Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2014, 00:20   #24
Cohen
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Łapownicy czynni

Podjąwszy się zadania, nie mając widać oporów przed tak niemoralnym, haniebnym wręcz czynem, jak przekupstwo funkcjonariusza państwowego i to na służbie!, Gerfyn, Kurt i Marina wyruszyli na poszukiwania strażnika nazwiskiem Poel, zaopatrzeni w twardą walutę i srogie przykazanie kupców, by za nic nie dawali całości od razu.
Zaczęli, rzecz jasna, od Bramy Wschodniej, czyli tej, przy której się zatrzymali, bo a nuż był pod samym ich nosem.
Okazało się jednak, iż nie był, natomiast obecny dowódca warty, po odpowiedniej monetarnej zachęcie, skłonny był udzielić im informacji, że jednak owego Poela zna i ku ich szczęściu, wymieniony urzęduje właśnie przy Bramie Południowej, z drugiej strony miasta.
Udawszy się tam, odkryli, iż Brama Południowa to nazwa cokolwiek na wyrost, była to bowiem raczej furta rozmiarów dużych drzwi, służąca pieszym i konnym podróżnym, żaden wóz stanowczo by się bowiem w niej nie zmieścił.
Jednak i ona była zamknięta na głucho.
Dobre kilka minut upłynęło im na dobijaniu się do furty i głośnych wezwań, nim otwarto zakratowane okienko, w którym ukazała się prostacka, zarośnięta gęba.
- Czego? – warknęła gęba, woniejąc cebulą i przetrawionym alkoholem.
- Yyyeee, my do dowódcy warty Poela. – odparł Kurt.
- Czego? – powtórzyła gęba.
Trudno było orzec, czy nie zrozumiał odpowiedzi, czy indagował dalej i spodziewał się podania powodu, dla którego cywile mają zamiar niepokoić jego przełożonego.
Kurt zawahał się, nie będąc pewnym natury pytania, do akcji wkroczyła więc odświeżona i przebrana Marina.
- Panie władzo – zaczęła oficjalnie, uśmiechając się jednocześnie zalotnie – jestem w wielkiej potrzebie, a chyba nie odmówicie pomocy damie w potrzebie? – zatrzepotała rzęsami, zarówno by spotęgować efekt, jak i w niewielkiej nadziei, iż odświeży nieco powietrze wokół siebie. – Dama na dodatek gotowa jest pomóc w zamian wam, ofice…
- Dwadzieścia koron.
– zawarczała gęba, przyciskając się do kratki by zobaczyć jak najwięcej z prezentowanych mu wdzięków, przez co do złudzenia przypominała mięso wychodzące z maszynki do jego mielenia i wydychając kolejny obłok zabójczego gazu.
- Eee, co? – teraz na Marinę przyszła kolej odkrycia znaczenia wieloznacznych odpowiedzi przedstawiciela prawa.
- Dawać kasę albo won. – wyjaśnił rzeczony.
Po krótkiej, gorączkowej naradzie, Marina wróciła do furty i wręczyła przez kratkę żądaną sumę.
- Czekać. – warknął krótko strażnik, przyjąwszy pieniądze, po czym zatrzasnął okienko.

Długo nic się nie działo i w głowach łapówkarzy zaczęła szybko rozkwitać myśl, iż zostali właśnie bezczelnie i w biały dzień naciągnięci, oszukani, zrobieni w bambuko i w ogóle to kara boska za nieetyczne postępki.
Już mieli podnieść protest i domagać się bądź wykonania usługi, bądź zwrotu gotówki, okienko otworzyło się znowu i pojawiła się w nich inna twarz.
- Kim jesteście i czego chcecie? – rozległ się głos nie mniej ordynarny, niż poprzedni, niemniej rozbudowana struktura zdania i bogate słownictwo sugerowało szarżę.

Obozowicze

Grupy, która udała się przekupić strażnika nie było już od jakiegoś czasu, gdy bumelanctwo tych mniej skorych do działania przerwał najpierw tętent kopyt, a potem pojawienie się sylwetek kilku konnych nadciągających od północy.
Jako, że tych którzy mieli za sobą kontakt z lokalnymi łotrami nie było, a Meegeren, zmęczony widać dzieleniem się wiedzą, zadrzemał, niespodziewanych gości przyjęto z pewnym niepokojem i rezerwą, acz nie paranoją i powitaniem salwą z broni miotanej wszelkich kształtów i rodzajów.
Tym bardziej, że jechali pod chorągwią. Czerwoną ze srebrnym orłem.
Jadący na przedzie słusznej postury wąsacz w kołpaku na głowie, skórzanym pancerzu, z mieczem u pasa i kuszą przy siodle.
- Wy tam, okrzyknąć się i gadać zaraz, co tu robicie! – krzyknął wąsacz, zatrzymując się w pewnej odległości i sięgając po kuszę.
Czterech ludzi, którzy zatrzymali się tuż za nim, miało swoje już w rękach, wycelowali je więc od razu.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline