- Przysięgam, że nie wiedziałem - odpowiedział uśmiechając się - no i dziękuję za protekcję w takim razie. Będę więc otwierał ci drzwi, ale wchodził przodem, powinno się wszystko zgadzać - powiedział skręcając w coraz to bardziej opustoszałe uliczki.
- Zaraz, zaraz... kto w zasadzie zabił Lee? Jak wychodziliśmy z wymiany wszystko było okej - Damian otrząsnął się z zamyślenia, które wcale nie wymagało tak wielkiej ilości skupienia.
- A ja wiem? - Vic wzruszył ramionami. - Rozpoznałeś kogoś gdy tam byliśmy? Może ci jego dwaj ochroniarze, ktoś kto był w środku, cholera wie. Może to co pił było zatrute już od dawna. Nawet nie wiemy jak zginął.
- Jak już o tym wspomniałeś to tak, kojarzę tego łysego, niskiego chinola, który nam drzwi otworzył i zaprowadził na górę - Damian pokiwał głową mrużąc oczy. - Ta, ta, ta... nawet nieźle go kojarzę.
- Co? Serio? Dopiero teraz o tym wspominasz?! - Victor obrócił się na chwilę. - Skąd go niby znasz?
- Pojawił się kiedyś na mojej ziemi, coś tam krzyczeli po chińsku czy jakiemuś tam. Też go ponawyzywałem i stłukłem mu szybę w samochodzie kamieniem. Był tylko z jednym koleżką, a ja miałem całą ekipę akurat, więc się zmył.
- No kurwa mać! - zaśmiał się Pony. - W Detroit i dwadzieścia lat temu zabijało się za mniejsze pierdoły, a ty teraz wspominasz, że rozjebałeś szybę w wozie jednego z przybocznych tego... Lee? Brawo...
- Sorry? - Damian wzruszył ramionami. - Nie z jedną osobą miałem jakieś drobne zatargi, jak mam wszystkich pamiętać?
__________________ Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies
^(`(oo)`)^ |