Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2014, 13:35   #83
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Teodor Wuornoos


Zbliżali się… Most stary lekko przerdzewiały jawił się niczym zbawienie.


Uderzenie. Mocne i celne. Ale niezbyt skuteczne.
Sprzęg łączący oba wagony jakoś nie chciał się rozpiąć.
Kolejne nerwowe uderzenia nie dawały nic poza głośnym odgłosem metalu uderzającego o metal.
Ech… a na filmach w telewizji tak łatwo się rozpinały. Tymczasem pierwsze bestie dopadły ostatnich wagonów i zaczęły się po nich wspinać. Po plecach Teodora spłynął zimny pot.
A bestie szły po wagonach, ich oczy błyszczały, ich kły w gnijących pyskach były widoczne nawet z takiej odległości.
A on uderzał, już nawet nie planując ostatecznie rozpiąć wagonów na moście…. który zbliżał się nieubłaganie.

[MEDIA]http://www.wired.com/images_blogs/thisdayintech/2009/12/tay_bridge.jpg[/MEDIA]

Długi most spinający brzegi, byli coraz bliżej. Wilkołaki też. A przeklęty sprzęg nie chciał się rozpiąć!
Potwory niczym komiksowe spidermany szły po ścianach wagonów i dachu wagonów. W ich oczach płonęła nienawiść, czysta i bezgraniczna. A każdy ruch świadczył wręcz o samobójczej determinacji.
Teodor nie przestawał uderzać gaśnicą. Jeszcze parę ciosów i sprzęg puści! Musi. Jeszcze parę ciosów i… nagle jeden z wilkołaków skoczył z dachu wprost na Wuornoosa. Padł strzał.
Bestia trafiona między oczy została odrzucona do tyłu.
-Nieźle jak na córkę policjanta, co?- rzekła z zadziornym uśmiechem La Sall. Tyle, że… z tego co pamiętał Teodor ojciec Joan był naczelnikiem poczty.
Nie miał jednak czasu rozważać te słowa. Jeszcze jeden cios i…
Wagon się rozłączyły. I te bez lokomotywy zaczęły zwalniać. Poddane zmianie pędu, te znajdujące się z tyłu zaczęły się wpadać i pierwszy z nich zjechał z torów, a kolejne zaczęły się przewracać podążając za nim. Karambol na moment zatrzymał siły pościgowe. Dał chwilę oddechu i jemu i jej.

Emma Durand


Kroki rozbrzmiewały głośnym echem. Kroki stawiane nieporadnie na śliskiej powierzchni schodów. Jednakże Emma cierpliwie i uparcie podążała w dół, licząc że ostatecznie zgubiła napotkanych łowców i ów rewers. Bo to… musiał być rewers, prawda? Rewers który nic nie robił sobie z ognia, którym go potraktowała. A jeśli … jej rewers jest podobnie trudny do zabicia?


Zeszła do stacji metra, pustej stacji, ogołoconej ze wszystkiego. Wyglądała jak bunkier…

[MEDIA]http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/c/ce/Cincinnati_Subway_-_Race_St._Station.jpg/640px-Cincinnati_Subway_-_Race_St._Station.jpg[/MEDIA]

zimna, ciemna i pełna wilgoci betonowa konstrukcja. Albo jak grobowiec. Właściwie… bardziej jak grobowiec. Emma nie wiedziała co dalej… uciekła wrogom, zdobyła ekwipunek, ale.. co czynić teraz?
Wiedziała gdzie ma dotrzeć. Do pokoju w Heaven’s Hill, to było jej wyjście z Koszmaru. Tyle, że gdzie był hotel? Ten świat nie kierował się logiką jaką znała… Hotel mógł się znajdować wszędzie i nigdzie. Szkoda że Eric umarł zanim zdążyła z nim porozmawiać.
Nagły stukot kół sprawił, że odruchowo schowała się za pobliski kamienny słup. Już się nauczyła, że tu wszystko może być niebezpieczne.
Na tory wjeżdżały powoli wagoniki metra, przerdzewiałe, zdewastowane i brudne.


I stare… bardzo stare. Powoli ze znajomym stukotem metro wjeżdżało na stację, na której ukrywała się Emma. Pisk hamulców. Metro stanęło. Emma mogła przez wybite okna zajrzeć do środka, by zobaczyć stare szkielety w zmurszałych ubraniach siedzące na krzesełkach. Oraz stojący szkielet maszynisty w gnijącym na żółtawych kościach mundurze. Szkielety wyglądały na martwe i w ogóle się nie poruszały… ale, kto w takim razie prowadził? I czemu wagoniki stanęły właśnie na tej stacji? I właśnie teraz?

Michael Montblanc


Korytarz się dłużył niemiłosiernie. Co było dziwne, bo z kuchni nie wydawał się taki długi. Ale też był kiepsko oświetlony więc ciężko było ocenić. Michael więc szedł przez niego nie zauważając w ścianach żadnych drzwi. Ot prosty długi korytarz, bardzo ciasny… Dziwne. Z początku Michaelowi nie wydawał się taki wąski. Co więc się stało?
Może to też złudzenie optyczne?
Nie… Gdy Michael przystanął i przyglądał się chwilę otoczeniu z przerażeniem pełzającym po plecach zauważył , że to nie złudzenie.
Korytarz robił się coraz ciaśniejszy, bo ściany bezgłośnie zbliżały się do siebie, by go zgnieść!
Pozostał wybór… ucieczka do kuchni, ale odszedł już zbyt daleko by zdążyć nim ściany zrobią z niego miazgę. Lub… ryzykowny bieg przed siebie.
Michael rzucił się pędem do przodu czując jak ma coraz mało miejsca dookoła.
Śmierć zaglądała iluzjoniście w oczy… niezbyt przyjemna śmierć.
Utkwiony pomiędzy dwoma ścianami, powoli miażdżony przez zbliżające się do siebie ściany, konałby godzinami.
Jeszcze trochę, już blisko… nie! Utknął.
Cholera.
Ściany zdołały się zbliżyć na tyle, że był za szeroki dla nich. Obrócił się bokiem. Udało się. Ściany zbliżają się… zbyt ciasno by biec!
Jeszcze trochę, jeszcze troszeczkę. Czuł jak ociera się plecami o szorstki kamień.
Jeszcze trochę. Oby drzwi otwierały się na zewnątrz oby nie były zamknięte, oby…
Pchnął dłonią, drzwi się otworzyły i przecisnął się z trudem na zewnątrz.
Wydostał się z trudem. Gdyby nie jego trening, gdyby nie podobne sztuczki… skończyłby miażdżony przez ściany korytarza, który był już tylko zwężającą szczeliną.


Spojrzał przed siebie i zamarł...



Gdzie do cholery się znajdował? To wyglądało jak opuszczone postapokaliptyczne miasto. Stae budynki, spękane ulice, zardzewiałe samochody. To nie było Las Vegas, a za sobą nie miał szpitala, a mur… gładki kamienny mur wysoki na kilka pięter.

“Toto, I’ve got a feeling we’re not in Kansas anymore. “
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline