2014, 01:48   #31
 
Neko's Avatar
 
Reputacja: 1 Neko nie jest za bardzo znanyNeko nie jest za bardzo znany
- Kuzynie, mógłbyś w końcu pokazać się przynajmniej mnie osobiście- powiedział do niego, patrząc na każdą obecną osobę w pokoju swoim Sharinganem.
“Hmm, ciekawe czy któryś z nich zgodziłby się na mały sparing, gdzieś w jaskini.”- pomyślał.
- Kuzynie? - Zaciekawił się wojownik z kunai-ami.
- Płynie w nas ta sama krew. To widać po oczach. Jednak jakąś bliższą rodziną nie jesteśmy. Więc na szybkie spotkanie raczej bym nie liczył.
- Czyli nic się nie zmieniło. - odpowiedziało dziewczę z przepasanymi włosami. - Widzieli cie tylko ci których sam rekrutowałeś.
- Owszem - Odpowiedział Chrunchy.
- Do rzeczy. - Zakomunikował wojownik z 3 mieczami.
- Owszem. Mam dla was zadania: Przechwycić przesyłkę, ale jej nie otwierać. Ma trafić do mnie. “Search and Destroy”. Likwidacja innego ninja. - Po tych słowach zapanował pomruk. Kilka par oczu zalśniło.

Kei uśmiechnął się. Ciekawe jakie będzie dla niego zadanie. Liczył, że likwidacja ninja. Mógłby wtedy skopiować kilka jego technik, ale o tym zadecyduje Roku.
- Ostatnie zadanie dotyczy Przystani. Trzeba kogoś odnaleźć i przekazać wiadomość.
- Czyli typowo dla nas.
- Owszem. Sylia, Edge, Ingi Lao, Arashi. Wasza pozycja nie ulega zmianie. Pozyskujcie informacje i wykonajcie przy sposobności zadanie.
- Akai, Yamagarashi. - Wasza pozycja również nie ulega zmianie. - Co ze skarabeuszem?
- Produkuje się. - Stwierdził odziany w czerwień
- Załatwcie to. - Chrunchy spojrzała na siedzącego w ciszy wojownika. - Chrunchy i Hun wy zostajecie tam gdzie jesteście. Hun. Chcę żebyś ty zajął się likwidacją o ile interesy obu grup się nie pokrywają. - Ninja zakrył dłonią pieść i delikatnie się ukłonił.
- Wil. twoja pozycja nie ulega zmianie. Możliwe, że przesyłka będzie przechodzić przez las. Dopilnuj, aby nie przeszła- Wilczyca uśmiechnęła się.
- Przy sposobności zapolowała bym.
- Uznaję. Suo, Ame. Przesyłka. Bądźcie ostrożni coś mi tu śmierdzi. Ayame, cel może zmierzać do punktu widokowego.
- Mrrr. - Przejechała językiem po swoich czerwonych wargach. Miała ochotę na walkę.
- Raven. Ty wyruszysz do kraju gór. - Niebieskooki przytaknął ukazując swoje drugie oko. Czerwone. Heterochronia.
- Saya. Przydał by się nam ktoś w Icegardzie. Poszukaj przy sposobności.
- Hai.
- Kei. Ty prześledzisz źródło przesyłki. Chcę mieć pewność że wyszła z właściwego miejsca.

Shinobi zastanowił się nad swoim zadaniem, zamykając oczy. Będzie trzeba kilka osób przepytać. Albo jeszcze lepiej…
- Gdzie jest źródło? I czy ktoś z was zna Jinmon no Jutsu? Znamy też cel podróży tej paczki?- zapytał się ich.
- Ha ha. - Zaśmiała się Ayane - Gdyby to było takie proste.
- Wiemy zapewne że skoro może przechodzić przez las to znaczy że paczka jest w Rubieży. - Odparł szybko Suo. - Mamy inne wsparcie? - Zapytał Rokiego.
- Jesteście ninja. Nie potrzebne wam wsparcie. Paczka wyruszy jutro, a dokładniej o poranku. Czyli za parę godzin. Osobnika będziecie musieli znaleźć sami. To ninja. Rozpoznacie go. Nie ma tu wielu nam podobnych. Ostatni cel to pirat z przystani. Nie jaki Edward Kenway. informacje przekaże już odpowiednim osobom. Krzesła oznaczone są pieczęcią przeniesienia. Nowy patent. Ogranicznik czasowy to 20 min. Możecie tu teraz wszystko zaplanować lub po prostu przenieść się od razu na miejsce. To wszystko. - Chrunchy mrugnęła oczami i... powróciły one do normalności.

Z Rubierzy… Kei zastanowił się przez chwile, po czym spojrzał na innych.
-Według was, kto może posiadać informacje o tych całych paczkach? Nigdy nie byłem jeszcze w tym świecie na Rubieżach, wiec nie orientuje się zbyt dobrze.- powiedział do reszty, po czym rozejrzał się po pokoju, aby poszukać czegoś w rodzaju patyka, bądź podobnego.
W okrągłej sali tylko że stołem krzesłami i świecznikiem niczego nie dało rady znaleźć.
- Powiedział paczka. Więc... - zaczęła dość skromnie Ame.
- Pakunek. Racja. O ile to nie będzie konwój taką rzecz da się dostrzec.
- Nie wszystko jest dostrzegalne dla oka. - Stwierdził błękitno - czerwonooki
- Mam nadzieję że się mylisz nowy.
- JA go biorę! - Wykrzyknęła Ayame. - Dawno nie miałam rozrywki.
- Chyba śnisz słońce. - Odparła Wil.
- Tutaj już sprawdziliśmy. - skrzekliwy głos
- Został nam tylko pałac i podziemny labirynt. - Odpowiedział czerwony.
- To już sprawdzimy na miejscu. - Obaj zasiedli na krzesłach i chwilę później znikli w obłoku dymu.

Shinobi spojrzał na Suo, Ame i Ayame po kolei. Westchnął cicho.
- Macie może coś, czego wam nie szkoda później się pozbyć? Chciałbym złożyć na nich pieczęć, dzięki której będę mógł się do was teleportować w każdej chwili i złożyć raport o przesyłce- powiedział do nich Kei. Teoretycznie wiedział jakie ma za zadanie, i znał miejsce pobytu przesyłki, wiec jemu pozostało tylko udanie się na miejsce i zdobycie informacji o niej.
- Masz mój shuriken? - Zapytał Suo. - Jeśli tak to jesteśmy w kontakcie. Aktywuje się na kroplę krwi.
- Wydaje mi się że raport ma trafić do Rokiego. - Powiedziała nieśmiało Ame

Kei zaśmiał się cicho, słysząc od Sou do czego służy shuriken. Wyjął go z tylnej kieszeni i pokazał chłopakowi.
- No to będziemy w kontakcie.- powiedział do niego, po czym oparł się o krzesło i czekał na teleportacje.
Chwilę późnij zapadł zmrok i znów światłość. Młodzieniec siedział na drewnianej ławce przy jakimś przybytku. Jak się okazuje zajeździe “na rozstaju dróg”.
Shinobi otworzył oczy i rozejrzał się, aby móc stwierdzić gdzie się znajduje. Zobaczył, że jest w “Na rozstaju dróg”, dzięki czemu orientował się już gdzie jest. Teraz tylko musi udać się na północ, aby dotrzeć do Rubieży., i znaleźć jakieś centrum wysyłania przesyłek. Zanim to zrobił, podszedł do właściciela i zamówił mała potrawkę, którą mógł szybko podać. Zależało mu na czasie, więc nie miał czasu na nocleg. Jak już zjadł podanie zjedzenie, podziękował, zapłacił i wyszedł z karczmy, udając się na północ, w stronę Rubieży.
Ranek zbliżała się nieubłaganie. Co więcej trasa jaką musiał przebyć była dłuższa niż się zdawało. Stara mapa pokazywała 3 dywizjony-obozy a jak się okazało były tylko dwa. Po pierwszym nie było śladu.
To trochę nawet ułatwiało sprawę, że nie było 1 dywizjonu. Dzięki temu był mniejszy krąg poszukiwania. Kei, będąc w 2 dywizjonie, utworzył trzy klony, które pilnowały bram, a trzeci krążył po dywizjonie rozglądając się za przesyłką, natomiast on sam udał się do dywizjonu numer trzy i tam stworzył dwa klony, które miały takie same zadanie, a oryginał przechodził po mieście. Oczywiście, żeby nie wzbudzać podejrzeń, klony pilnujące bram użyły Meisai Gakure no Jutsu, aby nie były widoczne.
Poranek wstał. Obozy budziły się do życia. Przybysze bo jak się okazało było ich sporo podążali swoimi zwykłymi nieznanymi szlakami. W 3 obozie pojawiła się Ame. Przysiadł na dachu szewca i stamtąd obserwowała okolice. Nigdzie nie było śladu Suo.
Shinobi rozglądał się wciąż za paczką, nie przejmując się nieobecnością Suo. Miał z nim możliwość bezpośredniego kontaktu, więc nie było mu to potrzebne. Jak na razie musiał się dowiedzieć skąd wyruszy przesyłka. Zazwyczaj takimi rzeczami zajmuje się jakaś organizacja, położona w samym centrum wioski, aby łatwo ich znaleźć. Dlatego też klon w wiosce 2 i on sam poszli w stronę centrum, szukając szyldu z znakiem wiadomości, bądź tym podobnym.
W drugim i trzecim obozie uwagę chłopaka zwróciły osoby w białymi beretami na głowie. Obie miały torby z których wystawały papiery lub też były czymś wypchane. W drugim obozie tak osoba wyszła z baru. W trzecim z budynku jakiegoś zakonu.
Oryginał:
Kei przymrużył oko, widząc osobę w białym berecie wychodząca z zakonu. Mógł to być potencjalny osobnik z ich przesyłka. Dlatego też utworzył kolejnego klona, wysyłając go do Ame, a on sam ruszył za tym gościem, trzymając się cienia i utrzymując dystans. Klon miał za zadanie poinformować Ame o białym berecie.
Klon (2 obóz)
Klon, widząc człowieka w białym berecie, użył Meisai Gakure no Jutsu, i poszedł za nim.
Pozostałe klony: bez zmian, trzymały się bram, obserwując wychodzące i wchodzące osoby.
Od strony Targas przy bramie trzeciego obozu przybył kolejny posłaniec w białym berecie. A kolejny wyszedł z baru w drugim dywizjonie.
- To Posłańcy - Odpowiedziała Ame. - trzeba zawiadomić Suo.
I jakby na zawołanie shuriken zareagował. delikatnie wibrując.

Shinobi, jak i reszta klonów, wyjęły shuriken i powiedziały wszystko co zobaczyły. Czyli 4 kurierów, z czego każdy jest śledzony przez 3 klony i oryginał.
- Skąd mamy wiedzieć, która to przesyłka? Jedyne co wiemy to to, że jest szansa, że skieruje się w stronę lasu.- powiedział oryginał.
- Jest problem ja też mam dwóch kurierów w Targas. Jeden zmierza w stronę Lofar drugi do dywizjonów. Dopóki nie znajdziemy paczki nie wykonamy naszych zadań. Dorwij jednego i zabierz do Ame niech przeczesze jego pamięć. Bez odbioru. - shuriken zamilkł
Wszyscy się uśmiechnęli, to zadanie było prościzną. Klon, który był przy Ame, podszedł do niej i wręczył jej kunai z notką.
- Przytrzymaj przez moment- powiedział do niej.
Następnie, klon który ścigał w drugim dywizjonie kuriera, który wyszedł z baru, podszedł do niego i złapał go w uchwyt, żeby nie mógł się poruszyć i teleportował się do Ame dostarczając pierwszego kuriera.
Ame podeszła do schwytanego i wykonała pieczęć skupiająca. A następnie przyłożyła rękę do jego głowy. Chwilę to trwało ale w końcu go puściła.
- To nie on. - Odparła nieśmiele. - Ale wiedzą czego szukamy dlatego jest ich tu pełno. - Odparła trzymając w dłoni shuriken Suo.

- Mam wyłapać ich wszystkich i tutaj sprowadzić?- zapytał się jej klon, czekając na odpowiedź.
- Nie będzie to trudne zadanie, ale proponowałbym, abyśmy znaleźli jakieś miejsce zamknięte, gdzie nikt nie zobaczy tylu osób, a kurierów po prostu możemy zabić.
- To raczej prosty plan. Lepiej było by... nie wiem. Sprawdzić ich torby. Nie mamy pewności że każdy z nich wie co przenosi. Tak samo nie mamy pewności czy właściwy posłaniec jest oznaczony. Co tu począć co tu począć. Technika sonarowa? Ale nie ma klucza...
Klon westchnął cicho. Czyżby Ame należała do Kunoichi niezdecydowanych? Eh, dlatego nie powinno się takim pozwalać na decydowaniu o misji.
- Możemy każdego wyłapać i zabrać ich przesyłki. Dostarczymy każda do Rokiego. Nie powiedział nam jaka to przesyłka, więc nie mamy jak zadecydować. Jeżeli dobrze rozumiem twoją technikę, to jesteś wstanie mi każdego z nich znaleźć, zgadza się?
- Tak pod warunkiem że dokładnie określę cechy poszukiwania. -Co tu zrobić, co tu zrobić. Suo. Co zrobić?
Shuriken zawirował.
- Nowy przytargaj to swój tyłek. To czego szukamy musi być w Targas nie widzę innej opcji. A skoro wiedzą czego szukamy to muszę to przemycić inaczej. Ame ty sprawdzaj po kolei każdego napotkanego. Innego wyjścia nie widzę gdy będziesz miała jakiekolwiek szczegóły przekaż je nam od razu.

- Hai.- odpowiedziały jednocześnie oba klony, po czym zniknęły, a razem z nimi kunai który miała Ame od klona. W tym samym momencie oryginał dowiedział się o planie i odwołał cała resztę klonów. Bez chwili wytchnienia, ruszył biegiem, potrącając kuriera, w stronę Targas. Aby nabrać prędkości, zaczął wysyłać niewielkie ilości do mięśni nóg, żeby szybciej pracowały.
Sprawność fizyczna pozwoliła na pokonanie tej trasy w ciągu parudziesięciu minut. Później skok przez mury bo w bramie stali strażnicy i już był w mieście.
Kie wyciągnął shuriken Sou i przeciął nim kawałek skóry, aby poleciała kropla krwi.
- Sou, gdzie jesteś?- powiedział do niego, skacząc na kolejny dach domu. Użył techniki Meisai Gakure no Jutsu, aby stać się niewidzialny. Musiał przeczesać całe miasto, aby znaleźć tych kurierów, a dzięki temu nie będzie musiał się przejmować, że ktoś go zobaczy. Dodatkowo stworzył 4 inne klony, które również rozpoczęły poszukiwania.
- Przy szulerni... - Odarł głos. - Sprawdź targowisko, drugą bramę miasta, bramę zamku. To musi gdzieś tu być... Ame mówi że dwóch już sprawdziła.
- Oni też nic nie wiedzą na temat przesyłki?- zapytał się go, po czym wysłał dwa klony na targowisko, dwa do drugiej bramy, a sam udał się do bramy zamku. Wypatrywał osób identycznie ubranych, co w dywizjonach.
- Tak. Co? Ame mówi że przesyłka to szkatułka... Szulernia odpada. właśnie wyszedł ale ma zwitek papierów. Wyruszam w stronę areny. Coś mi tu śmierdzi nowy. Coś jest nie tak... Dywizjon 3 czysty.
Przy bramie zamkowej raczej mały ruch. Posłaniec w białym berecie przekazał jakąś skrzyneczkę dla strażników i sam wyruszył dalej w stronę dywizjonów.
Przy bramie miast dwóch gońców jedne ma zwitki w torbie a drugi coś kwadratowego.

Shinobi zmrużył oczy. Trzeba będzie sprawdzić ta skrzyneczkę.
- Jak coś znajdę, to dam Ci znać- powiedział do Sou, i schował shuriken do kieszeni, po czym ruszył za odbiorcą skrzynki, aby podejrzeć co tam jest w środku. Kei podszedł do ściany i zostawił na niej znak, aby móc później się teleportować z powrotem.
Natomiast przy bramie każdy klon wziął za cel innego posłańca. Podchodzili do nich, i łapali ich mocno za ramiona, po czym przenosili do krypty pod stolicą (był tam znak teleportacji), na samym dole niemalże. Wiedzieli, że tam mało kto zagląda, wiec mogli robić swoje. Kiedy tam się pojawiali, podcinali gardła posłańcom i sprawdzali co mają w swoich torach, bądź paczkach.
Targowisko: Jeden cel torba wypchana po brzegi.
Brama zamku: Strażnik przejął szkatułkę, torba zrobiła się mniejsza znaczy że to był jedyny transport. Bez otwierania za porozumieniem przeniósł ja na teren zamkowy. Drugi strażnik zajął jego miejsce pod nieobecność.
Paczka pierwsza spod bramy: papiery różnego typu listy i dokumenty. Nic ciekawego głownie sprawy prywatne.
Paczka druga spod bramy: w torbie znajdowały się dwie drewniane kostki/pudełeczka o rożnej wielkości. Oba pięknie zdobione.
Shuriken zawirował.
- Wiadomość od Ame. Znalazła kogoś ze szkatułką. Oznaczyła go i przejęła cel. Ale szuka kolejnego. Mój cel z Areny przekazał swój transport. To nie on. Jak u ciebie?

Klony za każdym razem, kiedy zabijały cel, znikały, dzięki czemu Kei był cały czas informowany co było w paczkach. Jedynie klon, który znalazł szkatułki teleportował się wpierw do oryginału i przekazał je, -po czym zniknął.
- Mam dwie szkatułki różnej wielkości.- powiedział do Sou shinobi, czekając na dalsze instrukcje.
- Zgodnie z planem mamy to przekazać szefowi... tylko które będzie to właściwe - zabrzmiał metaliczny głos.
- Jak zabierzemy oba, to chyba będą odpowiednie. Ale coś nie wydaje mi się, ze to te kostki szukamy. Lepiej sprawdzić cel Ame, i pozostałych.- odpowiedział mu shinobi, po czym zaczął szukać dalej kurierów w Targas, lecz cały czas trzymając shuriken.
- Zgoda. Obieram kolejny cel. Pamiętaj by zadbać o swoje zadanie. - dodał przed zerwaniem połączenia.
- Hai, hai- odpowiedział mu shinobi. No tak, było jeszcze jego zadanie. Tym razem będzie trzeba popytać. Shinobi westchnął cicho i zaczął rozglądać się za kolejnym kurierem. Kiedy go znajdzie, wytwarza klona, który łapie kuriera i teleportuje się do katakumb. Tym razem nie zabija od razu, a przyciska do ściany i patrzy mu w oczy.
- Dla kogo pracujecie?- zapytał się, starając mieć jak najchłodniejszy głos.
- Co jak? Kim jesteś? Co. Poczta. Ja jestem zwykłym kurierem. - był przerażony i z pewnością nie kłamał.
- Pytam się, dla kogo pracujesz? Jaka firma Ciebie wynajęła?
- Pocztowa... - krzycząc wystraszony nawet jeżeli odpowiedź była oczywista.
- To wyjaśnijmy sobie kilka spraw. Skąd paczki wychodzą? Jest to jedno czy kilka miejsc?
- Targas. Tam mamy oddział. Tam otrzymujemy przesyłki. - Trzymał ręce uniesione.
- Macie tam jakąś kartotekę? Spis przesyłek? Gdzie ją znajdę?
- Tylko kwity i ich lista. W samym budynku w pokoju zarządcy.
- Jak rozpoznam ten pokój?
- Na 3 piętrze budynku są tylko dwa. Jedno to pokój zarządcy drugie to skład dokumentów.
- I listę przesyłek znajdę u zarządcy, tak?- zapytał się Shinobi, przykładając mu ostrze do gardła. Cały czas patrzył mu w oczu, aby mieć pewność czy mówi prawdę.
- Powinna tam być. - Odsapnął wystraszony. - Albo w tym drogim pomieszczeniu... - Załkał.
Shinobi przymrużył oczy. To chyba wystarczy. Znał już swój cel, wiec mógł wyruszyć na zdobycie listy. Chociaż została jeszcze jedna rzecz.
- W tej liście… Jak jesteście oznaczeni? Wy, kurierzy.
- Imionami, ale... nic do o naszych paczkach nie wiemy. - Chyba zaczynał się domyślać o co chodziło shinobiemu.
Shinobi uśmiechnął ssię.
- Twoje imię?
- Sebastian. - odparł posłaniec.
- A nazwisko?
- Novack -
Shinobi się uśmiechnął.
- Dziękuje za informacje.- powiedział do niego, po czym uderzył go kunaiem w skroń, co mogło spowodować stratę przytomności. Westchnął cicho i stworzył klona do pilnowania “więźnia”.
- Lepiej go mieć jeszcze przy życiu. Jest gadatliwy.- powiedział do klona i teleportował się do Targas. Musiał odnaleźć siedzibę poczty i wkraść się do biura, aby zdobyć notatki przesyłek. Na pewno coś tam znajdzie. Jak nie źródło, to przynajmniej miejsce gdzie miało być dostarczone.
Budynek się wielce się nie wyróżniał. Wcześniej pewnie był pomalowany na biało ale teraz farba zatęchła i zbrunatniała tak więc miał barwę zgniłego jajka.
Shinobi stanął przed pocztą, z lekkim uśmiechem na twarzy. Zaraz się dowie czy znalazł swój cel, czy też będzie musiał dalej kombinować. Chłopak użył techniki Meisai Gakure no Jutsu, a zarazem Kage Bunshin, tworząc jednego klona. Do poczty wszedł wpierw klon, a centralnie za nim. Klon miał za zadanie odwrócić uwagę kasjerki, aby shinobi mógł się wślizgnąć do biura. Udawał zainteresowanego wysłaniem listu, lecz wpierw chciał się dowiedzieć o kosztach, a kiedy je usłyszał, powiedział, że się zastanowi.
W tym czasie, Kei już był w biurze i wchodził po schodach na drugie piętro. Uważał na każdego pracownika, a kiedy zobaczył, ze nie ma jak zejść na bok, “wskakiwał” na sufit i dzięki chakrze kładł się na nim, przepuszczając osobę. Dzięki takiej taktyce spokojnie dotarł na górę, na trzecie piętro, gdzie znajdowały się dwa pokoje. Według tego kuriera, w magazynie powinien znaleźć dokumenty, które go zainteresują. Dlatego udał się tam od razu, rozglądając uważnie czy jest ktoś w pokoju.
W pustym magazynie było wiele ksiąg i kwitów. Przejrzenie tego zajęło by kilka dni, ale... kei szukał tylko najnowszych co wierzyć zwyczajom zawsze leżą na wierzchu. Niestety pustka. Pozostał więc ostatni pokój. Dobiegały od niego
Skoro tutaj było pusto, to trzeba sprawdzić zarządcę. Shinobi podszedł do drzwi zarządcy i pochylił się, aby zobaczyć czy ma szczelinę pod drzwiami.
Jeśli posiada, cofa się do magazynu, bierze byle jaki papier i zostawia na nim pieczęć. Wtedy przesuwa papierek pod drzwiami i przy pomocy Hirashin no Jutsu przenosi się do środka. Podchodzi do mężczyzny i podcina mu gardło.
Jeżeli jednak nie ma szczeliny, shinobi kładzie lewą rękę na klamce, w drugiej trzyma kunai i wzdycha cicho. Otwiera nagle drzwi, i rzuca kunai’em w stronę zarządcy, prosto w serce.
Będąc już w środku, Kei wziął się za poszukiwanie dokumentów.
Leżały one na biurku przed trupem Były zakrwawione ale dało radę z nich odczytać imiona kurierów, ich cele oraz ładunek. Nie było tam jednak informacji skąd owe ładunki pochodzą, a jedynie dołączane notki od kogo tudzież, zawartość, lub które posiadają notki od wysyłających. W każdym razie znalazły się i takie bez oznaczeń. Keia interesowały szkatułki więc:
kurier.... -- Pani Marika z Lofar -- Szkatułka ozdobna. / Fiolka + notka
kurier -- Zamek Lofar - szkatułka ozdobna / -
kurier - ... Targas - -szkatułka ozdobna / Ozdobny naszyjnik dla ... od przyjaciela
kurier - Zamek Targas - szkatułka / Dla króla
kurier - Dywizjon 3 -osoba... - szkatułka / Od przyjaciela.
kurier - plama krwi - szkatułka / zamawiane notatki

Shinobi naciął palec na shurikenie od Sou i przekazał mu wieści, o których się dowiedział.
- Jest 6 szkatułek dzisiaj wysłanych. Dorwałem dwie, pozostały jeszcze 4- powiedział do niego i czekał na odpowiedź.
- Jeszcze dwie odpadły. Pozostały wiec dwie. Gdzie mogą być?
- Nie wiem. Sprawdzę magazyn, czy przypadkiem nie ma ich jeszcze tutaj w biurze.- powiedział do Sou, po czym dotknął ściany i utworzył pieczęć. Teleportował się do kuriera, którego przetrzymywał, i spróbował go obudzić.
Chyba stracił przytomność zapewne na widok kości.
Kei spojrzał na niego. Chyba już na nic mu się nie przyda. Dlatego też wyciągnął katanę i odciął mu głowę. Osoby bezużyteczne są tylko ciężarem dla misji. Trzeba będzie złapać kogoś na poczcie i tam się dowiedzieć. Dlatego tez shinobi teleportował się z powrotem, do biura zarządcy i trzeba było pomyśleć nad dalszym działaniem. Aktywowałem z powrotem Meisai Gakure no Jutsu i udał się na sam dół. Jeżeli jeszcze jakieś paczki nie wyruszyły, to pewnie znajdują się obok pokoju przyjęć. Ludzie zazwyczaj są leniami i nie chce im się trzymać daleko paczek, jeżeli i tak mają później je wydać kurierom.
Owszem udało się znaleźć kuferek pod jedna z lad wypełniony był po brzegi ozdobnymi szkatułkami. Jednak wszsytkie były puste. Widać poczta zainwestowała w ozdobne opakowania na cenniejsze i delikatniejsze pakunki.
Pytanie pozostało czy przyjąć że nie ma reszty szkatułek czy poszukać informacji. Jednak mimo to Kei nie zbliżał się do rozwiązania swojego zadania...

Shinobi przymrużył oczy. Zrozumiał, że teraz nie da rady wykonać swojego zadania. Już w sumie od początku było wiadome, ze to zadanie jest niewykonywalne. Chyba, że… Shinobi podszedł do głównego wejścia i dezaktywował Meisai Gakure no jutsu. Musiał zdobyć jeszcze jedną informację. Dlatego podszedł do kobiety za ladą i uśmiechnął się do niej.
- Przepraszam, mogłaby mi pani pomóc? Szukam osób, które nadały tutaj u was kilka paczek.- powiedział do niej, wyciągając sakiewkę. -
- Hmm. A o jakie konkretnie paczki chodzi. - Zapytała spoglądając na sakiewkę?
- Dzisiaj wyszło sześć szkatułek. Kojarzysz o czym mówię?- powiedział do niej, powoli wyjmując monety, układając w stos.
- Ach. Szkatułki. Poza dwoma brak jest nadawców. Dziwne jedna poszła do tutejszego zamku, druga do zamku w Lofar. Może było oto coś ważnego. Ale dlaczego brak nadawców. Czytać pozostałe?
Shinobi przymrużył oczy. Dziwne… Jedna z paczek poszła do tutejszego zamku, ale dlaczego, skoro było można ją przekazać osobiście? Szczególnie, ze z tego co pamiętał Shinobi, to ta szkatułka miała być dla króla. Zazwyczaj się nie przekazuje szkatułek dla władcy miasta przez kuriera, jeśli jest się w tym mieście. Kei zamknął oczy i zastanowił się jeszcze bardziej. Sięgnął pamięcią w dal i przypomniał sobie, ze był przy tym jak paczka była odbierana. Ale przez strażnika. Takie paczki powinny być oddawane przez kuriera osobiście królowi. Na pewno nie nadano ją zwykła pocztą tylko priorytetową. Skoro tak, to gdzie trzyma się cały sens tego? Dlaczego to akurat strażnik odebrał? Ale to nie to… Tamten kurier! On w torbie już nic nie miał, ale udał się w stronę dywizjonu. Mimo, że miał pustą torbę, to zamiast wrócić tutaj na pocztę po kolejne to udał się w drugą stronę.
-Jak nazywa się kurier, co wziął paczkę do tutejszego zamku?- zapytał się shinobi.
- Paczka do zamku już sprawdzam... - chwile przeszukała stóg papierów i wyciągnęła jeden dokument. - Dziwne... z tego wynika że paczka do zamku jeszcze nie została odebrana przez kuriera...
Tym razem shinobi otworzył oczy szerzej. Chyba już wie co się stało. Położył na stole sto monet.
- Mnie tutaj nie było.- powiedział do niej uśmiechnięty, po czym odwrócił się i wyszedł z poczty. Ten, kto zaniósł tamta paczkę musiał wiedzieć o tej dostawie. Robi się nie ciekawie. Shinobi wyjął z kieszeni shuriken Sou i ukuł się nim, po czym ruszył biegiem w stronę dywizjonu.
- Sou, nasza paczka jest w zamku! Biegnę wykonać teraz swoje zadanie, więc tak średnio wam pomogę. Musze znaleźć tego kuriera! - powiedział do niego.
- Zamku powiadasz. Dobrze się składa jestem blisko.
I jakby na zawołanie minęli się w biegu.
- Dzięki za pomoc...

- Powodzenia- powiedział do niego, po czym schował shuriken i ruszył biegiem szukając "kuriera"
Poruszał się na północ więc targ, arena lub... inne miejsce. Teren Targas nie był chłopakowi znany ale jakim cudem czy to kątem oka czy przeczuciem spostrzegł kogoś. Osobnika w brązowym płaszczu. Płaszczu który od strony wewnętrznej był biały. Mężczyzna coś wyrzucił do zaułka i zagłębił się w przeciwną uliczkę.
Shinobi przyjrzał się mężczyźnie. Sam płaszcz spowodował, ze ta osoba była podejrzana. Dlatego shinobi stworzył klona, który sprawdził wyrzuconą paczkę, a Kei użył Meisai Gakure no Jutsu i ruszył za nim.
Wyrzuconym obiektem okazał się być biały beret odrobinę zakrwawiony. Osobnik bardzo sprawnie przemierzał wąskie uliczki miasta i Kei by nie zgubić śladu musiał dość się namęczyć. Ostatecznie i tak zgubił swój cel gdy ten wszedł do bardzo odskórnej speluny. Sala cała w oparach dymu tytoniowego, alkoholu, hazardu , bardzo nieprzyjemnej grupy osobników i ogólnie tak ciarki przechodzą się tu zapuszczać.
Shinobi przymrużył oczy, widząc spelunę. Nie miał innego wyboru jak tylko wejść. Musiał znaleźć swojego osobnika i dowiedzieć się czegoś więcej o nim. -Niestety, jak tylko wszedł do środka, to go zgubił. Nie było innego wyboru. Trzeba rozejrzeć się i może rozpozna się osobę po płaszczu. W końcu nie każdy nosi takich kolorów peleryn. -Dlatego też stworzył 3 klony. Jeden pilnował wejścia, a dwa pozostałe z oryginałem chodziły po spelunie..
Niestety nie udało się odnaleźć oszusta. W budynku dało się wyczuć dziwną aurę, tak jakby życie uciekało z wojownika. Z pewnością większość tu obecnych była śmiertelni niebezpieczna.




Dla kilku Kei, nawet będąc niewidzialnym, zdawał się być traktowany jak obecny.

Shinobi, jak i klony, zauważyły, że niektórzy goście wyczuło go. Shinobi, odkąd przybył do tej krainy zdał sobie, że nie tylko chakra, jak i wygląd, mogą świadczyć o obecności innej osoby, ale też zarazem jakaś aura, która otacza ciała. Jednakże nie każdy jest w stanie ją wyczuć.
Na plus Kei’a było to, że speluna była mała, więc powinno się szybko znaleźć cel. Dlatego tez Kei utworzył dodatkowo 2 kolejne klony, które tym razem obeszły speluny, ale tuż przy samych ścianach. Dzięki temu będzie można się tez zorientować jak wygląda ta speluna.
Jedną ściane zajmował długi bar z ladą i regałami z alkoholem. Nie było tu żadnej kuchni toteż uznać można że to najzwyklejsza speluna. -Reszta ścian zajmowały ułożone w okręgi ławy z okrągłymi tudzież kwadratowymi stołami, na których to się grało to znów piło. Środek sali był podobny z tym że dało się miedzy dwoma stołami przejść bez problemu. Z budynku wychodziło troje drzwi jedne do ustępu, jedne wejściowe i jedne... cóż, najprościej ujmując specjalne bo stal przy nich ochroniarz. On tak jak i niektórzy zdawali sobie sprawę z obecności keia. Co więcej im dłużej chłopak przesiadywał w tym barze tym bardziej ściągał na siebie uwagę. A to nie było wskazane. Wreszcie kątem oka dostrzegł osobnika postura i ruchy mogły wskazywać że to był właśnie ten w płaszczu jednak strój był już inny. Osobnik podszedł do stołu przy którym siedział dwóch panów w kapeluszach.
Shinobi spojrzał na osobnika przy barze. Sylwetka i styl poruszania się pasował idealnie do tamtej osoby, ale coś mu nie pasowało. Tutaj już nawet o strój nie chodziło. Wiedział jednak, że im dłużej jest w tej spelunie, tym bardziej zwraca na siebie uwagę. Dlatego musiał działać zdecydowanie. Odwołał 4 klony, które krążyły po sali, ale zostawił jednego przy drzwiach wyjściowych. Natomiast on sam zdezaktywował Meisai Gakure i stanął obok swojego celu, aby posłuchać o czym mniej wiecej mówi.
 
Neko jest offline  
Stary 04-05-2014, 01:48   #32
 
Neko's Avatar
 
Reputacja: 1 Neko nie jest za bardzo znanyNeko nie jest za bardzo znany
Nagłe pojawienie się osobnika w rzucającym się w oczy stroju było dość niecodzienne. Zwróciło to uwagę wszystkich najbliższych a tym bardziej jego celu i osobników przy których zasiadł.
- Owieczka zabłądziła - powiedział osobnik w kowbojskim kapeluszu z dziwnie zdobioną ręką.
- Ciekawe. - Odparł ten drugi w kapeluszu palący fajkę.
Cel nic nie powiedział nie widział go wcześniej to też nie wiedział że był śledzony.
- Urha sh haran. - powiedział zamaskowany mag
- Racja - potwierdził coś kapelusznik - Chłopcze zdaje się zabłądziłeś. - Nakazał mu ręką by ten odszedł - To zamknięte spotkanie
- Znaczy się Spadaj! - przetłumaczył cel.
Reszta hołoty wróciła do rozmów.

Shinobi przymrużył oczy, patrząc na nich. Musiał coś szybko zrobić. Ogólnie rzecz biorąc zwalił to, że anulował meisai Gakure no jutsu. Dlatego też westchnął cicho. Przywołał klona, który stał przy drzwiach, a miał na sobie meisai gakure no jutsu i tym razem jego zadaniem będzie oznaczenie celu. Kei odsunął się do tyłu, na jakieś 2 metry w tył, ale cały czas obserwował i czekał, aż klon dotrze i dotknie delikatnie kark celu.
- Mówiłem do obojga! - stwierdził facet w kowbojskim kapeluszu i w tej samej chwili klon znikną.
Kei skrzywił się lekko. Widocznie kowboj był jednym z tych, co wykrywał aurę. Niezbyt ciekawie. Zgadując z odległości klona, gdzie zniknął może oznaczać, że nie jest sam, albo posiada ataki dystansowe. Nie może tego stwierdzić, bo Kei nie patrzył wtedy w jego stronę. Dlatego musiał coś innego wymyślić. Odszedł od nich kawałek dalej, ale cały czas obserwował ich kątem oka.
Cały czas był obserwowany czy to przez tutejszego barmana, czy przez ochroniarza czy przez rozmawiających z celem. Oni również go obserwowali i zapewne o czymś rozmawiali jednak robili to w taki sposób że sharingan nie mógł wiele zdziałać z czytania ruchu warg. Gdy ktoś mówi normalnie jest to proste ale gdy coś pije lub trzyma w ustach (np. papierosa) staje się to prawie niemożliwe. Prawie bo są i takie osoby które to potrafią ale Kei do nich nie należy. Z podsłuchiwania nic nie wyszło, był traktowany jak intruz i obserwowany przez wszystkich.
No tak, Kei zjeb... wszystko, zdejmując Meisai Gakure no Jutsu. Jedynym teraz wyjściem było wycofanie się i poczekanie na dalsze oczekiwanie na cel. Dlatego tez shinobi wyszedł z speluny i wskoczył na dach. Podejrzewał jednak, że nie jest to jedyne wejście, jakie obserwuje. Dlatego tez utworzył 5 klonów i każdy zajął inną pozycję na różnych budynkach, obserwując spelunę z 4 stron. Każdy miał na sobie Meisai Gakure no Jutsu.
Oczekiwanie się dłużyło aż wreszcie zawibrował shuriken.
- Kei. Paczki przejęte. Tyle ile nam się udało. Czas je przekazać. Poczekamy na ciebie do rana w 2 dywizjonie.
Ze speluny wyszedł osobnik w kapeluszu. Emanowała od niego potężna aura. Był niebezpieczny. Jednak to z nim rozmawiał jego cel. Może choć to niebezpieczne należało by poznać chociaż kim on jest.

- Ame jest z tobą? Przydałaby mi się wasza pomoc, a szczególnie jej w czytaniu w umyśle.- powiedział do Sou, widząc kowboja. Wiedział, że w pojedynkę nie ma z nim szans, a dodatkowo potrafi wyczuć aurę, wiec nie ma jak się skradać. Przydałoby się jednak śledzić. Dlatego też Kei zostawił 4 klony z 5 przy spelunie, a sam z jednym klonem ruszył za kowbojem, obserwując go.
- Jest. Mogę ją do ciebie podesłać. Jeśli wola.
- Przyda się. Wątpię, abym siła zdobył informację o źródle tej paczki.- powiedział do niego shinobi. Skoro Ame ma do niego dołączyć, to powinien mieć już plan porwania tego osobnika. Dlatego tez razem z klonem szykował się do zaatakowania, a dokładnie oznaczenia przeciwnika, aby móc później go łatwo zdobyć. Shinobi czekali, aż kapelusznik znajdzie się gdzieś w opuszczonej, ale i ciemnej uliczce, i wtedy zeskoczą z dachów, na kapelusznika, trzymając w dłoniach kunai i katane. Ich głównym celem było nałożenie pieczęci na obojętną cześć ciała, byle tylko go oznaczyć.
Odgłos dwóch pstryknięć i wybuch. �-Klony momentalnie znikły. Osobnik spoglądał w górę jakby oczekując na Keia. Młody shinobi kierowany dziwnym instynktem zrezygnował z osobistego skoku i użył do tego celu klona. Jak widać ocalił tym samym swoje życie. Ten osobnik wiedział o nim, gdzie jest i co planuje. A skoro klony zginęły nim zdążyły go dotknąć to znak że żadne plany wobec niego się nie powiodą.
- Cieniu! - Zawołał kapelusznik. - Przekaż swojemu szefowi że jest już za późno. Nie zdoła mnie powstrzymać.
Gdy kej wyjrzał zza węgła dachu osobnika już nie było.

Oj, niezbyt ciekawie się zapowiadało. Shinobi westchnął cicho, widząc, że osobnika nie ma już. Wyjął shuriken i przemówił do Sou.
- Uciekł mi, idę w stronę 2 dywizjonu.- powiedział do niego, po czym skierował się w stronę dywizjonu nie zadowolony. Roku będzie wkurzony.
[b]Spotkali się w 2 obozowisku pod karczmą. Była z nimi zamaskowana, zdaje się że nazywała się Saya. Czekali na keia by wyruszyć.
Shinobi podbiegł do towarzyszy i kiwnął im głową na znak, że jest gotowy do dalszej podróży.
Saya chwyciła ich za barki i przeniosła do znanego już pomieszczenia ze stołem i krzesłami. Była ich tam piątka. Grupa która przybyła oraz Wil.
- Gdzie szef? - Zapytał Suo.
- Nie ma. Zostawił wiadomość że mamy sprawdzić przesyłki.

- No to chyba nie pozostaje nam nic innego jak je sprawdzić.- powiedział do reszty Kei.
- Ame. - Zakomunikował Suo kładąc swoją paczkę na stole - Chyba poproszę szafa o jakąś nagrodę. Włamywanie do zamku to niebezpieczna sztuka.
- Proszę - Dziewczynka położyła swoją szkatułkę.
Kei dołożył obie swoje.
- To kto je otwiera? - Zapytał Suo.
- Zapewne ty. - Stwierdziła Will. - Mi kazano tu być dla “bezpieczeństwa”. - Stwierdziła naciskając na słowo. - Cokolwiek to miało znaczyć. Choć każdy może otworzyć swoje.

Dla bezpieczeństwa? Ciekawe.
- Lepiej każdy swoją.- powiedział do nich i spojrzał na Ame, dając jej do zrozumienia, że ona pierwsza.
Chwila ciszy Ame otworzyła swoja szkatułkę i bardzo powoli unosiła wieko. Cały zabieg był bardzo napięciotwórczy.
W szkatułce były ruloniki papierów. Bardzo czystych pergaminów powiązanych sznureczkami.
- I? - Zapytała dziewczynka.
- I co? Szef powiedział ze rozpoznamy właściwą szkatułkę.- powiedziała Will. - Nie sądzę by to była ta. Kto teraz?

- Ja otworze- powiedział do nich, i otworzył po kolei obie szkatułki. Wiedział jednak, że tą szkatułkę, którą poszukiwali ma Sou, wiec bez żadnego napięcia otwierał.
Pierwsza otwarta zawierała ozdobny flakonik. Zgodnie ze spisu mający trafić do alchemiczki w Lofar. Druga miała trafić na zamek w tym samym mieście. Przy jej otwieraniu Will odskoczyła jak porażona.
- STÓJ! - Zakrzyknął szeptem Suo.
Wszyscy zamarli. Ame na chwilę się zakołysała by po chwili ukazać swoje oko z Sharinganem.
- Oho widzę że już jesteście. - Powiedziała. - Zadanie jak widzę także wykonane.
- Lycris~rrrr. - Zawarczała Will. - Szefie czy chciałeś nas pozabijać?
- Skąd że znowu. - Odparła Ame. - Gdybym chciał zrobił bym to własnoręcznie lub komuś zlecił. - Zaśmiała się. - Dobrze że kazałem ci tu przybyć Will. Więc jednak Lycris...
Rozmowa się toczyła a wszyscy wciąż stali w bezruchu.

- Lycris? Co to jest?- powiedział shinobi, patrząc na Ame. Spodziewał się, że właściwa paczka jest u Sou, ale okazało się, że była u niego. Dobrze, ze nie otwierał ich, bo chyba by się zabił.
- Roku, mam też wiadomość dla Ciebie. Koleś w kapeluszu powiedział, że jest za późno, nie powstrzymasz go.- powiedział do niego.
- Gregor... Ta cholera myśli że mnie pokona. Zdążyłem już zabić jednego z jego konszachtów i napsuć mu nerwów. - He he.
- Nitro Lycris. Kwiat pogrzebowy. Roślina specjalnej uwagi. Eksploduje przy wszelkim dotknięciu z materią. - Wyjaśniła Will podchodząc do trzymanej przez Keia szkatułki i delikatnie ją uchylając w swoja stronę. Wyciągając z niej jakiś list i zamykając szkatułkę.
- List szefie.
- Przeczytaj.
- “Mam was Czarny.” �-To znaczy?
- Tak zapewne wiedzieli że tą paczkę przejmiemy. Suo uchyl delikatnie swoja paczkę.
Ninja delikatnie uchylał szkatułkę. Zawartością był list i czerwony kwiatek.
- Nitro i tutaj. Ta paczka była już w zamku. Cudem ją wyciągnąłem.
- Taaak. List. Ostrożnie z tym kwiatkiem. Zamknij szkatułkę.
- “Pozdrowienia od Czarnego Ninja”
- Chcą nas wrobić. - Stwierdziła Saya
- Owszem ale tym samym właśnie ich powstrzymaliśmy. Gdzie szła twoja paczka? - Zapytała się Ame spoglądając czerwonym okiem na Keia?

- Do zamku w Lofar. - odpowiedział shinobi, myśląc o tej, co znaleźli Lycris.
- Rozumiem. Gregor. Nitro Lycris. Zamki. Zamach. Chcieli się pozbyć króla i samemu kontrolować wojnę. Dlaczego Lofar? Czyżby trafili na mój ślad, a może Uverworld.
- Przecież oni zniknęli - Stwierdziła Ame swoja świadomością.
- Poniekąd maleńka. Poniekąd. Atak demonów na Lofar to z pewnością nie ich sprawka. Czyżby wiedzieli o niej? Nie to też nie to. Coś musiało mi umknąć. W każdym razie dobra robota jesteście wolni. Pieczecie ustawione są tak jak poprzednio.
- Szefie. Włamałem się do zamku. To było niebezpieczne i...
- ...i dobrze zrobiłeś.
- Liczyłem na coś więcej! - Oburzył się Suo.
- Suo. - Powiedziała Ame
- NA co liczyłeś? Na to że pogładzę cię po główce, że obsypię cię złotem? Jesteśmy ninja, jesteśmy duchami i nie liczymy na zaszczyty, nagrody. Działamy w cieniu i w cieniu pozostajemy. Taka jest nasza droga. Gdy mówię że jesteście wolni znaczy że nic więcej od was teraz nie wymagam. Możecie się zająć czym tylko zechcecie. Chyba że prze “liczenie” miałeś na myśli prośbę. - Uśmiech złośliwości. - Prośby spełniamy bo to jedyny profit z tej organizacji.
Suo nie wiedział co powiedzieć.
- To czym się zajmujemy jest niebezpieczne. Jeżeli chcecie odejść nie bronię, za ucieczkę karam. Ale się nagadałem...
- W takim razie mam prośbę... - Przemógł się młody ninja. - Czy prosić o dom?
- Ja też! - zakrzyknęła Ame. odrobinę za głośno. Natychmiast zwróciła jej uwagę Will wskazując na szkatułki.
- Dom? �-- Zapytała Ame... nastała chwila ciszy. - Zgoda... Zabiorę was tam gdy będzie gotowy.
- Fiu fiu. Miękniesz mistrzu. - Zaśmiała się Saya
- Cóż. Ten świat źle działa na moją cerę i psychikę. - Zaśmiała się Ame.

Shinobi się uśmiechnął, słysząc dialog przeprowadzony pomiędzy tą czwórką osób. Może oni o tym nie wiedzieli, ale było jedno pewne. Mimo, ze jesteśmy organizacją, jesteśmy też rodziną. Każdy jednak inaczej to okazuje. Jednakże, nie tylko Sou i Ame mieli coś do Roku, on też.
- Roku, ja tez mam prośbę. Możesz mi powiedzieć wszystko, co wiesz o Xing? W jakich okolicznościach zniknęła, po za tym, ze udała się na zachód, gdzie teraz prawdopodobnie jest, cokolwiek? Chce ją znaleźć.- powiedział do Ame, a dokładnie do jej oka.
- Czerwona córa. Xing. Najstarsza córka czerwonego rodu z przystani. Sądząc po aktualnej sytuacji i napięciu nie dziwię się czemu uciekła. Aktualne jest więcej córek niż męskich potomków i jak się okazuje nie wszystkim to pasuje. Dodatkowo jest naznaczona przez los. Niwelacja magii i mocy w swojej bliskiej strefie. Potężna rzecz. Gdyby tak ją wykorzystać. He he - Złowieszczy uśmiech na twarzy spokojnej i skromnej dziewczynki. Bezcenny widok. - Wyruszyła do domu jednak została tam zaatakowana. - Powiedział bez przeszkód. - Oczywiście uratowano ją i spróbowano zmylić trop uciekając na wschód od stolicy. A zaginęła co się dobrze składa w okolicach Garnizonu.
- Dlaczego dobrze? - Zapytał zaciekawiony Suo
- Dobrze bo garnizon też zniknął. Biorą pod uwagę jej cechę i zdolności... wykluczyć można planowany atak czy zasadzkę. Garnizon zniknął z dnia na dzień. Księżniczka zniknęła również w tamtym miejscu. Więc musi tam być ostatni element tego świata... Anomalia. - Uśmiech. - Mógł bym powiedzieć więcej ale to by było nudne - Zaśmiał się nie wiedzieć czy to z drwiny czy z czegoś konkretnego - Zdetonujcie kwiaty lub przekażcie leśnym. Róże... Znikam.- Powiedział mistrz po czym oko Ame wróciło do normy.

Shinobi starał się przetrawić to, co usłyszał właśnie od kuzyna. Powiedział o jakiejś anomalii, ale tez miejsce jej zniknięcia. Inaczej mówiąc jego poszukiwania muszą się skupić na okolicach garnizonu. Sam jednak nie da rady. Yue. Będzie potrzebował jego pomocy. On powinien wiedzieć coś więcej. Musi się tam udać jak najszybciej. Kei spojrzał na Sou i wyjął shuriken z kieszeni.
- Mógłbyś mi pokazać tą technikę? Bardzo, a to bardzo przydałaby mi się ona.
- Emm. Kwestia jest odpowiedni metal z domieszkami. Domieszki wibrują przekazując drgania na wskazane miejsce. Gdy do was mówię to przysyłam przez nie część te drgania do shurikena.
- Trzyma shuriken przy ustach gdy mówi - wyjaśniła Ame.
- Tak. Dlatego - wyciągnął shuriken i przytknął do ust. - Ichi, ni, san. - Głos dobiegł echem z shurikena. �-- ma to wadę. Jeżeli zaczniesz mówić to wpierw daj chwilę by ktoś również tego dotknął. Bo...
Zabrał shurikena od Kei i położył na stole.
- Ichi, ni, san. - Nie było echa a jedynie wibracje na stole. - Teoretycznie można tego użyć na dowolny elemencie ale niedomieszkowane mają zakłócenia, szumy i tym podobne. Sama pieczęć jest natomiast bardzo prosta.
Naciął palec i krwią narysował znak “słowo” na wolnym shurikenie. Symbol wsiąkł w metal i niknął. Oddał shuriken Will.
- Dla ciebie. Chcę mieć z tobą kontakt.
- Młody a jakże uroczy. - Zaśmiał się Will. - Przyjmuje i znikam. - rozsiadła się na krześle i znikła.
- Od ciebie też chciałbym się czegoś dowiedzieć. Te twoje ciała?

Shinobi przymrużył oczy, przyglądając się całemu procesowi. Czyli nie wystarczy samej pieczęci, aby uzyskać czysty przekaz. Jednakże jest to lepsze, niż nic. Dlatego też zamiast patrzeć jak rysuje pieczęć, patrzył mu w oczy i skopiował technikę za pomocą sharingana. Naprawdę przyda mu się ta technika przy Hirashin no Jutsu. Kiedy zapytał się o klony, shinobi kiwnął głową.
- Są to klony stworzone nie z wody, jak Mizu Kage Bunshin no Jutsu, ale też nie są iluzją jak Bunshin no Jutsu. Jest to technika Kage Bunshin no Jutsu. Dzięki nim mogę wykonywać wszystkie czynności, ale są bardzo łatwe do zniszczenia. Wystarczy że przebije mu się palec, albo złamie go, to klon znika. Zaletą jest to, ze całe doświadczenie, wiedza, i wspomnienia klona trafiają do oryginału. Technika idealna do szpiegowania, gdzie jest narażenie życia.
- Rozumiem. Trzeba myśleć na przód i się zabezpieczać ich ilością. A jak ją wykonać?
Shinobi zrobił pieczęć, która była potrzebna do tej techniki.
- Skupiamy chakre w samym środku klatki piersiowej, odpowiednią ilość i wypuszczamy chakre, kiedy już zebrałeś odpowiednią ilość. Na początku jest ciężko stwierdzić ile chakry potrzeba do stworzenia danej ilości, ale później się już ogarnie.- powiedział do niego.
- Aha. A chakra to?
- Rodzaj energii - wyjaśniła Saya - Mistrz ją ma. Jak odkrył można do tego używać Ki, tyle że trochę inaczej się odbywa przesył. Poproś mistrza o rady albo gdy uporam się z własnym zadaniem cie podszkolę.
- Dziękuję. - Odparł Suo okrywając dłonią pięść.

- Ja już będę się zbierać. Muszę jak najszybciej znaleźć Xing.- powiedział do nich i wziął ze stołu shuriken Sou, po czym podszedł do pieczęci teleportującej. Chciał się teleportować do Garnizonu.
Ciemność i ciemność. Gwiazdy na niebie więc jest już noc. Miejsce cóż to samo skąd został zabrany czyli przed wejściem do byłej jaskini smoka.
 
Neko jest offline  
Stary 05-05-2014, 10:28   #33
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Nanaph nadal siedział na podłodze domu, w którym noc wcześniej doszło do morderstwa. Z minuty na minutę widział coraz więcej, wiedział coraz więcej. Zbliżał się do rozwikłania zagadki tego przestępstwa, okoliczności przestały już być tajemnicą…|
Widział postać. Poruszający się cień... Widział całe zdarzenie rozrywane ciała mężczyzny i kobiety, niemal słyszał śmiech. Śmierć i kradzież monet. Cieć wciąż pozostawał cieniem jednak z każdą chwilą widział więcej szczegółów, niestety osiągał juz granicę. Granicę tego ile mozę zobaczyw tej chwili. Ostatnia scena i twarz zabójcy, wykrzywiona w nieludzkim grymasie.


A później opuszczenie pomieszczenia w kłębie dymu. Wtedy też nastała granica.|
- Więc to tak… - szepnął do siebie Gubernator. Nic więcej go tu nie trzymało. Wstał spokojnie, po czym skierował się do wyjścia. Na zewnątrz rozejrzał się, przyzwyczajając do światła dziennego, a następnie ruszył. W kierunku mordercy. W kierunku Sorena. W kierunku karczmy.|

Christos wraz z Antim siedzieli na dachu jakiegoś budynku, mając widok na pokój wynajęty przez towarzyszy. Czekali aż Erven się obudzi… w końcu pomarańczowłosy miał z nim jeszcze interes.
Tym razem dziewczyna wstała pierwsza. Pomimo starań nie udało jej się wyleźć z łóżka bez szturchnięcia śpiącego Ervena. Ten jednak się nie obudził. Jenny stwierdziła, że wczorajsze “czary” musiały go nieźle wymęczyć. Sama z resztą była padnięta poprzedniego wieczora. Zarzuciła na siebie swój płaszcz i powędrowała do osobnego pomieszczenia gdzie zagrzała sobie wodę i zaniosła do balii. Po krótkiej choć odświeżającej kąpieli Jenny powróciła do pokoju i zaczęła się ubierać w nowo zakupioną bieliznę. Nie była aż tak wygodna jak jej własna, ale nie dało się z tym nic zrobić. Czując jak bardzo jest głodna popatrzyła na śpiącego wciąż mężczyznę. Bijąc się z myślami pobiegła i pożyczyła kawałek czegoś do pisania i czegoś na czym da się pisać. Zostawiając wiadomość na stoliku, napisaną koślawymi literami, wyszła uprzednio całując Ervena w policzek. Zdecydowanie musi coś zjeść.
Erven przebudził się nieco później niź zwykle, opracowanie trudnej techniki i kilkokrotne jej użycie mocno nadwyrężyły materiał z jakiego był zbudowany. Szlachetne zmęczenie! Jednak zauważył brak po swojej prawej stronie, było jakoś pusto, za to pojawiła się jakaś kartka na stoliku z którą pobieżnie się zapoznał. Przeczesał dłonią włosy i już zabierał się za ubieranie. Sam również był głodny, a nie było co czekać. Chwilę później zamykał drzwi od mieszkania i kierował się nieśpiesznie w kierunku baru.
Gdy tylko wyszedł z mieszkania, usłyszał z góry znajomy głos
- Witaj, Erven.- Na dachu siedział jeden z braci w towarzystwie jakiegoś dzieciaka. Co ciekawe, jego oczy były podobne do oczu Braci. Na widok białowłosego bezceremonialnie zeskoczyli z wysokiego dachu. Mogłoby się zdawać, że połamią sobie nogi, jednak tuż przed starciem z glebą nienaturalnie zwolnili, dzięki czemu wylądowali bez problemu - Idziemy sprzedać te… trofea? -
- Nie ma co marnować czasu - odpowiedział Erven wzruszając ramionami - Zaraz.. czy ten mały to nie aby ten co był w moim mieszkaniu? - zapytał kierując się do znanego sobie kupca. |
- Zgadza się, Proszę Pana, to ja. - odpowiedział chłopiec grzecznie.|
Erven westchnął ciężko, więc oczy musiały być symbolem tego całego “dołączenia”.
- Tyle mi wystarczy. Chodźmy. |
Chłopiec nieco się zaniepokoił słowami:
- Jeśli chodzi o ten domek… przepraszam, że tam weszliśmy bez pozwolenia, taki niemiły kolega powiedział mi, że to jego domek, i że możemy się tam pobawić… -
W międzyczasie do grupy dołączyły jaszczury, niosące cięższe trofea.|
- Nie mam ci tego za złe mały. Nie byłeś do końca sobą. - odpowiedział po prawdzie Erven. Trasa nie trwała długo i po pewnej chwili znaleźli się przy kupcu, handlarzu skór i trofeów z którym wcześniej obracał groszem Erven.
- Witam! - zakrzyknął z uśmiechem na twarzy - Mam dzisiaj coś wyjątkowego. Skórę, szpony i głowę brsti która nie dość że petryfikowała spojrzeniem to dopiero połączone wysiłki pół-tuzina osób o różnych zdolnościach dało radę ją pokonać. Skóra twarda jak skurczybyk.. - zademonstrował ślizganiem się ostrza, oraz efektowne sypanie iskier - … szpony czysta klasa i głowa gratis! Zdaniem Eri nigdy wcześniej takiej bestii nie było w tym świecie, a to plus wielki! Prawdziwa gratka dla kolekcjonera! Proponuję, bagatela 1000 monet za wszystko. Proszę pamiętać, że to stwór wysokiej klasy i unikat w skali całego świata. Stoi?
- Hmm. Skóra niczego sobie... Szpony jakieś takie koślawe ale się nadadzą.. A głowa. Echem. Gratis. - przypatszył się jej z ukosa nawet nie dotykać z pewnością gdyby miał to kupować odmówił by. - 750?
- Aquilońskim targiem, 800 i jest pana. To rozsądna cena - zaproponował Erven. I
- Zgoda! - Uścisnęli sobie dłoń i wymeinili towarem za dosc pękatą sakiewkę.|
Erven uśmiechnął się od ucha do ucha po czym szybko odliczył odpowiednią sumę i w osobnej sakiewce podał jednemu z braci który mu towarzyszył mówiąc - 350 twoje, jak było mówione, zrzucamy się po 50 dla Jen. Zasłużyła dziewczyna. - mówił dość szybko po czym ruszał w swoją drogą w kierunku alchemiczki - Mam coś jeszcze do załatwienia, widzimy się w barze! |

Andrzej jak gdyby nigdy nic pełnił swą służbę, zdając się nieco zamyślony. Niektórzy w straży mogli już zapewne zauważyć jego zmianę w oczach - nie zdawał się jednak jakiś inny niż zwykle. Widać było tylko, że coś rozważał. Ciekawiło go, co straż ogólnie sądzi o wczorajszym ataku, i czy są jakieś pomysły jak przeciwdziałać kolejnym atakom.|
Do koszar zawitał Filip.
- Panowie jest robota papierkowa dla dwóch i sprzątająca dla 10. - Oznajmił swoim zwyczajnym tonem. - Trza rozwiesić ogłoszenia. Agaun wprowadził nowy obowiązek na mieszkańców. Dla nich wiele to nie zmieni a dla nas będze to na rękę. Chodzi o uczestnictwo w takich eskapadach jak wczorajsza. Robota sprzątająca to uprzątniecie tego bałaganu z przed bramy. Widać Luven także nie próżnował i załatwił kilka stworów nim wszedł do miasta.
- A po co były mu głowy? - Zapytał któryś z strażników bramy.
- Kiedyś jeden podobno go wkurzył i od teraz je kolekcjonuje. Wniosek.
- Nie wkurzać Luvena.
- Poprawnie to żadnego z mistrzów miecza. Dobra panowie przydziały takie jak zwykle. Podzielić się i brać do roboty.|


Dom odnalazł z mniejszym trudem. Jak się okazało zamiast obchodzić całość do głównej drogi i baru wystarczyło pójsc kawałek za targ gdzie były schody prowadzące pod sam budynek. Do zapamiętania na przyszłość.|
Erven nie czekał długo i już wchodził do środka z uśmiechem na twarzy. Miał do pogadania.
- Witam! - zawitał od progu szukając wzrokiem alchemiczki - Jak się ma dzisiaj moja ulubiona alchemiczka w Lofar? |
Gdyby się nie schylił właśnie rozpuszczał by się tka samo jak drzwi. Dziewczę wyglądało zza progu pomieszczenia celując w niego pustą już fiolką.
- Proszę następnym razem zapukać. - Odparła nie wychylając się bardziej zza progu.|
- Skoncentrowana mikstura żrąca? Niezła robota. - pogratulował po czym spojrzał raz jeszcze na nią to na drzwi. - Wrócić za pół minuty? - zapytał i wyszedł zamykając drzwi, by pozwolić dziewczęciu się… ogarnąć. Trochę węcej niż po pół minuty zdecydował się zapukać do zżartych przez kwas drzwi i wejść jakby nieśmiało.
- Czy teraz można? |
- Nie musiałeś wychodzić. - Stwierdziła swoim dziewczęcym głosem. - Po prostu jestem przezorna na wtargnięcia. - Wytłumaczyła. A teraz w czym pomóc? - Zapytała zapraszając do środka.
W pracownik po jednej stronie stał olbrzym garniec na palenisku, po środku stoły z flakonikami i odczynnikami i jeden specjalniejszy stół alchemiczny pod oknem. Po prawej stronie był regał z księgami. Do owego pomieszczenia nie prowadziły drzwi a raczej było to pomieszczenie otwarte bez jednej ściany. W środku na krześle pod regałem zasiadał czarnowłosy mężczyzna.


- Witam pana serdecznie - powiedział Erven skinając mu głową po czym powiedział do dziewczyny - Panienko Mariko, przyniosłem grzybki o których mówiliśmy ostatnim razem jak i parę specjałów z moich stron. Kły śnieżnych wilków i korzenie lodowych pokrzyw, ale przede wszystkim chciałbym się dowiedzieć czy oczy które dostarczyłem mają jakieś ciekawe zastosowanie i czy nadal jesteś w nich zainteresowana? |
Mężczyzna przytaknął i siedział dalej w swoim miejscu uśmiechając się tylko odo Mariki.
- Luminescencyjne grzybki w tej cenie jaką wcześniej powiedziałam. Są dość pospolite i raczej średni z nich suplement ale każdy składnik się przyda. Korzenie lodowych pokrzyw to dla mnie nowość... - Z chęcią je sprawdzę ale nie dam w ciemno więcej niż 10 monet od sztuki. Za kły dziękuję. A oczy. Cóż. Wykazują pewne cechy petryfikujące nawet bez... reszty głowy. Są jednak słabe. Ale przydadzą mi sie do badań. Będę musiała jeszcze poprosić kogoś o Meduzę. - Spojrzała ukradkiem na czarnowłosego. - Z chęcią je przyjmę w cenie?|
- Prawdę mówiąc sam jestem alchemikiem, i nie zależy mi tak bardzo na pieniądzach. Jednak wybieram się do San Sarandinas i każde referencje byłyby mile widziane. - odpowiedział różowowłosej. |
- Referencje... Hymm. A do kogo byś ich potrzebował, albo w jakiej sprawie? - Zapytała ciesząc sie z nowego nabytku.|
- Przezorny zawsze ubezpieczony. Jeszcze nie znam tak dobrze waszego świata, teraz i mojego bym mógł odpowiedzieć na to pytanie. Jednak mam przeczucie, że mogą być wielce pomocne, a nauczyłem się ufać moim przeczuciom. |
- Emm. Mogę co najwyżej polecić cię Fridrichowi, albo “Szalonemu Bo”. Pierwszy to medyk w tamtejszym szpitalu, a drugi jest technikiem w fabryce technicznej. To tyle jeżeli chodzi o zdobywanie substytutów lub o chemię. Reszty raczej nie znam by móc ją dalej polecać. - Odparła zgodnie z prawdą, może milcząc na temat magii.|
- Rozumiem, w takim przypadku poprosiłbym listy polecające do obu panów. Kły śnieżnych wilków dorzucam gratis. Sproszkowane wykazują co prawda słabe właściwości antyseptyczne i kojące przy zwalczaniu odmrożeń, ale zawsze to coś. Może być? |
- Dobrze. Cieszy mnie ta darowizna. Emm. - Spojrzała na czarnowłosego nie wiedząc jak go nazwac.
- Pióro. - Podniósł z ksiąg i dodał puste kartki pergaminu.
- Dziękuję. A teraz... - Chwile coś notowała a później złożyła podpis i uczknęła kroplę jakiejś substancji w miejsce podpisu. - To listy. Będę rad jeżeli przy nadmiarze zió przyjdzie pan je spieniężyć u mnie. - Uśmiech. - Im specjalniejsze tym lepiej.|
- Mam wrażenie, że będzie to początek pięknej współpracy..- powiedział po czym odbierając dokumenty nieznacznie się ukłonił patrząc dziewczynie w oczy - ..tymczasem, więcej już nie przeszkadzam. Miłego dnia i do zobaczenia. - po czym skinął głową mężczyźnie i wychodząc przez drzwi udał się do kapitana straży. Znalazł go prosto, po paru chwilach zaledwie w koszarach, miejscu które zdecydował się sprawdzić jako pierwsze
- Kapitanie - przywitał się Erven skinając głową - Jak przypadła do gustu nowa balista? Może do najpiękniejszych nie należy ale powinna działać jak marzenie. |
- Ta. Tyle że nikt z odważnych jej nie tykał. Wolą poczekać jak... zwietrzeje. Cóż przetestujemy gdy będzie pora...|
- W takim przypadku mam prośbę kapitanie, mnie na pieniądzach nie zależy, balistę możecie potraktować jako mój dobry gest, a jak dopracuję zaklęcie to i wyglądać będzie po ludzku, a nie jak teraz… sam pan wie. Chciałbym prosić o małą przysługę. Wybieram się do San Sarandinas i chciałbym prosić o referencje, na dobrą drogę, bo coś czuję że tam dłużej zawitam, a pana pomoc byłaby mile widziana. - powiedział Erven kapitanowi straży.
- Cuż. Pomogłeś z kryptą i przy starciu więc nei omieszkam pisnąć słowem. Jednak przestrzegę cię od razu. W stolicy tych swoich czarów nie odstawiaj. Ten typ czarowania niezbyt jest lubiany. Nie mówię że będzie źle, ale staraj sie go zbyt nie okazywać. A tym bardziej przed królewskimi i władzą. A co do polecenia… komuż by cie tu polecić… hmm. A niech ta. Niech on ci się przyjrzy. Zawitaj do Gramona “Stalowej Pięści”. Powiedz że… ja kazałem ci się przyjrzeć. Powinno wystarczyć. Świstków nie lubi to ich mu nie dam.|
- Dziękuję kapitanie za dobre słowo i przestrogę. Prawa tego świata wciąż są dla mnie obce. Tymczasem dobrego dnia życzę - Erven ukłonił się i tak oto udał się jeszcze szybko do zarządcy zakupić po raz kolejny mieszkanie w Lofar. Co jak co, ale miejsce by się zatrzymać i odpocząć, nawet jeżeli zawita tutaj może i nawet za parę miesięcy było nieocenione. Po tym, z uśmiechem na twarzy ruszył w kierunku baru gdzie zapewne czekała na niego Jenny patrząc na list który mu zostawiła.


Karczma. O poranku i przed południem zwykle mało tętniąca życiem. Stałymi bywalcami był tylko Barman i kelnerka Rose. Tego poranka w środku zasiadał jeszcze szermierz o czarnym mieczu ktory wczoraj wrócił do miasta z głowami rogatych demonów i nowy przychodny przybysz.


Castell siedział w koncie karczmy, bogatszy o 1200 monet. Ze znalezisk z krypty pozostał mu kamienny miecz, który oczekiwał na przybycie braci. Siedział nieopodal okna, przez które przyglądał się miastu, czekał na braci, musieli tu przyjść. Uśmiechnął się.
Do baru jak gdyby nigdy nic, wszedł Nanaph. Widząc swojego… “towarzysza”, zbliżył się do niego i dosiadł, powitawszy go wcześniej.
-Jak minęła Ci noc...przyjacielu?- ostatnie słowo niebiesko włosy wypowiedział dziwnym, obcym tonem.
- Doskonale - odparł Gubernator, przyglądając mu się nieco - Dowiedziałeś się już tego co chciałeś o tym mieczu? -
-Doprawdy? - zawiesił na chwilę- owszem, ostrze jest Twoje, ale pewnego dnia być może upomnę się o drobną przysługę.
- Już się boję - odparł zgodnie z prawdą Nanaph, wpatrując się w rozmówcę. Jego spojrzenie było inne, chłodniejsze, bardziej bezceremonialne.
-Dopóki nie będziesz sprawiał mi problemów nie masz o co się martwić- odparł niebiesko włosy splatając dłonie, nie unikając wzroku towarzysza.
- Łatwo powiedzieć - stwierdził pomarańczo włosy. Chwycił za ‘swój’ nowy, kamienny miecz. Jego wzrok zszedł z Castella na oręż…
-Nie mam ochoty Cie krzywdzić- odezwał się Castell nie zmieniając wyrazu twarzy- Najlepiej wręcz by było gdyby wasza fioletowo oka gromadka zostawiła wszelkie informacje dla siebie chłopcze. Inaczej może zrobić się...krwawo.- jego ton w brew pozorom nie miał form groźby.
Pomarańczowłosy nie odpowiadał przez dłuższą chwilę, wpatrując się w ostrze zaciekawiony.
- Ciekawe… magnackie ostrze… - powiedział - By zachować ważne informacje dla siebie, najpierw należy je mieć. - uśmiechnął się głupio i zmienił temat - Co stało się z tamtą kosą, jeśli mogę spytać? -
-Ciekawe więc cóż żeś robił całą noc w tym budynku- uśmiechnął się Castell. To był inny uśmiech, zupełnie inny niż dawny, miły uśmiech.- Kosa, cóż to już moje zmartwienie.
- Nadal wiem mniej, niż chciałbym wiedzieć. - mężczyzna zupełnie ignorował mimikę wampira - Mógłbym się jej przyjrzeć? -
-Może to i lepiej. Nie jestem już w jej posiadaniu- odparł arystokrata opierając się wygodniej na krześle.
- Kto więc jest? -
-Szczęśliwy nabywca- odparł obojętnym tonem.
- Nie dasz się namówić na grę w otwarte karty, co? - bezceremonialnie spytał Gubernator. Miał już chyba dość tych gierek.
- Barman! - zagrzmiało nagle od wejścia - któryś z twoich specjałów proszę! - Jenny wparowała do karczmy - i do picia… również coś specjalnego!
- O! - zauważyła nagle dwójkę - jak tam? Wyspani? - dosiadła się do Sorena i Nanapha.
-Witaj Jenny- odparł Castell z przyjaznym uśmiechem- jak najbardziej. Czuję niemal jak nowy. A Ty?
- Jakieś wygodne łóżko żeś dorwał? Ja jestem głodna - stwierdziła jakby to miało wyjaśnić to jak się wyspała - mam nadzieję, że Erven się nie obrazi ale mam wrażenie, że żołądek mi zasys… nie mogłam czekać aż się obudzi a szkoda mi było samej to robić…
-Prawie jak w domu- odpowiedział na pytanie- Jestem pewien że Ereven nie będzie mieć Panience tego za złe.
- Mam nadzieję… - Jenny zamyśliła się na moment - nie mam pomysłu jak pociągnąć to śledztwo. Jeśli faktycznie w domostwie nie ma żadnych śladów z powietrza nie wyczaruję winowajcy - mruknęła niezadowolona - teraz to przydały by się kamery i monitoring…
-Kamery…?-zapytał nieco zbity z tropu- w każdym razie, cóż. Nie jestem detektywem. Chodź prędzej czy później ludzie wpadną na jakiś trop- odparł z uśmiechem nie spoglądając się nawet w stronę Nanapha.
- Hm, może. Kamery to takie urządzenia… maszyny które nagrywają, znaczy łapią obraz i potem można zobaczyć co się działo w jakimś miejscu gdzie taka kamera pracowała.
- Interesujące. Ja w każdym razie nie znalazłem w domu żadnych dowodów… wszystko jest tak jak mówił Filip. - stwierdził Gubernator, odkładając kamienny miecz.
- Jeśli nic się nie zmieni przez jakiś czas, to chyba zabiorę się stąd i pójdę do tego punktu widokowego. Soren mam nadzieję, że dalej nie masz żadnych planów?
-Jestem do Twojej dyspozycji Panienko Jenny- odparł przyjaźnie- kiedy planujesz się tam udać?
- Jeszcze nie wiem, bard powiedział, że to jakieś trzy, cztery dni drogi piechotą… to musi być naprawdę daleko… może jakiś transport by dało radę załatwić. Nigdy nie musiałam robić takiej wyprawy, nie wiem jak się nawet przygotować.
- Przypuszczam, że od zrobienia zapasów i dopytania dokładniej o trasę. - stwierdził Nanaph |
-Przechadzając się po mieście widziałem zakład kartografa, możemy zakupić tam mapę na podróż. Stać nas również na zakup koni...Wiesz czym są konie Panienko Jenn?- zapytał niepewnie Soren.
- Zaskoczę cię, wiem. Nie widziałam tylko nigdy takiego na oczy. Kiedyś podobno żyły na ziemi… ale to stare czasy.
-Hmmm.. więc nauczę Cię jeździć. Podstawy zajmą trochę czasu ale powinny wystarczyć. Reszta w praktyce. Ewentualnie możemy zakupić mały wóz, a resztą ja się zajmę.
- Ło… coś czuję, że zrobi się z tego niezła wyprawa.
- To się okażę. Pozostawię Panience do wyboru, która opcja bardziej odpowiada. Resztę z organizuję na dzień wyjazdu, gdy już się zdecydujesz.
Jenn spojrzała zaskoczona odrobinę na Sorena.
- Dzięki - powiedziała całkiem szczerze - to miłe - po czym uśmiechnęła się do wysokiego mężczyzny.
Castell odpowiedział jej uśmiechem.
-Nie ma za co. Tak więc, powiedz kiedy zdecydujesz się na wyjazd a reszta to mój problem. Pozostaje kwestia nauki jazdy.
- Jeśli nie znajdzie się tutaj nic lepszego do roboty… nie będziecie mieli nic przeciwko, żebym zabrał się z wami? - spytał Gubernator.
- Ja nie mam nic przeciwko i tak wliczam w sumie w tę wyprawę Ervena, jeśli mu będzie po drodze.
-W takim razie jednak z organizuję wóz- zastanowił się Castell- będzie wygodniej i taniej, chodź nieco wolniej.
- Skoro tak uważasz… a jak mógłbyś mnie nauczyć jazdy konno? - zainteresowała się - bo wiesz w sumie widziałam tylko jakieś rysunki, jak duże są konie? Jak dokładnie się je odczuwa? Jak to jest mieć kontakt z takim zwierzęciem?
-Przyjemny, chodź sam dawno nie jeździłem. Wielkość jest różna, zależnie od rasy. Zobaczymy jakie sąw tym świecie. Postaram się zakupić jakąś spokojną klacz, to ułatwi Ci pierwsze kroki.
- Oto zamówienie. Zestaw śniadaniowy. - Powiedziała Rose przynosząc tacę.
Byął tam miska z pastą rybną: łosoś z jajkiem i szczypiorkiem. Do tego pełno ziarniste jeszcze ciepłe pieczywo i kostka masła zapewne również własnej roboty. Do tego kostka żółtego sera pachnącego ziołami i mniejsza miseczka z twarogiem, oraz pokrojony pomidor i ogórek skoszone solą. Jako napój podano sok pomarańczowy z delikatną wonią czegoś jeszcze. Zdawało się że kofeiną jednak zapach był mylny. Po spróbowaniu napoju ciało dziewczyny przeszyło mrowienie jakby prąd pobudzał wszystkie komórki jej ciała. Bardzo orzeźwiające i pobudzające uczucie.
Jenny znów zachwycała się smakiem jedzenia. Znów jej twarz wyrażała błogość i niemal pierwotne szczęście. Choć promieniała zadowoleniem nie było to nachalne. Po prostu widać było, że dziewczynie smakuje.
- A może byś nam pomógł szukać mordercy? - zapytała się nagle Jenny Sorena.
-Jak już wspominałem, nie jestem detektywem- odpowiedział.
- No i? Ja też nie jestem - wzruszyła ramionami - a ty chyba coś tam o tropieniu mówiłeś. Może zobaczył byś coś, czego nikt inny nie dostrzegł?
-Tropienie..znam podstawy, chodź raczej tyczy się to zwierzyny- westchnął głośno- niech będzie, chodź nie wniosę zapewne nic nowego do tej sprawy.
- Każda pomoc się przyda, tak myślę - po tych słowach zabrała się do dalszego pałaszowania śniadania.
- Hm, a wy coś jedliście?
-Już jadłem, dziękuję- odparł Castell po czym lekko zamyślony spoglądał w sufit.|
Wtedy też do karczmy wślizgnął się jak cień Erven i szybko przemierzając salę znalazł się za Jenny i dłonią przesuwając jej po karku siadł z boku.
- Minęło mnie coś ciekawego?
Dziewczyna drgnęła od nagłego dotyku.
- Tylko śniadanie - powiedziała dotykając karku - jak się czujesz? |
- Jak nowo narodzony.. - odpowiedział z uśmiechem - ..poza tym, mam coś dla ciebie, ale to może poczekać. Jakieś plany na najbliższą przyszłość - zapytał wszystkich. - Mam parę miejsc do sprawdzenia i nie wiem gdzie udać się najpierw.
- Om miło. Plany? Wygląda na to, że udajemy się do punktu widokowego. Soren zgodził mi się towarzyszyć a Bracia też chcieli.
- Punkt obserwacyjny? W sumie… to też jedno z tych miejsc które planuje zwiedzić, więc czemu nie? - wzruszył nieznacznie ramionami - Potem przyjdzie pora na San Sarandinas. Mam nawet transport jeżeli nie macie nic przeciwko.
- Jak dla mnie coś mięsistego gospodarzu! - zawołał do barmana - Mięsistego z piwem poproszę!
- Nie mówisz o tej kościanej karocy.. prawda? - skrzywiła się Jen.
- Może i wygląda topornie… jeszcze muszę dopracować to zaklęcie, ale zawsze to szybszy środek transportu, prawda? - odpowiedział dziewczynie. |
- Jak dla mnie się nada. Transport to transport - stwierdził Gubernator.|
- Oto danie. Hmm takiego jeszcze nie widziałem - stwierdziła kelnerka kładąc na stole talerz z zasmażanym plackiem i sałatką warzywną. No i oczywiście piwo, ciemne, mocne i korzenne. Z nutką goździków. Placek był wielce ciekawy to też pierwszy został spróbowany. Stek z baraniny zasmażany w mące kukurydzianej z odrobiną ziół w tym z pewnością bazyli. mięso było delikatne i bardzo, bardzo soczyste. Jeden kęs u usta wypełnił przyjemny mięsny bulion.|
- Na parę mil przed miejscem naszej podróży porzucimy powóz… coś ludzie są nerwowi jak widzą kości… nie wiem dlaczego. - stwierdził Erven po czym wrócił do degustacji. |
-Więc pozostaje zakupić konie. Może uda się to zrobić jeszcze dziś- odparł Castell- zawsze to więcej czasu na naukę.
Jenny się wzdrygnęła.
- Mam nadzieję, że wytrzymam. Wygląda na to, że czeka nas wspólna podróż - uniosła jeden kącik ust.
- Sorki, że cię zostawiłam w mieszkaniu. Koszmarnie głodna byłam - przeprosiła Ervena.|
- Kiedy planujemy wyjazd? - spytał bezceremonialnie Gubernator.
- Znaczy… jeśli nic nie znajdziemy to myślę, że zostawię sprawę strażnikom i będzie można jechać. Chyba, że ktoś ma jeszcze jakieś plany.
Erven tylko się uśmiechnął do Jenny na słowa przeprosin.
- Konie są drogie.. - zauważył - ..a jest nas z pięciu. Rachunek ekonomiczny się nie opłaca. Lepiej wziąć karocę i zostawić ją na parę mil przed celem podróży. Będzie równie szybko. Jak kto chce konia niech kupi, choć to mało opłacalny interes.
- On chyba chciał zaprząc je do karocy… tak to się mówi? - zerknęła na Sorena a potem resztę z pytającym wzrokiem.
- Siła pociągowa już jest, ale odrobinę więcej nie szkodzi - powiedział Erven - Osiem piekielnych ogarów powinno spełnić swoje zadanie. I tak, tak to się mówi. Masz dar do szybkiego łapania słówek moja droga. - dopowiedział z uśmiechem.
- W ostateczności można użyć i moich zwierząt… swoją drogą, ilu ludzi pomieści ta karoca? - oczy Gubernatora przez całą rozmowę nie schodziły z siedzącego naprzeciw Sorena.
- Czterech w środku, jeden do dwóch na miejscu woźnicy i jeden z tyłu. - odpowiedział mlecznowłosy.
- Właśnie, to mi przypomniało… Nanaph, Soren, co powiecie na przyjacielski sparing na miecze jak będziemy w drodze dla zabicia czasu? Może byśmy się czegoś nauczyli od siebie.
- Nie mam nic przeciw, a wręcz chętnie się sprawdzę- uśmiechnął się Castell przenosząc wzrok z sufitu na pozostałych- chciałbym zakupić dwa konie, w ten sposób gdy pozbędziemy się karocy wciąż pozostaniemy mobilni. Nie zapominajmy również że wóz jest ograniczony terenowo.
- Prawda, ale raczej nie przewiduje postojów poza nocnymi na odpoczynek i ewentualne łowy w otaczających terenach. Jestem pewny że bracia z chęcią użyją swoich łuków, prawda? - zapytał Sharsth.
- Dobre konie powinny dać radę. Poza tym wciąż uważam że umiejętność jazdy konnej przydała by się Panience Jenny.
- Możesz i mnie wliczyć w naukę. Czasy kiedy ostatnio miałem przyjemność jazdy konnej są daleko za mną. Ostatnio to karoce i powozy były nie ukrywając.
- Chętnie i Tobie pomogę- odparł z uśmiechem Castell- w końcu jesteśmy jakby nie patrzeć drużyną.
Erven już nic nie odpowiedział, tylko skinął głową i powrócił do konsumowania nietypowej potrawy.
- No właśnie trzeba się trzymać razem. Skoro już się znamy to czemu od razu rezygnować z dalszej znajomości - bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Nie nazwałbym tego rezygnowaniem jak już, tylko odkładaniem na potem. - powiedział z lekkim uśmiechem mlecznowłosy - Jak by nie patrzeć i tak byśmy się zobaczyli w przyszłości.
Jenny popatrzyła dłużej w oczy mężczyzny, uśmiechnęła się lekko.
- Nigdy nic nie wiadomo.
- Prawda… nigdy nie wiadomo. - odparł ciszej niż zwykle po czym zmienił temat - Tak czy inaczej niedługo wyruszamy. Wszyscy gotowi?
- Co? Nie dzisiaj. Najpierw chcę się przyjrzeć temu morderstwu, Soren się zgodził pomóc.|
- Może tak i lepiej? - zapytał retorycznie spoglądając gdzieś za Jenny. - Do jutra wszystko może się zmienić. |
- Czas jest tutaj na wagę złota - stwierdził Nanaph - Jeśli chcesz, możemy pójść do tego domu jak tylko skończysz posiłek. Poszukasz śladów, jeśli zechcesz, a potem, za kilka godzin, możemy ruszać. -
- Dlaczego nagle nam śpieszno? - spojrzała na pomarańczowowłosego.
- Mnie nie śpieszno. Jeszcze mają tutaj mieszkania na sprzedarz, właśnie bo bym zapomniał… - sięgnął ku pasa i po chwili wręczał Jenny sakiewkę - ...twoja część.
Jen przyjęła pieniądze ale przemilczała myśl która przyszła jej do głowy. Była mało przyjemna.
- Sprzedaliśmy trofea które zdobyliśmy w krypcie - wytłumaczył Erven - Dużo tego nie było, ale zawsze coś.
- Tylko mnie? A co z Sorenem, który mimo wszystko całkiem sporo roboty sam odwalił. Jak wszyscy to wszyscy - mruknęła - Jak on nic ci nie da to podzielę się z tobą - rzuciła jeszcze do Sorena wciąż widząc urywaną nogę.
- Soren dostał całkiem wartościową kosę - Gubernator uśmiechnął się.
- Której nie widać przy nim.. - dopowiedział Erven zostawiając w domyśle jedyne logiczne wyjaśnienie tej sytuacji.
- Aha - skwitowała i przywiązała sakiewkę do paska.
-NIe zależy mi na majątku- odparł Castell- Kosa nie była mi potrzebna więc się jej pozbyłem. Pieniądze potrzebne mi są tylko na podróż, nic więcej.
- Widzę, że myślimy podobnie towarzyszu. - odparł Erven - Pieniądze rzecz nabyta, wiedza i zdolności… to jedyne co pozostaje.
-Całkowicie się z Tobą zgadzam. A więc skoro plany ulegają przyśpieszeniu, pozostaje mi jeszcze dziś wszystko załatwić i nauczyć was podstaw -zaśmiał się Niebiesko włosy- to może być ciekawe.
- Zapewne.
- Hej, Jenny, słońce ty moje, wyjrzyj proszę zza tej chmurki.. tak pięknie potrafisz promienieć.. - powiedział ciepło Erven.
Jenny podniosła głowę i jedną brew.
- Chłopie umiesz komplementy gadać ale czasem przeginasz. Na przykład teraz. Nic mi nie jest i czuję się dobrze. Zamyśliłam się.
- W razie czego, mogę Wam nieco pomóc w nauce. Oszczędzi Wam to nieco upadków. - stwierdził Nanaph.|
-W jaki sposób?- spytał Castell.
- Nazwijmy to tresurą. -
-Chyba wystarczą nam już “tresowane” jeszczurki- odparł- zawsze możemy spędzić tu trochę więcej czasu, mnie przynajmniej się nie śpieszy. Ni chciałbym wręcz poganiać Panienki Jenny, do niektórych rzeczy trzeba się przyzwyczaić.
- Z pewnością byłoby to pomocne. A na jaszczury chyba nie można narzekać… - bronił swoich “przyjaciół” Guberator.
- Nie dołączaj wszystkiego i wszystkich do swojej rodziny. Ciarki mnie przez to przechodzą - oświadczyła w końcu Jenny.|
- Dołączać do rodziny? - posłał jej zdziwione spojrzenie Nanaph, lecz chwilę potem zreflektował się, zamykając oczy - Ach, rozumiem. Mój brat musiał Ci trochę o tym powiedzieć… - uśmiechnął się - Nie przejmuj się tym. On widzi w tym niepotrzebne ceremoniały, ale tak naprawdę to nie różni się wiele od Twojej, jak to nazwałaś, techniki. Sprawia, że nie wchodzimy sobie w drogę. -
- Wybacz ale ja nad nikim nie przejmuję kontroli… czy tak wcielam. Cokolwiek ważne, że zaczynacie myśleć jednolicie.
- Kontroli? Pozbawiam tylko zwierzęta ich strachu przed ludźmi, ich drapieżnych instynktów. Jednolite myślenie…? - zdziwiona mina - Ciekawe macie pomysły… -
- Nie wiem skąd ale wiedziałeś co się stało z Lucasem zanim Christos wrócił do miasta. Z reszta nie wyglądało jakbyś się tym specjalnie przejął. Dodatkowo dzieciak którego sobie zabrałeś również nie wyglądał jakby miał problemy z posiadaniem broni. Jakby było to dla niego normalne.
- To już kwestia indywidualnego spojrzenia. Tak jak w lesie, gdy Soren i Ginryo ostrzegali nas przed zwierzętami. A co do Antiego, bo ten ‘dzieciak’ ma imię, to poprosił nas, żebyśmy go nauczyli walczyć, bo zawsze chciał umieć się bronić. To biedny chłopak, z tego co wiem…. - nie rozwijał już dalej - Pozwoliliśmy mu ją nosić, bo jest dość dojrzały, by nie zrobić sobie krzywdy. -
- Och, daliście mu broń… i w ciągu jednego dnia przyzwyczaił się do niej? Nie przesadzaj.
- Tutejsi są przyzwyczajeni do ataków demonów, czy wielkich skał, spadających jak gdyby nigdy nic z nieba. - stwierdził.
Jenny przekrzywiła głowę i wbiła wzrok wprost w Nanapha.
- Ale ty pierdolisz.|
-Hyhy- zarechotał pod nosem Castell, wyraźnie rozbawiony zaistniałą sytuacją- no więc, skoro już zjedliście, może zajmiemy się waszymi sprawami. Chyba że macie ochotę spędzić resztę dnia w karczmie- wzruszył ramionami.
W tym momencie do karczmy weszli Christos i Anti. Chłopiec, podchodząc do Gubernatora, zagadał z entuzjazmem:
- Nanaph, to kiedy mnie nauczysz? -
- Zaraz, mały. - odparł pomarańczowłosy, następne słowa kierując do Ervena - Jeśli chcesz, chodź z nami. Może się czegoś nawzajem nauczymy… Reszta w tym czasie zajmie się przygotowaniami. -
Jenny rozłożyła ręce ze znaczącą miną. Jakby to co teraz się działo nie miało absolutnie nic wspólnego z tym co przed chwilą mówiła. Wywróciła oczyma i spojrzała na Sorena.
- Będziesz miał teraz chwilę? Przeszłą bym się do tego domostwa. Ktoś wie gdzie ono jest czy muszę się przejść do straży?
- Mogę was zaprowadzić - zaproponował Nanaph, czekając na odpowiedź Ervena.
-Chodźmy więc,z ciekawości pytałem już strażników o tą sprawę, więc mniej więcej wiem który to dom- odparł Castell.|
- Dzięki Nanaph, ale mam inne plany. Jestem pewny że będziemy mieli mnóstwo czasu w drodze do punktu obserwacyjnego - odpowiedział po czym dokańczając danie zapłacił barmanowi i ruszył w swoją drogę. |
- Jak znajdziesz chwilę, będziemy przed bramą miasta. - dopowiedział Nanaph, także wychodząc, wraz z Antim i Christosem.|
 
Dhratlach jest offline  
Stary 05-05-2014, 10:45   #34
 
mlecyk's Avatar
 
Reputacja: 1 mlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłość
Anubis “przebudził” się przy stole u wejścia do katakumb. Na jego szyi już wisiał amulet od Bastet, a w ręku ściskał klucz w kształcie skarabeusza. Wyszedł pośpiesznie z podziemi stąpając twardo i sztywno, wyszeptał jedynie słowo “dziękuję”.
Stanął na środku ulicy, wyprostowane ręce trzymał jak szczudła wzdłuż ciała, głowę skierował lekko w dół. Niemal trząsł się, dygotał trząsany konwulsjami. Nie przejmował się w ogóle mijającymi go mieszkańcami złotego miasta, zerkającymi z przerażoną minę, na wilkołaka na środku ulicy, w biały dzień.
“Zawsze pomagam tu, gdzie niewłaściwie sie dzieje. Zawsze dotrzymuję słowa. Ale nie mam już czasu” - pomyślał, a przynajmniej tak mu się wydawało, równie dobrze mógł wypowiedzieć te słowa na głos.
Droga w lewo prowadziła do bramy miasta, droga w prawo w kierunku pałacu. Ale nie miał już czasu. On go wzywał, niecierpliwił się, ostrzegał. Ale obiecał coś, wampirowi, z którym podzielił się swoją krwią.
To wspomnienie jednak uświadomiło Egipcjaninowi, co tak na prawdę jest ważniejsze. Podzielił się z nim krwią…, ale dlaczego? Cenny dar, po to by zdobyć klucz, który właśnie dzierżył w dłoni, wszystko by zdobyć klucz do krypty. TO! zawsze było najważniejsze.
Nie wytrzymał i wydał z siebie wycie, inne jednak niż do tej pory. Nie było w nim krzty zniecierpliwienia, gniewu czy groźby. Było to najprawdziwsze wycie szakala czy wilka przepełnione siłą i chęcią przetrwania, spokojem. Dźwięk ten przywrócił jego ciało do równowagi. (choć mocno przeraził najbliższych, i na pewno nie tylko najbliższych, przechodniów).
“Wrócę tutaj!” - mówił do siebie w myślach, choć sam nie był tego pewien. Euforia mogła sprawić, że wykrzykiwał te słowa w nadziei, że usłyszą je Panowie. - “Wrócę i dotrzymam słowa! Zawsze dotrzymuję słowa!”.
Puścił się biegiem przez uliczki miasta, wypadł nie zważając na nic za bramę miasta i ruszył w pustynię.
Po paru minutach biegu Anubis zaczął się zmieniać, jego oczy zalśniły czerwienią, nie tak głęboką jednak jak zwykle, gniew zamknięty był gdzieś głęboko za ścianą zbudowaną z ponurej radości, a ujawniła się tylko postać gniewu.

Czarny jak noc szakal pędził przez pustynię. Skarabeusz, klucz, cel jego podróży na to pustkowie, widniał przytwierdzony do złotej “obroży” Anubisa.
Pędził ile sił, w serce pustyni. Tam skąd dobiegał szept.
Trzy dni podróży minęły bardzo prędko, w nocy czasem zatrzymywał się, na godzinę lub dwie i dawał ogrzanemu do czerwoności ciału ostygnąć, potem jednak gnał dalej. Nie czuł zmęczenia, jednak wiedział, że taka podróż sprawia, że nie jest również w pełni sił. Wtedy jednak nic nie liczyło sie, tylko ON. Anubis tego świata, ten, do którego być może dotarła modlitwa złożona przy grobie Freyi.
Czwartego dnia zatrzymał się i rozglądnął po bladym piasku przykrywającym widok po wszystkie horyzonty. W ciągu chwili szakal zniknął, a pojawił się znów Anubis.
Uniósł dłoń i przyłożył skarabeusza, klucz, do zagłębienia w amulecie wyczekując tego, co się stanie.
Drganie. Odgłos kruszenia i ruch. Skarabeusz rozpostarł swe kamienne skrzydła, które natychmiast stały się naturalne i żywe. Chwilę jeszcze się poruszał, chwilę machał skrzydełkami aż wreszcie uniósł sie w powietrze i poszybował na zachód. Daleka droga wiodła aż do pionowej piaskowej ściany. Olbrzymiej, 50-60 metrowej, wysokości pasma górskiego. Było płaskie u szczytu tworząc swego rodzaju płaskowyż. Sięgała z lewa na prawo całego horyzontu.

A całość tej góry była poprzecinana kanionami.

Skarabeusz skręcił na północ. Znów lecąc nieokreśloną odległość aż wreszcie skręcił w któryś z korytarzy kanionu.

Anubis szedł za nim kilka minut aż wreszcie dotarli do dziwnych ozdobnych wrót.

Wtedy też skarabeusz ponownie zmienił się w kamień. O konturach identycznych jak kontury otworu w ozdobnych wrotach. Tyle, że ten otwór trudniej było znaleźć niż nefrytowy kamień leżący na piasku.
Otworzył paszczę z zadowolenia i rozpostarł ręce na boki, a rozległ się huk niczym potężny taran uderzający w skalną powierzchnię. Uderzenie wzniosło tumany kurzu z wrót. Kurz unosił się chwilę, po czym nagle opadł na ziemię pozostawiając krystalicznie czystą powierzchnię.
Na szczek Anubisa z ziemi uniósł się skarabeusz. Nefrytowa figurka wirowała leniwie przed jego oczyma.
- Otwórz je! - krzyknął wstrząsając komnatą. Święty żuk wystrzelił jak z procy prosto we wgłębienie nad wrotami.
Rozległ się trzask i dźwięk kamienia ocierającego o kamień.
Rozsuwanie wrót i powiew pochodzący z nikąd, wydawany odgłos wycia. To było złudzenie, ale było coś wewnątrz. Anubis odczul coś jeszcze jakąś osobę zmierzającą w tą stronę, ale była jeszcze daleko.
Korytarz był ciemny i nieoświetlony. Na razie biegł prosto aż do końca do ściany. Nie było innych dróg ot taki sobie zwyczajny tunel ślepa uliczka. Choć linia pośrodku tunelu zdawała się coś znaczyć. Na końcu na ścianie znajdował sie kolejny otwór ze skarabeuszem.
Prawie słyszał jak jego serce bije, gdy wyciągnął przed siebie dłoń i wpasował posążek w zagłębienie.
Z pewnością usłyszał szczęk i odczuł brak podłogi. Powiew wiatru i chwilę później runął w dół zjeżdżając piaskowa zjeżdżalnią. Zakręty, konary osunięte skały i duże robaki. Wylądował parędziesiąt metrów dalej i zdaje sie tylko dwa pietra niżej. Pusta ciemna sala wypełniona piaskowym nasypem. Z sali wychodziły dwoje drzwi - lewe ciemne i prawe odrobinę jaśniejsze.
Czuł go, zbliżającego się. Nie był jednak w stanie określić właściwego kierunku. Wybór drzwi nie podobał się Anubisowi. W grobowcach takich jak ten zawsze była ta „dobra” droga i ta „zła” droga, nie miało znaczenia, którą stroną wybierze. Instynkt jednak kazał mu skierować się w prawo.
Ciemne korytarze stanowiły problem dla zwykłych ludzi. Anubis jednak do zwykłych nie należał i choć nie mógł kierować się za pomocą węchu ani też wzroku delikatnie przemierzał je. Kolejny korytarz, kolejne schody, kolejna sala. W reszcie ogromna sala z podwyższeniem, a raczej schodami ku górze na szczycie grób. Wielka kamienna trumna.
Anubis zatrzymał się u dołu schodów. Spojrzał w górę, ku trumnie, której nie wyczuwał żaden z pięciu podstawowych zmysłów. Lecz on ją widział, dostrzegał ją sercem, każdy jej szczegół, każdą ozdobę i ciężar mocy, którą w sobie nosiła.
Dłoń Anubisa wystrzeliła do przodu. Nagle z pomiędzy zaciśniętych palców pięści wystrzeliły gejzery piasku. W momencie, gdy piasek zniknął w jego dłoni pozostała broń.

Złoty topór o dwóch ostrzach szerokich jak wielkie tarcze. Anubis postawił go z wielką siłą obok siebie, a jego długość okazała się przewyższać jego ponad dwumetrowy wzrost.
W normalnych okolicznościach jego duchowy topór wydzielał złoty królewski blask, a w idealnej ciszy, takiej jak w tym grobowcu, dałoby się słyszeć szum i jęki poległych z tej broni.
Nie tutaj jednak.
Tu, w obliczu tego, do którego przybyli, ostrza milczały, a złoto wyblakło nieśmiałe obdarzyć otoczenie choćby cieniem blasku.
Ruszył przed siebie, krok za krokiem, nie spieszył się, każdy krok był zwieńczeniem podróży, każdy przybliżał go do celu, do swojego JA z tego świata, do drugiego Anubisa. Każdy krok był kolejną modlitwą na drodze do wiedzy.
„JAM jest anubis. Przybyłem z daleka, a szedłem przez wiele tysiącleci.”
„MY nie jesteśmy złem lub dobrem, grzechem lub czystością, śmiercią lub życiem.
MY jesteśmy czymś pomiędzy, tym, czego ludzie boją się nade wszystko i tym, czego pragną ponad wszystko. Niesiemy śmierć by dać życie, karamy grzechy, choć sami my nie czyści.”
Tup.
Tup.
Miliony stało przede mną. Miliony klękało i oddawało się memu sądowi. Jeden za drugim oddawali swe grzechy wadze. Osądziłem wiele dusz.
Być może przyszła chwila by ktoś zważył moje serce, a wraz z nim moje grzechy.
Rozległ się dźwięk ostatniego kroku, a po nim brzęk krawędzi topora opieranego o podłogę. Spojrzał z góry na grobowiec, którego nie mógł widzieć i nagle uklęknął wciąż trzymając topór i przykładając drugą dłoń do serca.
- Anubis. – mruknął, a ściany zadrgały i zatrzęsły się jak gdyby słowo to wypowiedziane było milion razy głośniej. Jak gdyby tkwiła w nim boska moc.
Odgłos osuwającego się piasku światłość ze sklepienia odbita w milionach drobnych kryształków piasku. Wszystko, cała przestrzeń zastygła w bezruchu, to nie czas się zatrzymał lecz ta przestrzeń.
- Na co spoglądasz? - Warkliwy głos doszedł zza pleców boga. Wtedy też spostrzegł, że stoi na piedestale bez trumny a za nim identyczny piedestał z otwartą trumną na której zasiadała jego tutejsza forma.

Wielkość na około 5 metrów. Berło na plecach i uśmiech na pysku.
- Czekałem na ciebie, przez piaski tego czasu... i wreszcie jesteś Anubisie.
Nareszcie… spotkał go. Dopiero teraz u zwieńczenia tej podróży zrozumiał jak wiele ma do zapytania i jak wiele do powiedzenia. Jego postać, forma idealne i harmonijne. W głosie brzmiała potęga, władza i pewność siebie.
- Słyszałem Twój szept. Czas zdawał się chwilami pędzić nieubłagalnie to znów niemal zatrzymywał się dla mnie. Najważniejsze, że już przybyłem. – zawahał się na chwilę. – Nazwałeś mnie Anubisem choć tutaj czuję, że ledwie nim jestem…
- Bo ten świat nie jest twój szakalogłowy... nie jest Nasz. - Pauza. - W tym świece nie ma wiary i nawet bogowie to zaledwie byty, takie jak Ja.
- Od jak dawna wiesz, że się zbliżam? Nie wiedziałem o Twoim istnieniu dopóty nie porozmawiałem z Bastet. A i to zrobiłem tylko dzięki bajarzowi, starcowi, który ponoć miał zaszczyt stać przed Twoim obliczem.
- Bajarz? Starcem go zwałem... w tej bezkresnej otchłani czasu zdawał się jeno mknieniem, czymś ulotnym i dawnym. A jednak umilił mi czas rozmową. - Zamyślił się rysując coś na piasku u swych stóp. - Wiedziałem o tobie od kiedy pojawiłeś się w tym świecie... Wiedziałem gdyż jesteśmy jednym i tym samym choć pod różnymi psotaciami.
- Wiesz kim jestem? Wiesz skąd pochodzę?
- Ze świata gdzie byłeś sobą. Ze świata gdzie byłeś Bogiem. “Nie ma innej odpowiedzi niż PRAWDA” - Zawarczał jakby demonstrując swoja mantrę. - Światów jest wiele lecz każdy jest podobny, bo jedna rzecz istnieje wszędzie. A jest nią ŚMIERĆ. Lecz tylko tobie znany świat można nazwać DOMEM.
- Skoro Ty tu jesteś, oraz Bastet… Czy inni moi Bogowie również mają odpowiedników w tym świecie?
- A ile światów tyle też bogów - uderzył pięścią w rysunek. - tak rzekł starzec. W tym świecie tylko my jesteśmy sobie znani tylko nas łączy ten jeden świat. A reszta... jest inna. I zła i dobra.
- Anubis wstał z klęczek i mocniej ścisnął złotą rękojeść wielkiego topora.
- Kim tak właściwie jesteś? Jak to możliwe, że nosisz moje imię? Jak to możliwe, że jesteś, tak jak byłem ja, Bogiem? Czy nasze światy są w jakiś sposób połączone, czy MY jesteśmy w jakiś sposób połączeni?
- To samo choć nie to samo - pauza dająca chwilę nad zastanowieniem się nad tym. - Tam gdzie istnieją światy tam istnieją i ich płaszczyzny. Różni nas jednak to jak ten świat nas przedstawił. To jak ON nas widzi. Mnie uznał bogiem a ciebie... istotą.
Egipcjanin milczał przez chwilę wpatrując się w potężne oblicze tutejszego Anubisa. Przeciągniętą ciszę przerwał dźwięk opadającego piasku, który wysypał się z jego dłoni gdy odwołał swoją duchową broń. Wyprostował się i powiedział pełnym przejęcia, ale i spokoju głosem.
- Czasem czuję nosem lub sercem aury oddalone o wiele kilometrów, potężne na tyle by… by zmiażdżyć mnie jak robaka, jak… Skoro tak ocenił mnie ten świat… czy wiesz może co mogę zrobić by rozważył mnie i to kim jestem raz jeszcze?
- Los zbliża się by sprawdzić mą decyzję. Może jest szansa by znów rozpatrzył swą decyzję... Jednak nieznane są ścieżki przeznaczenia. I ja bóg mogę się mylić. To co ma nadejść może nie zmienić tego co już jest. - Podniósł garść piachu ze swego sarkofagu i zaczął go przesypywać. A ten spadając formował kształty.
- Los… Brak mi tego uczucia… Nie brak mi potęgi i mocy, władzy czy samego istnienia jako istota Boska… Lecz tęsknię za swoimi obowiązkami, respektem, który budziłem z racji swojego zajęcia, rozmowy z duszami, które do mnie przychodziły… to wszystko tworzyło to kim jestem, a teraz tego brak.
- Teraz wędrówka dusz to już nie nasze zadanie. Inny bóg sprawuje nad tym pieczę. Inny jest panem umarłych.
Anubis spuścił lekko głowę i złożył uszy w zmartwieniu. Nie dopytywał o szczegóły dotyczące Tego innego. Wszystko w swoim czasie… Trwał tak dłuższą chwilę podczas, której po komnacie nie roznosił się żaden dźwięk.
- Starzec… zrobił na mnie wielkie wrażenie. – Uniósł głowę gdy na jego twarz wrócił kolor i siła, pewność siebie. – Jest niezwykłym człowiekiem, być może czymś więcej choć czuję, że nigdy by się do tego nie przyznał.
- Zaiste. Może i wie więcej niźli się nam obu wydaje.
- Taaak… mam nadzieję, że jeszcze kiedyś go spotkam. Mam nadzieję, że prędzej niż później. – Znów milczał chwilę nad czymś myśląc. – Podobnie jak Bastet. Ta w tym świecie, TWOJA Bastet, jest… wyjątkowa. Zupełnie inna niż ta, którą pamiętam ze swojego świata, a jednak niemal identyczna jak Ty i ja… Zaprawdę niezwykły z Ciebie szczęściarz…
Znów zamilkli na chwilę bacznie się w siebie wpatrując po czym oboje wybuchli krótkim gwarnym śmiechem, który wytrząsł całą jaskinią.
Od tej pory atmosfera się rozluźniła. Zamiast pozornego spokoju przykrywającego napięcie, spotkanie dwóch Bóstw, jednakowych, choć pochodzących z zupełnie innych światów, rozległa się fala spokoju i przyjaźni.
Zaczęli rozmawiać. Długo. Upadły opowiedział Jemu o swoim świecie, o ludziach w nim żyjących i umierających, o pozostałych Bogach i ich relacjach, o swojej Bastet. Tutejszy Anubis słuchał wszystkiego bez ruchu, w wielkim skupieniem, niemal przez cały dzień, nie przerywając i niemal nie oddychając. Po skończonej opowieści sam zaczął mówić. Choć górował nad Egipcjaninem wielokrotnie wzrostem, chwilami zdawali się równi, zupełnie jakby siedzieli przy jednym stole, na podobnych krzesłach, popijając ambrozję, jak równy z równym. Również mówił dobę, jeśli nie dłużej. Anubis podczas jego opowieści bardzo wiele dowiedział się o świecie, w którym przyszło mu się znaleźć. Nie tylko o jego historii i problemach targającymi światem żywych. Dowiedział się także o tym co trapi istoty takie jak Zurwan i o hierarchii, a także o łowcach Bogów.
- Zapewne o innych bóstwach więcej zdołał by ci opowiedzieć nasz “Bajarz”. Lecz i ja opowiem ci co wiem. Tutejsze bóstwa nie mają hierarchii jaka była u na. Mają wydzielone strefy i domeny, Anubisie. Chociażby Bogowie wiatrów, mrozu, dusz, oraz wędrówki. Jest ich kilkanaście włącznie ze mną. - zamyślił się - Można je podzielić na dobre i złe. Dobre a raczej neutralne są istotami wędrownymi, są obojętne na los ludzki lecz nie karają ich za słabość. Te złe znalazły inną drogę z NASZEJ choroby. Znalazły przyjemność w swej władzy. Niszczą, bo tego chcą, niszczą bo sprawia im to przyjemność, niszczą bo nie widza innej drogi.
- Chorobę… ?
- Zwie się ona wieczną wędrówką. To jest los każdego z bogów. Nieśmiertelność pociąga za sobą znudzenie tym światem. Znudzenie swoim istnieniem. - twarz Anubisa przybrała właśnie taki wyraz znudzenia - Pozostaje jedynie pozostawanie w tym stanie, uśpienie lub znalezienie nowej drogi. Jednak żaden z bogów nowej drogi nie wybiera. Jak się okazuje w tym świecie istnieje jeszcze jedna droga... jest nią śmierć! - Jego twarz pokazała nadzieję. - Łowcy bogów. Osoby polujące na nich by skraść im moc, przejąć nad nimi kontrolę lub by ich pochłonąć. To tylko nazwa, a nie jest ich wielu. “God Eater” to grupa łowców którzy zabijają bogów. Strzeż się ich Anubisie, bo gdy urośniesz w siłę przyjdą po ciebie.
Jeszcze nie dawno pierwszą myślą Anubisa byłaby pewność, że gdy jest u schyłku swej rzeczywistej mocy nie byłby wstanie pokonać go żaden łowca, demon czy Bóg. Otrzymał jednak lekcję na własnej wątłej obecnie skórze. Zląkł się groźby swojego odpowiednika. Wciąż jednak gdzieś w jego głębi tliła się cicha nadzieja, że natknie się na jednego z tych pożeraczy i dowie się więcej na ich temat.
Dalsza rozmowa nie była już tak poważna.
Czas mijał im powoli i przyjemnie, rozumieli się doskonale, niemal byli w stanie kończyć po sobie zdania mimo, że nie znali swoich historii i zwyczajów.
Nagle Egipcjanin chwycił się za twarz. Patrzył przez chwilę na ścianę z pomiędzy swoich palców palcami. „Eldar?” – pomyślał.
- To ktoś kogo mogę nazwać… prawdziwym kompanem. – Wytłumaczył widząc zdziwioną minę swojego gospodarza. – Ale będzie musiał jeszcze chwilę poczekać.
Wstał z ziemi i otrzepał się z kurzu. Jego mina spoważniała, a napięcie z przed dwóch dni wróciło.
- Wiesz po co jeszcze tu przyszedłem? Muszę wydostać się z tego świata, wrócić do swojego. Nie jestem pewien w jaki sposób się tu znalazłem, lecz czekają na mnie obowiązki, nie jestem pewien czy „tamci” sobie radzą beze mnie, mam nadzieję, że nie posypie się porządek, który budowałem od tysięcy lat.
- Dlatego potrzebuję kluczy by otworzyć czarną bramę. Wierzę… mam powody by myśleć, że jeden z nich jest w sercu pustyni. Czy wiesz coś może o tym, o potężny Anubisie, Przewodniku zmarłych? – powiedział pełnym powagi i szacunku głosem. Podejrzewał, że klucz może się znajdować tutaj, w tej krypcie, w JEGO posiadaniu.
- Wybacz Anubisie lecz nic o kluczu nie wiem. - Chwila zamyślenia, aż wreszcie uszy nastawiły się na wprost. - Może nie istnieje... - Powiedział zagadkowo. - Może klucz nie jest tym czym sądzisz że jest. Może... jego forma jest inna. Słyszałem o strażnikach bramy. I słyszałem też pewną opowieść...
- opowieść o Panie. - Dokończył mniejszy anubis
- Zaiste. Jest w niej coś co zdaje się było przed wiekami. Coś co zostało zatarte a jednak wciąż nie może zostać zapomniane. Może to jest swego rodzaju klucz…
Anubis zastanowił się dłuższą chwilę obserwując jednocześnie dziwne zachowanie swojego gospodarza.
Wskazówka, której mu udzielił była znacznie bardziej pomocna niż Bogowi mogło się wydawać.
- Długa jeszcze podróż przede mną… lecz zawsze znajdę czas by spłacić długi. Znam wagę wiedzy i pomocy, poświęcenie jest tym co mogę zaoferować. – Ukłonił się delikatnie. – Jeśli potrzebujesz czegokolwiek co mógłbym dla Ciebie zrobić, powiedz tylko słowo, a stanie się to najważniejszym celem w mojej dalszej podróży.
- Hymm. Dziękuję ci Anubisie. - Powiedział z przyjaznym wyrazem pyska - Jest jedna rzecz o którą mogę cię prosić na koniec. Przekaż to Bastet. Zawsze lubiła ten klejnot.

- Przybyłaś nareszcie. - Powiedział ku zaskoczeniu anubisa. - Oczekiwałem cię. Łowczyni bogów...
Zza filara komnaty wyłoniło się dziewczę z bronią.


-Zaczekaj chwilę. - Powiedział do niej, a ta pokiwała głową na znak ze zrozumiała. - Anubisie... To nasze pierwsze i ostatnie spotkanie. Może gdy jeden z nas zniknie z tego świata drugi się odrodzi...
- Nim wyruszysz chcę ci dać coś jeszcze. Cząstkę mej mocy. Nie widzę u twego boku sługi więc powierzę ci mojego.
Bestia, demon, po części lew, po części krokodyl, o ciele hipopotama - Ammut - wyłoniła się z pod ziemi.

Wielkie cielsko zbliżyło się do swego nowego pana, który ułożył rękę na jego głowie, na głowie pożeracza dusz.
Anubis jednak wpatrywał się w Boga, który chciał zginąć i miał właśnie ku temu okazję...
- A teraz idź...
Bez słowa skierował się do wyjścia. Szacunek do decyzji kogoś kto żyje tysiące lat?
Tknęło go jednak pewne uczucie. Zbliżył się do Boga i podał mu naszyjnik, który go tutaj przyprowadził.
- Wierzę, że już nie będę go potrzebował. – powiedział na powrót przyjaznym głosem. – Należy do Bastet. Pomyślałem, że może chciałbyś go mieć przy sobie.
Bóg przyjął dar z radością w oczach. Założył wisior na swą szyję i powstał ze swego grobu. Dzierżył w dłoni złote berło gdy kierował się ku dziewczęciu.
- Żegnaj... Anubisie...
Piasek zawirował otoczył anubisa, a gdy opadł ten stal juz przed wrotami grobowca.|

***

Wrócił na piaski Pustyni starając się nie oglądać za siebie, nie myśląc o tym co się stało lub zaraz się stanie, wspominając dziewczynę, która przyszła po Niego.
To była decyzja wielkiego Przewodnika, nie powiedziano jednak, że łowcy mogą robić to co robią. Anubis wróci po nią i sam ją pochłonie… chwilę po wyspowiadaniu jej z grzechów. Ammut z pewnością sie ucieszy...
Sięgnął do torby wyciągając niewielki czerwony kamień, dar od proroka.
Anubis wysłał swoje myśli w kamień, próbując się skontaktować z osobą, która towarzyszyła mu niemal od początku tułaczki po tym świecie.
- Anthrilienie… być może wiem gdzie jest klucz i posiadłem ogromną wiedzę o tym miejscu… gdzie jesteś towarzyszu? – przemówił myślami.
Zobaczył obraz, małą fontannę w cieniu budynków, okolice Centrum złotego miasta. Po chwili usłyszał znany, jakby metaliczny głos. “Czekam w tym miejscu. Być może jest Ci znane. Czuję Twoją aurę, poprowadzę Cię.”
Obejrzał się ostatni raz na zostawiony w tyle grobowiec. Wyłapał dwie aury, obie były słabsze niż gdy poczuł je pierwszy raz… być może ze względu na odległość… Zwrócił szczególną uwagę na tą drugą, obcą… tego uczucia i zapachu nigdy nie zapomni.
- Znajdę ją… powiedział do siebie po czym przemienił się w szakala i pognał przez pustynię. - Daj mi trzy dni proroku. Uważaj na skarabeusze.
 
mlecyk jest offline  
Stary 11-05-2014, 15:10   #35
 
Imoshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
Christos
Po zrobieniu małych zakupów, pomarańczo włosy udał się od razu do siedziby straży. Chciał się “przyjrzeć” celi, w doszło kilka miesięcy wcześniej do zabicia więźnia…
- Umm. Z tym może być problem. Otóż tamtego miejsca już nie ma, zostało zmienione wraz z upadkiem skały. Było mniej więcej tam, gdzie teraz jest droga prowadząca tutaj. Widać ślad po nowych kamieniach wyłożonych na drodze. -
- Dałoby się stwierdzić dokładnie gdzie? Zależy mi by przyjrzeć się okolicy… -
- Emm. Chyba tak jak aktualna strażnica tyle, że bliżej karczmy, z jakieś 20 metrów, choć jak widać jest tam teraz ściana skalna, więc tego miejsca już nie ma. -
- Rozumiem. Powinienem niedługo wrócić z raportem. - odparł Christos i udał się w wyznaczonym kierunku. Nawet budynek z którego nie został kamień na kamieniu można wykorzystać… w końcu w przeszłości istniał tam budynek i więzień. Choć znalezienie go… może zająć kilka lub kilkanaście minut…
10 metrów na północ od koszar... idealnie prosta ściana skały.
W tym miejscu miało rzekomo znajdować się więzienie, a raczej dawne koszary. Christos przysiadł przy skale i podziwiając jej idealną prostotę spoglądał...
Czas mijał wiele się działo skała znikła pojawiły się koszary. Znów upływ czasu. I noc. Wojownik nie mógł się poruszać a tym bardziej wejść do tego co było kiedyś, jedyne na co mógł liczyć to to, ze sprawca będzie widoczny z tego punktu w którym się znajdował.
Coś jednak dostrzegł, mimo iż nie widzial Aury, nie widział całej postaci, widział psa. A raczej coś psopodobnego, bo było umazane krwią. Nie słyszał dźwięków, więc nie miał pewności czy to właśnie wtedy zginął wspomniany chłop. Jednak ten stwór na pewno nie był zwyczajnym psem. A nic więcej nie wskazywało na to zdarzenie.
Christos puścił dotykaną wcześniej ścianę skalną, i wrócił do strażnicy:
- Panowie - zwrócił się do Kapitana i Juto - Sprawa częściowo rozjaśniona. Morderca nie będzie już sprawiał w Lofar kłopotów... -
- Och. a skąd ta pewność - Zapytał Juto.
- Pierwszą sprawą jest atak sprzed kilku miesięcy. Jego sprawcą był nieznany mi wilkołak, ale, wnioskując po tym, że nie doszło do następnych, zapewne już stąd odszedł. Co do najnowszego morderstwa, sprawcą jest jak przewidywaliśmy, wampir. Wczoraj wieczorem, w trakcie walki z demonami miałem okazję z nim zawalczyć… - dotknął ochraniacza zasłaniającego lewe oko - Udało mu się jednak zbiec poza miasto… - Twarz pomarańczowłosego pozostawała kamienna.
- A więc jednak. - Powiedział kapitan
- Ale udało mu się zbiec. Więc? To żadne rozwiązanie. -
- Planuję go ścigać. - stwierdził Christos
- Więc powodzenia. - Odparł z sarkazmem Juto - Ja będę gotowy gdyby takie wypadki się powtórzyły. Przygotuję coś dla nowych przybyszów. Och, popamiętają mnie. - Uśmiechnął się do siebie.
- Wbrew pozorom to nie takie trudne, gdy już widziałem jego aurę. - odparł Christos - Prawdopodobnie uda się do jakiegoś innego siedliska ludzi, by na nim żerować. Nie mniej, nie będą tam znali mnie, czy jego… dlatego przed wyruszeniem przychodzę tutaj. Dałoby się wystosować odpowiedni dokument, potwierdzający, że ścigam groźnego mordercę, czy też z prośbą o ewentualną pomoc ze strony władz, ażebym mógł bez problemów działać? -
- Rzekłeś, że widziałeś jego aurę? - Zaciekawił się Juto. - To ciekawe… -
- Yhym. - Potwierdził Filip. - Niestety pisma nie będzie. Ze względu, że niezależnie gdzie się udasz, walki przybyszów raczej nie są w interesie władzy. Po prostu mów, że ci podpadł jak go spotkasz, albo inaczej. Ostatecznie jak coś przeskrobie możesz wspomnieć dopiero władzy. Niektóre sytuacje w tym świecie wymagają dozy... subtelności. -
- Rozumiem. - odparł pomarańczo włosy - Cóż, to chyba wszystko. Do zobaczenia. -
Po czym opuścił strażnicę. Po drodze do karczmy zdołał zakupić niewielką nieruchomość za śmieszną cenę 200 monet.


Soren i Jenny / Erven

Jenny przyjrzała się domostwu przed którym się znaleźli. Niewielkie domostwo, które zapewne miało należeć do niebogatych ludzi, biednych. Dla Jenny i tak posiadanie domu było czymś niezłym. U siebie co najwyżej można było liczyć na niezły apartament.
- Jak myślisz od czego zacząć? - zapytała się mężczyzny.
-Drzwi i okna faktycznie nie mają żadnych śladów…- odparł Castell przesuwając dłonią po powierzchni drzwi a następnie i okien- cóż, zakładam że sekcja zwłok również niewiele by dała, z pewnością lepsi ode mnie próbowali hmmm…
Jen cmoknęła ściągając brwi.
- No dobra… zobaczmy co jest w środku. Miałam lekką nadzieję, że trochę inaczej to się skończy - dziewczyna rozejrzała się po okolicy - może ktoś coś widział… szzzkur... teraz to bym nie pogardziła technologią - po tych słowach podeszła do drzwi i nacisnęła na klamkę. Wnętrze prezentowało się raczej skromnie. Nieliczne meble wykonane były z drewna. Mimo że mieszkanie było ubogie to panował w nim względny porządek. Widocznie dawni właściciele nie byli nierobami. Po przejściu przez korytarz dotarli do sypialni w której najwyraźniej doszło do morderstwa, gdyż panował tu spory bałagan, a powietrze niosło zapach śmierci.
Erven w tym czasie zdążył odłączyć się od grupy przeszukując okolicę domu od zewnątrz szczególną uwagę poświęcając oknom i dachowi. Nie liczył co prawda na nic, ale zawsze było warto się rozejrzeć, a nóż coś. Poza tym, była to doskonała okazja by od czasu do czasu mieć oko na Jen.
Jenny się skrzywiła. Zasłoniła rękawem nos i usta. Przeleciała wzrokiem po miejscu zbrodni. Odwróciła się i oparła o ścianę. Miała już do czynienia ze śmiercią, nie oznaczało to że się do niej przyzwyczaiła.
- Wiesz po co ktoś mógłby zrobić coś takiego? - zapytała Sorena.
- Może ktoś był do tego zmuszony? zdarzają się takie wypadki. Może porachunki jakiejś mafii? Lub sekty? A może ktoś po prostu uczynił to dla swojej własnej chorej satysfakcji..? Słyszałem plotki że to był jakoby wampir.
- Nam też podsunęli takie podejrzenia jak opowiadali o zbrodni. Co prawda według ich słów oni żyją na pustyni i żywią się jakąś rośliną dzięki której nie piją ludzkiej krwi - podniosła wzrok na twarz mężczyzny - i tak uważam, że te wampiry mają jakieś nie do końca mądre pomysły. Człowieka można pozbawić odrobiny krwi i znaleźć sobie innego. U mnie nawet oddaje się krew co miesiąc do szpitali, znaczy każdy człowiek co miesiąc… a mniejsza.
- To że tutejsze wampiry żywią się jakąś roślinką nie oznacza, że któryś nie zmienił zwyczajów. Nawet wśród ludzi są anarchiści. Co dopiero gdy jest się potężną istotą, której mało co może stanąć na drodze. Taki młodzik pchany rządzą władzy mógł trafić nawet tu.
- Nie znam się na wampirach. Wiem tylko, że w moim świecie była taka choroba przez którą zwykły człowiek musiał przyjmować krew… może spożywać, nie wiem. W ciemnych wiekach zapewne można to było uznać za pewien rodzaj wampiryzmu.
-Ja za to się znam, i to wcale nie najgorzej- wieczny uśmiech na jego twarzy jeszcze się poszerzył- polowałem na nie w moim świecie.
Jenny uniosła brwi i spojrzała na Sorena.
- To teraz się dziwię, że nie postanowiłeś zbadać tej sprawy… skoro to tak jakby byłą twoja praca? Jeśli dobrze zgaduję. -
- Zajęcie w na wolny czas, szczerze mówiąc. Każdy ma jakieś hobby. - wzruszył ramionami- nie zmienia to faktu, że nie jestem detektywem i nie zajmuję się morderstwami. Robię to tylko i wyłącznie na Twoją prośbę.
Dziewczyna nie do końca była przekonana tą odpowiedzią ale postanowiła nie drążyć tematu.
- Cóż skoro tak to wdzięczna jestem, że robisz to tylko dlatego że się poprosiłam - powiedziała przykładając ponownie rękaw do ust i weszła do pokoju.
- Jak mógłbym odmówić - odparł żartobliwym tonem i wszedł za nią. Zbliżył się do łóżka i przyjrzał dokładnie- Z tego co wiem mężczyzna umarł właśnie tu, we śnie, nie walczył. Jego żona miała nieco większego pecha.. Smutne że nie mógł bronić kobiety którą kochał, nieprawdaż? -
- Nie wiem czy chcę to roztrząsać. Wolę suche fakty. Mężczyzna był pierwszą ofiarą, kobieta następną. Sądząc po tym, że oba ciała zostały zmasakrowane. Ten ktoś musi czerpać przyjemność z zabijania skoro rozszarpał kogoś kto nie bronił się. -
- Wampiry nie są ludźmi moja droga. Nie wolno oceniać ich więc ludzkimi kryteriami. Działają jak zwierzęta, a raczej potwory, którymi z resztą są. -
- Z tego co mi opowiadano zwierzęta miały powód by zabijać. Nie czyniły niepotrzebnej masakry z ciał ofiar. Zjadały je. A jak dla mnie to największym potworem jest człowiek, więc nie sądzę by wampiry specjalnie się od nas różniły. Bezsensowne okrucieństwo jest jedną z cech naszej cudownej rozumnej rasy - Jenny parsknęła ponurym śmiechem.
Castell spojrzał na nią dziwnym wzrokiem, jakby był zadowolony z toku rozumowania towarzyszki.
-Masz rację, jednak ludzie są ograniczeni swoimi możliwościami. Przynajmniej w moim świecie. Wampiry to coś co istoty, zdolne pokonać część z tych ograniczeń. A oboje zapewne wiemy jak wielka siła deprawuje słabe umysły. -
- Och jest wiele sposobów by kontrolować tego ma moc lub nie dać się kontrolować samemu mając. U mnie ludzie powoli przestają mieć ograniczenia. Genetyczne ulepszenia, cybernetyczne ulepszenia, co kto woli. Kosztuje trochę kasy ale tak ktoś jest szybszy, wytrzymalszy, nie musi tyle jeść, albo może jeść dowoli nie martwiąc się o swoją sylwetkę. Teoretycznie wszyscy już zostaliśmy w jakiś sposób ulepszeni. Nikogo nie ominęła genetyczna zabawa. Dodatkowo do tego odpowiednich ludzi szkoli się by mogli wykorzystywać swój nowy potencjał lepiej i sprawniej… nie chciałbyś spotkać nikogo z głównych sił federalnych.
- Zapewne nie, mam wystarczająco dużo własnych zmartwień - wesoły uśmiech - wydaje mi się, że nasze światy, z pozoru tak różne, mają jednak więcej wspólnego niż mogło by się wydawać. Hmm nawet kropli krwi. - dodał dalej przeglądając pomieszczenie- musiał być naprawdę głodny. Pytanie na jak długo starczy ten...posiłek. I czy ten potwór dalej jest w mieście. Nie widziałem tu zbyt wielu podejrzanych ludzi. Szczerze mówiąc najbardziej niepokojący wydają się nasi towarzysze - zaśmiał się.
- Ta… tym którym urwane nogi odrastają też nie są poza podejrzeniem. Może dziewczę o czerwonych włosach postanowiło się zabawić? - żachnęła się Jenny - Z resztą sam mówiłeś, że to nie człowiek, potwór… ale powiem ci, że jeśli nadawał by się do rozmowy to nie wiem czy z nim bym sobie nie porozmawiała. -
- Nie wątpię w Twój zapał - odparł Castell - cóż ja również mogę się mylić. Dowody zdają się świadczyć jednoznacznie. Jednak, co jeśli ktoś chciał by to właśnie tak wyglądało? Nie uwierzę że w tym świecie nie istnieją sekty małych bożków i tajemne kulty, ta opcja również warta jest rozważenia… Nie widzę tu niczego więcej co mogło by jakoś pomóc- dodał podnosząc się z klęczek, gdy wcześniej oglądał porozrzucane przedmioty.
- Z tego co wiem on jeszcze obrabował tych biedaków. Heh - dziewczyna westchnęła - taka bestia dobra by była do obrony przed innymi bestiami - powiedziała całkiem na głos - może gdyby dało się ją odrobinę ucywilizować to dało by się z nią jakoś współpracować… - Jen nagle otrząsnęła się - co ja najlepszego gadam… ugh przejdę się po domu jeszcze. - dziewczyna z dziwną miną na twarzy wyszła z pokoju i zaczęła oglądać resztę niewielkiego domu.
Castell odprowadził ją wzrokiem. Wydawała się lekko zdołowana. Nie on był jednak jej rycerzem, by wybawiać ją od zwątpienia i ponurych myśli. Niebiesko włosy westchnął.
- Czasem najlepszą bronią na potwory jest właśnie człowiek - odparł - Chodź i z tym różnie bywa. Panienko Jenny, proponuję szybko załatwić dochodzenie i opuścić budynek. Atmosfera tu panująca nie wpływa na nas raczej dość korzystnie. -
- Nawet w moim świecie takie rzeczy potrafią trwać tydzień. Zbieranie dowodów, badanie próbek i takie tam - odpowiedziała głośniej - bez przesady z tą atmosferą nie takie rzeczy… hm nieważne - dodała ciszej.
- Podobno kilka miesięcy temu, przed upadkiem, było podobne morderstwo. Tego jednak nie da rady sprawdzić bo miejsce jest pod skałą - Jen znowu urwała gdy dziwne słowa natłoczyły się jej do głowy - dobra chodźmy… miałam nadzieję, że więcej zdziałam.
-Jeszcze go dopadniemy. Nie sądzę byśmy natknęli się na tą sprawę przypadkiem. Chodźmy tymczasem. Zajmiemy się nieco przyjemniejszymi sprawami.- powoli opuścił pomieszczenie i poszedł w stronę dziewczyny.
Jen spojrzała na niego podnosząc głowę.
- Uważaj byś się nie rąbną w ten sufit. Wielkoludzie - uśmiechnęła się odrobinę przyjaźniej ale dalej bez większego przekonania. Z głośnym westchnięciem podążyła do wyjścia.
- Erven! Gdzie jesteś? -
- Tutaj! - dobiegł ją głos gdzieś zza pobliskich budynków. Mężczyzna jak tylko usłyszał że się zbierają do wyjścia sam ruszył w swoją drogę, pozornie szukając śladów w okolicy. Chwilę później widzieli go wychodzącego zza jednego budynku.
- Całkowite zero śladów... - powiedział - ...a reszta pozadeptywana. Jak u was?
- Nie inaczej, niestety. Co najwyżej można wywnioskować profil psychologiczny patrząc na to co zrobił i jak. Ja jednak nie do końca się na tym znam. -
- Profil… co? - zapytał zdziwiony mleczno włosy.
- Profil psychologiczny. To ustalenie zestawu zachować jakich można by było się spodziewać po sprawcy. Wiesz takie określanie jaki jest patrząc na to co i jak zrobił.
- Aha… nie łatwiej powiedzieć, że zostawił tyle śladów że da radę powiedzieć jaki to człowiek? - zapytał - Używasz mądrych słówek, nigdy o czymś takim nie słyszałem, a słyszałem nie mało. -
- Terminologia typowa dla mojego świata… oj naoglądałam się holofilmów… eee znaczy ten no nieważne. Tak się mówi u nas. -
- Musisz mnie przeszkolić w tej terminologii twojego świata. Ciekawe wzbogacenie słownika. - odparł z uśmiechem.
- Co teraz planujecie?- przerwał bezceremonialnie Castell - jeszcze wczesna pora.
- Hm… na razie nie wiem. Erven? Może pomóc ci w czymś?
- Cóż, planowałem iść do krawca zdać to co mam na sobie do naprawy i kupić jakieś zapasowe ubranie. Jak myślisz?
- To zapewne dobry pomysł - zerknęła jeszcze na Sorena - ty pewnie te konie będziesz kupować tak? -
- Najpewniej tak- odparł niebiesko włosy- może znajdę dobre zwierzęta za rozsądna cenę.
- No dobrze… w takim razie do zobaczenia później.
Wysoki mężczyzna machnął tylko ręką na pożegnanie i udał się w swoją stronę.
- Chodźmy więc, szkoda dnia - powiedział do Jenny szarooki - może jeszcze złapiemy jakąś siestę. Przyda się odpoczynek przed dalszą drogą. -
Przed Miastem, Nanaph&Anti
Po opuszczeniu miasta, przed jego murami stanęła cała gromadka. Chwilę stali, bez słowa, po czym Anti zaczął ćwiczyć walkę dwoma mieczami. Poza wszelką obserwacją, poza wzrokiem straży, czy towarzyszy. Uczący chłopca Nanaph zastanawiał się, czy Soren widzi to co się dzieje. W końcu nawet jego wampiryczne spojrzenie musi mieć jakiś limit.


Christos
Gdy młodszy brat zabawiał się z dzieciakiem i ostrymi przedmiotami, Christos postanowił udać się do wspomnianego kartografa. Zakupił tam, za śmieszną cenę 2 monet, jakąś mapę i postanowił nieco dopytać ów kartografa o okoliczne wioski, zamki, czy forty.
- Panocku zerknij no tutaj. O tak w tym jeno miejscu obóz wojska się znajdować powinien. Tyle że go ni ma. - Stwierdził wskazując na garnizon. - Zniknął. Tu droga biegnie, ale las wyrósł. To tegom żem nie poprawił. Po drodze domostwa się stawiły i gospodarstwa. O tu. Tak tu nad jeziorkiem. Opuszczona forteca. A tu w kotlince miasto... staruchna stolica opustoszała. Ale tam jeno nie po drodze. A tu jeno zajazd “Na rozstaju dróg” się mieści. Rzeczka, tartak i Osada. Dalej las i wreszcie punkt obserwacyjny. Jegoż mapę trza na miejscu bo mało kto tam wita. Jeszcze tu ino pola są bo się przez te miesiące chłopi zebrali i tereny rolne powiększyli. Zima się zbliża. Innych krajów mapy się w nich kupuje nikt nie planował całego kontynentu bo takowa mapa była by bezużyteczna. Widzisz panocku i ta mapa staruchna, bo się pozmieniało, a uwzględnić nie można bo ni ma kto pomóc. -
- Jeden centymentr na mapie odpowiada ilu kilometrom? - spytał jeszcze Christos, na bieżąco zapamiętując to co słyszy od staruszka.
- Eee Skale są tu niezbyt właściwe panocku. Mapa się nie zmieniła ale kraj się wydłużył o parę kilometrów.
Cóż, tego Christos się nie spodziewał. - Ja wiem, na 1 centymetr dałbym z 7 kilometrów...
- Rozumiem i dziękuję za chwilę poświęconego mi czasu. Do widzenia. - odparł pomarańczo włosy, biorąc swoją mapę, i wychodząc. Nikt w mieście nie zobaczył jednak go z nią w ręku…
Christos następnie wyruszył pod strażnicę, gdzie chyba została maczuga po demonie z mackami. Mogła mu się jeszcze przydać. Gdy ją znalazł, rozejrzał się, patrząc czy jest tu jakiś strażnik, po czym zagadał go:
- Hm, potrzebujecie tej broni? -
- Nawet jeśli by z robić z tego taran... - odparł strażnik - ... g***o by się nam przydał. Jeśli chcesz, możesz wziąć, nikt się raczej o to nie obrazi. -
Kilkanaście sekund później broni nie było już pod strażnicą.
Następnym punktem Christosa był… Samuraj. Soren może nie chciał współpracować po dobroci, ale chyba nie myślał naprawdę, że mu się to uda. Gdy już dotarł, zagadał bezceremonialnie
- Dzień dobry. Chciałbym się przyjrzeć pewnej kosie, którą niedawno Pan odkupił, jeśli to nie sprawi problemu… -
Cóż, odpowiednie spojrzenie na broń może wyjawić wiele jej sekretów...
Samuraj spojrzał na przybysza i rzucił okiem na ciężkozbrojnego który właśnie hartował ostrze. Osobnik w zbroi oddalił się od środka i przyniósł kosę.

- Hm, dziękuję. - stwierdził po chwili przyglądania się pomarańczo włosy, po czym dobył swych mieczy od strażników - Jeszcze jedna sprawa… nadano mi te bronie, zamiast własnych, które zniszczyły się przy przejściu do tego świata, jednak… bądźmy szczerzy, nie powalają jakością. Dałoby się jakoś je naostrzyć, czy w inny, nieznany mi sposób ulepszyć? -
- Niezdecydowany jesteś... - Stwierdził ponownie nagrzewając i skuwając ostrze. - Co chcesz konkretnie? - Powiedział znudzonym tonem - Z mieczami potrafię wszystko tyle, że jak za wszystko trza zapłacić.
- Zależy mi na poprawieniu ostrości… - odparł mężczyzna.
- Naostrzyć? Jak to te strażnicze to po 10 monet od sztuki. Będą gotowe w godzinę. Ostrzeżenie.- Powiedział do ciężkozbrojnego. - Płatność przy odbiorze. - dodał tłukąc młotem o rozgrzaną stal.
- Zrozumiano… - odpowiedział Christos, oddając miecze. Chwilę później oddał kolejne trzy, które nie wiadomo jak trafiły w jego ręce.
Następnym celem była Krypta… w końcu nawet Fengraherm pozostawił po sobie ślady… niestety niezbyt dokładne. Wynikało z nich jedynie, że potencjalnie mógł przybrać formę jakiejś mniejszej istoty i po prostu odejść. Christos zebrał jeszcze z Krypt wszystko, co się dało, po czym, po drodze powróciwszy po swe miecze, i wydawszy 50 monet, wraz z Nanaphem ruszył na wschód. Miał do pogadania z Maruderem…
- Witaj Maruderze. - zakrzyknął z góry Nanaph, gdy dotarł już nieopodal Czarnej Bramy.
Odparła mu cisza. Wojownik zasiadał na swym wielkim płaskim kamieniu najwidoczniej drzemiąc.
Bracia wylądowali w jego pobliżu. Christos począł się w niego intensywnie wpatrywać, a Nanaph kontynuował:
- Byłbyś skłonny poświęcić mi choć chwilę…? Szukam informacji. -
- Mam dużo czasu... - Odparł wciąż leżąc z zamkniętymi oczami.
Christos zamknął oczy. Najwyraźniej Czas tym razem nie był po jego stronie.
- Na co tak tu czekasz…? - spytał tymczasem Nanaph.
- Na rozkaz od szefa. -
- Szefa… - powtórzył Gubernator, po czym stwierdził bezceremonialnie - Szukam Uverworldu. Chciałbym się z nimi jakoś dogadać… byłbyś może skłonny powiedzieć gdzie Waszych szukać? -
- Hmm. - powiedział otwierając jedno oko i spoglądając na braci. - Gdybym to ja wiedział. - Odparł po dłuższej chwili - W więzieniu byłem przez 3 miesiące nie wiem gdzie oni są... no poza szefem...
- Gdzież można więc znaleźć tego tajemniczego szefa? -
Machnął ręką wskazując kciukiem w stronę bramy.
- Czasowo niedysponowany... - dodał.
- Nie wiesz gdzie szukać innych… z pewnością jednak możesz powiedzieć kim oni są. Planuję udać się w niewielką podróż, może któregoś znajdę… -
- Życzę szczęścia... - odwrócił się tyłem do nich spoglądając na bramę. - Radzę nie rozpytywać o nas...
- Przy moich planach nie za bardzo mam wybór… jeśli Was nie znajdę pierwszy, mogę nie mieć okazji porozmawiać. Poza tym, zniknęliście, nie wykonujecie żadnych ruchów, co może oznaczać, że jesteście w swego rodzaju kryzysie…-
- Tak? - zapytał widocznie zaskoczony - Cóż, więc nas nie ma... - stwierdził obojętnie.
- Może. A może nie. Skoro nie wiesz gdzie szukać, wiesz może, kogo szukać? Znasz kogoś od Was, poza Szefem? -
- Może... a może nie... - odparł z drwiącym uśmiechem. - Jeśli dane ci będzie, to oni cię znajdą... o ile będą chcieli. Albo... zrobię mu na złość... - uśmiechnął się w duchu mówiąc to do siebie - Może czarny ninja będzie coś wiedział... popytaj od niego i przekaż moje pozdrowienia. - Widać miał z tego ubaw.
Gubernator uśmiechnął się na wieść o jakimś nowym punkcie zaczepienia
- Jest coś, co mogłoby Cię przekonać do zajęcia się czymś bardziej produktywnym, niż czekanie tu? - zmienił temat nieoczekiwanie. -
- Ta... inny rozkaz szefa. - odparł drapiąc się po tyłku - Chyba, że się pójdę napić do baru, ale nic więcej bez jego rozkazu nie zamierzam robić… -
- Niezbyt pracowity z Ciebie człowiek… - skomentował Gubernator. Chwilę później braci nie było już w towarzystwie Marudera, resztę dnia poświęcając na zdobycie drewna i kilku dodatkowych oczu, w pobliskim Lesie Drwali.
Castell
Po krótkim pożegnaniu ruszył wąskimi, zacienionymi uliczkami miasta w kierunku, wcześniej zauważonej stajni. Zapach siana uderzył w niego gdy zbliżał się do budynku, co przywołało kilka wspomnień z młodości. Wszedł pod zadaszenie i wyszukał wzrokiem mężczyzny,który mógł być właścicielem.
- Witam, Soren Castell, miło mi poznać. - zaczął uprzejmie z delikatnym ukłonem - chciałbym zakupić dwa osiodłane konie. Zależy mi, żeby jednym z nich była spokojna klacz, gdyż planuję na niej przeprowadzić naukę moich towarzyszy. Charakter drugiego konia nie ma znaczącej różnicy, poradzę sobie, byle by zwierze nie było zbyt natarczywe i nie było agresywne. Zależy mi również by oba były wytrzymałe, gdyż szykuje się nie krótka podróż. -
- Nowy przybysz. - stwierdził stajenny spluwając na siano - Kupno czy wynajem? Bo tu się konie na podróż wynajmuje. Kupno na własność drogie. Wynajem na trasę między staniami zależnie od stajni. Kupno 500 od konia. -
- Kupno, jak wspomniałem. Macie takie konie o jakie mi chodzi? -
- Klacz rasy arab jest spokojna. Mustang trochę wierzga. Belg i Paszeron są raczej leniwe, ale do podróży się nadają. Holsztyn tylko dla kurierów. Klacz Crillo jest dość upierdliwa ale bar zwykle wystarcza. -
- Dla siebie wezmę konia arabskiego, miałem już styczność z tą rasą. Wezmę również Konia Belgijskiego, cenię sobie jego spokojne usposobienie. Zanim jednak to zrobię, chciałbym zobaczyć te zwierzęta.- wraz z właścicielem udał się w głąb stajni. Podszedł do pierwszego wskazanego konia - czarnej klaczy arabskiej. Poklepał go lekko po zadzie aby poinformować zwierze o swojej obecności, aby go nie przestraszyć. Przyjrzał mu się dokładnie. Zwierze było dobrze odżywione i zdrowe. Ocenił również stan jego uzębienia oraz kopyt, łącznie z ich spodem. Zadowolony udał się do karej klaczy rasy Belgijskiej. Powtórzył całą procedurę i zwrócił się do właściciela.
- Gratuluję ręki do zwierząt - zaczął uprzejmie - Zgadzam się na podaną, w pełni zasłużoną dodam, kwotę. O ile w cenie znajdzie się również pełne oporządzenie dla zwierząt.
- Hmm masz oko do zwierząt. - stwierdził stajenny - W porządku. Oporządzę je. Na kiedy? -
- Myślę że do godziny. Jeśli inni nie zechcą, to sam się chociaż przejadę. - powiedział bardziej do siebie niż do mężczyzny - proszę, oto tysiąc monet - dodał, wyciągając pieniądze z wewnętrznej kieszeni płaszcza i wręczając mężczyźnie i uśmiechnął się- dziękuję i do zobaczenia.
Castell udał się do Samuraja raz jeszcze, nim po raz kolejny zapomni zapytać.
- Mistrzu - zaczął grzecznie, wyrażając szacunek do kunsztu kowala - poszukuję amunicji do tej broni jak i krótkiego kursu obsługi. - dodał wyciągając oba pistolety i przedstawiając je przed Samurajem - mniej więcej, rozpracowałem samą zasadę działania, która jest niezwykle intrygująca. Ale jeśli chcę by ta broń długo mi służyła, chciałbym wiedzieć o niej trochę więcej, jesteś w stanie mi pomóc? -
- Hmm. Niestety. O samej broni ci nie opowiem jak i o jej korzystaniu. - Stwierdził zerkając kątem oka na broń i nie odkładając hartowanego ostrza. - Sprawa z amunicją stanowi ogromny problem w tym świecie. Inori, pozwól tu dziecko. -
Z budynku wyszła różowo włosa.
- Dzień dobry. - Powitała nieśmiało. - O co chodzi?
- O broń palną. - Stwierdził wskazując na Castella. Samemu natomiast przenosząc ostrze do pieca.
- Ah.. Desert Eagle. Pustynne orły. - stwierdziła odbierając broń i celując na próbę. - Co w związku z nimi? Uprzedzę że na broni palnej znam się niewiele, ale tutaj to raczej towar ekskluzywny. -
- Szkoda, że coś co sprawia tyle radości jest tu tak rzadkie. - odparł Castell z nieco zawiedzioną miną - przede wszystkim potrzebuję amunicji, im więcej tym lepiej. I krótkiej instrukcji użytkowania. Chodź jak strzelać to wiem, co więcej nigdy nie pudłuję - dodał żartobliwym tonem.
- Tak tak... Buzer Beater? - zapytała obserwując reakcję, ale znała odpowiedź - Tak myślałam. Przeszkolenie mogę ci zrobić, bo to rzecz prosta. Jednak co do amunicji... - posmutniała - są zdaje się 3 możliwości jej zdobycia... Próbować ukraść komuś kto posiada takowe... ale zapewne nie zdajesz sobie sprawy że większość broni palnej potrzebuje innego typu amunicji. Kupno, drogie i zdaje się dość ograniczone w ilość. Własna produkcja... rzecz trudna - powiedziała siadając na ławce i zakładając nogę na nogę - Ostatni element to plotka. Podobnież gdzieś w tym świecie jest fabryka nie używana, która mogłaby wprowadzić do tego świata amunicję. Jednak... plotka pozostaje plotką. -
- Cóż, to dość nie wesołe wieści.. - odparł Castell - Czy jest jakiekolwiek pewne miejsce gdzie mógłbym ją nabyć?
- Zdaje się, że punkt widokowy. - Odparła - Ja osobiście jestem za szukaniem fabryki, jednak muszę tu jeszcze na kogoś poczekać, by móc się wybrać na jej poszukiwania. Prawda? - zapytała samuraja. Ten natomiast machnął ręką przyznając dziewczynie rację.
- Rozumiem, to chyba na tyle w takim razie. - odparł Castell patrząc w innym kierunku - moi znajomi jak widzę skończyli się sobą zajmować więc mogę zabrać się za obowiązki - skłonił się i podziękował a po odebraniu broni ruszył bardzo wolnym krokiem w kierunku pary. Nie miał ochoty przerywać im konwersacji, zamiast tego przechadzał się po okolicy i zerkał to w ich stronę to na braci.
 
Imoshi jest offline  
Stary 11-05-2014, 15:11   #36
 
Imoshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
Jenny, Erven

Po skończonych zakupach Jenny wraz z Ervenem siedzieli w barze. Dziewczyna właśnie zamówiła kolejny kufel piwa.
- Zdrówko - mruknęła i znów zatopiła usta w złotym napoju.
- Aye - domruknął Erven nużąc usta w pienistym trunku po czym dodał - nie ważne jaki świat, piwko zawsze smakuje wyśmienicie.
Dziewczę upiło kilka głębszych łyków.
- Powiedzmy, strasznie to gorzkie… ale nie piję tego dla smaku - powiedziała po czym stłumiła odbicie - nie męczy cię to?
- Piwko? Nie koniecznie. W moim świcie lepsze leko sfermentowane niż niepewna woda w miastach. Jak z twoim światem? Opowiesz mi coś o nim, strasznie mnie ciekawi skąd przybyłaś.
- Chodziło mi o sprawę z Lucasem i braćmi… - mruknęła niezadowolona, że mężczyzna kompletnie się tym nie przejmuje - świat jak świat. O nim samym za wiele ci nie powiem… o mieście w którym mieszkałam już więcej. Tylko ty też mi coś opowiesz o miejscu z którego pochodzisz. -
Erven westchnął ciężko po czym upił złocisty napój.
- Wiesz, nie że się nie przejmuje tą sprawą… prawda jest taka, że nic nie mogłem zrobić i muszę mieć baczne oko na braci. Nigdy nie wiadomo co im odbije. - odpowiedział na jej pytanie które zostawiła w domyśle. - Wiesz, możemy tak zrobić, wymienić się opowieściami o miejscach naszego pochodzenia.. Kraj z którego pochodzę to kraj lodu i śniegu, a ludzie są mało gadatliwi, można powiedzieć że jestem czarną owcą mojego ludu.
Dziewczyna kiwnęła głową dziękując za odpowiedź.
- Moje miasto jest głównie zrobione z metalu, betonu i takich tam. Masa szarych ludzi, szarych dni. Większość pracuje w fabryce, część w sklepach, część to śpiewacy, żołnierze, federalni i cała masa ludzi z marginesu społecznego - dziewczyna uśmiechnęła się smutno do swoich wspomnień.
- Nie brzmi jak wesołe miejsce - powiedział - Cieszysz się, że jesteś tutaj? Że tutaj trafiłaś?
- Nie wiem jeszcze. Na pewno jedzenie jest dobre. Nie do końca umiem jeszcze uwierzyć że to wszystko jest prawdą a nie jakąś wirtualną rzeczywistością… kłamstwem znaczy.
- Ponoć wszystko jest tak prawdziwe na ile nam się zdaje - odparł Erven - Powiesz mi coś o cudach waszej technologii?
- Gitarę widziałeś, wiesz co dzięki niej potrafię, tak samo mikrofon - Jenny upiła łyk po czym ściągnęła rękawiczkę z dłoni - te tatuaże wbrew pozorom też są technologią. Dzięki nim potrafię zagrać na każdym instrumencie jakie znajdował się w bazie danych. Ym, znaczy tak jakby w takim zbiorze wiedzy. Myślę, że najłatwiej powiedzieć, że mają tak jakby… magiczne połączenie z tym zbiorem. Czasami jednak mam wrażenie, że bardzo… mechaniczne to jest.
- Mechaniczne? - dopytywał Erven
- Nienaturalne… no wiesz dokładne, bez polotu… hm.. nie wiem jak ci to wytłumaczyć. Jest jednak różnica kiedy gra człowiek a kiedy maszyna.
- Mechaniczne… - powiedział z zastanowieniem się Erven - Chyba wiem co masz na myśli. Opowiesz mi o broni swojego świata?
- Ojej… trochę dużo tego i nie do końca moja rzecz. Ale widziałeś siniak na moich plecach. To efekt postrzału z jednego rodzaju broni jaki mamy. Nie było to nawet ustawione na pełną moc.
- To jakiś rodzaj… nie wiem… procy?
- Nie do końca. Jeśli dobrze mi się kojarzy to jeśli chodzi o zasady bliżej temu kuszy. Strzela daleko i mocno. A u ciebie? Jak to jest z tą całą magią? - zaciekawiła się kobieta sącząc piwo.
- W moim świecie są dwa główne nurty jeżeli chce się być jednym z potężniejszych. Nekromancja i demonolatria. Prawie każdy potężny czarnoksiężnik miał kontakt z demonami. Ci posługujący się… bezpieczniejszymi nurtami są wyraźnie słabsi. Ogólnie u nas magowie to w większości badacze i uczeni. Ich słowa są wysoce cenione. No, i są jeszcze kapłani, ale to całkowicie inna dziedzina. Wiesz z czego innego czerpiemy moc. Najszybciej to na mocy paktu z demonem, albo długa mozolna nauka krętych ścieżek. - odpowiedział po prawdzie. - Nekromancja na przykład wiąże się z czerpaniem energii z wymiaru śmierci, ale to tylko strasznie brzmi. - dopowiedział.
- Opowiesz mi tak pokrótce o swoim mieście? Chciałbym wiedzieć czego mogę się spodziewać w Punkcie.
- Naprawdę uważasz, że tam będzie podobnie? Ja tam staram się niczego nie spodziewać po tamtym miejscu. Miasto jak miasto - Jen urwała na chwilę i zerknęła w stronę okna - znaczy, no dobra. Jest ciaśniejsze od tego, bardziej zamknięte. Człowiek głównie chodzi korytarzami albo chodnikami. Jest sporo wind… znaczy takie platformy co wznoszą się i opadają. Są też ruchome chodniki, schody i czasami nawet pojazdy. Ale szerokie miejsca to tylko wnętrza fabryk i sal koncertowych. Tylko w niektórych miejscach widać niebo a i tak było ono przesłonięte tarczą.
- Będziesz moją przewodniczką w Punkcie Obserwacyjnym? To miasto przybyszów, naukowców, a ja za bardzo nie orientuje się w całej tej technologii. Nie mniej bardzo mnie interesuje.
- Postaram się. Sama też nie koniecznie wiem jak co działa. Wiesz mówią co to robi ale nie tłumaczą jak i dlaczego.
- Przypomina mi to podejście mojego mistrza… całkowite zrób to sam i dużo wymagań. Wiesz, nasze światy mogą być bardziej podobne jeżeli popatrzeć na ogóły.
- Ym… znaczy nic nam nie każą robić, dostajesz narzędzie i tyle. Tak się strzela, tak się obsługuje, tak wyłącza i włącza. Nikt nie wymaga byś coś więcej wiedział. Rób co do ciebie należy i najlepiej nie wychylaj się. Raczej w tę stronę u mnie jest.
- U mnie było podobnie - odpowiedział - Byłem oczami mojego mistrza, wszystkiego musiałem uczyć się sam i trzymać to w ukryciu inaczej… wiesz, nie był zadowolony że mam własny rozsądek. Nawet poznanie tajników nekromancji zawdzięczam w głównej mierze sobie.
Jenny popatrzyła na Ervena z niepewnością w oczach. Ściągnęła usta w kreskę.
- To on ci zafundował te blizny?
Erven wzruszył ramionami.
- Czy ma to znaczenie? Mam zamiar odpłacić mu dobrym za nadobne jak tylko urosnę odpowiednio w siłę. Nie zdziwiłbym się gdyby staruch chciał mnie odszukać. Jak by nie patrzeć dzięki niemu znam to co on z zakresu języków martwych, glymphów i piktogramów. Szkoda tracić dobre oczy, nie?
- Raczej. Powiedz chce ci się jeszcze tutaj siedzieć? - zapytała dopijając resztki napoju. Zerknęła w stronę wyjścia.
- Niekoniecznie. - powiedział dopijając złocisty trunek - Już wypiłem swoją część na dzisiaj. To jak? Przejdziemy się?
- Mam ochotę na coś innego - wstała i uśmiechnęła się znacząco. Po czym nie czekając specjalnie wolniejszym krokiem udała się do wyjścia z karczmy.
Erven uśmiechnął się drapieżnie choć na chwilę by po chwili wstać, zrównać swój krok z nią i objąć ją ramieniem,
- Znam nawet dobre miejsce na.. przechadzkę. - wyszeptał pochylając się ku niej.
- Świetnie! Prowadź - Jenny klasnęła w dłonie i gestem nakazała się prowadzić. Jej ręka wsunęła się i oparła na biodrze mężczyzny po drugiej stronie.
Wyszli z karczmy, i skręcili na górne miasto w kierunku mieszkań wykutych w skale, po kilku stopniach i paru zakrętach trafili pod drzwi które Erven otworzył kluczem i otwierając je stanął z boku gestem zapraszając do środka.
Jenny weszła do środka. Zaraz się jednak odwróciła i złapała za bluzkę Ervena i przyciągnęła go do siebie. Wspinając się na palce sięgnęła ustami jego ust i złączyła je w pocałunku.
- Muszę się odprężyć. Potrafisz mi pomóc? - szepnęła gdy już oderwała się.
Erven odwzajemnił pocałunek namiętnie przyciągając ją ku sobie
- Myślę, że znam odpowiednie lekarstwo… - wyszeptał tuż przy jej ustach by ponownie złączyć je w pocałunku.
Jenny westchnęła podczas pocałunku po czym wsunęła język pomiędzy wargi mężczyzny.
Erven rozchylił swoje usta pozwalając jej językowi eksplorować ich wnętrze by nagle doprowadzić do spotkania ich języków.
Pocałunek się przedłużał a Jenny mocniej uczepiła się ramion mężczyzny pozwalając sobie powoli odpływać. W końcu jej dłonie zsunęły się z ramion i wsunęły na plecy przyciskając się do niego mocniej.
Mleczno włosy mruknął poprzez pocałunek pozwalając dźwiękowi wibrować w ich ustach. Jego dłonie przyciskały ją do siebie kiedy tak przyciągał ją do siebie, by opaść niżej na jej biodra. Pochylił się ku niej jedną dłoń wsuwając zza jej udo by wędrując w dół wsunąć się zza kolano i unieść je do góry przyciskając ją mocniej ku sobie.
Na chwilę ich usta rozłączyły się gdy dziewczyna starała się złapać równowagę. Już po chwili jednak oplatając rękoma kark mężczyzny ponownie wpiła się w nie ponownie. Dłoń wsunęła się pomiędzy włosy. Cichy pomruk ponownie przerwał ciszę, tym razem od strony Jenny.
Przez chwilę drapieżny uśmiech przemknął w pocałunku jak Erven zgłębiał namiętne zmagania ich ust i języków. Druga dłoń powędrowała w dół jej biodra, poprzez pośladek, tylną stronę uda w dół i to co uczynił wcześniej powtórzył z drugą nogą zmuszając ją tym samym by oplotła go nogami. Obrócił ich tak, że jej drobna figura znajdowała się plecami do ściany, a on utrzymując ją w powietrzu przyciskał ją do niej całując gorąco.
Dziewczyna westchnęła. Ciasno zaciskając nogi wokół bioder mężczyzny pozwalała sobie na zapominanie o tym co się wczoraj działo. Zamiast tego koncentrowała się na pocałunku, bliskości i pożądaniu. W pewnym momencie złapała ustami za język mężczyzny zassała go a potem puściła i ponownie wsunęła swój do środka ust.
Mężczyzna mruknął z zadowolenia podczas pocałunku. Nadgryzł nieznacznie jej dolną wargę, by po chwili ją zassać i rozłączając usta na chwilę otulić ciepłem oddechu i znowu złączył ich usta w pocałunku przechwytując jej język swoim by zacząć się z nią siłować na języki próbując ją zdominować.
Zadziorny uśmiech przemknął w między czasie ale dziewczyna tak łatwo się nie poddawała. Nie można było odmówić jej wprawności. Dzielnie stawiała opór aż w końcu postanowiła odpuścić. Chwila zabawy była przyjemna i powodowała dreszcze na jej ciele. Przycisnęła się mocniej do mężczyny.
Przycisnął ją mocniej do ściany zgłębiając pocałunek by nagle przyciągając ją bliżej siebie, ostatecznie zmniejszając wszelkie resztki przestrzeni między nimi oderwał ich od ściany i skierował swoje kroki ku łóżku, na którym usiadł sadzając ją sobie na kolanach.
Dziewczyna skorzystała z niewielkiej przewagi jaką teraz miała nad mężczyzną. Chociaż w takiej pozycji górowała nad nim. Ujęła jego twarz w dłonie i dużo delikatniej pocałowała w usta. Potem jakby nie trafiając pocałowała bok ust. Następnie jej pocałunki zaczęły się zsuwać coraz bardziej w stronę szyi. Gdy już tam się znalazły dziewczyna delikatnie ją ugryzła.
Szarooki gładził jej plecy kiedy jej pocałunki wędrowały coraz niżej. Jedną dłonią niżej, drugą wyżej, aż znalazł tatuaż który widział wcześniej. Palcami lekko zaczął go gładzić zataczając niewielki ósemki. Przyciągnął jej dolne partie nieznacznie mocniej do siebie.
Jenny nagle przerwała pocałunki. Sięgnęła po dłoń która gładziła jej kart. Odciągając ją pokręciła głową. Zamiast tego ułożyła ja na swojej piersi i z powrotem pocałowała go w usta.
Erven pocałował ją delikatnie i czule. Dłonią gładząc jej pierś, a kciukiem drażniąc jej sutek. Drugą dłoń wsunął w pod jej bluzkę gładząc jej plecy tym samym przyciągając ją do siebie.
Jen zaczęła poszukiwać zapięcia ubrania. W ciasnocie ciężko jej było ale nie poddawała się. Szczególnie, że zdawało jej się to przyjemne. Mruknęła czując dotyk na nagiej skórze. Przerwała pocałunek by zahaczyć o ucho Ervena. Teraz już nie miała szans rozpiąć wierzchniego odzienia mężczyzny.
Jedną dłonią zaczął wprawnie rozpinać guziki swojej kamizelki i koszulki jednocześnie pochylając się ku niej i całując linię od jej uszka w dół ku podbródkowi i niżej w kierunku dekoltu zatrzymując się na dłuższą chwilę na bijącej silnie tętnicy którą to koniuszkiem języka polizał tylko po to by otulić ją chłodnym powiewem powietrza i ciepłym pocałunkiem.
Dziewczyna się zaśmiała czując lekkie łaskotanie po czym uśmiechnęła się zagryzając dolną wargę. Korzystając z momentu sięgnęła do krawędzi swojego płaszcza i rozchyliła go by zsunęła się swobodnie z jej ramiona na podłogę. Wtedy też odchylając się lekko do tyłu dłonią ujęła podbródek mężczyzny. Mógł zauważyć rumieniec na bladej skórze dziewczyny. Oraz oczy pełne pożądania. Dziewczyna nachyliła się i raz po raz krótkimi pocałunkami zasypała twarz Ervena.
Mężczyzna wyswobodził najpierw jedno ramię z okowów ubrania, nie przestając gładzić ją drugą dłonią, by później zrobić to samo z drugim. Koszulka z kamizelką znalazły się na podłodze. Obie dłonie ujęły jej twarz po chwili bycia obcałowywanym i złożył na jej ustach drobny, muskający pocałunek, najpierw na dolnej, później na górnej wardze. Jego dłoń odgarnęła niesforny kosmyk włosów dziewczyny gładząc jej twarz patrzał jej w oczy.
Jen się ponownie uśmiechnęła nieznacznie. Chwile wpatrywali się sobie w oczy gdy dziewczyna nacisnęła lekko na ramiona mężczyzny i przenosząc swój ciężar ciała położyła go na plecach tak by samej być na górze. Kolejne krótkie pocałunki zaczęła składać tym razem ca torsie, zatrzymując się jakże wrażliwych sutkach na dłużej.
Erven mruknął odchylając głowę do tyłu by na nią spojrzeć po chwili. Jego dłonie gładziły jej boki i plecy wsuwając się pod jej bluzkę na chwile, to pod jej spodnie. Niedługo trwało, aż znalazły zapięcie jej spodni z którym poradziły sobie bez trudu podobnie jak ze swoimi własnymi i już wróciły do czułego gładzenia jej skóry.
Jenny zsunęła się niżej z pocałunkami. Minęła pępek i dotarła do krawędzi spodni. Wtedy też oderwała się i złapała za krawędź ubrania i pociągnęła go by zsunąć z ciała. Zatrzymała się gdzieś przy kolanach tylko po to by się samej wyprostować. Stojąc przed Ervenem ściągnęła swoją bluzkę i rozpięła stanik. Następnie zsunęła spodnie wraz z majtkami.
Nie mówiąc wiele, Erven był bardziej niż zadowolony z widoku przed sobą. Wpatrywał się w nią przez chwilę by wstać pozwalając spodniom opaść całkowicie. Podszedł do Jenny obejmując ją w pasie i przyciągnął ją do siebie składając nieśpieszny pocałunek na jej ustach. Czuł przyjemne ciepło jej ciała.
Dreszcze spowodowane ocierającą się nagą skórą o siebie wyszedł z dołu i powędrował gdzieś w okolice piersi. Jenny zadrżała. Chciała więcej. Intensywniej i namiętniej zaczęła oddawać pocałunek chcąc pobudzić jeszcze bardziej stającego przed nią mężczyznę.
Przyciągnął ją mocniej do siebie odwzajemniając gorąco pocałunki, jedną dłoń kładąc na jej piersi którą to zaczęła pieścić. Był spragniony jej i całe jego ciało jej pragnęło. Pociągnął ją za sobą delikatnie w stronę łóżka.
Dziewczyna chętnie podążyła napierając nawet na mężczyznę. Rzuciła się na łóżko ciągnąc za sobą Ervena.
On z kolei z chęcią podążył za jej ruchem układając ją wygodnie na łóżku by pochwycić jej nadgarstki w dłonie unieruchamiając ją i składając na jej ustach namiętny pocałunek. Przycisnął ją na chwilę mocno by poluzować uścisk i spleść swoje dłonie z jej dłońmi. Wszedł w nią.
Dziewczyna westchnęła delikatnie. Zacisnęła tylko mocniej place i przygryzła dolną wargę. Wzrokiem zachęciła do kontynuowania.
Spojrzał na nią ciepło i pochylił się całując jej usta. Najpierw zaczął się poruszać powoli, nieśpiesznie wykonując płytkie pchnięcia od czasu do czasu przerywane głębszymi. Wraz z upływem czasu przyśpieszał jakby do nieznanego rytmu.
Twarz Jenny zalała się głębszym rumieńcem. Oddech przyspieszył, usta otworzyły się gotowe do jęków, krzyków i dźwięków rozkoszy. Piersi delikatnie podrygiwały w rytm pchnięć.
Erven mruknął zadowolony. Powoli przyspieszając rytmiczne ruchy bioder powoli czując zbliżające się spełnienie. Zwolnił nieznacznie pocałunkami otulając jej szyję i dekolt.
Głośne westchnięcia wydobywały się raz po raz z gardła dziewczyny gdyż i ona czuła rosnącą ekstazę. Wyswobodzone dłonie przesunęły się na plecy Ervena rozpoczynając chaotyczną wędrówkę. Zsunęły się na biodra i delikatnie narzuciły rytm mężczyźnie, zmieniając go na wolny ale mocny i głęboki.
Z ustami muskającymi jej usta czuł jak ekstaza się zbliżała coraz to mocniej. Ich oddechy mieszały się w powolnym, ale bliskim tańcu.
Jen jęknęła raz, potem kolejny i jeszcze jeden. Głęboki odcień czerwieni spowijał nie tylko jej twarz ale i przeniósł się na szyje. Półprzymknięte oczy błędnie wpatrywały się w maga a z szeroko otwartych ust dobiegały rozkoszne jęki. Kobieta również była blisko końca.
Erven nagle poczuł zbliżające się dużymi krokami spełnienie i doszedł w porę wychodząc z niej. Po czym wspierając się na ramionach pochylił się nad nią, ich usta muskały się, a oddechy mieszały.
Kobieta dyszała ciężko po tym jak skurcze rozlały się po jej kroczu. Dopiero po dłuższej chwili uspokoiła oddech. Uśmiechnęła się do Ervena, gładziła dłonią jego twarz i odpoczywała. W końcu zebrała się w sobie.
- Znajdziesz coś czym mogła bym się wytrzeć?
- Mhm.. - zamruczał potwierdzająco po czym pocałował ją delikatnie szepcząc cicho, prawie niezrozumiale Elsuul, i już wstawał z łóżka czując znajomy chłód pomieszczenia.
***
- Powiedz, po czym zostają takie blizny? - dziewczyna zapytała się podczas powolnego spaceru po mieście. Trzymając Ervena za dłoń delikatnie ocierała się o jego ramię. Trzymanie się blisko pozwalało jej odrobinę zapomnieć o wszech obecnej przestrzeni, która była zarówno niesamowita i przerażająca.
- Od żelaznej dyscypliny, batu i kota o siedmiu ogonach - szarooki odpowiedział relaksując się jej bliskością.
- Bat… - Jenny skrzywiła się lekko - u nas już dawno nie używa się czegoś takiego. Teoretycznie broń biała jest prawie w ogóle poza użytkiem. Są pałki szokowe i noże bojowe, ale to i tak tylko jednostki specjalne posiadają. Albo wyrzutki społeczeństwa - dodała po chwili.
- Ciekawe, a jak u was wygląda sprawa z bronią dystansową? Zgaduje że noże do rzucania i łuki już dawno wyszły z mody? - zapytał z uśmiechem Erven.
- No raczej. Wspominałam ci o broni energetycznej. Plecy - wytłumaczyła - teoretycznie jest to broń strzelająca. Wczoraj podczas walki z demonem ta dziewczyna o różowych włosach miała podobną broń. Na ostrą amunicję, u nas to też już wychodzi z użytku. Wszelkiego rodzaju żołnierze i policja noszą broń. Oczywiście są też ci co mają ją nielegalnie. No ale ja mam inne pytanie. Jak to jest kiedy pada śnieg? Jak to wygląda kiedy jest go tak pełno? - dziewczyna podniosła wzrok na Ervena. W oczach przebijała się żywa ciekawość.
Zapytany mężczyzna na chwilę przymknął oczy przywołując obrazy swojego dzieciństwa i większości życia.
- Jest cudownie.. - odpowiedział - ..biały, spowijający wszystko puch. Lekko chłodny w dotyku i rozpuszczający się powoli w dłoniach tworzący krystalicznie czystą wodę. Kiedy pada, to tak jakby z nieba leciało drobne, targane na wietrze pierze, które przylega do każdej powierzchni przykrywając ją z czasem kożuchem białego lekko lepkiego pyłu. Kiedy przyjdzie większy mróz, na oknach osadza się szron tworząc niesamowite gwiazdowe, rozrastające się wzory.
Dziewczyna próbowała sobie wyobrazić to co opowiadał Erven. Skończyło się to jednak mglistym obrazem tak bardzo nieukształtowanym, że ciężkim do określenia.
- Chciała bym to kiedyś zobaczyć - mruknęła - w zasadzie całe życie jestem zamknięta w tej swojej metalowej puszce. Raz widziałam burzę, gdy miasto opadło i wleciało w chmury. To było niesamowite. Błyski otaczały nas dookoła i wszyscy się pochowali w swoich mieszkaniach. Ja oczywiście postanowiłam zrobić tę niezwykle niebezpieczną rzecz i przemknęłam się na czubek jednego z budynków. Pioruny są bardzo oślepiające wiesz? ale można się przyzwyczaić.
- Jestem pewny że w tym świecie zobaczysz wszystkie cuda i uroki pór roku. Tęsknie trochę za zimą. Pomimo pewnego zimna jest piękna i tajemnicza. Jesienne deszcze, wiosenne przebudzenie, kiełkowanie roślin. Będziesz miała dożo cudów natury do poznania moja droga.
Jenny się uśmiechnęła.
- Wiesz ta cała masa roślin i piękne błękitne niebo to już coś nowego. Pamiętam jak raz zeszłam do niższych pokładów miasta, tych co już się nie powinno wchodzić i wyjrzałam na zewnątrz. Nigdy tego nie zapomnę. Byliśmy wysoko ponad chmurami. Było wcześnie, początek dnia. Na horyzoncie drobne słońce przebijało się nad polem płaskich chmur. Ponad było niebo przez które przebijały się jeszcze gwiazdy. Byłam wtedy bezpiecznie schowana w małym ciasnym szybie wentylacyjnym… ale ten widok był tak niesamowity, że poczułam się strasznie malutka i bardzo krucha. Wystarczyło że coś nie tak pójdzie i mogłam wypaść. Zderzenie się z ziemią po locie z wysokości kilku tysięcy metrów nie było by specjalnie ładne. Została by ze mnie mokra plama.
- Ale nie została, jesteś cała i zdrowa, masz niesamowicie wielki szczęście Jen.. i odwagę. Mało kto by tak ryzykował by poznać nieznane. Płonie w tobie dusza odkrywcy, a ten świat tylko czeka byś go odkryła i poznała.
Jenny się ponownie uśmiechnęła.
- Wiesz, przypominasz trochę ludzi z mojego miasta. Większość z nas ma blade niemal białe włosy i koszmarnie bladą skórę. Połowa ma czerwone oczy. W zasadzie część to albinosi a część to niemal albinosi - dziewczyna wyszczerzyła się.
- Mógłbym powiedzieć to samo. Większość z mojego ludu jest wysoka, a wszyscy niemalże bez wyjątku posiadają wręcz trupio bladą skórę i mleczne włosy. Wygląda na to, że nasze światy mogą być bardziej podobne niż nam się mogło zdawać.
- Światy nie, ludzie… tak. Z resztą nie jest to dla mnie aż takim zaskoczeniem. Wszędzie wszyscy są tacy sami. Jak nie wygląd to zachowanie. W końcu jesteśmy ludźmi.
- Jesteśmy tylko i aż ludźmi. Jacy są ludzie twojego świata? Wiesz, co robicie w wolnych chwilach, jak wygląda u was życie?
- To zależy o kogo pytasz. Ci najzwyklejsi pracują a potem rozluźniają się przed holofilmami, oglądają telewizję słuchają występów… - Dziewczyna zawahała się na moment a potem kontynuowała - albo grają w wirtualnej rzeczywistości. To ostatnie to jednak głównie młodsi obywatele. Co robią ci bogaci, to do końca nie wiem. Jeśli za to nie masz pracy i odcinasz się od reszty… he - dziwny uśmiech przemknął przez twarz dziewczyny - szlajasz się po niewłaściwych miejscach z niewłaściwymi ludźmi i robisz niewłaściwe rzeczy. Bardzo niewłaściwe rzeczy.
- Niewłaściwe rzeczy… - zamyślił się na chwilę - ...trochę tego jest, ale za to pewnie życie nie jest takie nudne jak tych którzy chodzą do normalnej pracy. Każdy dzień wyzwanie. Prawda?
- Ta, a później masz kłopoty - na te słowa czerwonowłosa jakby odruchowo sięgnęła do karku i go przetarła - szkoda gadać czego to się nie wyprawiało...
- Swoją drogą, twoje włosy… naturalne czy…? - zapytał spoglądając na nią z ciekawością
- Farbowane, farbowane. Poczekaj - ręce śpiewaczki nagle wsunęły się pomiędzy czerwoną czuprynę. Poruszając nią w niezrozumiały sposób dla mężczyzny, Jen chciała osiągnąć pewien efekt. Nagle gdy dziewczyna uniosła powoli dłonie za nimi ciągnęła się dziwna czerwona masa. Chwilę później w dłoni dziewczyny znajdowała się mocnego odcienia czerwona kulka. Jej włosy zaś były koloru jasnego blond. Niemal białe. Zarówno brwi jak i rzęsy straciły swój mocny kolor.
Erven patrzył przez chwilę ogłupiały na dziewczynę. To nie była magia, więc co…?
- To jakaś cybernetyczna sztuczka? - zapytał starając się pojąć co się właśnie wydarzyło.
- Nanoboty, inaczej inteligenta farba do włosów - parsknęła śmiechem - wiesz ciągłe farbowanie niszczy włosy. Dzięki temu te malutkie robociki pokrywają każdy nanomilimetr włosów gdy te rosną. Nie trzeba się martwić o odrosty. Czasem może trzeba wymienić bo im energia się kończy - dziewczyna przyjrzała się kulce. Z pomrukiem niezadowolenia przyjrzała się temu jak bardzo nieskładna była.
- Nie mniej, ciekawa rzecz. Może naukowcy z punktu obserwacyjnego będą mieli sposób by wymienić energię tych ..robocików. Tak ogólnie to co to jest robot?
- Na nich to ci nie pokaże bo są za małe… - Jenny zacisnęła dłonie na kulce i przyłożyła sobie do głowy. Ponownie jej włosy stały się czerwone i napuszone - ale tak ogólnie to to jest maszyna. Coś jak te twoje konstrukcje z kości tyle, że nie potrzebują magii a energii i raczej są z metalu lub równie wytrzymałych materiałów.
- Ciekawe.. - powiedział mleczno włosy - ..cóż, będę musiał udoskonalić to zaklęcie, wiesz które, nie przepadam za tak topornymi dziełami. Przydałoby się odrobinę artyzmu…
- Och proszę, proszę. Panie artysto… życzę powodzenia.
- Czyżbym wyczuwał sarkazm? - zapytał z uśmiechem na twarzy
- Być może tak… być może nie, z chęcią pomogę ci to ulepszyć. Odrobinę mnie przeraża te... naga forma.
- Masz rację, w tej formie moje dzieła są dość… nieestetyczne, ale mam pomysł, tylko muszę zgłębić moją wiedzę techniczną najpierw. Właśnie, to mi przypomniało, co to jest kamera?
- Takie urządzenie co nagrywa obraz. Potem można zobaczyć to co zostało nagrane… hm… to tak jakbyś miał oko co zapamiętuje co widziało… w bardzo dużej przenośni.
- Hmm.. - Erven mruknął w zamyśleniu - ..my byśmy użyli kryształów i soczewek magicznych, ale to za dużo zachodu by stawiać to wszędzie.
- Co to jest ta cała genetyka? Nigdy o czymś takim nie słyszałem.
Jenny ściągnęła brwi zdając sobie sprawę z jednej rzeczy.
- Ej, ja o tym rozmawiałam z Sorenem… podsłuchiwałeś.
- Zasłyszałem.. - poprawił ją Erven - Mówiliście dość głośno, a ja akurat przechodziłem po drugiej stronie ściany szukając śladów, be efektu zresztą. Mam pamięć do dziwnych słówek, taka demotyczna rzecz.
- Aaaaha…. swoją droga tłumaczą się tylko winni - wystawiła język - a co do genetyki… łoj to taki dział biologi… erm… znaczy. Ojej - zmartwiona mina wskazała na to że dziewczyna musiała się pogubić w tym co chciała powiedzieć - to będzie ciężko wytłumaczyć. Muszę się zastanowić - dziewczyna umilkła na trochę zbierając myśli.
- Geny to coś takiego co odpowiada za to jak każdy wygląda, jaki kolor włosów mamy, oczu, skóry i temu podobne. Genetyka to nauka która zajmuje się tym tematem. Dzięki temu na przykład udało podwyższyć kondycję ludzi, którzy pracują w fabrykach. Generalnie całe miasto składa się już z potomków takich osób. Moje miasto znaczy się.
- Ciekawe. - odpowiedział mężczyzna - Genetyka, geny… muszę zapamiętać.. u mnie to by podpadło pod zaawansowaną alchemię - szeroki uśmiech - Myślisz, że w Punkcie informacyjnym będą skorzy podzielić się swoją wiedzą? Mam mnóstwo pytań na które potrzebuje odpowiedzi.
- Erven jestem tu pierwszy raz - przypomniała mu dziewczyna - nie mam zielonego pojęcia kto tam będzie, jaki będzie i co będzie robił - uniosła ramiona do góry rozkładając ręce - wiem tyle co ty.
- Wiem… - odpowiedział ze zrównoważonym spokojem ukrywającym mieszankę spokoju ducha, relaksu i pewnej dozy rozbawienia - ...ale nie szkodzi sobie pomyśleć co by było gdyby. No, ale tylko przez chwilę.
- No może - Jenny obejrzała się z bliżej nieokreślonego powodu. Już miała powrócić do rozmowy gdy dostrzegła spacerującego za nimi Sorena. Unosząc brwi do góry zamrugała kilkukrotnie.
- Soren? A co ty tak cichaczem idziesz?
- Nie chciałem przerywać rozmowy, wybaczcie- odparł- Mam już konie, za chwilę będą gotowe do jazdy. Sam prowiant zakupie przed samym wyjazdem, więc wszystko wydaje się być gotowe.
- Doskonale. - powiedział uradowany Erven - W takim przypadku nic nie stoi na przeszkodzie żeby ruszać w drogę, tylko już połowa dnia minęła. Wyruszymy skoro świt, po tym jak zbierzemy wszystkich pod barem, co ty na to panie Soren?
- To nie jest zależne ode mnie, ale nie mam nic przeciw.
- Świetnie, w takim razie wrócimy z Jenny do swoich spraw, widzimy się wieczorem w barze? Przydałoby się wszystkich zebrać i ustalić szczegóły podróży. Mógłbyś ich o tym powiadomić?
Castell wzruszył ramionami
- Obecnie i tak brak mi zajęcia.
- Zaraz… Soren miał mnie pouczyć jazdy na koniu.
- A ten czeka na Panienkę w stajni. - odparł niebiesko włosy z uśmiechem.
- Hmm. - zamruczał Erven wyraźnie coś sobie przypominając - W sumie i ja się na to pisałem. Całkowicie o tym zapomniałem. Cóż, nie ma co marnować czasu.
- Chodźcie więc za mną - odparł Castell i wyminąwszy parę ruszył nieśpiesznie w kierunku stajni. Wkrótce dotarli do stajni skąd odebrali oba konie, następnie opuścili mury miasta.
- Więc..które z was, chce spróbować pierwsze? - zapytał niebiesko włosy, wyciągając dłoń z lejcami konia Belgijskiego w stronę pary.
- Panie pierwsze - powiedział Erven ustępując Jenny robiąc krok na bok.



Dzień trzeci. Bar, wieczór.
W barze jak zwykle o tej porze było gwarno. Filip i Eri zasiadali przy ladzie. Dziewczę zwane Akasja pokonywała kolejnych przeciwników w zawodach alkoholowych. Jej towarzysz w białym płaszczu ponownie zasiadał na balustradzie wyższego piętra, a z nowych przechodnich...




Do stolika wrócił Castell, który skończył właśnie załatwiać prowiant na dzień następny.
W wyjątkowo dobrym humorze przy jednym ze stołów siedział Erven popijając złocisty trunek, bóstwo wśród wszystkich cieczy, magiczną ambrozję bogów zwaną… piwem.
- Jutro z rana wyjeżdżamy, tak? - zapytał tak jakby dla pewności siedzących obok niego towarzyszy.
Christos przyglądał się nowo przybyłym, szacując kiedy dostali się do tego świata. Pozostałych mógł zadziwić zupełny brak ekwipunku Braci - nie mieli oni żadnego plecaka, czy czegokolwiek, w czym mogliby nieść potrzebne rzeczy. Na pytanie Ervena, nie wiadomo skąd Gubernator dobył jakiejś mapy, którą rozłożył na stole.
- Zgadza się, jutro z samego rana. Proponuję udać się dłuższy kawałek drogą południową. Istnieje opcja, by z niej w ogóle nie zbaczać, przejechać tędy - Nanaph wskazywał palcem drogą - i przenocować tutaj, w zajeździe. Drugiego dnia powinniśmy dojechać wtedy do celu… Jest jednak coś interesującego, niemalże po drodze… - Gubernator wskazał palcem na nieznany symbol przy jeziorze - Tutaj mamy… opuszczoną fortecę. Zainteresowało mnie to miejsce i myślałem, by tam po drodze zawitać. Chętni? -
Jak wyruszymy o świcie to nic nie szkodzi tam zawitać na chwilę. Opuszczone ruiny to jak by nie patrzeć moja specjalność - odparł mleczno włosy.
- Ja tam nie wiem czy mam ochotę na opuszczone ruiny - wtrąciła tylko Jenny.
- Nie daj się prosić… Jen… to tylko ruiny. Ochronimy się tam na chwilę przed słońcem i odpoczniemy nim ruszymy do Zajazdu. - argumentował Erven.
- Jeżeli nie dasz się namówić, Jen… zawsze możesz zostać w powozie. To nie zajmie nam długo, a zawsze przyda się ktoś, kto zostanie na czatach. - stwierdził Gubernator.
-Zobaczymy jak będzie wyglądać ta twierdza i podejmiemy decyzję, kto, co i jak. Na chwilę obecną samemu nie wiem czy się skusić- odparł Castell.
- Eh… Jak dla mnie miejsce warte sprawdzenia. Wątpię by coś dam zostało poza kamieniem, nie mniej ciągnie mnie tam z jakiegoś powodu. Może to mój instynkt podróżnika? - zapytał Erven.
- Może, nie mniej Soren ma rację. Chyba nie ma sensu teraz dysputować o tym co zrobimy, jeśli nie wiemy dokładnie jak wygląda sytuacja. W najgorszym razie się rozdzielimy, i potem się spotkamy w tym Zajeździe.-
- No to postanowione - stwierdziła dziewczyna i przyklepała umowę uderzając ręką o stół.
 
Imoshi jest offline  
Stary 16-05-2014, 12:52   #37
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Dzień czwarty. Przed barem, poranek.
Zbierające się towarzystwo powitał Castell w zarzuconym kapturze, siedzący już na miejscu woźnicy. Jak dało się zauważyć całość, łącznie z prowiantem była już zapakowana i gotowa.
Erven otworzył drzwi karocy i gestem zachęcił Jenny by wsiadała pierwsza.
Patrząc z ukosa na powóz dziewczyna w końcu wsiadła do środka usadawiając się mniej lub bardziej wygodnie. Zapach kości nie był specjalnie przyjemny.
Erven wsiadł za Jenny i usadowił się obok niej. Może kości jeszcze nie wywietrzały jak powinny, ale dobra przejażdżka powinna zadziałać jako remedium na tą nietypową dolegliwość karocy. Chwile później i bracia znaleźli się na siedzeniu naprzeciwko Ervena z Jenny. Anti znalazł się na siedzeniu obok Sorena.
Castell zakrzyknął i równocześnie delikatnie trzasnął wodzami. Powóz ruszył z początku leniwie a potem coraz szybciej, aż w końcu opuścili mury miasta.
Wyjechali jedyna bramą a później szlakiem do najbliższej odnogi w stronę Rozstaju dróg. O dziwo odnoga pojawiła się przed lasem którą dalej biegł szlak. Jednak tak jak i główna ta również była wyjeżdżona.
Obierając tą drogę po prawej grupa mogła by podziwiać pejzaż łąk z czymś co na mapie oznaczono jako smoczą skałę... gdyby jednak takowa była. Jak widać W tym świecie i góry lubią zmieniać swoje miejsce. Po lewej były Pola uprawne i jakieś pomniejsze wsie. Po około dniu drogi spostrzegli po swej lewej obrysy rzekomej fortecy nad jeziorem. A raczej to co z niej pozostało.

-Fiu fiu, wygląda dość obiecująco- stwierdził Castell skręcając wozem na zarośniętą drogę prowadzącą do fortecy. Zwolnił nieco tępo i uważał na skały i wyboje gdy zaczęło z lekka telepać- Mam nadzieję że ta karoca się nie rozpadnie- odparł żartobliwie do siedzącego z tyłu Erevena.
- Moja w tym głowa by była na chodzie - odparł po czym zaczął nucić jakąś obcą melodię plecąc dodatkowe ektoplazmatyczne nici i wzmacniając stare.
Kilka ptaków, które dotychczas górowały gdzieś nad karocą, podleciało wyżej nad ruiny, sprawdzając je ze wszystkich stron, a jednocześnie mając siebie nawzajem na widoku. Wejścia? Jacyś nietypowi Strażnicy?
Kilka szkieletów poruszało się na murach choć dosyć niemrawo. Wejścia oraz dziury były dość sporawe by można było przez nie przechodzić w głąb.
- Erven… masz może coś co załatwiłoby kilku nieumarłych? - spytał z uśmiechem Gubernator.
- Wierną stal i parę szkieletów… dlaczego pytasz? - odparł z uśmiechem Erven.
- Mamy kilku kościstych przyjemniaczków na murach, a po co się trudzić walką z takimi… -
Erven uniósł brew ku górze.
- Zatem czeka nas mała potańcówka, a już myślałem że moje stare kości nie doczekają się rozciągnięcia…
W odpowiedzi, nie wiadomo skąd, pojawiły się na plecach braci ich miecze. A także na plecach wyjątkowo radosnego Antiego.|
Wóz zatrzymał się kilka metrów od bramy.
-Na miejscu, bawcie się dobrze, ja przypilnuję koni-wymruczał Castell|
- Jenny, widzisz już co mamy przed sobą… zechcesz dotrzymać nam towarzystwa? - spytał Gubernator, a Christos i Anti zwyczajnie zeszli z wozu.
Erven z kolei wysiadł z wozu i wznosząc powoli dłonie ku górze intonował dziwną melodię.
- Im nathurna, maya nagosh. Im naeynma, maya ruklan. Ivaim nathur. - nagle na ziemi utworzyła się cienka warstwa gęstej mgły z której zaczęły się jakby wygrzebywać ludzkie szkielety. Jeden po drugim, aż w końcu wygrzebało się ich tuzin i razem z swoim nieumarłym orszakiem Erven był gotowy ruszyć badać ruiny twierdzy.
- Ugh… kolejne zdechlaki. Ktoś powinien przypilnować naszych rzeczy, przecież nie będziemy się tam pchać z tym wszystkim - wskazała na prowiant.
- Soren miał się tym zająć… może lepiej będzie, jeśli pojedziecie, a my was dogonimy w zajeździe? - spytał Nanaph, patrząc, czy aby Jen zaraz nie zejdzie.
- Jeśli jesteście pewni że dacie radę to możemy jechać zarezerwować miejsce w zajeździe- wtrącił się Soren wciąż siedząc na zydlu- jesteście w stanie nas dogonić?
- Bez problemu, jak coś to zrobie drugą karocę, ale do tego będę potrzebował tych ogarów. - powiedział Erven.
- Odepnę je w takim razie- odparł Castell zeskakując na ziemie i po kolei odpinając uprzęże- uważajcie tam na siebie- dodał nieco obojętnym już tonem.
- Oczywiście. - odparł Christos równie obojętnie.
- Witamy tu tylko na godzinę - powiedział szarooki - Potem ruszamy w dalszą drogę.
-W takim razie życzą powodzenie- niebiesko włosy wzruszył lekko ramionami i wskoczył na miejsce woźnicy- Panienko Jenny, gotowa do drogi?
- Jen… - powiedział do dziewczyny mlecznowłosy - ...widzimy się w zajeździe. Uważaj na siebie.
Dziewczyna kiwnęła do mężczyzny po czym dała mu mocnego całusa w usta na pożegnanie.
Nim Jenny weszła do karocy a już po tym jak grupa sprawdzającafortecę się oddaliła doszło do czegoś czego nikt nie mógł się spodziewać. Coś czy też ktoś pojawiło się nagle na zadaszeniu karocy.

- Cel znaleziony - metaliczny głos zabrzmiał od osobnika, który skoczył w stronę Jenny
Castell zareagował praktycznie natychmiast stajać między nimi i odrzucając napastnika.
- Error Confirmed. Troubleshooting activation! - Osobnik z niezwykła szybkością doskoczył ponownie ty jednak razem używając impulsu który doszczętnie, za pomocą trafionego Castella, zniszczył karocę. Sam trafiony nie odniósł żadnych obrażeń poza tymi od upadku i zniżenia karocy. Kiedy Jenny otrząsnęła się z szoku i zaczęła działać... było już za późno. Osobnik chwycił ją i zniknęli z miejsca zajścia.
Wszystko działo się zbyt szybko, za szybko dla maga który nim zdążył zadziałać było już po wszystkim. Jedynie zniszczona karoca i brak Jen świadczyły o całym zamieszaniu. Gdzie była Jen i co się stało z mechanicznym łowcą pozostawało tajemnicą.
Erven rozejrzał się wokoło szukając dziewczyny wzrokiem, odpowiedziała mu dziwna pustka i stojący towarzysze, zdawałoby się równie osłupiali jak on, no, może za wyjątkiem Sorena, ale przecież to był Soren.
- Jen! - zakrzyknął tak jakby wołając ją mimowolnie wiedząc, że nie ma to najmniejszego sensu. Została tylko forteca i tajemnica jej zaginięcia. Nie mieli żadnych śladów, żadnych poszlak, żeby podjąć trop.
Wzrastała w nim nienawiść i gniew który pragnął wyładować dość mało kreatywny sposób. Rozłupując czaszki wrogich szkieletów i wszystkiego tego co zalęgło się w tej opuszczonej twierdzy. Nie mniej, gdzieś tam w głębi czuł się bezradny.
- Rozwalmy kilka szkieletów co się tutaj zalęgły. - odparł z nieukrywanym gniewem, widać w ten sposób chciał dać upust narastającym emocjom - Potem do Punktu, choćbyśmy mieli jechać całą noc. Ci naukowcy powinni coś wiedzieć.

Erven, Bracia, i Forteca Skarbów

Erven nie czekał na reakcję towarzyszy i wraz z nieumarłym orszakiem ruszył w kierunku opuszczonej fortecy. NIedługo potem dało się słyszeć szczęk broni i pierwszy nieprzyjazny szkielet padł, jego broń podniósł jeden z towarzyszących mu nieumarłych. Dalej było podobnie.
Po uspokojeniu koni i zaczepieniu lejców o drzewo za Erevenem podążył Castell. Szedł w dziwnym zamyśleniu, w jego głowie roiły się myśli o niecodziennym porywaczu. Wiedział jedno, chętnie go znajdzie i się z nim zmierzy. Uśmiechnął się na tę myśl. Zrównał się z nekromantą.
-Znajdziemy ją, na pewno. Wraz z tym czymś co ją porwało, nie dam sobą od tak rzucać-Mimo całego zajścia jego głos był niezwykle spokojny.
- Tak, znajdziemy - odparł półwarkotem - Nikt nie będzie mi się rozpływał w powietrzu bez większego powodu zabierając kogokolwiek, a tym bardziej Jen.
- Dość o tym, rozerwijmy się rozłupując to co tutaj jest - dopowiedział gdy kolejny szkielet padł.
Na te słowa Soren ochoczo dobył stalowego miecza. Wraz z Erevenem, posyłając kolejnych nieumarłych na wieczny spoczynek.
-Amen- burknął gdy oczyścili już okolicę.
Erven, wiedząc że dobre kości, to służalcze kości przywracał do życia pokonane szkielety. Średnio z dwóch poległych wychodził jeden cały. Niezły przelicznik jak by nie patrzeć i takim sposobem w szeregach jego małego oddziału było dwadzieścia siedem szkieletów uzbrojonych tak jak byłe te pokonane.
-Imponujące- stwierdził wesoło Castell, zbliżając się do niego i zataczając mały młynek mieczem- Jak tak dalej pójdzie to będziesz dysponował całkiem pokaźną siłą.
- Nie zależy mi na sile.. - odpowiedział mlecznowłosy - ..tylko na użyteczności. Teraz są użyteczni, nie wiemy co drzemie w trzewiach tej twierdzy. Sprawdzamy?
-Jestem jak najbardziej za- odparł raźnie niebieskowłosy zbliżając się do sporych drewnianych wrót. Pchnął, zamknięte. Odsunął się odrobinę i sprzedał im porządnego kopniaka, skrzydła wystrzeliły z zawiasów- zapraszam do środka.
Drapieżny uśmiech zawitał na twarzy młodego adepta nekromancji
- Jak najbardziej. Ruszajmy - powiedział rozpalając pochodnię.
Podczas całej zawieruchy związanej z Jen, Bracia nawet nie zaszczycili karocy spojrzeniem. Kilka szkieletów nie wiedzieć czemu bezceremonialnie spadło z muru, roztrzaskując się, a reszta drużyny dopełniła dzieła. Widząc, że nieumarłych jest mniej niż wyposażenia, Nanaph uniósł dłoń. Nie wiedzieć skąd nad nią pojawiło się kilkanaście kiepskiej jakości broni, które podleciały do bezbronnych szkieletów.
- To się może im przydać, Erven. - dodał tylko Gubernator. Trzymana przez nekromantę pochodnia także, nie wiedzieć czemu, uniosła się, od teraz lewitując w okolicy drużyny. Ptaki w tym czasie rozglądały się w cztery strony świata… może Jen nie została przeniesiona tak daleko, i wciąż można odnaleźć jej Aurę?
Kolejne stopnie i korytarze. Wszystko wiodło w dół ku głębinom starej ruiny. Zeszli o jedne poziom niżej.
Pomieszczenia spotykane na drodze były już przetrząśnięte i nie było w nich nic wartego uwagi.
korytarze ciągły się dziesiątkami metrów. ale w końcu były rozwidlenia. Skrzyżowanie. Dwoje dróg prowadziło w dół schodami jedna biegła kilka metrów i gdzieś skręcała.
Erven naznaczył krzyżykiem na ścianie drogę skąd przyszli żeby się nie zgubić w drodze powrotnej, podobne krzyżyki stawiał również co jakiś czas.
- Chodźmy w dół - powiedział mag robiąc krok w kierunku schodów po lewej.
Bracia wraz z Sorenem poparli ten pomysł, ruszając za magiem, a Nanaph dodał:
- Proponuję, by Twoje mięso armatnie szło przodem, przyjmie na siebie zatrute pułapki, zapadnie, i tym podobne przyjemności.
- Widzę, że czytasz mi w myślach towarzyszu. Połowa przed nami, połowa za nami co by nic nam na karki nie wskoczyło. - odpowiedział nekromanta. - Masz jeszcze coś ciekawego na oku oprócz tej twierdzy?
Gdy tylko szkielety weszły na schody coś zatrzeszczało. Dopiero gdy na schodach ktoś żywy postawił stopę te się zawaliły spadając w dół. Dość długi dół. Osobnik żywy zdążył uniknąć rozpadliny. Forteca byłą stara i jak najbardziej podniszczona ale ten dół nie wyglądał ani na pułapkę a nie na coś co mogła by zrobić natura. Drugie schody były już w pełni sprawne.
Schodzący w dół Gubernator zastanawiał się nad odpowiedzią dla Ervena. Miał już się odezwać, kiedy nagle stracił grunt pod nogami. Zapewne by spadł, jednak miast poddać się sile grawitacji, po prostu się uniósł, by wylądować za rozpadliną:
- Na południe stąd jest jeszcze opuszczone miasto, kopalnia i więzienie… w pobliżu tak zwanego Kraju Lodu. Jak w domu, co? - uśmiechnął się - Chciałbyś później coś zrobić z tą fortecą? Będzie wymagała renowacji, ale ogólnie, może się przydać, na moje.
- Opuszczone miasto, kopalnia i więzienie? - zapytał Erven po chwili namysłu i dopowiedział gdy schodzili w dół drugimi schodami - Brzmi interesująco. Zobaczę jak mi się powiedzie w stolicy. Co do fortecy… dużo roboty, zobaczy się.
Kolejne piętro niżej. Korytarze po lewej jak i po prawiej były nieoświetlone. Na przeciwko nich była rozpadlina pozostałość po schodach, oraz schody prowadzące w dół a zaraz obok tych którymi tu zaszyli. Z prawej gdzieś głębiej słychać było odgłosy czegoś metalicznego ciągniętego po posadzce.
-Proponuję udać się w prawo. Może znajdziemy tam nieco rozrywki- odezwał się Castell stojąc na samej granicy światła. Wsłuchując w dźwięki i wpatrując w ciemność- ciekawe cóż to takiego może być..?
- Czy to ważne co to jest? Hałasuje to łupnia szuka, chodźmy. - odparł Erven idąc ostrożnie by nie robić rabanu w stronę tajemniczego dźwięku.
Niebiesko włosy z uśmiechem podążył za nekromantą, którego podejście do sprawy, wyraźnie odpowiadało arystokracie. Cała kompania ruszyła korytarzem, w stronę stopniowo narastającego odgłosu. W poprzedniej formacji- ze szkieletami na czele- Starali się iść w miarę możliwości jak najciszej. Pochodnia wciąż migała nad ich głowami.
Światło pochodni sięgało kilka metrów przed nich. Odgłosy metalu sięgniętego po ziemi narastały. Ściany pokryte był czymś rdzawym jednak nie były to ślady krwi, raczej można nazwać to pleśnią lub mchem. Wtedy też ujrzeli ruch. Długie ostrze, szurając po kamieniu, powoli chowało się za zakrętem. Korytarz się rozwidlał
-Więc chce się bawić z nami w chowanego?- Wymruczał Castell i spojrzał zaciekawiony na Erevena.
Erven wyszeptał znane sobie słowa powoli dochodząc do wprawy gdzie ich wymawianie stawało się zbyteczne i już stawał się półprzeźroczystą zjawą. Skinieniem głowy dał znać towarzyszom by szli do przodu, za szkieletami które już teraz ruszyły sprawdzić z kim mają do czynienia.
-Ciekawe- wymruczał Soren, w sumie nie wiadomo do czego się odnosząc- również mam parę sztuczek- uśmiechnął się do Erevena i tak jak przed chwilą przed nim stał tak już go nie było. Jedynie światło zdawało się zanikać w tym miejscu.
Pozostałe szkielety ruszyły przodem. Skręcając w ścieżkę za lokatorem. Słychać było krótką wymianę ciosów: odgłosy rozbijanych kości i szczęk stali a później narastające szuranie. Zawrócił. I chwilę później wyjrzał zza rogu.

Osobnik o ludzkim ciele ze stalową klatką na głowie i prawie dwu metrowym ostrzem podobnym do tasaka. Co gorsza były na nim stare ślady krwi. Teraz widać było że szurały dwie rzeczy jego ostrze i czubek jego hełmu po stropie. Zatrzymał się na zakręcie spoglądając swoim “dziobem” w stronę nieproszonych gości.
- I got a bad feeling about this… - powiedział Erven robiąc krok w tył.
- Hm, witaj… - rozpoczął Nanaph, próbując uzyskać jakieś ślady… no, chęci do pertraktacji. Gdy oponent nie zechciał paść na kolana i błagać o litość, przyszła pora na bardziej… stosowne środki.
Trzy silne impulsy uderzyły w rękę, w której humanoid trzymał wielką broń. Wykorzystując chwilę dekoncentracji, którą miały wywołać, broń, nie wiedzieć czemu, spróbowała… odlecieć od posiadacza, by wylądować tuż przed Christosem. Bracia cały czas zdawali się jednak dbać, by nie stać w pierwszym szeregu podczas odprawiania swych niecnych sztuczek.
Impulsy odtrąciły delikatnie na bok posturę istoty jednak mimo to nie udało się wyrwać ostrza z jego ręki. Piramidogłowy zaczął iść w kierunku przybyszów wolnym krokiem jednak teraz jedynym co szurało był czubek jego hełmu. Ostrze trzymane było nisko przy ziemi mimo swoich wielkich rozmiarów.
Mały Anti, nie wiedząc, czy rozsądnym byłoby szarżować na stwora, czy może uciekać, zaczął się w niego intensywnie wpatrywać. Pokaż swą przeszłość, istoto.
Ciemność i zamek. Czas z przed wieku. Czas gdy zamek tętnił życiem. Wstrząs przestrzenny. Czarna wyrwa i pojawił się On. Rycerze stawali do walki jednak... skończyło się to masakrą. Wyrżnął wszystkich którzy stanęli na jego drodze rozrywał na strzępy ich ciała i wędrował z nimi. Próbowano przed nim uciec i dlatego zawalono schody. O dziwo jedne i nie tak jak wyglądają teraz. W walce ze zwykłymi ludźmi nie był w stanie pokazać tego co potrafi. Chyba że nie potrafi nic.
- Oto jeden z powodów, dla których opuszczono tą twierdzę. - stwierdził Nanaph - Soren, myślę, że spodoba Ci się w bezpośrednim starciu… niestety, nie ma na stanie krwi, trzeba pozbyć się kończyn. Erven, szkielety będą tu tylko bardziej przeszkadzać, w przeciwieństwie do tego Twojego paraliżu. Ja spróbuję pozbawić go broni. -
Gubernator, widać, zaczynał przyzwyczajać się do wymyślania planów. Zarówno on, jak i Anti czekali w pozycjach bojowych na sprzyjającą okazję. Wokół Christosa za to, nie wiedzieć skąd, pojawiło się całkiem sporo lewitujących strzał, wycelowanych w stwora. Widać, chciał go zasypać ostrzałem podczas ataku Sorena, a konkretniej zasypać rękę, w której trzymał swą broń.
Złe uczucie nie opuszczało Ervena który wpatrując się w stwora przez myśl biegło mu ratowanie się ucieczką. Mimo wszystko zdecydował się rzucić zaklęcie mając nadzieję że podziała.
- Ezar n’kher, na shashn. Uluashi.. - wyszeptał po czym dodał - ..nie oszczędzajcie się chłopaki, to nie jest zwykły człowiek.
Gdy sytuacja była już mniej więcej jasna, Castell zdecydował się działać. Z mroku, tuż za przeciwnikiem wynurzyła się blada twarz arystokraty z odbijającymi światło, dzikimi, czerwonymi ślepiami. W ręku dzierżył miecz, który ułamek sekundy później przeszył przeciwnika na wylot, wychodząc obok “dziobu” hełmu. W tym momencie chmara strzał skierowała się w piramidogłowego. Soren korzystając z tej okazji, piruetem zwiększył dystans, by nie dać się złapać. W obrocie wyprowadzając jeszcze cięcie w ramie przeciwnika. Całość trwała zaledwie chwilę, a przeciwnik został otoczony.
Erven z kolei utrzymywał bezpieczny dystans od piramidogłowego trzymając się za braćmi i podtrzymując działanie zaklęć, nie pozwalając na to by przeciwnik się ich pozbył.
Istota nie zareagowała ani na atak od tyłu, ani gdy poprzebijały go lecące strzały. Z tak zranionej istoty nie popłynęła nawet kropla krwi. Pochłaniający czar Ervena nie działał, dlaczego jednak nie zauważył tego wcześniej. Może przez tą morderczą aurę... a może przez sam widok tego osobnika.
Potwór stał tak chwilę, bez ruchu. A czas się dłużył. W absolutnej ciszy wszyscy słyszeli swoje bijące serca. Słyszano wszelkie najmniejsze szmery ale nic od tego bytu. Serca wszystkich zabiły szybciej, gdy całą fortecę przeszył odgłos metalu szurającego po kamieniu. Stalowa klatka delikatnie się uniosła szorując po sklepieniu. Wtedy też byt ruszył swoim powolnym krokiem w stronę Ervena i braci.
- Skurczybyk jest odporny na magię! - zawołał Erven wycofując się krokami w tył - Wycofajmy się!
Zignorowany Castell patrzył na oddalającego się przeciwnika. Gdy Ereven się odezwał przerzucił wzrok na niego. Czuł strach mężczyzny. Może to właśnie on przyciągał uwagę piramidogłowego? Chwilowo stał w miejscu, czekając na rozwój wydarzeń.
- Soren, celuj w kończyny. Erven, przestań się tu trząść! - zakrzyknął Gubernator. W rękach całej trójki pojawiły się miecze, a tamci gotowi byli do boju. Swoją drogą, ciekawe czy stwór idzie w kierunku braci, czy Ervena…
- Trząść!? - zapytał gniewnie mag - Ja tu realnie oceniam nasze szanse! - po czym dobył miecza szepcząc - Sura s’sharin. Suratha.
Co tu dużo mówić był wściekły, na co i na kogo nie miało to znaczenia. Widać jego towarzysze jeszcze go nie znali na tyle dobrze na ile by mogli po tych paru dniach wspólnej podróży.
Piramido głowy nadal zbliżał się do grupy. Gdy tylko dotarł w pobliże najbliższego z nich. Odwrócił ku niemu swój dziób, a jego ostrze delikatnie się zakołysało.
Gdy stwór zbliżał się do Nanapha, ten również odczuł potężny negatywny wpływ. Odsunął się krok w tył, wyczekując ataku od tyłu Castella. Reszta braci w tym czasie podjęła próbuję odciągnięcia stwora, powalenia go. Nawet jeśli w tak wąskim korytarzu nie można go unieść, odpowiednio użyta telekineza powinna go obalić. A potem będzie można odtrącić nią jego broń…
Stało się tak jak zakładał Nanaph. Castell nie czekając dłużej wbiegł z impetem w plecy przeciwnika, licząc, że ten utraci równowagę. Następnie błyskawicznie, odskoczył, raz jeszcze powtarzając manewr i tnąc w ramie stwora. Dokładnie w to miejsce, które trafił poprzednio. Zamierzał urąbać mu rękę.
Po uderzeniu istota przekrzywiła się do przodu. Kolejna próba jednak się nie udała. Nim Castell zdążył wykonać unik został chwycony za gardło. Piramidogłowy nie odwrócił się do niego chwycił go nie patrząc. Następnie z ogromną siłą prawie miażdżąc mu kark rzucił ciałem w stronę oddalonych braci. Powalając przynajmniej Antiego. Próby powalenia go na niewiele się zdawały. Nadal kroczył na przód. Przy najbliższym z braci w końcu zamachnął się mieczem. Ostrze pomknęło po ukosie zderzając się z sufitem w fontannie iskier. Przez chwilę był odsłoniety jednak wyglądało to podejrzanie bo ostrze uderzyło o sklepienie swoją tępą stroną.
Nie wiedzieć skąd wyleciały dwa podniszczone miecze, kontrolowane ruchami dłońmi przez leżącego Antiego, które miały wspomóc Gubernatora w następnym parowaniu. Christos, niemalże ignorując Sorena, skupił się na swym bracie, by w ułamki sekund umożliwić mu odwrót. Nanaph tymczasem… po prostu dotknął płaskiej strony wrogiej broni, która, nie wiedzieć czemu, poczęła znikać.
Niebiesko włosy tymczasem, siedział oparty pod ścianą, w którą niedawno uderzył. Pilnie przyglądał się walce aby poznać możliwości przeciwnika. Wiedział już że jest dość szybki i silny, w porównaniu do zwykłych ludzi. Aby obejść te granice należało więc sięgnąć do mniej ludzkich umiejętności.
Istota nie czekała jednak jak jej oręż zniknie i zaatakował także bronią. Było w tym coś dziwnego. Atak i tak nikogo by nie trefił jednak ostrze jakby rozrywało przestrzeń w której się znalazło. Znikanie momentalnie ustąpiło. Gdy trefił o posadzkę posypały się iskry. Natychmiast po tym próbował strącić wolną ręką Nanapha. W tym momencie w paradę weszły mu dwa miecze sterowane telekinetycznie przez Antiego. Zdołały zablokować cios padający z wolnej ręki. Powracające ostrze trafiło lewitującego wojownika o włos minęło się ze zgiętym nadgarstkiem, znów trafiając o sufit i chwilę później opadając by go przeciąć. Wtedy również w paradę weszły zardzewiałe miecze, choć tym razem nie stanowiły żadnego oporu i rozpadły się na 4 części. Szybkie szarpniecie zabrało Nanapha z pola walki.
Castell podniósł się z ziemi i schwał miecz z powrotem u boku. Zamierzał podejść do sprawy nieco bardziej poważnie. Przyjrzał się już części zdolności przeciwnika. Był silny, jednak nieco wolniejszy, Soren raz jeszcze rozpłynął się w powietrzu. Gdy piramido głowy uderzył w nadlatujące miecze, arystokrata raz jeszcze pojawił się za nim. Korzystając z faktu, że stworzenie było zajęte podbił jego ręce i zaplótł mu nelsona. Przysunął twarz blisko tyłu głowy przeciwnika, by ten miotając się nie uderzył do w twarz.
Przeciwnik chciał się wyrwać siłując się z oponentami, ale w końcu ich siły się zrównały i zamarl w bezruchu. Trzymał obie ręce w powietrzu w jednej dzierżył miecz. Czekał.
-Ciąć- rozkazał Castell ponurym tonem- poszatkować go jak wieprza.
Nieprzyjemny uśmiech zawitał na ustach Ervena. Ostrze jego broni powróciło do swojego zwykłego metalicznego wyglądu i już robił krok w kierunku istoty w każdej chwili gotowy na uskok.. Pomimo faktu, że chroniła go tarcza zasłony. Sekundy zaledwie później jego miecz opadał ciężko na ciało piramidogłowego.
Jak na wezwanie wokół całej trójki braci, utrzymanej w bezpiecznej odległości, pojawiły się dodatkowe miecze. Kilkanaście ostrzy, które bezceremonialnie podleciały do humanoida i poczęły odkrajać jego kończyny.
Kiedy tylko pojawiły się ostrza wokoło kreatury Erven odskoczył do tyłu i wycofał się. Nie było już potrzeby fatygować się osobiście.
Kilak cięć zdołał zadać mag nim pojawiły się ostrza. Jednak wtedy żadne nie trafilo. Uchwyt Castella był mocny i zapewne było tylko jedna jego wada. Wada która nie istniała dla innych przeciwników. Tutaj jednak okazała się bardzo zaskakująca. Uchwyt miał podparcie w głowie a raczej na klatce istoty. Tak wiec gdy ona spadła chwyt przestał być efektywny. Klatka spadał chroniąc istotę przed kolejnymi obrażeniami, chociaż i te zapewne wiele szkód by mu nie wyrządziły. W miejscu jej trzymania nie było nic. To było ciało bez głowy. W uciętej szyi widać było wnętrze , mieści i kręgosłup. Uwolniony w uścisku potwór jedna ręką chwycił za siebie po kark Castella i ponownie nim rzucił. Drugą ręką pozbył się miecza ciskając nim jak oszczepem za odlatującym oponentem. Castell został przebity a siła pędzącego ostrza rzuciła go dalej nadziewając na ostrze jeszcze jednego z braci. Oba ciała wbite na ostrze doleciały kilkanaście metrów dalej nim nim razem z ostrzem wbiły się w ścianę. A wszystko to z perspektywy Ervena wyglądała jak chwila. Mgnienie coś co było nieprawdopodobne a jednak tak rzeczywiste. Stwor bez głowy pochylił się by podnieść zmieni swój hełm i znów umieścić go na należytym miejscu. Był teraz bez broni, ale wciąż kroczył ku swoim ofiarom.
Castell wisiał bezwładnie obok [...], z bez emocjonalnym wyrazem twarzy. Z przebitej klatki piersiowej obficie lała się krew, tworząc szkarłatną kałużę na posadzce. Puste oczy, nieruchomo patrzyły na pomieszczenie.
Erven przełknął głośno, szybko spojrzał na przybitych do ściany towarzyszy, to na drugiego z braci i ponownie na trójkątogłowego. Nie namyślał się długo i zaczął się pewnym krokiem wycofywać mówiąc do jedynego pozostałego na polu potyczki kamrata.
- Nie ma co, spierdalamy.
Przeciwnik był dobry. Aż zanadto.
Nanaph leżał wbity w ścianę i przygnieciony nieco ciałem Castella. Na szczęście wampir przyjął na siebie większą część siły ataku, a stwór nie trafił w żadne witalne punkty. Gubernator przypomniał sobie sytuację sprzed kilku dni. Podobna, ale tym razem skończy się inaczej…
Ranny brat nie nadawał się jednak w tym momencie do walki, czy ucieczki. Jego dwa miecze rozpłynęły się gdzieś, a on sam, resztką sił, dotknął tasakomiecza tkwiącego w jego torsie. Kilka sekund później Castell opadł na ziemię, już całkiem sam.
Anti zamierzał jeszcze ostatni raz dogryźć stworowi. Zanim ten odzyskał swój hełm, chłopiec… przywołał go do siebie. Przy dobrych wiatrach zdąży.
Co zaś się tyczy Christosa, jako jedyny podjął działania odwrotowe: lewitujące bronie poczęły wracać do właściciela i zanikać w bliżej nieokreślonych okolicznościach. Jednak tuż po akcji Antiego, a jeszcze przed natarciem wroga, zdarzyło się coś jeszcze. Starszy brat skoncentrował się, rozkładając na prawo i lewo ręce. Erven mógł poczuć nie najprzyjemniejszy zapach rozkładającego się mięsa. Otóż między trzema ocalałymi a pozbawionym hełmu “piramidogłowym” pojawiło się… gigantyczne ciało, blokujące zupełnie przejście. Nekromanta z pewnością skojarzył, że należało do pokonanej kilka dni temu… Chimery.
- To go zatrzyma… na trochę. - stwierdził do Ervena, następnie dodając, ni to do niego, ni to do siebie - Powodzenia, Soren. -
Jak na zawołanie, z sali dobiegł cichy śmiech. Cichy ale jednocześnie doskonale słyszalny. Ciało Castella powoli rozpuściło się tworząc wielką czarną masę. Śmiech przerodził się w rechot, upiorny rechot, który zahaczał o pierwotne odczuwanie strachu. Ściany pomieszczenia leniwie pokryła czarna masa, ograniczając widoczność niemal do zera. Podobnie stało się w korytarzu, którym cofali się ocaleli. Pochodnia do tej pory świecąca raźno, przygasła niemal całkowicie. Anti oparł rękę o ścianę aby ułatwić przemieszczanie się, poczuł dotkliwy chłód na dłoni. Sekundę później wszech ogarniający cień zaczął się poruszać.
Świecące czerwienią oczy otoczyły ich z każdej możliwej strony. Podobnie było w sali, pod której ścianą, tam gdzie niedawno leżało ciało Sorena zaczął kształtować się humanoidalny kształt
-Wspaniale, na prawdę wspaniale- rozbrzmiał niski głos arystokraty. Brzmiący bardziej jak warkot niż ludzka mowa. Otoczenie wypełniły krzyki mężczyzn i kobiet. Głośne i agonalne.- Teraz….się pobawimy przyjacielu- odezwał się Castell. W ciemności błyszczały jego zęby, a raczej paszcza, pełna kłów niczym u rekina. Cień w wokół przybierał najróżniejsze formy, jakby masa przez pewien czas nie do końca mogła się ukształtować. W końcu, w stronę Piramidogłowego wystrzeliły dwie, ostre jak brzytwa, cienio macki.
Obie macki przeszły na wylot. A ciało istoty zawisło w bezruchu. Wtedy też przez tak krótka chwilę połączenia Castell mógł coś zobaczyć. Zobaczyć istnienie tego czegoś. I już wiedział że to Coś jest martwe. Od dawien dawna nieżywe. To coś uciekło z Piekła. Piekielna dusza kata. Przez tą jedną chwilę bezgłowe ciało ponownie wróciło do pionu. Istota wyciągnęła swą rękę w stronę ściany i chwyciła czarną masę.
Castell natychmiast odczuł dotyk na swojej szyi. Dłoń się zacisnęła i ból przeszył ciało wojownika. A później został pociągnięty wyrwany ze swej formy i przyciągnięty do wroga. Wroga który kolanem posłał go na sufit, a gdy opadał, uderzył jakby tnąc mieczem. Właśnie przez to dziwne uderzenie chybił trafiając odrobine z jednej strony odrzucając swój cel, niźli zrównując go z ziemią. Istota stała w pozie jakby spoglądając na co rusz roztwierania i zaciskana dłoń. (nie ma głowy) Nie miał miecza. Wtedy jednak przykucnął i wbił dłoń w podłogę a raczej czarną strefę na niej. Stamtąd wyciągnął swój oręż.
W umyśle Castella kołatały się myśli. Zbieg z piekła, kat. Jego jedynym celem jest niesienie śmierci. Nie liczą się dla niego formy czy obrażenia.
Gdy tylko z podłogi wyszła rękojeść miecza, w klatkę piersiową kucającego stworzenia uderzył cień, który wyszedł z ziemi tuż z pod niego. Gdy tylko przeciwnik został odepchnięty, z podłogi wystrzeliło kilkanaście kolców, przebijając jego ciało, i ustawiając je na kształt krzyża. Dłonie stwora nie mogły dosięgnąć do ścian, z których to czarna masa zaczynała się cofać. Ostatecznie jedynie podłoga pozostała zasłana cieniem i oczami. Pu drugiej stronie pomieszczenia stał Castell. Wyglądał niemal zwyczajnie, jedynie końce jego płaszcza oraz włosów przechodziły miejscami w czarny, poszarpany cień, poruszający się niczym macki. Wewnętrzną stronę jego płaszcza pokrywały oczy.
-Mamy więcej wspólnego niż można by się spodziewać- odparł wampir- skoro zaś nie liczą się dla Ciebie obrażenia...pozostaje mi pociąć się na małe kawałeczki!- Na plecach Castella pojawiły się długie, czarne macki, które sekundę później, błyskawicznym ruchem skośnym leciały w stronę ramion przeciwnika, z zamiarem dokonania dekapitacji.
Na posadzkę spadły poucinane fragmenty ciała. Castell wciąż był czujny jednak walka już się skończyła. Jedyne co mogło nadal budzić strach były ucięte dłonie istoty które wciąż starały się poruszać. Powoli wędrowały w stronę Castella. Pozostałe fragmenty jedynie napinały mięśnie. Później wszystkie fragmenty zaczynały powoli zapadać siew czarnej przestrzeni.|
Wampir stał bez ruchu, nieco zniesmaczony zniknięciem tak ciekawego przeciwnika. Chodź musiał przyznać że walka nie należała do najłatwiejszych. Cień pokrywający podłogę powoli cofał się w stronę mężczyzny. Krzyki konających ludzi powoli cichły, aż w końcu całkiem zamilkły. Otocznie stopniowo odzyskiwało kolory, zaś sam Castell ludzkie cechy. Postąpił kilka kroków w ciszy i wniknął w ścianę.
Po bezpiecznej stronie, Christos wyciągnął dłoń w jakimś tajemniczym znaku. Nie wiedzieć skąd, przy ścianie pojawił się Gubernator. Półleżał, półsiedział przy ścianie. Jego rana regenerowała się w nadzwyczajnym tempie, a on sam dyszał ciężko. Ta technika była bardzo męcząca…
Erven widząc że bitwa ma zamiar wkroczyć w inny wymiar pojmowania powstrzymał swoją wrodzoną ciekawość i wycofał się aż do schodów otoczony resztkami swojego nieumarłego orszaku. Zamierzał obserwować z daleka rozwój wydarzeń. Był badaczem, magiem, uczonym, nie wojownikiem.
- Hm, Erven, może w czasie walki Sorena przyjrzymy się korytarzowi, z którego to coś przyszło? Bez sensu tak tu czekać, a mu… w takim stanie, nie możemy w żaden sposób pomóc. - zaproponował Nanaph.
- Czemu nie… - odparł mag - ...ale bez bohaterstwa, na znak niebezpieczeństwa wycofujemy się.
- Dla pewności bezpieczeństwa, odtwórzmy Twój oddział. - odparł Christos. Wokół niego pojawił się znany już Ervenowi dym, z którego wyłoniło się około dwudziestu podniszczonych szkieletów, wraz z wyposażeniem. Definitywnie wymagały jednak ożywienia.
Erven przymrużył oczy i wznosząc powoli dłonie ku górze intonował obcą melodię. Szkielety zaczęły się poruszać i nieco ponad tuzin powstało ponownie by służyć po kres swego nieumarłego istnienia. Intonował dalej, aż otoczyła go i okolice wokoło niego niska gęsta mgła z której zaczęły się wygrzebywać szkielety.
Idąc w głąb, tam skąd przybył wróg. Panował coraz większy zaduch. Ślady stawały się czarne. Dawna krew. Aż wreszcie trafił i do większej sali. W jednym z jej rogów leżała stera kości i paskudnie śmierdziało. Dużo kości. Zapewne tutaj składował wszelkie znalezione ciała. Christos powstrzymał się od sprawdzania przeszłości tego miejsca. Czół że był by to paskudny widok. Sala była stosunkowo pusta kilka poprzewracanych mebli jeden regał. I korytarz wybiegający na prawej ścianie, na samym końcu sali. W regale był stare książki i trochę zastawy stołowej. To znak że tego miejsca już nikt nie sprawdzał.
Christos bezceremonialnie począł podchodzić do mebli i regału. Chwilę później rzeczy zniknęły z pomieszczenia.
- Później będzie czas na przyjrzenie się tym księgom. - dodał tylko, podążając dodatkowym korytarzykiem. Ciał nie ruszył.
Uśmiech zawitał na twarzy Ervena, gdy ten zauważył stertę przepięknych kości.
- Spokój wszystko co ma choćby najmniejszą wartość - powiedział Christosowi - Ja mam tu trochę do roboty - po czym w nabożnym geście wznosząc ręce ku górze intonował na dobre znaną melodię, a szkielety wiernie zaczęły powstawać.
Przejście prowadziło do spiralnych wąskich schodów. Wyjście awaryjne. Jedna część biegła ku górze druga w dół.
Góra za pewne była wyjściem. A prowadziła ostatecznie do zrujnowanej wierzy, kondygnacji zamku, usytułowanej tuz nad jeziorem.
Idąc w dół zagłębiali się w podziemia. A im niżej schodził tym bardziej czuli na sobie widmo śmierci. Tym bardziej wiedzieli ze coś tam jest. Wyjście na niższe piętro i dalsze schody.
- Najpierw zajmijmy się tym piętrem, w razie gdyby Soren przegrał, będziemy mieli bliżej do punktu ewakuacji, a i drugiego takiego z dołu sobie na głowy nie ściągniemy. - zaproponował pomarańczowłosy.
- Dobrze pleciesz - rzekł mlecznowłosy w przerwie pomiędzy Inkantacjami - Wstrzymałbym się jednak ze zwiedzania niższych kondygnacji. Jeszcze tu wrócimy, musimy odnaleźć Jen.
Zala w której się znaleźli zdawała się być zbrojownią. Sporo stali pozostało w tym miejscu. Trochę płytowych zbroi, tuzin mieczy wciąż o barwie stali, strzały, łuki a to co pierwsze rzuciło się w oczy to wielka tarcza.

- Później przyjrzymy się tym rzeczom dokładniej. - stwierdził Christos. W ciągu kilku chwil całe wyposażenie zniknęło z pomieszczenia, pomarańczowłosy jednak dokładnie je liczył.
Następnie rozejrzał się w poszukiwaniu przejść do innych pokoi.
- Ja jednak zajrzałbym tam niżej. Jeśli Soren pokona tamtego, to już nikt nie powstrzyma szabrowników…-
Erven jak to zwykle pełen ufności w ludzki gatunek również skrupulatnie liczył każdą znikającą sztukę broni i zbroi. Co tu dużo mówić, lepiej widzieć co znika, a co potem się pojawi.
- Sprawdźmy co u Sorena, lepiej nie schodzić niżej ryzykując że coś więcej ściągniemy sobie na głowę. Sprawdźmy najpierw jak sobie radzi, a potem… potem zobaczymy.
-Radzę sobie dobrze. Dziękuję za troskę- zabrzmiał zwyczajny, wesoły głos Castella. Wchodził właśnie w krąg światła który rzucała pochodnia- nie było nazbyt łatwo, ale się udało.
- To oznacza, że możemy przystąpić do dalszej eksploracji. Nanaph będzie naszą strażą tylną, ruszajmy. - Christos wskazał korytarz. Choć entuzjastycznie podchodził do eksploracji, nie zamierzał iść przed szkieletowatym mięsem armatnim, ani nieśmiertelnym Sorenem.
Dziki grymas przez chwilę zagościł na twarzy Ervena
- No, to sprawdźmy jakie skarby kryje to miejsce. Poza tym, trzeba będzie sprzedać co lepsze żelastwo. Grosz zawsze miły, prawda?
Z sali wychodził korytarz stawiając pod znakiem zapytania identyczność rozkładu piętra do tego powyżej. Rzeczywiście tak też było. Sale i pomieszczenia były porozkładane identycznie. Choć w większości opuszczonych pomieszczeń nie było nic ciekawego czasem znalazły się sztućce, drewniane i wiklinowe elementy użytkowe. Drewniane krzesła i stoły. Aż wreszcie, bez problemów dotarli do dobrze im znanych schodów. Nie było już jednak przejścia dalej. Widać tylko powyżej był korytarz. Pozostał więc jeszcze jeden poziom. Ten od którego biła mroczna aura.
Chociaż Erven nie posiadał zdolności spostrzegania aur, która to prawdę mówiąc nigdy nie była mu potrzebna, odczuł zimne dreszcze przechodzące mu po karku. Znak jak najbardziej ostrzegawczy, cokolwiek się tam kryło było o wiele niebezpieczniejsze niż piramidogłowy którego spotkali niedawno. Jak jednak wytłumacz fakt, że ciągnęło go na dół, a niezrozumiały szept w umyśle podpowiadał mu żeby wybrać się tam samemu, ewentualnie z Sorenem, ale bez braci? Potrząsnął głową, wiedział, że jeszcze tu wróci, ale na ten czas trzeba było dać sobie spokój, nie ważne jak kuszące było najniższe piętro.
- Jeszcze tu wrócimy - powiedział Erven - Odpuściłbym sprawdzanie tego piętra na później.
- Ja jestem zdania, że trzeba się tam wybrać. Czymkolwiek był ten stwór, źródło jego obecności jest na dole. jeśli je pozostawimy, możliwe, że pojawi się kolejny demon. Jeśli poradziliśmy sobie wcześniej, poradzimy i teraz. - spojrzał na Sorena.
- Mi to niemal obojętne. - Stwierdził Soren. - Nie powiedział bym że sobie z nim poradziliśmy.... - Uśmiechnął się dwuznacznie - Sądzę jednak że to jeszcze nie koniec. A jeżeli to z dołu jest co najmniej takie jak on to obecnie odradzał bym wam tą wycieczkę. Przypominam, że mamy odnaleźć Jenny- zaznaczył, widząc że pod ekscytowani wycieczką towarzysze całkiem o tym zapomnieli.
- Kilka minut nic nie zmieni, a przynajmniej będziemy wiedzieć, że nie ma tu już nic niebezpiecznego. - przekonywał pomarańczowłosy.
 
Asderuki jest offline  
Stary 18-05-2014, 19:18   #38
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Castell zastanowił się chwilę, rozważając propozycję.
-A jak Ty uważasz Erevenie? W końcu Jenny to Twoja “zguba”- odezwał się lekko złośliwym tonem.
- Myślę, że moje stanowisko jest oczywiste patrząc po mojej niedawnej propozycji - ni odparł ni warknął zagadany mag. - Jeszcze tu wrócimy, czytać, mamy ważniejsze rzeczy na głowie nie wspominając tego, że nie jesteśmy przygotowani.
-Chodźmy, więc, długa droga przed nami- odparł Castell idąc powoli w stronę wyjścia.
- Decyzja podjęta - odparł z uśmiechem mlecznowłosy, po czym zaczął się zbierać w kierunku wyjścia nie czekając na braci. Na zewnątrz dajcie chwilę to i karocę zmajstruję. Pytanie tylko czy zostajemy na noc w zajeździe czy ile fabryka dała lecimy do Punktu Obserwacyjnego?
-, Jeśli jak najszybciej to karocą jest wolniej niż zwyczajnie konno. Jeśli zostaniemy na noc to można karocą, będzie wygodniej
-, Czyli karoca. - Odparł zadowolony mag, widać kolejna możliwość doskonalenia jego umiejętności dobrze mu robiła - Zostaniemy na posiłek i ewentualne parę pytań, a potem proponuje ruszać.
Christos widząc, że został przegłosowany, wyruszył bez słowa za dwoma mężczyznami. Na górze czekał już Nanaph, po którego ranie została, co najwyżej dziura w ubraniu.
Na zewnątrz i przed fortecę gdzie czekały na nich resztki karocy wraz z nieumarłymi piekielnymi ogarami i końmi Erven nie próżnował czasu i zaczął odprawiać piekielne wręcz inkantacje. Ciała szkieletów rozsypywały się by tworzyć na nowo wytrzymalszą tym razem i bardziej wyrafinowaną karocę i nie małych rozmiarów, solidną balistę wraz z dobrym tuzinem szkieletowatej amunicji do niej. Jadowicie zielona cięciwa ze splatanych energii zdawała się tylko czekać na wykorzystanie.
- Hm… - zamyślił się Nanaph - Mógłbyś zrobić dla mnie jeszcze jedną balistę? - Nie wiedzieć skąd obok pomarańczowłosego pojawiło się całkiem sporo kości.
- Będziesz mi wisiał nie małą przysługę to nie są mało wymagające zaklęcia wiesz? - Zapytał Erven - Chyba, że masz coś, co mogłoby mnie zainteresować. Z tego, co widzę to masz na dwie średniejsze balisty. To da się zrobić, jeżeli będę wybredny przy doborze materiału, lub jedną większą. Ta już ma, że tak powiem kupca jak wszystko dobrze pójdzie, ale nie skreślam możliwości, jeżeli kupiec się rozmyśli to może i tobie wpadnie. Pytanie tylko czy jesteś zainteresowany.
- Większa broń zawsze się przyda… - odparł Gubernator, ignorując zupełnie te wzmianki o wielkiej przysłudze.
- Jak zdecydujesz się jak mi wynagrodzić za tę balistę daj mi znać, a na tą chwilę chwilę odpocznę. - Powiedział Erven, po czym usiadł na pobliskiej kępie trawy ścierając z czoła małą strużkę potu.
W międzyczasie Castell przypiął konie do karocy i wskoczył na miejsce woźnicy.
-Gotowe- odparł i spojrzał na balistę- Będziemy jechać dość wolno. Konie są silne, ale i one mogą się zmęczyć.
Nie wiedzieć jak, ów balista po prostu… zniknęła.
- Mógłbym coś zrobić, żeby zwiększyć ich… energię, ale chyba nie byłeś wcześniej na to zbyt chętny. - Odparł jeden z braci, ale nie doczekał się odpowiedzi Castella
-, Jeżeli masz na myśli te swoje dołączenie to czuje, że byś bardziej zyskał niż ja na tym interesie. - Odparł, mlecznowłosy. - Poza tym, skoro już zdecydowałeś się przywłaszczyć balistę to wisisz mi przysługę, nie martw się, nie zapomnę i lepiej nie próbuj się wymigiwać. - Powiedział, po czym zaczął na nowo odprawiać swoje inkantacje nad dostarczonym materiałem tworząc dużą balistę z małym zapasem amunicji, którą to przytwierdził do karocy jeszcze raz. To monotonia robiła się męcząca.
- Ruszajmy - powiedział wsiadając do karocy - czas nagli.
Gdy wszyscy znaleźli się już we wnętrzu wozu, ruszyli kierując się prosto w stronę zajazdu.
- To interes, na którym zyskują obie strony. - Odparł Gubernator.
- Pewnie tak, ale mam dość paktów do końca mojego życia. - Odparł Erven pieczętując tym swoje stanowisko.
Po drodze, dla zabicia nudy, nie wiedząc skąd bracia poczęli wyjmować książki i je pobieżnie przeglądać
- Zechcesz się im przyjrzeć? Może będą jakieś ciekawe… - spytał Ervena Nanaph.
- Ostatecznie połowa tych łupów jest moja, więc czemu nie przejrzeć, co znaleźliśmy? - Zapytał zagadany, po czym odebrał jakąś starą zakurzoną księgę.
- Jakiś temat was szczególnie interesuje?
- W tym świecie zainteresowała mnie… magia. W moim świecie nie była… powszechna. - Odparł Gubernator.
Erven pokręcił głową.
- Magii nie nauczysz się z książek. Lepiej znajdź nauczyciela. - Odpowiedział - Jak byście znaleźli cokolwiek spisanego w niezrozumiałym języku, lub dotyczącego ziół, minerałów, alchemii lub magii dajcie mi znać.
- Ta forteca była chyba niegdyś państwowa, myślę, że nie znajdziemy tu jakiejś… imponującej wiedzy.
Nawet, jeżeli to i tak interesuje mnie jeszcze prawo, zresztą, każda z tych ksiąg mnie interesuje. - Odparł, Erven po prawdzie wracając do wertowania ksiąg.
- Może byłbyś chętny powiedzieć coś o podstawach tej całej magii? - Po pewnym czasie milczenia zapytał Christos.
- Zależy, jaka magia cię interesuje. - Odpowiedział mlecznowłosy - Swoją drogą wracając do sprawy balisty, jak boisz się przysługi gotówka wystarczy, ale rozsądna gotówka.
- Cóż, nie znam po prawdzie nawet połowy ich rodzajów… Przysługa… nie wiem jak mogę się Ci “odwdzięczyć” - zaakcentował dziwnie to słowo - Póki podróżujemy Razem, nie musisz przejmować się bagażem, to już jakieś ułatwienie, czyż nie? -
Erven uśmiechnął się diabolicznie
- A kto by się tym przejmował? Skoro masz instynkt chomika nie mam nic przeciwko, każdy ma jakieś odchyły. - Powiedział - Szukam kryształów, jak jakieś znajdziesz po drodze przynieś je do mnie. Interesują mnie w miarę całe, potłuczone odłamki nie mają dla mnie żadnej właściwości. Chyba, że wolisz gotówkę, to sto monet i balista jest twoja, ba, nawet dorzucę jeszcze zapas amunicji.
- Chyba mogę zapomnieć o świecie, w którym istnieje coś takiego jak… przyjacielskie przysługi. Dla mnie takie kryształy nie mają wartości, jeśli jakiekolwiek znajdę, nie omieszkam Ci przekazać. -
- Kochajmy się jak bracia, liczmy jak Zamorańczycy - powiedział z uśmiechem Erven - Widzę, że jednak wybrałeś przysługę, mądry wybór, ty mój mały przyjacielu.
Przeglądać księgi większość stanowił jakieś pamiętniki, prozę, lirykę, stare raporty i inne nie ważne elementy. Jednak w tym całym stosie znalazło się kilka perełek. Ręcznie pisane notatki o demonach.
Wskazywały one na słabość demonów, jaką była magia światła. Były też wzmianki hierarchiczne dosyć nie jasne im bliżej środka. Dół stanowiło zapewne mięso armatnie a szczyt zdobiła jedna nazwa “książęta piekła”. Władcy sprawujący nad nim pieczę. Końcówka notatki została przerwana, pozostały tam dwa słowa jakeigos zdania. “Fragment boga...”.
W śród tych notatek znalazła się samotna zagubiona kartka z jakeigos zielnika.
“Mrok - sub gatunek paproci. Roślina specjalnej uwagi ze względu na specyficzną cechę pochłaniania światła z przestrzeni. Występownianei jaskinie, podziemia. Ze względu, że jest to roślina jej aura jest niewyczuwalna. Cecha specjalna powoduje, że rośliny nie widać, co więcej w niektórych przypadkach brak widoczności bywa wielce niebezpieczny. Sąd jednak wiemy, że takowa roślina istnieje? Pogłoski, legendy oraz ślady wypalenia kilku okazów. Badania potwierdzają jedynie informacje bajkowe.
Zastosowania: nieznane
Badania: wyodrebnienei cechy specjalnej
Przewidywana cena: 5000 monet.”
W zbiorze znajdowała się także jedna książka zatytułowana “Traktat o Magii - rodzaje”. Stanowiła dokładny opis możliwych rodzajów magi tutejszej. Poczynajac od typu fizycznego energii :i typowe pochłanianie energi ze źródeł, przekazwyanie wlasnego źdródła, energia calego ciała - Ki. Przez typ magii użytkowej: magia bojowa, inkantacyjna, artefaktowa, magia wsparcia. Na pojedynczych gatunkach kończąć. Szybki przegląd wykazał jedynie tyle, że pomniejsze gatunki bardzo uproszczono w opisy stwierdzając głównie typowe użycie.
Nie namyślając się długo Erven przywłaszczył sobie dość opasłe tomisko o podniszczonej okładce będące traktatem o magii wkładając w nie zapiski dotyczące demonów i kartkę z zielnika. Pozostałe księgi praktycznie nie stanowiły dla niego żadnej wartości. Jak by nie patrzeć nie był zwolennikiem prozy ani liryki. Pamiętniki zdawały się o tyle obiecujące, że mogły zawierać jakieś wskazówki, ale prawdopodobieństwo takiego znaleziska było wręcz zerowe. Nie mniej dobrał dwa pamiętniki do swojej kolekcji mając nadzieję, że będą zawierać coś obiecującego. Złudna nadzieja.
Nie tracąc czasu Erven zaczął się wgłębiać w naturę zapisków dotyczących demonów, księgę o naturze magii używając jako podkładkę. Jak mówiło stare przysłowie, ostrożny zawsze przygotowany.
“Główną słabością demonów jest światło. Magia czy to w formie czystego blasku czy oczyszczenia jest wstanie zadań demoną dotkliwe rany. Magia święta jest dla nich zabójcza, jednak nie wszyscy są się w stanie jej nauczyć. Pozyskano, więc pomoc w wykuciu świętych, czy też “białych” oręży. Trzy najbardziej znane są w posiadaniu Białego Generała. Należą do nich miecze: “Brzask” i “Święty wyrok” oraz tarcza “Herb Anioła”... ”.
“Jednym z czarów ochronnych jest modlitwa życia. Nie jest to tyle czar, co rodzaj rytuału oczyszczającego. Pozwala jednak na “zniknięcie” przed demonem. Najzwyklejsza ucieczka nie jest haniebna, gdy w rolę wchodzi większe dobro.”
“Hierarchia demonów znacza spadek. Szczyt zajmują książęta piekła. Pod nimi dowódcy oddziałów, większe i mniejsze demony. Ostatni stanowią głównie mięso armatnie i coś co w języku elfów wymawia się jako guar’haran. Plaga? Gdy będę miał okazję zapytam kogoś z oddziałów. Jeżeli chodzi o połączenia miedzy dowódcami są niezwykle skomplikowane. Nieraz znajdywałem informacje o dwóch dowódcach na placu boju. Mimo iż wzmianki dotyczyły walki miedzy nimi samymi, ich podwładnych to nie dotyczyło. Jak bestie, które wypuszczono na żer”
“... Jestem coraz bliżej...
Znalazłem ich. Nie bez pomocy. Opowieści bajarza, choć początkowo wyssane z palca zaczęły się łączyć. Miał rację jest tylko kilku książąt. Książęta chcą walczyć o władzę absolutną, ale nie mogą, bo nawet w śród nich jest hierarchia. 4 Korony i sędzia sprawują władzę. Reszta stanowi ich filary. Reszta wykonuje rozkazy. A teraz zbierają siły.”
,”Ale to nie wszystko. Trafiłem na ślad. Ślad Prawdy o tym świecie o wszystkich światach. Fragment boga... ”
Erven nie zwlekał po przeczytaniu zapisek i Razem z kartką z zielnika zwinął je zgrabnie i włożył do tuby na zwoje. Wiedza była władzą, którą nie miał zamiaru się dzielić. Poświęcił dalszą część drogi na studiowaniu traktatu o magii, który to w komplecie kilku tomów spoczywał na jego kolanach. Czas leciał mu szybko.
- Hm, nie przyjrzałem się jeszcze tamtym zapiskom - stwierdził Nanaph, widać wkładającego coś do tuby na zwoje - Pozwolisz, że je sprawdzę? -
- Jesteś pewien? To same nudy są. - Odpowiedział Erven - Poszlaki, co najwyżej.
- Wszystko może się kiedyś przydać - stwierdził Christos.
- Hmph… - zaczął, Erven - ...Niech będzie, ale jeżeli kiedykolwiek dowiesz się czegoś więcej daj mi znać. Badacze powinni sobie pomagać.
- Oczywiście - odpowiedział mu ponownie głos Gubernatora.
Księga o magii napisana byłą zapewne przed przybyciem “Przybyszów”, więc informacje te mogły się ich nie tyczyć.
“Magia - ogółu zjawisk spowodowanych przepływem many.
Mana - zwana potocznie energią magiczną jest ładunkiem energetycznym. Nie posiada swojej naturalnej postaci jednak w momencie jej wywoływania, czyli na drodze kierunek -> wywołanie -> czar, potrafi emanować delikatnym blaskiem.
Czary - jest to energia magiczna, którą “zabarwiono” naturą. Bliższe przyjrzenie się sprawie zabarwienia w tomie drugim.

Źródła energii magicznej:
Pochłanianie ze źródeł naturalnych.
Ludzie myślą, że z magii mogą korzystać wyłącznie magowie. To blef mający na celu ochronić tych, którzy nie są w stanie kontrolować tej mocy. Każdy jest swego rodzaju pojemnikiem, do którego można wtłoczyć energię. Jednak nie każdy pojemnik może ją pomieścić, oczyścić i na nowo wywołać. Cały ten skomplikowany proces ma jednak swoje ograniczenia. Sama jednak idea posiadania zewnętrznego źródła mocy daje niewyobrażalne możlisowci. (Ciąg dalszy tom II)
Własny obieg, źródło.
Kwestia bycia uniwersalnym magiem, to kwestia posiadania własnego, wewnętrznego źródła mocy. Posiadanie takowego skutkuje możliwością wyczerpywania energii, nie wymaga jednak uprzedniego jej zmagazynowania. Energia własna ulega odnowie w trakcie odpoczynku. Forma rzucania czarów podobnie jak w punkcie powyżej polega na przekierowaniu energii zmagazynowanej w przenośnik, wskaźnik kierunku użycia.
Reszta w dziale rzucanie czarów.(Tom drugi)
Ki - energia ciała
Ciało samo w sobie wypełnione jest energią życia - Ki. Energia ta jak i jej zastosowania, cechy możliwości zostały opisane w oddzielnym tomie “Ki - moc życiowa”. Spisywane przez znawcę i użytkownika tejże sztuki Jean In Po.

Typy magii:
Bojowa - Nazwa wskazuje na jedyne zastosowanie tejże sztuki. Nie mniej jest to nazwa niezwykle myląca. Sam o wykorzystanie tejże magii polega na bliskim kontakcie z przeciwnikiem. Magia ta objawia się osadzaniem mocy magicznej i czarów na przekaźniku, jaki stanowi ciało rzucającego. Ujmując w prostych słowach czary osadzane są na ciele użytkownika.
Inkantacyjna - Inkantacja, czyli wywoływanie czarów poprzez skomplikowane formuły słowne stanowiące język sterowania przepływem i zabarwianiem energii magicznej. Czasem dla uproszczenia jednej z kontroli stosuje się barła i różdżki. Nie mnei jednak główne ich zastosowanie objawia się w maggi Artefaktowej
Artefaktowa - artefakty, przedmioty obdarzone mocą magiczną. Nie jest to zjawisko spontaniczne, lecz celowy zabieg. Z czasem sztuka tworzenia artefaktów zanikła. Magia Artefaktowa polega na nadawaniu przedmiotom użytkowym właściwości magicznych głównie, jakich określonych czarów. Czy to za pomocą “wlewania” gotowej formuły do przedmiotu czy też “zapisywania” go runami.
Magia runiczna - najprościej ujmując są to czary zapisane w formie pisemnej. Język zapisu stanowi specyficzny kod określający wszelkie formuły przestrzenne, cechy i elementy obiektu, sam czar jak i źródło pochodzenia mocy. Sztuka dla niezwykle zaawansowanych magów.
Prastara Magia - (kartka została wyrwana) “
Dalsze informacje dotyczyły juz typowych zastosowań typowych natur magii. Chociażby takie oczywistości jak ogień służy do niszczenia. Oraz spory wywód filozoficzny i innych jej elementach.
Erven był zadowolony, kiedy skończył pierwszy tom podał go braciom do przestudiowania wiedząc, że mogą być tematem zainteresowani. Nie omieszkał jednak zabrać i schować tomiszcza, gdy tylko już się z nim zapoznali. Byli prawie na miejscu.
Dotarli zaledwie parę minut później. Zajazd okazał się samotnie stojącym wysokim piętrowym budynkiem z drewna. Karocę z balistą zostawili z boku zajazdu jak dyktowało doświadczenie. I niedługo potem znaleźli się w środku. Przywitała ich średniej wielkości sala ze stołami i zamkniętym na klucz zapleczem. Na następnym piętrze zapewne czekały na nich łóżka jak to bywało w tego typu przybytkach gdzie to noclegownie były zazwyczaj.

Erven nie czekał długo, wzrokiem szukał właściciela zajazdu i znalazłwszy go za ladą już przy niej się znalazł zamawiając posiłek i wchodząc w rozmowę efektownie wymieniając się nowinkami.
Zajazd był stosunkowo pusty. Ledwie dwójka gosci przebywała w jego progach.


Po pewnej chwili, kiedy już zamówione danie pojawiło się przed nim i w połowie degustacji był zapytał.
- Wiesz przyjacielu, już tak długo podróżuję po świecie, a nadal nie każdego dane mi jest przekonać do swoich racji.. Jakieś wskazówki?
- A na co zwracasz uwag? Zwykle trzeba jasno rozumieć swój cel, czasem go sobie jeszcze w myślach powtórzyć, nawet podczas rozmowy. Później, przynajmniej ja tka robię, należy zrozumieć stanowisko rozmówcy. Dopiero wtedy można przejść do przekonywania kogoś. By nie było to jednostronne przepytywanie można również przedstawić swoje stanowisko w rozmowie. Jak to w życiu czasem się to udaje, a czasem nie. Jednak pewne jest, że po poznaniu stanowiska rozmówcy ma się pogląd czy ogóle zaczynać pertraktacje. - Odpowiedział zajezdny.
- Może gdzieś tutaj robiłem błąd? - Zapytał bardziej siebie niż swojego interlokatora.
- Swoją drogą, słyszałeś może o jakiejś pracy w okolicy? Rozeznaje grunt. Lofar już mam opanowane, że tak powiem, a gdybyś potrzebował w czymś pomocy, lub coś dostarczyć to może mógłbym pomóc.
- Zaopatrzenie mam z Osady a przenieść towar kilometr czy kilak to nie stanowi problemu. W osadzie zdaje się, że mieli kilka problemów, ale chyba się z nimi uporali. W każdym razie trzeba by było zapytać. Co do Punktu widokowego nie wiem nic. Zamknięty obszar, że tka powiem. A stolica... Jak to stolica ciągle coś się tam znajdzie.
- Wygląda na to, że nic tu po mnie skoro wszystko masz przyjacielu - odpowiedział z uśmiechem Erven - To mi przypomniało, jak tutaj z okolicą? W miarę spokojna? Nie ukrywam, mam nieźle działającą balistę na zbyciu i kupca szukam.
- Tutaj spokojnie i pusto. Mi ciężki sprzęt nie potrzebny. Drogi raczej są używane wiec, co dzień mam przynajmniej jednego gościa. A co za tym idzie i o ochronę się bać nie muszę. Mam też plecy. - Mrugnął.
- Dobrze wiedzieć, że tu spokojnie - odparł Erven jednak jedna rzecz nie dawała mu spokoju - Nie widziałeś może drobnej kobietki? Sięgająca mi gdzieś do ramion, rude włosy, blada cera, i gitara… taka lutnia z pudłem rezonansowym w kształcie gwiazdy.. Widziałeś ją może?
- Tak wiem, co to gitara. - Pochwalił się zajezdny - Niestety takiej osoby nie widziałem. Ale mogę popytać prze chodnych.
- Byłbym zobowiązany - odparł mlecznowłosy, po czym zwrócił się do Nanapha - To jak? Chcesz drugą balistę w zamian za przysługę?
- Zależy, jaką - odparł Gubernator, który, choć także usiadł do stołu, nie zamówił żadnego posiłku.
- Coś wymyślę. - Powiedział szarooki - Dostawcę kryształów do badań już mam to zdążę jeszcze coś innego wymyśle. Tu Jen nie ma, pojedźmy do Osady, może tam ją znajdziemy. To niedaleko stąd.
- Można się przejść - stwierdził Christos za brata, wstając od stołu. Za nim podążyli Nanaph i Anti.
- Zatem chodźmy - odpowiedział pełen energii Erven - Dziękuję gospodarzu za posiłek, jeszcze tutaj na pewno przyjdę odpocząć. Tymczasem, miłego wieczoru życzę. - Co powiedziawszy oddalił się w kierunku karocy zająć miejsce i już ruszali w kierunku Osady… na północ!
Do miasta dotarli późną nocą. Tak też nikogo na ulicach nie było. Osada prezentowała się dosyć swojsko. Wieś. Cześć domów ceglanych, cześć drewnianych. Bardzo urodziwa byal tabliczka zapraszająca do miasteczka przyozdobiona głową rogatego demona.
Christos wysiadł z karocy, i stojąc przed wejściem do osady uniósł ręce, niemal w nabożeństwie. Jak na rozkaz, z różnych stron świata przyleciało do niego kilkanaście ptaków. Po krótkiej chwili ponownie odleciały, patrolując miasto. Nanaph skomentował:
-, Jeśli Jen tu jest, znajdą ją.
- Nie mniej zatrzymajmy się na noc. Przyda nam się odpoczynek. - Odparł, Erven.
- Nie wiem czy możemy sobie na niego pozwolić. - Odpowiedział Gubernator - mieliśmy jechać jak najszybciej do Punktu, czyż nie…? -
-Możecie się zdrzemnąć w karocy- Odezwał się Castell, milczący od opuszczenia ruin zamku- dowiozę nas do punktu.
Erven zamilkł w zastanowieniu. Widać było, że nad czymś usilnie rozważał.
- Czy twoi zwiadowcy coś ustalili? - Zapytał jednego z braci.
- Nie ma jej tu. - odpowiedział pomarańczowłosy, a Nanaph dodał
- Cóż, wszyscy się wygodnie nie zmieścimy w tej karocy… a ja mam jeszcze coś interesującego do zrobienia. Dogonię was w Punkcie. -
- Jesteś pewien? - Spytał Christos. Chyba poraz pierwszy odezwał się do swojego brata
- Ta. - I już odwrócił się na pięcie. Nieoczekiwanie za nim pobiegł Anti.
Erven tylko pokręcił głową, sam miał tutaj interesy do załatwienia, ale zawsze może tu wrócić.
- Jeszcze tu wrócimy. - Powiedział, po czym zwrócił się do pozostałego brata - Wiesz, że nie ma problemu zmienić tą karocę w powóz i wszyscy byśmy się zmieścili. Myślisz, że twój brat to wie?
- Pewnie tak. - Odparł tylko starszy z braci, przez chwilę wzrok jeszcze mając na odchodzących.
- Ruszajmy, nie ma, co czekać. Rano powinniśmy dojechać.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence

Ostatnio edytowane przez Asuryan : 18-05-2014 o 19:35.
Asuryan jest offline  
Stary 18-05-2014, 19:35   #39
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Pięć dni później. Ranek. Posterunek Rezonera.
Wojownik w słuchawkach wylegiwał się na swojej zwalonej kłodzie pokrytej mchem. W kłodę wbitych było 20 strzał, pewien rodzaj kolekcji oznaczający aktualną ilość starć, w których brał on udział. Jak zwykle słuchał muzyki dyrygując stopa w jej rytm. Na gałęzi powyższego drzewa siedziała w skupieniu Lawia. Przyjaciółka Gareta i nowo poznana członkini grupy zwiadowczej.

Eldar zasiadał na na pieńku ściętego toporem drzewa. Topór wciąż był wbity jego kłodę leżącą za pniem.
- Jeszcze trochę Anthrilen. Dopiero ranek. - Odparł nie otwierając oczu Rez.
-Jestem cierpliwy- odparł z uśmiechem spiczasto uchy, wpatrując się w trofea Reza- dwadzieścia starć. Muszę przyznać, że to Imponujący wynik.
- Nic... Co by wymagało wysiłku. Stwierdziłbym, że to bardziej natrętne. Ale cóż gdzie wysiłku mała tam lenistwa w bród.
- Zawsze spokojny? - Skomentowała elfka.
- Nie... Raz miałem stracha. Oj miałem. - Przedłużył pierwszą zgłoskę wypowiedzi. - Jak spróbowali podpalić las
•- I z tym dałbyś sobie zapewnię radę...
- Nie o tym mówię. O Yugan. Jak zaczęła mówić, co im zrobi za ten pomysł ogniem i to, że spali miasto to i mi zrobiło się gorąco. O tamtej pory linia walk jest czarna. Co z resztą sam widziałeś. - Zwrócił się do eldara.
Fakt w czasie tych kilku dni zdążył już uczestniczyć w jednym starciu, a raczej podchodach. Uśmiechnął się na to wspomnienie, najwyraźniej sprawiało mu to pewną radość. Kto wie, może poniwinien podążać ścieżką skorpiona nim do reszty zagubi się na drodze wiedźmy.. Odgonił te myśli. To i tak było bez różnicy, tak długo jak pozostawał w tym świecie.
-Tak, to kobieta o spokojna jak mały płomyk, a zdolna rozpętać piekło niczym istna burza ognia- zaśmiał się Eldar. Co prawda nie znał jej aż tak dobrze, ale zdążył wyrobić sobie pierwszą opinie- Ciekawe czy dziecko odziedziczy to po niej.
- Spokojna. Ha ha. Tak, ale tylko ze względu na nadzieję. Gdyby nie to, to wolałbym nie myśleć, co by się stało z całym tym konfliktem. Miejmy nadzieję, że otrzyma po niej te lepsze cechy. Ha. - Na chwilę się zamyślił i mówił przyjaznym, odrobinę spokojniejszym tonem. - Skorpion prosił mnie bym... Gdyby zaszła potrzeba... Walczył z całych sił. - Powiedział ni to do kogoś ni to do siebie. Otworzył swe błękitne oczy i spoglądał zamyślony w niebo. - Cieszę się, że to tylko podchody. Oni w naszym świecie nie mieli wiele czasu dla siebie.
Lawia przysłuchiwała się temu z pewnym zaciekawieniem. Widać była zainteresowana innymi światami.
-Więc jesteście z jednego świata?- Zapytał również zaciekawiony Eldar-, jaki on był?
- Owszem. Dwie, trzy walczące frakcje. Jedna z natury zła. Gdyż taki jest jej wymiar. Jedna uważająca się za sprawiedliwych. A ostatnia pałająca zemsta do tych pierwszych. Krótko mówiąc dość burzliwy świat, ale poruszający się z kołem harmonii. - Wykonał gest ręka wskazując okrąg. - A w tym wszystkim jedna grupa, grupa która ma sobie za nic różnice i zasady. Której jedynym celem jest porządek. Ja należę do tej grupy i zarazem do frakcji uważanej za złą. Tutaj jednak wszystko z naszych światów traci sens.
- Hmm. - Zamyśliła się elfka. - Tak mnie zaciekawiło. Dużo twoich towarzyszy, z tej grupy i ze świata tu jest?
- Ze świata jeszcze sporo, choćby Raven. A z grupy, prawie wszyscy, poza szefem. Gruba ryba, więc miał inne sprawy na głowie. - Wyjaśnił nie wchodząc w szczegóły. - Oho zbliża się twój przewodnik. - Zakomunikował.
- Jeszcze nikogo nie wiedzę.
- Ale ja go słyszę. Nie długo opuści targas. I dotrze tu do nas.
-To dobrze. Mam nadzieję że nie zajmie mu to zbyt dużo czasu- odparł eldar wstając z pieńka- zwykle na długo się tu zatrzymuje?
- Nie zatrzymują się w lesie. Po prostu przez niego przechodzą i mają jako jedyni ku temu pozwolenie. Zwykle wracają na tydzień czasem krócej. Głównie podróżują po pustyni. Cóż taka już jego natura.
-To dobrze. Pięć dni czekania to i tak wystarczająco dużo czasu- odparł eldar sięgając za pieniek po skórzaną torbę z zapasami i przewieszając ją przez ramie. Nie żałował straconego czasu, który dla niego był odpoczynkiem od codzienności, ale chciał jak najszybciej wyruszyć.
- Gdzie teraz zmierzasz?
-Zapoluję- odparł eldar z uśmiechem- ci..Bardlands wystarczająco już mi się narazili. Co więcej zagrażają mieszkańcom lasu. Postanowiłem się nimi zająć. Następnie udam się do złotego miasta. Powinien tam znajdować się mój dawny towarzysz, chętnie raz jeszcze połączę z nim siły.
- Hmm. Bardlands... Nie uważam że jesteś słaby jednak wpierw wziąłbym kogoś od pomocy. Pamiętaj wiedza rządzi światem. Z naszych informacji to raczej spora zgraja bandytów, nie zorganizowana i tym samym bardzo niebezpieczna. Iść samemu to nie błąd, ale też nie najlepsze wyjście. Serce oazy... Ee... Lepiej by wziąśc zwykłą grupę uderzeniową.
-Coś zorganizuję. Ewentualnie będę wyłapywał pojedyncze sztuki. Mają jakieś cechy wspólne? Ci, których spotkałem do tej pory mieli podobne ubrania. Gdyby inni podzielali tą cechę, wiele by to ułatwiło.
- Bardlands to chołota. Zlepek gówna i dzikusy. Dzielą się na pewnego rodzaju plemiona. Odnajdź to gdzie jest choćby jedna osoba do nich podobna. Wtedy powinieneś odnaleźć właściwe. Choć kto wie... Może nie tylko oni są przyczyna problemów.
-Będę ostrożny. Przy odrobinie szczęścia wyeliminuje chodź część zagrożenia dla tego lasu.
Godzinę później do przybył przewodnik. A dokąłdniej 3 osoby. Kobieta, ubrany w biały płaszcz wędrowiec i ktoś jeszcze w brązowym płaszczu.

Zmierzali oni jedyną większa drogą prowadzącą przez las. W połowie tej drogi czekał Eldar odprowadzony przez Lawię.
-Witajcie- zaczął eldar gdy wędrowcy już go zobaczyli- Nazywam się Anthrilien. Potrzebuję przejść przez pustynię- przypatrzył się kobiecie i mężczyźnie w bieli- sądzę że już kiedyś sie spotkaliśmy, jeśli pamięć mnie nie myli.
- W Lofar przed miesiącami. - Odparła kobieta. - Pamiętam cię. I miło cię znów powitać. Ruszajmy. Czeka nas długa podróż. Kolejną godzinę późnej byli już na skraju lasu, a przed nimi rozciągała się bezkresna pustynia.
Eldar rozejrzał się, już czuł ciepło dochodzące od piasku. Szkoda, że jego hełm pozostał w jego świecie, możliwe, że ułatwiłby podróż.
-Ile zajmie nam dotarcie do złotego miasta?- Zaczął. Towarzystwo nie wydawało się być zbyt rozmowne, on z resztą też nie miał na to ochoty, ale musiał zdobyć kilka informacji.
- W nocy powinniśmy dotrzeć do Oazy. – Odparła Akasja - Później około 4-5 dni. Pustynia jest dosyć rozległa, zwodnicza i niebezpieczna.
Aury przewodnika nie dało się wyczuć jednak na pustyni zdawało się mieć ciągłą świadomsoć tego, że on wciąż jest przy podróżnych niezależnie od odległości.
Reszta dnia drogi i wieczorem dotarli do pasa Oaz. Zgodnie z opowieścią Akasji rzeka spływała z kraju gór aż dotarła na pustynię wzdłuż niej powstały oazy a na środku pustyni rzeka znika w podziemnych jaskiniach i rzekomo wypływa dopiero w samym morzu. W każdym jednak razie początek podróży został przebyty. Najgorsze miało dopiero nadejść.
-Zajmę się ogniem- zaczął eldar gdy grupa powoli zabierała się do odpoczynku- zakładam że w tym świecie pustynia nocą nie należy do najcieplejszych miejsc- dodał ironicznie, rozglądając się za drewnem. Dominowało oczywiście drzewo palmowe, ale na brzegu rzeki zauważył nieco przyniesionego nurtem drewna.
- Można przywyknąć - stwierdziła Akasja.
Asasyn ułożył się na piasku tuż pod palmą i najwidoczniej już spał.
- Ach. Można powiedzieć że czujemy się jak w domu. - Spojrzała czule na swojego towarzysza.
Część okolicznego drewna ustawiła się w mały stosik, reszta ułożyła się nieco dalej. Chwilkę później stosik zaczął się palić rzucając nieco światła na ciemną okolicę. Prorok usiadł niedaleko ogniska opierając się plecami o palmę.
-Ehh….- Westchnął cicho. Chwilę przyjrzał się pozostałym- jak długo tu tkwicie? Nie wyglądacie na “tutejszych”
- Pół roku mniej więcej. Prawie od momentu w którym powstała brama. - Odparła Akasja spoglądać na ich towarzysza podróży.
- Od niedawna - odparł zakapturzony.
- Czas z resztą nie gra roli - powiedział przesypując trochę piasku w swych dłoniach. Zdawało się, że piasek migocze, gdy tylko go wypuszczała ze swych rąk. - Ważne jak się tu zaaklimatyzowaliśmy.
-Tak, to ważne- odpowiedział prorok- wygląda na to że nie śpieszy wam się powrócić do siebie.
- Cóż na razie czekamy i zajmujemy się własnymi problemami. Mój mąż - wskazała mężczyznę w białym płaszczu. - Zgubił fragmenty swojej mocy. Szukamy ich.
-Fragmenty mocy? To ciekawe. Nie jestem pewien czy się uda, ale może byłbym w stanie pomóc.
- Są prawie nie wyczuwalne zarówno dla mnie jak i dla innych. - Odparła z uśmiechem. - Tylko on potrafi je wyczuć. W końcu były jego częścią. Fakt faktem pustynia jest olbrzymia. I zazwyczaj możemy sobie pozwolić jedynei ja jedno pióro przed powrotem do Uni.
-Rozumiem. Może kiedyś odzyskam pozostałe umiejętności, które nieco przydałyby się w tej sytuacji. Pióra..Hmm.Ciekawe.
- Tak. Pióra. Czerwono pomarańczowe, płomienne pióra feniksa. Przynajmniej taką formę przybrały cząstki jego mocy. Słyszałam o kulach “materii”, o golemach jak fragmenty duszy, a w tym przypadku mamy pióra. Cóż ten świat ma w sobie nutkę artysty. Hah. - Delikatny śmiech. - Każdy coś tutaj stracił i każdy może cos zyskać.
Eldar uśmiechnął się słysząc optymizm towarzyszki.
-Słyszeliście może o grupie Bardlands?- Dodał, gdy kolejny kawałek drewna ospale trafił do ogniska.
- Tak. Tutaj to dość znany temat. Bandyci, hołota, zacofana iw rozwoju, choć ich technika jest dosyć nowa... W sporadycznych przypadkach. Przypominają bestie lub też ludzi pierwotnych. A czemu pytasz?
-Narazili mi się już dwa razy i zagrażają mieszkańcom lasu. Chcę wyrównać rachunki.
- Ach. Hmm. Ich obozy się w kanionie. A raczej kanionach. Płaskie pasmo górskie z wieloma wąskimi ścieżkami. Tam się pochowali. To będzie na zachód stąd jakieś 3 dni drogi, ale przez jeden dzień można iść wzdłuż oaz. Samotna wędrówka... Cóż bywają i tacy, którym to na rękę.
-Rozważam opcję poproszenia towarzyszy o pomoc. Chodź z większością tych małp nie powinienem mieć problemów.
- Z pewnością. - Odparła. - Zmierzasz do Złotego miasta w jakimś konkretnym celu? - zapytała
-Poszukuję sposobu wydostania się z tego świata i mam tam…-zastanowił się chwilę- przyjaciela? W każdym razie osobę, z którą współpracę dobrze wspominam.
- Ach. Poszukujesz klucza. - Towarzysz podróży poruszył się wykazując swoją uwagę. - To ci dopiero cel. - Zaśmiała się delikatnie. - Klucz pustyni... Zaintrygowałeś mnie Anthrilenie.
Eldar uśmiechnął się.
-Tak, klucz pustyni jest moim celem. Czyżbyś również był zainteresowany tym tematem?
- Cóż nie przeczę, że i mi przyjdzie kiedyś się tym zająć. - Stwierdził dorzucając liście do ogniska. - To niebezpieczny cel, ale jakże kuszący każdy krok w stronę wolności to coś, co w raz z czasem staje się trudniejsze. Wiesz, dlaczego? - Zapytała
-Liczę, że zaraz się dowiem- zażartował zaciekawiony.
- Chodzi o więź. Im dłużej jesteś w tym świecie tym bardziej się do niego przyzwyczajasz. Tym bardziej widzisz jego piękno, jego naturę i tym bardziej uważasz go za... Dom. Tak jest zazwyczaj. Teraz może i pragniesz pośpiechu jednak sam kiedyś zobaczysz że tak się po prostu nie da. - Chwilę zamilkła i ziewnęła przeciągle.
-Więc pozostaje mi załatwić to wszystko jak najszybciej- odparł z uśmiechem- proponuję udać się na spoczynek- dodał widząc ziewającą dziewczynę.
- Nie omieszkam. - Odparła i udała się na spoczynek do swojego ukochanego.
Podróżnik zasiadał jeszcze przy ognisku.
- Możesz iść pierwszy ja jeszcze chwilę posiedzę.
-Nie będę spał, pomedytuje. Efekt niemal ten sam a będziemy bezpieczni- odpowiedział prorok siadając w pozycji seiza i splatając dłonie na kolanach- dobrej nocy.
- Dobrej nocy odparł.
Nazajutrz po posiłku zamierzali przeprawić sie przez rzekę i wyruszyć w stronę złotego miasta.
- Żyją tu krokodyle.- Spojrzała na rzekę szerokości mniej więcej 50 metrów. - Musimy uważać z tą przeprawą. Nie chciałabym stracić swojej reputacji. - Zabawny usmeich.
-Mógłbym was przenieść na drugą stronę, chodź podejrzewam, że macie swoje sposoby.
- Cóż... Z tym zawsze był problem... - Odparła z uśmiechem. - Dacie radę sie przenieść na droga stronę? - Zapytała, gdy jej mąż podszedł do niej i objął ja w pasie. - Czy pojedynczo się przeprawiamy?
-Zaczekajcie chwilę- odparł eldar i uniósł obie ręce. Piasek falami odsuwał się od jego stóp gdy uniósł się w powietrze. Gdy był już na drugim brzegu obrócił się i krzyknął do pozostałych- Nie ruszajcie się gwałtownie, będzie prościej- po kolei przenosił pozostałych na swój brzeg. Było to mniej męczące rozwiązanie niż gdyby miał zabrać wszystkich na raz.
- Ach jak miło. - Odparła kobieta. - A już myślałam, że to my będziemy musieli się tym zająć. Prowiant woda i za chwile ruszamy. - Stwierdziła.
Oddaliła się na parę metrów i wyciągnęła rękę w kierunku podróży piasek pod nią delikatnie zawirował.
- Hmm. Burza... Nie powinno być problemu... - Zamruczała pod nosem gdy podszedł do niej assasyn.
-Burza piaskowa? Za ile do nas dotrze?- Spytał eldar, zaciekawiony tym zjawiskiem pogodowym.
- Dwie godziny. Złapie nas już w drodze. Nie ma sensu brać wielbłądów - stwierdziła spoglądając w dal oazy. - Z burza wiąże się jeszcze jedno niebezpieczeństwo... Bestie. Gotowi do drogi? Może dane będzie nam się okopać.
-Gotowi. Jakie bestie?
- Tutejsze pustynne. Zwykle można ich uniknąć jednak... Czasem jest to trudne. To znaczy w większych grupach.
Ruszajmy nim się zacznie.
Wyruszyli w pośpiechu i tka jak przepowiedziała Akasja burza nadeszła równo dwie godziny później. Potężna kurzawa piasku zmniejszyła widoczność raptem do kilkunastu centymetrów. Szpiczastouchy przemieszczał się jak najbliżej pozostałych, z twarzą owiniętą materiałem oraz z założoną maską.
Kilka kroków i upadek. Dół nie więcej niż 2-3 metry kwadratowe. Krater. Pojawił się znikąd a wewnątrz zasiadała cała grupa.
- Wyjście awaryjne. - Stwierdziła Akasja
-Jak długo to potrwa?- Zapytał eldar, równocześnie tworząc lekką barierę telekinetyczną ponad ich głowami, aby piasek ich nie zasypywał.
- Godzinę... Mozę parę. Cóż każda pustynia ma swoje humory.
I tak jak zostało przepowiedziane 3 godziny później pozostał lekki wicherek. A podróżnicy zmierzali juz dalej. Krok za krokiem zmierzając do celu swej podróży. Jednak nie obyło się bez kłopotów.
Drugi dzień wędrówki. Środek pustyni.
- ... I tka jak mówiłam pustynny kraj słynie z drogocennych kamieni, owoców oraz przypraw. Dlatego też stał się znamienitym punktem handlowym. A raczej przystankiem przed Imperium daleko na północy. Chodź z samymi owocami może być jeszcze tak, że są sprowadzane z przystani lub wysp.
Coś się zbliżało do wędrującej grupy. Wszyscy poza zakapturzonym zdołali to odczuć. Jednak przewodnicy nie zareagowali.
-Coś..Chyba znalazło nasz trop- Odezwał się eldar jednocześnie określając dzielącą ich odległość i rodzaj aury-, co teraz?- Zapytał nieco zbity z tropu brakiem reakcji pozostałych.
- Tutejsze zwierzęta o nie to nie giganty, robaki i jaszczurki to raczej nie sa groźne.
- A co jeszcze żyje na pustyni - Zapytał zakapturzony.
- Poza wymienionymi raczej nie wiele...
- Pantera. - Mocny męski głos. Assasyn w końcu się odezwał.
- No tak jeszcze to żyje. - Potwierdziła Akasja.
Stwór zbliżał się z wielka prędkością aż wreszcie pojawił się w zasięgu wzroku. Płonąca istota.

Stwór przebiegł obok nich i pomknął dalej był szybki nawet bardzo, jak na taki teren.
- On... Ucieka... - Stwierdził zakapturzony jakby nie wiedząc, co dalej - Eee.
- To zależy od was... -Stwierdziła pośpiesznie Akasja jakby odpowiedajac na myśli. - Uciekamy czy gotujemy się od walki?
Kolejna aura pojawiła się w zasięgu wyczuwalności. Duża aura.
-Przygotujcie się- odparł eldar wyczuwając zagrożenie-, ale nie ruszać mi się z miejsca- po tych słowach przyklęknął pomiędzy pozostałymi twarzą w stronę aury. Runa zasłony zaczęła orbitować wokół proroka, zamigotała mocno, gdy podróżnicy znaleźli się pod wpływem zaklęcia- Mam nadzieję, że się uda..
W wstrząs. Wszystkich podrzuciło. Kolejny, kolejny i wreszcie pojawił się okaz tutejszej fauny.

Chwile się zatrzymał rozejrzał i pomaszerował dalej swoim ciężkim chodem.
- Zasłona. Dobry manewr. - Stwierdził kasja a zakapturzony przytaknął.
-Nie ruszajcie się, łatwiej będzie i ją utrzymać. Zaczekajmy jeszcze chwilę aż sie oddali i chodźmy dalej- odparł eldar z zamkniętymi oczami.
Bestia zniknęła z pola widzenia, gdy tylko jej szczyt zniknął za wydmami.
- Toż to kolos. - Stwierdził zakapturzony.
- Mniejszy od boga. - Stwierdziła Akasja. - Te tutejsze są olbrzymie.
-Skoro, już przy tym jesteśmy- odparł Eldar podnosząc się z ziemi i odkładając runę do sakiewki- słyszałem o bogu przy złotym mieście. Wiecie coś o nim?
- No wielki jest. - Stwierdziła żartem kasja. - Sam go zobaczysz. Powinien jeszcze być. - Dodała zagadkowo.
Przebyli kolejny dzień i pół drogi aż wreszcie na szarym horyzoncie pojawiło się miasto oraz...

Bóg.
Do miasta było jeszcze dwa dni drogi. Jednak całą scenę podziwiali nie spełna godzinę, bo otóż wszystko zniknęło jak za sprawą mrugnięcia okiem. Bóg znikną wraz z szarym światem. Pozostało tylko wzniesienie i złote miasto mieniące się na horyzoncie.
Kolejne półtora dnia minęło. Byli już u podnóża. Wtedy też Eldar wyczuł znajomą aurę i gdzieś w oddali przemknął szakal. Akasja była zdziwiona, bo takie zwierzęta raczej tu nie występują. Pół dnia później wspięli się na “Mgliste wzniesienie” i tym samym dotarli do Złotego miasta pustyni.
- Tutaj zawracamy. - Stwierdziła Akasja. - Nasza część została wykonana.
- Dziękuję - odparł zakapturzony. - Dziękuje jeszcze raz Akasjo. - Wyciągnął mieszek z drobnymi monetami. - To w ramach podziękowania.
- Nie ma za co. Nie musiałeś odpowiadaliśmy tylko za wasz transport nic więcej. A teraz ruszaj dalej i udanej przygody. - Pożegnała jednego z podróżnych i spojrzała na Eldara - Mam dla ciebie jeszcze jedno słowo.
-Słucham Cię?- Odparł Eldar uprzejmym tonem.
- W sprawie klucza... Poszukaj Raziela. To taka pomoc dla członka naszej grupy. - Usmeich i mrugniecie. - A tym czasem trzymaj się i nie zapomnij zajrzeć do kantoru. Monety nie mają tu większej wartości. - Odparła na pożegnanie. Gdy tylko Anthrilen odwrócił się a gdy spojrzał ponownie po nich, ich już nie było.
-Dziękuję za wszystko- powiedział patrząc w puste miejsce po czym obrócił się i ruszył w głąb miasta. Wedle rady Zaczął rozglądać się za wspomnianym kantorem.
Miasto było olbrzymi i chyba większe od stolicy. Z bardzo dużą liczbą wąskich uliczek. Główna droga biegła zygzakiem w górę wniesienia. Kantor udało się znaleźć dość opornie, ale ostatecznie to się powiodło. Stary jegomość siedział za ladą i palił dziwie pachnące ziele.
Anthrilien podszedł do lady i położył sakiewkę z pieniędzmi na ladzie.
-Chciałbym wymienić te pieniądze, oraz dowiedzieć się podstaw o tym mieście. Nie chcę na samym wstępie narobić sobie kłopotów.
- Panocek przybysz. Jeno znać trzeba że o nocy chadzają Pany. I nikt wtedy bezpieczny. To się w nocy śpie a ino do zamku się nie zagląda.
-Zapamiętam- odparł Eldar zbierając 27 kamieni z lady- Kim są Ci panowie?
- Toż to szlachta, władcy chodzący w nocy. Wampiry panocku.
-Hmm jedno pytanie. Czy widzieliście wysokiego mężczyznę w głową szakala?
- Hmm. Zdaje się że... Nie. Czasem z domu okna dostrzec mogę wilkoludzi ale tylko po nocy.
-W takim razie to wszystko. Dziękuję- odparł prorok i opuścił kantor. Stanął przed zakładem i pomyślał chwile, czym wpierw się zająć. Anubis mógł pomóc mu zarówno z Bardlands jak i znalezieniem klucza. Nie chciał jednak naprzykrzać się szakalogłowemu. Samo znalezienie go jednak nie powinno stanowić problemu. Mógł zarówno skontaktować się poprzez kamień jak i wyszukać jego aurę. Przeszedł kilka ulic i przysiadł na zacienionej ławce. Skupił się na otaczających aurach i posłał myśl..
-”Anubisie- zaczął łagodnie. Nagły głos w umyśle mógł nieco zaniepokoić nawet boga”
- “To ktoś kogo mogę nazwać kompanem…” - usłyszał odpowiedź prorok, choć ta jej część na pewno nie była skierowana do niego. - Gdziekolwiek jesteś eldarze, czuję, że jesteś blisko. Czekaj tam na mnie, odezwę sie za niedługo.
-”Rozumiem, tak zrobię”- odparł Eldar. Gdzieś w oddali wyczuwał aurę Anubisa. Rozsiadł się więc wygodniej i odpoczął nieco, poświęcając czas na medytację.
- Anthrilienie… być może wiem gdzie jest klucz i posiadłem ogromną wiedzę o tym miejscu… gdzie jesteś towarzyszu? – Przemówił myślami.
Eldar otworzył puste oczy wyłapując szczegóły otoczenia. Po czym wysłał obraz do Anubisa.
-”Czekam w tym miejscu. Być może jest Ci znane. Czuję Twoją aurę, poprowadzę Cię.”
- “Znajdę ją…” - usłyszał w swojej głowie głos Anubisa, kolejny raz wydawało mu się, że te słowa nie były skierowane do niego. Kolejna fala myśli, która przemknęła do eldara zdawała się mieć czerwone zabarwienie. Anthrilien dobrze wiedział co ono oznacza. - “Daj mi 3 dni proroku. Uważaj na skarabeusze.”
Anthrilien po chwili przerwał medytacje. Trzy dni czekania, cóż pozostało mu poznać miasto, oraz nieco pomedytować. Wstał z ławki i ruszył przed siebie szukając najbliższej karczmy, w której mógłby spędzić ten czas.
Karczma - Nezire zwana “Il uan” znajdowała się niedaleko jednego z trzech targowisk. Mniej więcej w połowie drogi na szczyt wzniesienia i tym samym w pobliże pałacu.
Anthrilien wszedł do środka i opłacił pokój na potrzebny czas. Nie zwracając większej uwagi na towarzystwo w środku, wszedł po schodach. Gdy zamknął już za sobą drzwi odsapnął, gdy o tym myślał, to podróż była nieco wyczerpująca. Spojrzał na łóżko, jak na ludzki wytwór zdawało się być stosunkowo czyste. Położył się na nim opierając się głową o ścianę. Po jakimś czasie spał już, czujnym snem.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 19-05-2014, 10:38   #40
 
Neko's Avatar
 
Reputacja: 1 Neko nie jest za bardzo znanyNeko nie jest za bardzo znany
Shinobi spojrzał na okolicę, mrucząc cicho pod nosem wszystko, co usłyszał od kuzyna. Musiał jak najszybciej udać się do Yue. On powinien wiedzieć więcej. Dlatego też teleportował się do Gimbei’a, przepraszając przyjaciela, mówiąc tez że nie ma czasu na rozmowę, i pobiegł w stronę Wieży, licząc, ze tam go jeszcze spotka.
O tej porze. Nikt praktycznie nie poruszał się po mieście. Późna noc jeśli nie kolejny dzień. Czy wypadało przeszkadzać magowi w jego śni?
Shinobi uznał, że wypadało. Sam ostatnio “mówił” mu, że chce znaleźć Xing, wiec raczej mu wybaczy, że przeszkadza.
Problem pojawił się już w świątyni wiedzy. Nie był nierozwiązywalny ale odrobinę męczący. Gdzie było lokum Yue? Po przetrząśnięciu parteru, pomieszczenie znaleziono w wierzy. Stanowi ona swego rodzaju pomieszczenia mieszkalne budowane magicznie. Tak więc po otwarciu drzwi w ścianie, które z pewnością prowadziły by za ścianę i parędziesiąt metrów w dół, pojawił się pokój.
Młody mag zasiadał w swoim fotelu, przy nim na drugim spała Catia.
Mag odwrócił się do przybysza i nakazał ciszę. Prosząc za razem o przejście we wskazane miejsce.
Zasiedli w drugim pomieszczeniu, sądząc po wyposażeniu, w pracowni.

Shinobi poszedł za Yue, stawiając delikatnie kroki, przez co nie dało się usłyszeć czy nawet idzie. Kiedy znaleźli się w drugim pokoju, Kei spojrzał na Yue i powiedział do niego.
-Przepraszam, że Ci przeszkadzam o tej porze, ale mam bardzo ważne wiadomości o Xing. Ona zniknęła razem z Dywizjonem, tego samego dnia. Jakaś anomalia, ostatni element tego świata. Czy te informacje mogą Ci jakoś bardziej pomóc w odnalezieniu jej? Jeśli jest potrzeba, mogę nas nawet w tej chwili przenieść do Garnizonu.
Mag zamyślił się. Zaznaczył że “jest w Garnizonie”. Na coś wpadł, ale problemem było ubrać to w słowa. Jedno c mógł stwierdzić od razu to to że nic jej nie grozi. Widocznie istotny problem stanowiło wydostanie jej.

- Mogę jakoś pomóc w tym?- zapytał się Shinobi.
Pokiwał przecząco głową. Wskazał zapewne że do zażegnania tego problemu potrzebna jest inna osoba lub o innych cechach. Nie mógł dokładnie określić o kogo chodzi bo bez słów to wielce trudne wskazał jedynie kierunek w którym tą osobę można by znaleźć. Wskazywał na północny- zachód.

Czyli on sam nic nie wskóra? Kei westchnął cicho, słysząc, że jest bez radny w sprawie Xing.
- Może napiszesz na kartce imię tej osoby, oraz gdzie konkretnie ją znajdę? Tak chyba będzie łatwiej.
Chwila minęła nim mag znalazł pergamin pióro i tusz. Widocznie nie musiał z nich tak często korzystać.
“Fang. Platforma/Punkt Widokowy” - napis na kartce.
Mag przekazał kartkę młodzieńcowi.

- I dzięki niemu odzyskamy Xing, tak? To jest pewne, czy też początek kolejnej “drogi”?
Dwa palce. Druga odpowiedź. Później jakiś gest wskazujący na bliskość.

- Każda podpowiedź zbliża nas do Xing, ale jak długo to potrwa…- powiedział cicho Kei, lekko zrezygnowany. Chciał znaleźć dziewczynę, i to bardzo, ale droga była druga i kręta.
- Udam się tam i znajdę tego Fanga. Miałbyś może jeszcze dla mnie jakieś zadanie?
Chwila namysłu. Mag podszedł do regału i przetrząsnął księgi. Wyciągnął kopertę z listem. Adresowana do Fryderyka w Punkcie Widokowym. Przekazał młodemu shinobiemu. Zaznaczył że to wszystko.

Shinobi wziął list i kiwnął głową.
- To ja już się udam. Czy mógłbym u Ciebie zostawić pieczęć, aby móc się do Ciebie teleportować?
Podsunął wazon leżący na stoliku, wyrażając tym samym zgodę.

Kei przyłożył rękę do wazonu, po czym zostawił na nim pieczęć do Hirashin no Jutsu. Shinobi ukłonił się, i teleportował do karczmy na rozdrożach. Stamtąd miał prostą drogę do Punktu widokowego. Dlatego udał się na zachód.
Tego dnia padało.
Młody wojownik dotarł do miejsca wskazanego na mapie przed wieczorem. Puste łąki i jeden filar znikający w zachmurzonym niebie. Kamienny filar. A przed nim tabliczka “Punkt widokowy” i strzałka ku górze.

Shinobi spojrzał na filar, po czyn na strzałkę i skierował głowę do góry, aby zobaczyć punkt widokowy. Znajdował się na samej górze filaru, więc pewnie gdzieś były ukryte drzwi, aby się tam dostać. Nie było to jednak większym problemem dla Shinobi'ego, ale coś przeczuwał,że coś nie gra. Dlatego stworzył klona i wysłał go, aby wspiął się w górę, a Kei sam natomiast zaczął się rozglądać po okolicy, szukając jakiś śladów schodów, drzwi, bądź tym podobnych.
Mimo iż szukał młodzieniec nie był wstanie znaleźć wejścia. Cóż nikt nie powiedział że miało być. Co się tyczy klona... przy tak kiepskiej widoczności, i deszczu padającym na twarz droga zapowiadała się naprawdę uporczywa. Gdy nastała noc deszcz odrobinę zelżał. Klon wciąż się wspinał i nadal nie widział kresu swej wędrówki. Przeczuwał jednak że coś jeszcze stanie na jego drodze niż tylko wysokosć.

Shinobi, nie widząc żadnych drzwi, ani schodów, bądź czegoś w tym rodzaju, nie widział większego sensu, aby tutaj siedzieć i czekać. Skoro też klon nie powiadomił go o dotarciu na szczyt, oznacza to, że platforma jest dosyć wysoka. Dlatego tez Kei wyjął z kiszeni kunai z notką i upuścił ją. Shinobi teleportował się do Yue, a klona zostawił wspinającego się w górę. Skoro mag go wysłał tam, musiał wiedzieć jak się znaleźć na platformie. Wiec kiedy tylko go znajdzie, prosi o pomoc w dotarciu na szczyt.
Wazon został przeniesiony i teraz znajdował się w sali bibliotecznej świątyni wiedzy.
Yue zasiadał tam właśnie popijając herbatę i czytając jakąś księgę. Po tytule “Anomalie traktat naukowo filozoficzny” wiadomo było co studiował. Nie był zaskoczony pojawieniem się wojownika co więcej nie zwrócił na niego zbytniej uwagi.

Kiedy Shinobi znalazł Yue, odczekał chwile i odezwał się.
- Czcigodny Yue, jak am dostać się na punkt widokowy? Nigdzie wokół filaru nie ma schodów, ani drzwi.
Yue spojrzał na osobnika i wzruszył ramionami. Widać nie wiedział, albo sam tam nie bywał.

- A wiesz może ktoś w stolicy tam bywa, i wie gdzie są drzwi?
Pokiwał dłonią. Hmm. Albo nikt ze stolicy tam nie bywał albo nie wiedział jak się to odbywa.

Kei skrzywił się lekko. Niestety, Yue mu nie pomógł, może Stalowy coś wiedział.
Niedługo potem klon zniknął komunikując ze do celu nie dotarł z nie do końca znanej przyczyny. Ostatnie co zostało przekazane to długi ogon strącający go z filaru.

Zanim jednak teleportował się, dowiedział się o klonie. Długi ogon? Czyżby smok? Albo jakieś inne dziadostwo. No cóż, trzeba poszukać wpierw informacji o wejściu. Dlatego Kei teleportował się do Stalowego i zapytał się o wejście na Platformę.
- Kei. Toż ci pytanie. Mało kto z mi znajomych osób tam wita. Fang czasem tam zagląda jak reszta jego grupy. Może ktoś z przybyszów dał by rade cię w prowadzić? Słyszałem że to jeden ze sposobów.- Odparł upijając piwa z kufla. Bo gdzie indziej mógł by być stalowy jak nie w barze.

- Problem w tym, ze nie znam żadnego stamtąd przybysza, a właśnie szukam Fanga.- powiedział do niego shinobi.
- Masz ci los. Może spróbujesz się wspiąć? To wyjście okrężne i męczące ale cóż... czasem innych nie ma. Szkoda że nie znasz nikogo kto tam może być...

Ej, zaraz… Przecież Kei… Przecież Kei zna kogoś, kto kierował się w stronę punktu widokowego! Aż 2 osoby!
- Gramon, dzięki za rozmowę.- powiedział do niego shinobi, uśmiechnięty, po czym teleportował się do zajazdu. Stworzył tez klona, którego wysłał do Chrunchy. Podszedł do właściciela, rozglądając się dookoła.
- Kojarzysz może szermierza, który był tutaj jakiś czas temu? Wiesz może jak się nazywał?
- Panie. Kojarzę wszystkich. A o którego pytasz?

- Kiedy byłem ostatnio u Ciebie, był jeszcze jakiś szermierz. Udał się w stronę Punktu Widokowego. Pamiętasz jak miał na imię?
- Aaa. Kurt. Ale był tu niedawno. Zdaje się ze udał się do Targas.
  • Klon
    - Chrunchy, wiesz gdzie znajdę Ayame?
    - Wiem. - odparła bez przeszkód dziewczyna - W punkcie widokowym. Tam przecież mieszka.

    - Czy jest jakaś szansa, abym mógł się z nią skontaktować? Muszę się dostać do Punktu Widokowego.
    - Hmm. Zdaje się że Suo ma z nią kontakt. Wymienili się czymś pryz ostatnim spotkaniu. - Odparła.

    - Dzięki-powiedział do niej klon, po czym zniknął.
- A wiesz może czy dostał się do Punktu?- powiedział do niego, po czym dostał wiadomości od klona i wyjął shuriken od Sou. Naciął się nim, i wywołał chłopaka.
- Niestety nie wiem. - Odparł zajezdny. Wydawał się być zadowolony z podróży wiec może tak.
- Co jest? - Zabrzęczał shuriken.

- Dzięki- powiedział do właściciela shinobi, po czym wyszedł z karczmy i powiedział do Sou.
- Dasz rade mnie skontaktować z Ayame? Albo powiedzieć, że jestem pod punktem widokowym i proszę o pomoc w dostaniu się na górę?- powiedział do niego, a zarazem teleportował się pod punkt widokowy.
- Daj mi chwilę.... ok. Powiedziała ze cię wprowadzi, ale nie będzie na ciebie czekać. Ame teraz dodaj trochę przypraw... No trzymaj się. - Wibracje ustały.

Shinobi chciał mu podziękować, ale nie zdążył. Dlatego też czekał pod Punktem Widokowym nad Ayame. Jako, ze nie wiedział z której strony jest wejście, stworzył 4 klony i każdy stanął po innej stronie.
Kolumna otworzyła się białym światłem. Stała w niej znana już shinobiemu dziewczyna.
- No jesteś wchodź i znikamy. NA szczycie się rozejdziemy, nie mam czasu by cię niańczyć.

- Od razu chcesz mnie niańczyć? jaka ty miła- powiedział do niej shinobi, zadziornie się uśmiechając, po czym odwołał klony i wszedł do środka.
- Dzięki za pomoc
Błysk i bezkres nieba. Słońce gdzieś daleko na horyzoncie zachodziło, bo widać było odblaski miedzy nowymi budynkami. Przy zajeździe było już całkiem ciemno. Ayane zniknęła gdzieś jak tylko przybyli na miejsce. Kei nie zauważył kiedy się oddaliła. Widać było jej pilno. Zbliżała się noc a zatem i jego sprawy musiały poczekać.

Shinobi widząc miasto, gwizdnął cicho. Na pewno przyda mu się jeszcze pojawienie kiedyś w tym miejscu, wiec obok wejścia, na chodniku, położył rękę i utworzył znak Hirashin, dzięki czemu będzie mógł następnym razem wrócić tutaj bez pomocy Ayame. Zapadała jednak noc, wiec trzeba udać się spać. Dlatego poszedł do noclegowni , wynajął pokój i od razu rzucił się na łóżko. Dzisiejsza noc minęła bez snów, wiec szybko się obudził, opłacił za pokój i zapytał się właściciela gdzie znajdzie Fenga oraz Fryderyka.
- Pan Fryderyk jest w swojej pracowni z tego co mi wiadomo. Co do tego drugiego niestety nie znam. Może w restauracji by go znali, albo w ratuszu. Tutaj większość osób nocuje w hotelach lub ma własne domy. Fakt drogie bo drogie ale...

- Wystarczy, dziękuje za odpowiedź. A gdzie znajdę dom Fryderyka?- zapytał się go.
- Niestety tego nie wiem. Ale w ratuszu mogą wiedzieć.

Kiedy uzyskał odpowiedź, zapłacił właścicielowi dodatkowe 20 sztuk złota, i wyszedł z zajazdu. Udał się do Ratusza, gdzie prawdopodobnie będzie mógł się dowiedzieć o obu mężczyznach. Kiedy wszedł do budynku, podszedł do kobiety i zapytał.
- Przepraszam, gdzie znajdę Fenga?
- Feng? A kto to... o nikim takim nie słyszałam. - Odpowiedziała dziewczyna przeglądając księgę gości

- Może o kogoś innego panu chodzi.
- Witam. - Powiedział mężczyzna wchodzący do budynku.

- Witaj. Jak mała?
- Już lepiej. Szukam mieszkania Blume i chciałem zapytać o koncert.
- Dziś wieczorem będzie. A pani Blume hmm. - przerzuciła kartki - sektor 32, niedaleko are... boisk.
- Dziękuję. Miłego dnia. - Wyszedł spoglądając jednym okiem na Shinobiego.

Kei przymrużył oczy, widząc reakcję chłopaka na jego widok. Podejrzliwość? A może po prostu zaciekawienie? Kto wie. Może coś wie na temat Fenga. Dlatego stworzył klona, który ruszył za nim, a shinobi odwrócił się w stronę kobiety.
-A dom Fryderyka gdzie znajdę?
- Fryderyk... Fryderyk... a naukowiec. na południe to znaczy prosto po wyjściu z biura i do końca platformy. Kawałek drogi ale jego szyld powinien tam być.

-Dziękuje- powiedział do niej, po czym wyszedł z ratusza i pobiegł w wskazane miejsce.
Gdy znalazł już jego szyld, zapukał do drzwi. Odpowiedziała mu cisza jednak drzwi były otwarte.

Shinobi wszedł do środka, widząc, że drzwi są otwarte.
- Przepraszam, jest tutaj ktoś?
- Aiii. Nie nie nie. Ech. - Dziwne odgłosu dobiegały z głębi pomieszczenia. Przy wejściu były dość ciche, ale im głębiej się wchodziło tym stawały się wyraźniejsze. W głębi budynku na zniżeniu jakby dolnym pietrze budynku była pracownia. siedzący tam jegomość był tak pochłonięty swoja pracą że nawet nie zauważył gościa.

- Przepraszam, pan Fryderyk? Mam dla Pana list- powiedział shinobi, wyciągając z kieszeni wiadomość od Yue dla niego.
- Oj oj. - łuki elektryczne zaczeły się tworzyć z przedmiotu leżącego przed nim. Kopułka z rogami i antenkami, dziwny projekt. Mimo to nadal nie zwrócił uwagi na gościa.

Shinobi przymrużył oczy. To już się zaczynało robić irytujące. Dlatego tez złapał Fryderyka za ramie i odwrócił w swoje stronę.
- Przysyła mnie Yue do Ciebie! List!
- Co? Kto? - Popatrzył na gościa - Kto ty? - Popatrzył na list - Ach kurier. Nowy w tym fachu co? - Zabrał list. - To wielce intrygujące odkrycie. Łuki elektryczne zdają się mieć tendencje do skręcania w kierunku metali... hmm tak tak.

- Nie do końca kurier. Yue mnie poprosił o pomoc.- powiedział do niego shinobi, po czym usłyszał coś, czego za bardzo nie zrozumiał. Zrozumiał tylko to, że prąd skręca w stronę metalu.
- Może to jest spowodowane jego właściwością?- Powiedział do niego, po czym wyjął katanę i wykonał technikę Dendou Hando, które spowodowało pojawienie się prądu na ostrzu.
- ach interesujące. Ale przewodności będę rozważał w innych eksperymentach. To o czym mówiłem zowie się magnetyzmem choć muszę to jeszcze dokładniej zbadać. - Odwrócił się do swojego projektu.

- Może masz dla mnie jakieś zadanie do wykonania? Pomóc Ci w czymś?
- Chcesz być rażony prądem? - Zapytał jakby była to normalna sprawa.

- A z jaką siłą?
- To zależy co będziemy testować. Mecha zbroję, a raczej siłowniki czy też Kopułę Gromu. W pierwszym przypadku o ile będzie przepięcie to cię trochę woltów kopnie. W drugim cóż trza będzie sprawdzić jej pulsację.

- Wytrzymać, to wytrzymam akurat sporo. Ale nie masz przypadkiem czegoś innego? Na przykład dostarczyć odpowiedź Yue, ale coś z stolicy przynieść Ci?
- Cóż. Przydał by mi się egzemplarz Elektor Herb ale to niczym się nie różni od pierwszego eksperymentu. Poza tym raczej niczego mi nie potrzeba.

- Czyli tylko ten egzemplarz? Nic nie dostarczyć do Yue?
- Nie. - Odparł po prostu. - Muszę wpierw zrobić to co chciał byśmy mogli zrobić krok dalej.

- Rozumiem… Czyli na razie nie jestem Ci potrzebny- powiedział do niego shinobi, po czym machnął mu rekom na pożegnanie i teleportował się do miejsca, które zostawił klon.
  • Klon
    Klon dogonił mężczyznę i złapał go za ramię, mówiąc.
    - Przepraszam, wie pan może gdzie znajdę Fenga? - zapytał się klon, próbując patrzeć mu w oczy, aby zobaczyć czy kłamie, czy tez nie.
    Mężczyzna schylił głowę zasłaniając oczy czapką.
    - Feng... chyba źle to wymawiasz. - stwierdził po chwili zastanowienia.- chodzi ci o Fanga?

    - Tak, właśnie jego szukam. Czy wiesz może gdzie go znajdę?
    Wskazał palcem na dół.
    - Wczoraj. - dodał

    - Na dole? A mógłbyś mnie zaprowadzić, gdzie konkretnie?
    Nadal wskazywał dół.
    - Na dole... na ziemi. Choć teram może być gdziekolwiek.

    - Czyli w Punkcie Widokowym już go nie ma?
    - Niestety. Śpieszno mu było. Zdaje się jednak że ktoś z jego grupy jeszcze tu jest.

    - A gdzie go znajdę?
    - Hmm... - Chwila mruczenia. - Nie wiem. Powinna gdzieś być czy to na scenie czy może w cukierni. Sam poszukaj. - Machnął ręka i odszedł w swoim kierunku.

    “Powinna”, czyli kobieta. Skąd jednak do cholery miał poznać ją? Kolejne zadanie zaczynało być irytujące. Klon stworzył kolejnego klona, którego wysłał do Stalowego, aby dowiedzieć jak wygląda Fang, a ten pierwszy skierował się w stronę sektora 32. Miało być tam boisko, wiec trudne w odnalezieniu raczej nie będzie.
    Stalowy opisał Fanga w sposób jaki można było się spodziewać.. Brązowe włosy, pospolity wygląd, nietypowy strój.
    Okolice 32 sektora. Boiska. były to okratowane place o nietypowym podłożu z dziwnymi elementami po obu stronach.

    AN placu zebrała się grupka osób. Był między innymi pytany mężczyzna oraz:





    Jako kibice byli mały dinozaur i dziewczyna.


    widać że zebrali się do czegoś większego. Miedzy nimi przekazywano okrągły obiekt.

    Klon przymrużył oczy. Po tym jak uzyskał informację jak wygląda Fang, ma podejrzliwość, że tamten chłopak to właśnie on. ale nie miał pewności. Dlatego też obszedł dookoła boisko i stanął po drugiej stronie, przyglądając się graczom.
    - Dzielimy się na trojki. - zakomunikowała dziewczyna. - Hibiki, ja i Hikari. �-Czapka, zwierzak i młody przeciwko nam.
    - Mam imię Blume. - stwierdzi facet w czapce.
    - Wiem i co z tego... - Zaśmiała się dziewczyna. - Gramy do 20. na razie.

    Hibiki, Hikari, Blume, zwierzak i “młody”. Te imiona, bądź przezwiska usłyszał. Czyli to nie on. Widocznie Feng rzeczywiście opuścił Punkt Widokowy i wyruszył. Niestety, shinobi nie wiedział gdzie. Musiał znaleźć tą towarzyszkę. Skoro koncert miał się odbyć gdzieś tutaj, to wystarczy się rozejrzeć w okolicy i znaleźć scenę.
    Min jednak odszedł został zauważony przez dziewczynkę na ławce i to dziwne zwierzę. Pomachała mu zadowolona.

    Shinobi spojrzał na dziewczynkę. Pomachał do niej i lekko się uśmiechnął. Może ona będzie bardziej rozmowna. Dlatego do niej podszedł, przeskakując siatkę.
    - Cześć. Znasz może Fanga, albo kogoś z jego kompani?- powiedział do niej, siadając obok.
    - To ja. - Uśmiechał się uradowana. - To znaczy znam go. - poprawiła się bawiąc łapkami stworka. Mała istota spoglądała na przybysza raczej nie reagując.

    Shinobi uśmiechnął się.
    - A wiesz gdzie znajdę Fanga? Yue go szuka.
    - Na ziemi. - Stwierdziła oczywistość. - Podróżuje i szuka magii. Mówił że to ważne, dla Gabi.

    - A w która stronę się teraz udał? Mam dla niego ciekawą zagadkę.
    - Eee. - Wskazała północ, później zmieniła rękę i przeciwny kierunek a później pomachała �-we wszystkich kierunkach. Tak... nie wiedziała gdzie się udał.

    - Aha…- powiedział klon, po czym obok niego pojawił się oryginał, a klon zniknął.
Kei westchnął cicho, kiedy dotarły do niego wieści od klona.
- Czyli zaczyna się wszystko od nowa…- powiedział shinobi i usiadł na trybunach, aby popatrzeć przez chwile na niebo.
- Mówił, kiedy wróci?
- Nie. - Odarła dziewczyna powracając do śledzenia gry.
Mimo iż grało tylko 6 osób to mecz był zacięty, każdy z nich dość dobrze się bawił przy tej rywalizacji. Dla keia ciekawym były ruchy ich mięśni. Potrafił po nich odczytać kto jest wojownikiem a kto nie. Jedynie młodszy chłopak z goglami na głowie zdawał się nie być wojownikiem. Też w czarno-żółtym stroju zdawał się walczyc ale mało jakby to ująć, stylem innym niż kontaktowy.

- O co chodzi dokładnie w tej grze?
- Trzeba trafić do tego stojącego kosza piłką. Chyba... - Odparła dziewczyna - Wiem że się ta piłka ładnie odbija. To zabawne.

- Hmmm…- powiedział shinobi i przyjrzał się dokładnie ich ruchom, aby mniej więcej wyczytać jak to wszystko się odbywa. Kto wie, może nawet spróbowałby z nimi zagrać. Potrzebował tylko chwile na praktykę, aby móc wykorzystać to, co zarejestrował okiem i w sumie mógłby spróbować.
- Macie gdzieś zapasową piłkę?
- Blume zrobi. - Zaśmiała się dziewczyna podskakując gdy jedna z drużyn zdobyła punkt rzutem z odległości. - Blume! Zrobisz mi piłeczkę? - Zawoła
Druga dziewczyna w skąpym fioletowym stroju wystawiła dłoń w chwili po zdobyciu punktu i wytworzyła w niej bezkształtną masę która zastygła w formie kuli. Co prawda jej kolor był ciemno niebieski, ale działała.
Dalekie podanie i przejęcie.
- Mam dziękuję! Proszę - wystawiła piłkę w stronę wojownika.

Kei wziął piłkę i przyjrzał jej się. Przeanalizował w myślach co dowiedział się przed chwilą i odwrócił rękę z piłką tak, że kula spadła na ziemię. Widząc, że poprzez uderzenie, odbiła się o ziemie, popchnął lekko rękę w dół i zaczął kozłować.
- To wygląda mniej więcej tak?- zapytał się dziewczyny. Jego umiejętności gry pochodzą z oglądania poprzez sharingana jak grają pozostali.
- Tak. Ale gdy grają to jest bardziej uch uch i aaa ech. - Zaintonowała oodglosami bardzo ekscentrycznymi ruchami. - I jeszcze rzuca ach i fiuu.

Shinobi spojrzał na nią, po czym znowu na piłkę. Po kozłował jeszcze chwile i oddał ją dziewczynie.
- Dzięki za rozmowę, ale na mnie pora. - powiedział do niej z lekkim uśmiechem i przeskoczył płot. Udał się w stronę Ratusza, aby zapytać się czy nie mają jakiejś pracy dla niego.
Dziewczę znów krzątało się z księgami.
- A co by pana interesowało? - Zapytała przeglądając karty zleceń i odznaczając te wykonane.

- Jak na razie zajmowałem się przekazywaniem listów, oczyszczaniem kopalni albo zabiciem smoka. - powiedział Shinobi, nie mogąc się sprecyzować jakiego typu zadanie chce.
- Listy puszczamy przez zaufanych kurierów. Przynajmniej ci którzy te listy wysyłają. Na platformie i niema czego oczyszczać, a tym bardziej zabijać. Zdobywanie informacji i substancji jest tu bardziej poszukiwane. Są też zawody sportowe i gastronomiczne oraz turnieje walk. Jeżeli jednak szuka pan czegoś dokładniejszego to wątpię by znalazł pan to właśnie tutaj. Najwięcej pracy jest zwykle tam gdzie są konflikty. - Stwierdziła trzymając w ręku pewną kartkę. Sądząc po kształcie miniatury w jednym z rogów był to inny kraj.

- I zgaduje, że jedno takie zadanie masz, prawda?
- Nie zadań z innych krajów nie mamy. Ale ogólnie znamy sytuację na całym kontynencie.

- Rozumiem.- powiedział shinobi, po czym przez chwile się zastanowił.
- A jakie informacje, bądź substancje poszukujecie?
- Im rzadsze tym lepsze. - stwierdziła - Tak twierdzą naukowcy i gastronomowie. A co do informacji to raczej te bardziej mądre osoby (czyt. naukowcy). Choć i znajdą się zwykli kupcy. Aktualne usłyszałam że poszukiwane są informacje o barierze, drodze do Przystani, Icegardu oraz informacje o artefaktach.

- Rozumiem… Osoby, które poszukują informacji o artefaktach gdzie znajdę? .- powiedział do niej
- Możesz przez pośredników... głównie barmanów - powiedziała zasłaniając usta. - Albo popytać przechodnich. Z mojej strony wiem o tym że ktoś poszukuje Lucyfera. Cokolwiek to jest, bo na pewno nie to co nam się wydaje.

- Ahm. Dziękuję.- powiedział do niej, po czym odwrócił się. Powiedziała, że głównie u barmanów znajdzie pośredników. Dlaczego dobrze od razu pójść do jednego z nich i zapytać o to. Kiedy wszedł do najbliższego baru, najlepiej tego z “ciemnej uliczki”, podszedł do lady i zamówił piwo. Dopiero po kilku minutach zawołał barmana i schylił się do niego.
- Miałbyś może dla mnie jakaś robotę? Albo znasz kogoś, kto miałby?
Barman pochylił się do rozmówcy.
- A jakiej roboty szukasz?

- Ciekawej- odpowiedział mu z uśmiechem. Ruchem głowy wskazał na katane, którą miał na plecach, dając mu jasno do zrozumienia, że jest wojownikiem.
- To jest: łowca anomalia chodź sam nie wiem do końca o co w tym chodzi. - Stwierdził jeszcze na trochę się prostując - Ktoś stwierdził że potrzebuje anomalii do czegoś. Nie stwierdził jak, gdzie i po co ale stwierdził że jest mu ona potrzebna. Ale samo zadanie to wyzwanie i zagadka bez rozwiązania. Jest poszukiwanie pewnych artefaktów. W głównej mierze to trzeba przeszukać ruiny jedne bądź drugie. Jest zbieractwo czy to owoce czy to poszukiwane przedmioty. Ale są też dwa zamówienia specjalne. Polowanie na pewną bestyjkę i ... - Schylił się i powiedział bardzo powoli i bardzo cicho - coś z czarnej listy.

Shinobi się uśmiechnął. W końcu coś ciekawego. Wypił piwo i zamówił kolejne.
- W sumie po za tym pierwszym i owocami wszystkie zadania brzmią ciekawie. Może wolisz porozmawiać gdzieś na osobności?
- Zabójstwo. - Stwierdził upewniając się że nikt ch nie słyszy - płaca 10000 monet ale... chodzi o smoka.

- A wiadomo jakiego smoka? I gdzie go znajdę?- powiedział do niego shinobi. Kei przypomniał sobie walkę z poprzednim smokiem, czerwonym. Była ciężka, ale dało rade. Może i teraz wypali. Jak nie to zawsze można uciec.
- Smoka przez R. - Stwierdził. - Ryou z rubierzy. To z pewnością zlecenie z podziemia. Każdy by się tego domyślał. Co więcej dla większości to zadanie to samobójstwo, a przy najmniej gdy on ma zły humor. - Wyprostował się i mówił normalnie - Nie jestem w tym pośrednikiem jedynie przekazuje dalej co wiem. Coś słyszałem ze takie zadania są tam dość popularne.

- Rozumiem.- czyli to nie był jakiś zwykły smok. Kto wie, może da rade to jeszcze jakoś inaczej rozwiązać? - Wiesz jednak kto płaci za smoka? I powiedz mi o tych artefaktach, jak i czarnej liście- powiedział, ciągle ściszonym głosem.
- Nic nie wiem o tym zleceniu. - stwierdził bez przeszkód - Zapewne trzeba by było udać siew strefę zleceniodawcy. Czarna lista morzę śle to określiłem. Chodzi o karty zleceń, o listy gończe. Są czarne więc łatwo je rozpoznać. Nie wątpię jednak że takowa lista nie istnieje. Jak sadzisz czym ona by była ? - W tym czasie wyciągnął z pod blaty papiery �-ze zleceniami poszukiwał tych o artefaktach.

- Pewnie ciekawa lista- powiedział shinobi, po czym wziął od niego papiery z artefaktami, aby przejrzeć je. Wypatrywał na nich co ma znaleźć, gdzie prawdopodobnie to leży oraz jaka nagroda.
- Lista celów. - Odparł - Zapewne osób do zabicia. Nikt nie wie kto na niej jest poza osobami które są w podziemiu lub maja dojście do samych zleceń. Każdy może być na tej liście o ile zwrócił uwagę podziemia. Uch. Dobrze że my tutaj mamy spokój. - Stwierdził z ulgą.
[/list]Dragons Dogma (Smocze dogmaty) księga 5000 �-lokalizacja nieznana
Dark Soul (Mroczne Dusze) księga 6000 lokalizacja nieznane
Gwiazdozbiór klucz 2000 lokalizacja “zapewne pod barierą”
“Miecz wielorękiego” Miecz o zdobieniu z istoty z 6 rękami. 4500 Okolice piekielnej wyrwy w jaskini na drodze Stolica - Garnizon. Możliwe zagrożenie ze strony piekielników.
Ostrze anioła �-6000 stara stolica
Angel Wings 2000 pierścień stara stolica
Tengenwood 10000 pierścienie (para) nieznane, zdaje się że są w posiadaniu Uverworld Zleceniodawca Diuk Edmund.
Rękawica szyfrów 7000 klucz/rękawica nieznane.
Yamato 10000 miecz nieznane
Smoczy oddech 5000 miecz kopalnia na wschód od stolicy.
Lucyfer 5000 broń nieznane zleceniodawca Dante.[/list[
Shinobi zapamiętał każdy artefakt, jak i jego opis. Najbardziej zainteresowały go artefakty, które miały podane miejsce gdzie można je znaleźć. Spojrzał na barmana i wskazał na artefakty “Miecz wielorękiego”, Ostrze Anioła, Angel Wings i Smoczy oddech. Chciał się dowiedzieć kto jest zleceniodawcą tych zadań, oraz gdzie znajdzie starą stolice.
- Stara stolica leży w kotlinie na południowy zachód od stolicy. Miasta nie widać z drogi bo jest tam ukryte za przesmykiem. Oj. Zdaje się że jest to już opustoszałe miasto. Widać że w pospiechu pogubiono trochę rzeczy.
Pierścień i ostrze za pewne zlecił ktoś ze stolicy. Ostrze więc albo król, albo ktoś z królewskich rycerzy, zapewne Agaun. Co do pierścienia nie mam pewności ale chyba tamtejsza znawczyni artefaktów. Armoria. Miecz wielorękiego to zlecenie z rubierzy. Tam powinni mieć wwiecej danych. Do mnie trafiły tyko szczątkowe. �-Smoczy oddech to też ze stolicy. Jakiś koneser broni. W notatce mam napisane że ze zdobyczą trzeba się “zgłosić do szulerni”.

Shinobi uśmiechnął się. No to miał już kilka zadań. Czas zabrać się do roboty. Dokończył drugie piwo i zapłacił barmanowi za napoje, a zarazem 50 sztuk złota więcej za informację. Kei wyszedł z baru i odszedł gdzieś na bok, zastanawiając się jak to wszystko rozegrać. Najpierw musiał się dostać do miejsc, gdzie znajdzie artefakty i smoka. Były to 4 miejsca. Kopalnia na wschód od stolicy. Stara stolica, Jaskinia na drodze stolica-garnizon i rubieże. Do tych 3 najbliżej dostanie się ze stolicy, a do smoka z Targas. Dlatego też utworzył jednego klona, który teleportował się do Targas, a oryginał do stolicy. Ze stolicy ruszył na wschód w stronę jaskini. Jako, żeby nie tracić czasu, utworzył dodatkowe dwa klony. Jeden wysłał do piekielnych wyrw, a drugiego w stronę starej stolicy. Zadaniem klonów było dotarcie na miejsce i zostawieniem pieczęci, aby móc później się teleportować.
Dotarcie do kopalni zajęło niespełna godzinę. Wejście było szerokie i widocznie wciąż używane. Wewnątrz byli górnicy oraz dziwne zwierzęta wcześniej niespotykane.

Dotarcie do opuszczonego miasta zajęło dzień a do wskazanej w ostatnim zleceniu jaskini jeszcze połowę kolejnego.

Klony utworzyły pieczęć, obok budynku i zniknęły.
Natomiast oryginał, widząc, że kopalnia ciągle jest używana, lekko się zdziwił. Co mogło spowodować, że zostało zlecenie utworzone na ten artefakt, skoro wciąż są tutaj górnicy? Nie spodobało się to Kei’owi. Dlatego utworzył klona, a sam zniknął w Meisai Gakure no Jutsu. On, razem z klonem podeszli do robotników i stwora, aczkolwiek oryginał przeszedł za ich plecami i ruszył wgłąb tunelu.
- Przepraszam. W tej kopalni co jest wydobywane?- zapytał się klon robotników.
- Coś pan! Marmur, węgiel, wszystko co się znajdzie. Czy to złoże żelaza, czy złota. choć tego ostatniego nie wiedziałem już od lat.
Oryginał tym czasem wędrował po kopalni zaglądaj to tu to tam i oglądał pracujących górników.

- A miecz przypadkiem nie znaleźliście tutaj ostatnio? Skoro wszystko, to wszystko, a mnie jeden by się przydał.- powiedział klon, śmiejąc się cicho, aby nadać atmosfery rozbawienia.
Oryginał westchnął cicho. Nic nie wyglądało mu tutaj na jakiś niebezpieczny teren, wiec coraz bardziej się obawiał, ze nie ma tutaj tego artefaktu.
- Miecza powiadasz... Ach pewnie o tą odnogą ci chodzi. Tak był tam miecz ale było też plugastwo tośmy zawalili korytarz. by to z stamtąd nie uciekło. Jeśli chcesz możemy ci zrobić przejście ale zaraz potem je zamkniemy więc będziesz musiał albo jakoś dać nam znać albo jakoś inaczej się z tamtąd wydostać...

- O, byłbym wdzięczny. Dam radę sam wydostać się stamtąd, więc pokażcie wejście, i jeśli możecie to byłbym wdzięczny za wpuszczenie mnie tam- odpowiedział im klon.
- Dobra. Jeśli chcesz. Andrzej! Daj no dwa Sastrodusy musimy się przekopać i laskę dynamitu. - Odpowiedziało mu huralne echo. - Chodźmy.
Marę set metrów w głąb dość krętymi ścieżkami i poziomami doszli do rumowiska. Opancerzone stwory zaczęły się przekopywać co jakiś czas przegryzając kamień. Czyżby żywiły się ziemią?
Tak więc po niespełna godzinie przejście było już gotowe.
- Tak jak się umawialiśmy. Gdy tylko wejdziesz zawalimy wejście by to co tam było nie wylazło.

- Zgadza się.- powiedział klon, czekając aż pojawi się dziura. - Za momencik wrócę, tylko coś sprawdzę. Dajcie mi minutkę.- powiedział do nich klon, po czym zniknął. W tym momencie oryginał dostał informację od klona o tym zawalisku, wiec skierował się w stronę robotników. Jak już się znalazł obok, zdezaktywował kamuflaż.
- Już jestem- powiedział do nich.
- Ho ho. Da się tego nauczyć? Wiesz kąpielisko i tym podobne. - Szturchnął go w ramie z zabawnym uśmiechem.

- Niestety, chyba nie.- powiedział do nich, lekko się uśmiechając. Podszedł do ściany i wskazał na pochodnie.
- Mogę zabrać ze sobą? Przyda mi się.
- Bierz śmiało. - Odparł górnik. - A gdybyś tam znalazł przypadkiem podpisany kask i los pozwolił ci wrócić to dziękował bym. - Stwierdził z uśmiecham machając na pożegnanie wojownikowi.

- Jak tylko znajdę.- powiedział do niego z lekkim uśmiechem shinobi, po czym złapał pochodnie i wszedł do środka. Górnicy powiedzieli, że gdzieś w pobliżu tej jaskini znajduje się stwór. Więc lepiej zachować ostrożność, przez co Kei aktywował kamienna skóra na swoim ciele i stworzył dwa klony, które szły obok niego i rozglądały się na wszystkie boki. Keitaro, aby czuć się tez bezpieczniejszy, utworzył na ścianie pieczęć, do której będzie mógł się w razie czego teleportować.
Kiedy tylko zagłębił się w jaskini słychać było huk i rumot kamieni. Tak też prosta droga z powrotem została zablokowana.
Z początku wybór w ścieżkach był dość ograniczony. Bez namysłu można było iść przed siebie. Dopiero gdy przestrzeń się rozszerzyła zastały wybory. Jaskinia zdawała się rozgałęziać na kilka kierunków. Dwie drogi w prawo. Jedna prosto i trzy w lewo. Z czego środkowa w lewo była inaczej ciosana niż pozostałe. O ile w ogóle była tworzona przez człowieka.

Shinobi rozejrzał się na rozwidleniu dróg. Było 6 ścieżek, z czego 1 zrobił stwór. Dodatkowo, wszystkie inne wejścia były po bokach tego otworu, co musiało oznaczać, ze już zanim ludzie dokopali się do tego wejścia, to już wcześniej był ten otwór. Kopacz powiedział tez, że miecz znaleźli, ale razem z stworem, co wskazuje na to, że nie mieli czasu aby zabrać oręż. Musi to oznaczać, że powinien iść środkiem. Zostawił jednak pieczęć pod sobą, na rozwidleniu, zanim ruszył środkowym tunelem, a przed sobą wysłał klona, dla bezpieczeństwa.
Tunel był jakby wytopiony w skale obszerny choć nie zawsze równy. Były też ślady, butów na obcasie? Hmm raczej wątpliwe prędzej były by to ślady odnóży lub kleszczy. W każdym razie tunel biegł dość prosto, momentami tylko delikatnie skręcając. Ostatnim przystankiem była obszerna sala. Końcowa część wylotu była dość śliska i nieuważny wojownik ześlizgnął się z pluskiem do wody.

Okrągły basen z posągami i 2 statuetkami wyciosanymi w stalagmitach. Tego zakola odchodziły dwie drogi obie po przeciwnych jego stronach. Ale już po trafieniu do wody wojownikowi zdawało się ze nie jest sam.

Klon wpadł do wody, zdziwiony tym co się stało. Nie stracił jednak zimnej krwi i dał sygnał oryginałowi, aby uważał na wodę, po czym przy pomocy chakry podźwignął się i stanął na wodzie. Keitaro dołączył do niego i obaj rozejrzeli się.
- Nie jesteśmy sami- powiedział cicho klon. Oryginał kiwnął mu głową, dając mu do zrozumienia, ze wie.
- Ja w lewo, ty w prawo- powiedział do niego Kei, po czym obaj rozdzielili się i pobiegli w stronę dwóch rożnych tuneli. Oryginał w tunel po lewej stronie, a klon po prawej.
Oba tunele Były podobne. Stanowiły część jakiejś większej struktury. Zapewne świątyni czegokolwiek.
Klon trafił ponownie do jaskini tym razem obszerniejszej i zamkniętej. Poza robakami, kośćmi i smrodem nie widział zbyt dobrze w tych ciemnościach.
Oryginał wbiegł w korytarze świątynne, oświetlone luminescencyjnymi grzybami.

Oryginał uśmiechnął się lekko. Dzięki tym grzybom, wiedział mniej więcej, niż tylko dzięki pochodni. Dlatego mógł biec dalej do przodu i rozglądać się. Zastanawiał się gdzie dotrze tym tunelem. Tak samo klon robił. Mimo, że on nie miał zbyt dobrej widoczności, poruszył się wolniej, ale brnął przed siebie. Niepokoiły go kości. Całkiem możliwe, ze zbliża się do potwora.
Jakby na złość obaj trafili na przeciwników. Oryginał na wielką kupę czarnego futra, która spałą na środku korytarza nawet nie większego. �-

Klon natomiast trafił na istotę trudną do zdefiniowania. i była to ostatnia rzecz jaką zobaczył.

Do shinobi’ego dotarły wszystkie myśli klona, kiedy tylko zniknął. Kei wiedział, że ten drugi tunel nie uda mu się przejść zbyt szybko. Najbardziej jednak ciekawiło Keia czy wybrał dobrą drogę. W końcu wątpił, żeby górnicy tutaj dotarli. Szczególnie, że są dwa stwory. No cóż, najwyżej się tutaj wróci. Kei chciał szybko sprawdzić pozostałe korytarze, dlatego też cofnął się za pomocą Hirashin no Jutsu i ruszył tunelem pierwszym po prawej stronie. Utworzył jednak klona, który przeniósł się do kopalni na zewnątrz, gdzie zostawił pieczęć i poszukał górnika, z którym wcześniej rozmawiał. Chciał się dowiedzieć od niego gdzie konkretnie znaleźli miecz.
- O ty już tutaj? Miecz pytasz zdaje się że był wyżej. Rozumiesz tunel biegł w górę. A tam była jakaś komnata. Komnata powiadam nie jaskinia. Tam też był ten stwór.
Pierwszy tunel po prawej biegł dość zawile powoli się podnoszą a na końcu opadając prost do znanego już rozwidlenia. Uchodził jako punkt biegnący na wprost ze skrzyżowania.

- To było w jakiejś świątyni, bądź czymś podobnym?- zapytał się go klon.
Oryginał, widząc, że wrócił do punktu wyjścia, wyjął katane i oznaczył te dwa tunele. Znał już 3 z 6. Czas spróbować kolejnego. Tym razem poszedł tunelem, który był na wprost.
- No przecie mówię korytarz nie tunel. Nie wiem czy to świątynia jednak zapewne zabudowa czegoś. Stara zabudowa. Miecz na piedestale leżał ale to było pomiędzy nim a nami więc wzięliśmy nogi za pas.
Dwa kroki do przodu i obrót w drogę powrotna na skrzyżowanie. No tak przecież na przeciwko skąd wyszedł była droga którą przybył na to skrzyżowanie,a na końcu zawalony tunel. Ponownie ustawił się w pozycji wyjściowej.
Pierwsza droga na prawo i ta przed nim łączyły się. Tunel stwora też zbadany. Pozostała więc druga droga na prawo i dwie po lewej po obu stronach tunelu.

- Dzięki- powiedział do niego klon, po czym zniknął. W tym momencie Kei dostał wszelkie informacje od niego. Dowiedział się dzięki niemu, że musi udać się w stronę jakiejś komnaty, ale gdzie dokładnie to nie wiedział. Zostały mu trzy tunele do sprawdzenia. Shinobi westchnął cicho. Utworzył dwa klony, i każdy wybrał inną drogę. Klon numer jeden wybrał drogę na prawo, klon numer dwa �-pierwsza od lewej, a oryginał ostatnia.
 
Neko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172