“Verdamnt” - zaklął Sepp pod nosem wchodząc do góry. Rigor mortis nie występował, więc trup miał mniej niż dwie godziny lub więcej niż trzy dni… Obie opcje były nieciekawe…
- Dziwne. - powiedział na schodach bardziej do siebie niż do towarzysza; kiedy dowiedział się, że żadne mieszkanie nie było otwarte.
- Może wyżej lub na dole. Raczej tu żył, inaczej skąd lina? - pytanie zawisło na chwilę w powietrzu jednak nie doczekało się odpowiedzi.
* * * * *
Klatka schodowa ogólnie robiła złe wrażenie, wąska, obskurna, upstrzona gryzmołami. W zasadzie jednak to wszystko było nieważne, a przynajmniej teraz - nie ważne.
Przez powybijane okna było widać sąsiednie bloki - na pierwszy rzut oka nawet nie wyglądające na “postapokaliptyczne”. Dopiero po chwili zauważało się kompletną pustkę.
Sprawa pozamykanych drzwi zupełnie mu nie pasowała. Kiedy skończył zostawił chłopaka sam na sam z włazem na dach i rozejrzał się po piętrze; może któreś drzwi były otwarte, albo słabsze? Nadawałyby się do otwarcia metodą siła x gwałt...
- Nice - skwitował otwarty właz lekko wbrew sobie, ale cóż - budowanie więzi było chwilowo ważniejsze niż moralność... Sepp rozejrzał się dokładnie po okolicy zapamiętując ułożenie wszystkiego wokół budynku.
Zajebisty był widok z dachu. Północno-zachodnia część miasta ziała czarną pustką. Dodatkowo widać było kilka zawalonych mostów; północny - Jadwigi, który wyglądał na wysadzony bombą atomową, oraz Rocha, prawdopodobnie zmieciony falą uderzeniową. Z zupełnie drugiej strony Seppa zaciekawił bardzo duży obiekt (przy rondzie Starołęka), wygladający na jakiś... Magazyn? Hurtownię? Z tej odległości trudno było określić:
- Wiesz co to - wskazał ręką na południe w kierunku budynku. Nie mogło być daleko, a jeżeli byłaby to jakaś hala magazynowa czy supermarket byłyby szanse na jakieś większe zapasy żywności, bo koce i pościele mogli poznosić z innych mieszkań.
- Nie wiem, trzeba będzie się przejść.
Widoczki były owszem ładne ale najważniejsze, że nad miasto zmierzały ogromne, czarne chmury (wygląda jak nimbostratus, wyżej ciemniejsze altostratusy). I pizdziało strasznie na górze. Przez chwilę Sepp patrzył na chmury - ładne były. W każdym razie zanosiło się na burzę, co nie było najlepsze. Pogorszenie pogody nie było dobre - jeżeli temperatura będzie spadać to będzie niesympatycznie nawet w budynku…
- Mhm - mruknął bez związku z czymkolwiek wypatrując jakiegoś ruchu na ulicach, czy na terenach pomiędzy blokami. Dresiarze też musieli gdzieś mieszkać… Obserwacja okolicy jednak nie wniosła wiele do sytuacji - w okolicy co prawda było widać dwa słupy dymu, ale - po prawdzie o niczym to nie świadczyło… Nigdzie nie było widać żadnego ruchu; ani spotkanych wcześniej dresiarzy, ani pomocy.
- Znasz region? W okolicy czego jest tamten dym?
- Znam, ale nie wiem co to może być...
- Szkoda… - stwierdził Sepp i dodał -
moje imię brzmi Joseph, dla przyjaciół Sepp. * * * * *
Kilka minut później w mieszkaniu adoptowanym na prowizoryczne grupowe lokum Sepp wyjął swoje niezawodne rozmówki i przekartkował do działu “zakupy”:
- Gdzie jest najbliższy sklep spożywczy? Restauracja? E… Punkt zbiorowego żywienia?! - “Aber was? Kantine sind “punkt zbiorowego żywienia”? Ziemlich gut…” - pomyślał kartkując dalej:
lub apteka? W tej okolicy jesteśmy sami. Nikogo innego nie widać. Również pomocy.
- Co jeszcze jest tu w rejonie? - zapytał Joseph starając się ułożyć optymalną trasę przejścia. Chodzenie w burzy wcale mu się nie uśmiechało z powodów wielu.