Krew trysnęła na Siegfrieda, który w płomiennym szale wydarł się dziko. Gęsta posoka lała się ze stali, a jej właściciel szukał wzrokiem kolejnego "winnego". Słuszny gniew opanował fanatyka, Bogowie mu sprzyjali, więc ruszył na kolejnego przeciwnika. Kłykcie kości zbielały bowiem tak mocno zacisnął palce na morgensternie i ruszył. Biegł przepełniony gniewem i złością. Zmęczenie zdawało się nie być ważne, tak samo jak powierzchowne rany. Liczyło się zadanie..które postawił przed nim Sigmar.
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |