Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-04-2014, 01:35   #21
 
Luffy's Avatar
 
Reputacja: 1 Luffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skał
Spotkanie na łące zakończyło się bezkrwawo i pokojowo. Z jednej strony to dobrze, bo w wiosce było już dość trupów, z drugiej jednak Swen wracał w stronę wozów nieco przygnębiony, powoli czując się jak nierób. Uczucie to wzmogło się gdy pochwycił strzęp rozmowy mężczyzny nazywającego siebie Słowikiem i przewodnika karawany zwłaszcza na wzmiankę o "chujowej ochronie karawany". Krew w nim zawrzała, lecz postanowił nie reagować. Zacisnął mocniej zęby i maszerował dalej trzymając się blisko wozów.

W miarę jak zbliżali się do miasta, najemnik zastanawiał się co będzie robił dalej. Zwykle nie miał problemów ze znalezieniem chętnych na jego miecz a zawsze będą kupcy potrzebujący ochrony lub ludzie którym ktoś cierpiący na utratę pamięci winien jest forsę. Na pewno się coś znajdzie i w Yspadem, te myśli napawały go nowym optymizmem i przez resztę drogi Swen był pogodny i beztroski jak tylko może być człowiek na szlaku.

Jednak kiedy dotarli do bram miasta i okazało się ono niedostępne, uczucie bezsilności wróciło. Chętnie pomógłby pozostałym w dogadaniu się z przekupnym strażnikiem lecz wiedział, że nie nadawał się do dyskretnej roboty. Przysiadł na jednym z wozów i zaczął ostrzyć miecz pożyczoną od innych ochroniarzy ostrzałką. Czekał na rozwój wydarzeń, ciekaw czy strażnicy wpuszczą ich za opłatą.
 
Luffy jest offline  
Stary 27-04-2014, 20:46   #22
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Gdyby nie niemiły incydent ze spaloną wioską, którą napotkali po drodze mogłaby rzec, że podróż była całkiem spokojna. A i towarzystwo mimo, iż różnorodne i podejrzane czasem, było rozwiązaniem dużo lepszym niż samotna podróż. Zwłaszcza dla młodej i całkiem niebrzydkiej kobiety.
U bram miasta czekała ich jednak niemiła niespodzianka w postaci zamkniętej bramy. Do Yspaden dostać się jednak musiała, to nie ulegało wątpliwości. Robota przecież sama się nie zrobi.

Przez chwilę zastanawiała się czy nie lepiej byłoby odłączyć się od karawany i spróbować wejść do miasta na własną rękę. Zrezygnowała jednak z tego pomysłu słysząc, że jest tu jakiś przekupny strażnik, który jeśli się poszczęści pozwoli im przekroczyć bramę Yspaden.

Nie zgłosiła się na ochotnika do szukania owego mężczyzny. Wolała nie rzucać się w oczy, by w razie czego, jeśli plan dania w łapę strażnikowi się nie powiedzie mogła spróbować wejścia do miasta samodzielnie. Lub w jakiejś mniejszej grupie, jeśli ktoś z jej towarzyszy podróży również do miasta dostać się musi.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 28-04-2014, 22:57   #23
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Droga przebiegła spokojnie.

Przyjemnie było usiąść, rozprostować nogi, cieszyć się myślą o braku zagrożenia. Zasnęła bardzo szybko i przespała większość drogi.

Obudziła się wieczorem głodna, obolała i brudna. Czyli – w sumie – w podobnym stanie jak zasypiała, z tym że działanie ziół ustało i wszelkie te dolegliwości zaczynały być dokuczliwe.

Przespacerowała się po obozowisku, rozpoznając potrzeby wozaków. Miała doświadczenie w takich sprawach – była w końcu dojrzałą kobietą, skończyła na przednówku 21 lat - znała życie, nie certoliła się i byle co jej nie zawstydzało.
Przedstawiła swoją propozycję, odczekała zwyczajową porcję sprośności i uwag typu „Ale ręką, czy buzią?”, „Ja nie mam śmiałości, ale kolega chętnie”, ”Czy masz coś na przeciw, żebyśmy wspólnie z bratem pyty pokazali”?. Westchnęła tylko i powtórzyła swoją propozycję.
Odeszła na bok i czekała.

Pierwszy z wozaków - najodważniejszy, albo najbardziej zdesperowany, zawsze był to jeden z nich - zjawił się, zgodnie z jej przewidywaniami, po około dwóch kwadransach. Zawstydzony, miętolił czapkę w dłoniach.
Uśmiechnęła się zachęcająco a on zaczął rozwiązywać sznurek przy portkach.

Po dwóch godzinach dysponowała dużą ilością mydła, sadła i gorącej wody, nową, prawie nie noszoną koszulą, znoszona peleryną, skórzaną sakwą, krzesiwem, bukłakiem wypełnionym czymś przyjemnie pachnącym brzoskwiniami. Miała też rogowy grzebień, resztkę pachnidła, i nieco przydużą suknię z przędzy uszlachetnionej jedwabiem (jak nic pozostałości po jakiejś gamratce).

Po obejrzeniu ostatniej kuśki obficie upstrzonej parchami, wypowiedzeniu ostatniego zaklęcia i przekazaniu wozakowi zawiniętych w liść ziół zmieszanych z łojem, odetchnęła z ulgą.

Umyła się gorącej wodzie, wyprała swoje rzeczy, odbyła krótką rozmowę z jakimś Słójką, czy innym Bekasem. Przespała do świtu.

Rano – czysta, w świeżym ubraniu i pachnącymi, puszystymi włosami – prezentowała się znacznie lepiej.
- Co tu robicie, panienko? -zapytał jeden z wozaków, wyraźnie jej nie poznawszy.


- Ja też pójdę – zaoferowała się, kiedy rozprawiali pod bramą miasta. – Potrafię przekonywać innych.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 06-05-2014, 00:20   #24
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Łapownicy czynni

Podjąwszy się zadania, nie mając widać oporów przed tak niemoralnym, haniebnym wręcz czynem, jak przekupstwo funkcjonariusza państwowego i to na służbie!, Gerfyn, Kurt i Marina wyruszyli na poszukiwania strażnika nazwiskiem Poel, zaopatrzeni w twardą walutę i srogie przykazanie kupców, by za nic nie dawali całości od razu.
Zaczęli, rzecz jasna, od Bramy Wschodniej, czyli tej, przy której się zatrzymali, bo a nuż był pod samym ich nosem.
Okazało się jednak, iż nie był, natomiast obecny dowódca warty, po odpowiedniej monetarnej zachęcie, skłonny był udzielić im informacji, że jednak owego Poela zna i ku ich szczęściu, wymieniony urzęduje właśnie przy Bramie Południowej, z drugiej strony miasta.
Udawszy się tam, odkryli, iż Brama Południowa to nazwa cokolwiek na wyrost, była to bowiem raczej furta rozmiarów dużych drzwi, służąca pieszym i konnym podróżnym, żaden wóz stanowczo by się bowiem w niej nie zmieścił.
Jednak i ona była zamknięta na głucho.
Dobre kilka minut upłynęło im na dobijaniu się do furty i głośnych wezwań, nim otwarto zakratowane okienko, w którym ukazała się prostacka, zarośnięta gęba.
- Czego? – warknęła gęba, woniejąc cebulą i przetrawionym alkoholem.
- Yyyeee, my do dowódcy warty Poela. – odparł Kurt.
- Czego? – powtórzyła gęba.
Trudno było orzec, czy nie zrozumiał odpowiedzi, czy indagował dalej i spodziewał się podania powodu, dla którego cywile mają zamiar niepokoić jego przełożonego.
Kurt zawahał się, nie będąc pewnym natury pytania, do akcji wkroczyła więc odświeżona i przebrana Marina.
- Panie władzo – zaczęła oficjalnie, uśmiechając się jednocześnie zalotnie – jestem w wielkiej potrzebie, a chyba nie odmówicie pomocy damie w potrzebie? – zatrzepotała rzęsami, zarówno by spotęgować efekt, jak i w niewielkiej nadziei, iż odświeży nieco powietrze wokół siebie. – Dama na dodatek gotowa jest pomóc w zamian wam, ofice…
- Dwadzieścia koron.
– zawarczała gęba, przyciskając się do kratki by zobaczyć jak najwięcej z prezentowanych mu wdzięków, przez co do złudzenia przypominała mięso wychodzące z maszynki do jego mielenia i wydychając kolejny obłok zabójczego gazu.
- Eee, co? – teraz na Marinę przyszła kolej odkrycia znaczenia wieloznacznych odpowiedzi przedstawiciela prawa.
- Dawać kasę albo won. – wyjaśnił rzeczony.
Po krótkiej, gorączkowej naradzie, Marina wróciła do furty i wręczyła przez kratkę żądaną sumę.
- Czekać. – warknął krótko strażnik, przyjąwszy pieniądze, po czym zatrzasnął okienko.

Długo nic się nie działo i w głowach łapówkarzy zaczęła szybko rozkwitać myśl, iż zostali właśnie bezczelnie i w biały dzień naciągnięci, oszukani, zrobieni w bambuko i w ogóle to kara boska za nieetyczne postępki.
Już mieli podnieść protest i domagać się bądź wykonania usługi, bądź zwrotu gotówki, okienko otworzyło się znowu i pojawiła się w nich inna twarz.
- Kim jesteście i czego chcecie? – rozległ się głos nie mniej ordynarny, niż poprzedni, niemniej rozbudowana struktura zdania i bogate słownictwo sugerowało szarżę.

Obozowicze

Grupy, która udała się przekupić strażnika nie było już od jakiegoś czasu, gdy bumelanctwo tych mniej skorych do działania przerwał najpierw tętent kopyt, a potem pojawienie się sylwetek kilku konnych nadciągających od północy.
Jako, że tych którzy mieli za sobą kontakt z lokalnymi łotrami nie było, a Meegeren, zmęczony widać dzieleniem się wiedzą, zadrzemał, niespodziewanych gości przyjęto z pewnym niepokojem i rezerwą, acz nie paranoją i powitaniem salwą z broni miotanej wszelkich kształtów i rodzajów.
Tym bardziej, że jechali pod chorągwią. Czerwoną ze srebrnym orłem.
Jadący na przedzie słusznej postury wąsacz w kołpaku na głowie, skórzanym pancerzu, z mieczem u pasa i kuszą przy siodle.
- Wy tam, okrzyknąć się i gadać zaraz, co tu robicie! – krzyknął wąsacz, zatrzymując się w pewnej odległości i sięgając po kuszę.
Czterech ludzi, którzy zatrzymali się tuż za nim, miało swoje już w rękach, wycelowali je więc od razu.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 07-05-2014, 08:30   #25
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Gdy część z nich udała się do innej bramy w poszukiwaniu sposobu na wejście Arvolen zsiadł z konia, by trochę rozruszać nogi oraz by dać zwierzęciu trochę odpocząć. Klacz gdy tylko elf z niej zszedł ruszyła kawałek, by poskubać sobie trochę trawy. Sam Arvolen natomiast rozglądał się i poprzeciągał się trochę po długiej jeździe. Nigdy nie lubił długich podróży, lecz co miał począć? Taki wybrał sobie los i mógł winić za niego tylko siebie. Mimo tego gdyby mógł podjąć wtedy decyzję po raz drugi postanowił by tak samo, gdyż nie żałuje podjętej kiedyś decyzji. Wie, że była w jego przekonaniu słuszna.

Część ich grupy już przez jakiś czas nie wracała i to właśnie wtedy do jego uszu dobiegł dźwięk. Tętent kopyt. Natychmiast odwrócił się w stronę z którego dochodził. Ręka odruchowo sięgnęła po łuk, a druga do kołczana po strzałę, która w mig została umieszczona na cięciwie. Mimo tego nie strzelił, aczkolwiek trzymał łuk gotowy, by to uczynić. Jak widział po pozostałych ich również zaniepokoiło pojawienie się jeźdźców. Co niepokojące, lecz również w pewnej mierze pocieszające było to, że to był regularny odział wojskowy. Konnica. Przewodził im widać wąsaty mężczyzna w skórzanym pancerzu, kołpaku na głowie i mieczem u pasa. Miał również kuszę, która szybko znalazła się w jego dłoniach. Tak samo jak kusze czwórki jeźdźców za nim.

-My kupcy i ich eskorta. Czekamy, by nas wpuszczono do tego miasta.- Zawołał elf do wąsacza, lecz nie zdjąwszy strzały z cięciwy. Wolał nie ryzykować.
 
Zormar jest offline  
Stary 07-05-2014, 15:09   #26
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
- Ty pieprzony skurwlu, ty chędożony przez strzygę chamie, ty… - Cedził przez zęby jeden z poganiaczy koni wpatrując się w Słowika. - Ja Ci dam nierówna! - Krzyknął wskazując na ziemię. - Ona równiejsza niż wygolone cipki najdroższych nierządnic w Harpii! - Darł się na cały głos, wskazując bramę miasta i przy okazji reklamując burdel, trzy ulicę od targu.
- Nierówna i tyle. - Powiedział Słowik klęcząc nad parą kości starannie wyrzeźbionych z drewna. Podniósł nawet jedną z nich, przyjrzał się jej dokładnie i wskazał na kilka rowków w budowie.
- Nie dość, że droga nierówna, to i kość też kantowana. Gówno Ci zapłacę, boś oszust. - Dodał ściskając pięść na sakiewcę.
- CO?! - Pachołek cały poczerwieniał na twarzy, sięgając po zardzewiały nóż przy pasie. - Ty mnie będziesz, w rzyć chędożony najmito, od oszusta nazywał? Ja ci pokażę, gdzie te obelgi możesz sobie…
- Slavko! - Ross przywołał chłopaka do porządku. - Oszuście niewydarzony, zbieraj kości i spieprzaj konie napoić! - Słowik wpatrywał się w niego szczerząc zęby. Jego jak zwykle gładko ogolona i poorana bliznami twarz nabrała karykaturalnego wyrazu.
- Nierówna i kości kantowane. - Dodał w stronę odchodzącego pochołka. Ten jeszcze pokazał mu obelżywy gest, zanim zniknął między wozami.
Słowik jednak przestał zwracać na niego uwagę, kiedy Ross ruchem dłoni przywołał jego i innych.
- Tam patrzcie. - Wskazał na drogę, którą przybyli. - Jacyś konni jadą.
- Może się załapiemy z nimi do środka, albo trochę dołożą.
- Może…

Po kilku chwilach zbrojni byli tuż obok nich. Skupieni byli pod czerwoną chorągwią z orłem dumnie rozpościerającym skrzydła. Na czoło wysunął się barczysty mężczyzna z wąsem. Uzbrojony był raczej licho w skórzany pancerz, miecz i kuszę. Raczej posłaniec, niźli ktoś znaczący.
- Wy tam, okrzyknąć się i gadać zaraz, co tu robicie! – krzyknął mężczyzna, bez zbędnych ceregieli sięgając po kuszę. Pozostali również wycelowali swoją broń w kupców.
Słowik schylił się za wozem, wyciągając ze skórzanej pochwy swój długi łuk. Drugą ręką sięgnął po strzałę, upewniając się, że to jego, a nie wyszarpana z trupa na trakcie. Klęczący obok w błocie kupiec spojrzał na niego przestraszony.
- Może by, panie Słowik najpierw z nimi pogadać? - Wyjąkał.
- To idź i gadaj. Mi nie za gadanie płacisz.
Kupiec wziął głęboki oddech, wyglądając trochę zza wozu.
- Dobra, dobra, róbcie swoje, ale ani ładunkowi, ani nam ma nic się nie stać, o! I nie zabijać ich jak można, a przekonać, że nie ma co strzelać, bo problem tylko będzie…
Słowik skinął głową, wychylając się zza wozu.
Z napiętą cięciwą, celując w głowę prowadzącego konnych przeszedł kilka kroków, zastawiając swoim ciałem kupca, który nie zdążył czmychnąć za wóz, a teraz sparaliżowany strachem stał tylko wpatrując się w celujące w niego bełty. Obok Słowika pojawił się Elf wołając do tamtego, że są tylko karawaną i jej eskortą.
- A wy?! - Krzyknął najemnik. - Bo jak dla mnie to, żeś bandyta pod pięknym sztandarem! Grozisz w kupcom, którzy zgodnie z prawem podróżują po trakcie! Pod murami miejskimi wyciągasz broń! Kto jak nie bandyta, tak robi?!
Słowik w głowie miał odpowiedź. Głupi skurwiel przekonany, że może zrobić wszystko i wszędzie. Dziadyga jakiś na usługach jednego z okolicznych lordów. Nie do wyobrażenia, jak nie znosił tych patałachów.
Ręka, którą napinał łuk zaczęła drżęć trochę z wysiłku, trochę z zamysłu.
- Dalej w nich celuj, to mimo woli strzałe wypuszczę i na miejscu trupem położe! Albo jak żeś prawy, to broń Ty i kompani opuście, jak ludzie porozmawiamy!
Kurwa, należy mu się za to od kupców niezła premia.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.
Lost jest offline  
Stary 08-05-2014, 20:03   #27
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Gdy Gerfyn zgłaszał się na ochotnika, sądził, że wykonanie zadania będzie szybkie i proste. Jakże się przeliczył. Zadanie wiązało się bowiem nie tylko z negocjacjami, ale też z czekaniem, chodzeniem, czekaniem, dobijaniem się do bram i jeszcze raz czekaniem. W końcu jednak, pomimo lekkiego zmęczenia, irytacji i uszczuplenia zapasów gotówki, jakie powierzyli im kupcy, dostali się przed oblicze człowieka, na którego pomoc liczyli. A liczyli tym bardziej, że głupio by było teraz wrócić do karawany i powiedzieć, że wydali część złota zupełnie bez pożytku.
- Witam Szanownego Pana Oficera - rzekł kapłan z ukłonem, nie próbując nawet ukryć obcego akcentu. - Jesteśmy wędrownymi uzdrowicielami - powiedział wskazując na Marinę. W tej chwili uderzyła go też absurdalność całej sytuacji. On rzeczywiście był uzdrowicielem, skrybą i nade wszystko kapłanem. Co, na Wielkie Słońce, podkusiło go, żeby wyprawiać się przeciwko zbójcom? No cóż, głupi był i tyle. Może ostatnie przygody nauczą go trochę rozumu. Nie uzewnętrzniał jednak swoich przemyśleń, tylko mówił dalej: - Wędrowaliśmy razem z karawaną, korzystając z jej ochrony, boć czasy niebezpieczne i chcieliśmy, jako i kupcy, zawitać do Yspaden. Odmówiono nam jednak możliwości wejścia w obręb murów miejskich. Przybylim tedy do Szanownego Pana, bośmy słyszeli, że Pan tu wyższy szarżą i że podjąć decyzję o wpuszczeniu może. Problemów sprawiać nie będziemy, bo kupcy planują się co rychlej zaokrętować i ruszyć dalej. Kupcy przygotowali się do wpłacenia kaucji, jako gwarant, że nie będą żadnych niepokojów w mieście powodować. A gdyby jej nie zdążyli odzyskać przed wyjazdem, to cóż, będzie w dobrych rekach, na pewno na zmarnowanie nie pójdzie.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 08-05-2014, 21:08   #28
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
~Mężczyźni, wszystko siłą chcą załatwiać - pomyślała i przewróciła oczami widząc, jak ręce jej towarzyszy podróży zacisnęły się na różnego rodzaju broni, gdy tylko spostrzegli, że od północy nadciąga kilku konnych.

Wstała leniwie spod wozu, o który się opierała i rozejrzała się uważnie badając sytuację. Tym razem mężczyźni mieli słuszność. Przybysze bowiem byli do nich nieprzychylnie nastawieni, co można było wnioskować po wycelowanych w kupiecką karawanę kuszach i tonie wąsacza, który najwyraźniej przewodził grupie podróżującej pod czerwona chorągwią.
Z łukiem gotowym do strzału podeszła cicho, niemal niezauważalnie do elfa i mężczyzny z twarzą pooraną bliznami, którzy podjęli dyskusję z przybyszami.
Stanęła obok nich celując w jadącego po lewej stronie wąsacza, kusznika o wyjątkowo podłej gębie.
Co trzy łuki, to nie dwa.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 11-05-2014, 15:54   #29
 
Matemaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Matemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodze
Artur zajął się nieprzytomnym, w swoim stylu. Najpierw zbadał tętno, następnie przyjrzał się dłoniom, paznokciom, by zaraz przejść do włosów i głowy. Wyniki obserwacji zapisał w notesie, rozejrzał się i jak tylko zauważył, że nikt nie patrzy otworzył usta mężczyźnie, sprawdził uzębienie. Zapisał. Dopiero wtedy zabrał się za standardowe badanie. Dzięki takim prostym czynnością mógł sprawdzić parę informacji tych nowych bez wzbudzania zbędnej sensacji. A każdy przecież wie, że ludzie lubią dodawać coś od siebie w opowieściach. Gdy zabierał się do powtórnego sprawdzenia pulsu, usłyszał tętent kopyt i jakieś głosy. Podniósł głowę w sam raz by zobaczyć wycelowane w karawanę kusze.
Mężczyzna uklęknął ukrywając się za wozem, by móc przyjrzeć się nowo przybyłym. Jego umysł szybko ocenił sytuacje i stwierdził, że musi zareagować inaczej może się to skończyć rzeźnią. Tym bardziej jeśli Bran nie mylił się i widział przed sobą ludzi królewskiej chorągwi. A w takim wypadku kłopot jest nie tylko przed nimi ale i za nimi. W końcu miasto wspomoże wojów swego władcy.
Dlatego gdy rozpoczęła się rozmowa szybkim krokiem podszedł do rozmawiających, stanął za elfem i za najemnikiem. Po cichu by tylko oni usłyszeli powiedział:
-Mają ze sobą chorągiew królewską Redanii. Więc jeśli się nie podszywają, miasto ich wspomoże w rzezi.
Po czym cofnął się do tyłu. By zaraz zniknąć za którymś wozem.
 
Matemaru jest offline  
Stary 12-05-2014, 00:16   #30
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Początkowo Kurt czuł wielkie wkurwienie. Bo jak to tak, oszukać złodzieja? Zabrać mu, co prawda nieswoje, pieniądze i olać trójkę przybyszów, zostawiając ich na pastwę losu za bramami miasta? Duma go trochę bolała, więc odetchnął z ulgą, gdy jednak ten cały Poel się odezwał. Myślał nad tym, czy by może nie poprosić o przejście jedynie dla ich trójki, w końcu co ich łączyło z tą całą karawaną? Wspaniałomyślny Gerfyn jednak go uprzedził i zostało mu siedzieć cicho, bo co więcej mógł dodać? Pomijając fakt małego kombinatorstwa musiał przyznać swemu kompanowi, że całkiem zręcznie przedstawił swą ofertę. Powstrzymywał jedynie swój lekki śmiech, na myśl o tym, że także mógł zostać odebrany jako uzdrowiciel. Jedyną chorobę, z jakiej potrafiłby leczyć, to z nadmiaru bogactwa. Choć i tym ostatnio nie miał zbyt wielu okazji, by się wykazać.
 
Zara jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172