Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2014, 12:34   #521
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację

Pierwszy strzał. Wstrzymać oddech. Nacisnąć spust.
Rozpocząć pandemonium.
Ramieniem Pauli szarpnęło, strach tworzył z adrenaliną wybuchową mieszankę. Drugi wystrzał i wzrok wychwytujący poruszające się w górę karabiny prześladowców. Zaskoczone, wściekłe twarze. Tak, można je zobaczyć. Odległość nie miała znaczenia, wyobraźnia dodaje brakujące szczegóły. Przynajmniej jeden pewny trup.
To jak strzelanie do jeleni, prawda?
Twarda kora szorowała o odsłonięte ciało. To się nie liczyło. Trzy ukryte w krzakach lufy otworzyły ciągły ogień. Trzej muszkieterowie mieli bardzo automatyczną broń. Tak, trzy ukryte lufy. Kamuflaż przestał istnieć wraz z pierwszym pociskiem, kolejna rzecz bez znaczenia.

Psy przestały ujadać. Nie tylko zagłuszone hałasem wystrzałów. Wyrwały do przodu, stały się pierwszym celem. Ich panowie także postanowili sobie poleżeć w kałużach własnej krwi. To widzieli, jeszcze opróżniając magazynki broni. Inni też padli, w rów lub krzaki obok.
Weź tu oceń, który dostał.
Najpierw osłona, potem odpowiedź. Marco był pewien, że trafił kogoś w głębi, Buck podobnie. Trafił nie równa się zabił. Szczególnie, jeśli tym razem mieli także kamizelki.
Koniec magazynka oznaczał zmianę pozycji. Stopy Pauli wylądowały na ziemi.

Wtedy odpowiedzieli.
Cztery, nie, chyba pięć luf rzygnęło ogniem w kierunku schowanych najemników. Zrobili to dokładnie tak samo jak zasadzkowicze. Palec na spust.
Ratatatata!
Jak w filmach. Tylko krócej. Ziemia i kawałki drewna pryskały wszędzie wokół. Kilka drzazg wbiło się głęboko w prawe ramię Greczynki. Ruizowi prysnęło ziemią w twarz i oczy, a kule śmignęły gdzieś tuż nad nim. Antonio gdzieś przepadł, a Buck oberwał bezpośrednio w bok, kiedy przesuwał swoje wielkie cielsko, tak, że aż sapnął. Dotknął się tam, pojawiła się krew. Nie mogło być tego dużo, kamizelka zatrzymała impet.

Tamci też skończyli. Chwilowo. Zmiana magazynków. Siły się wyrównały.
Tylko co dalej? Fumadores nie zaszarżowali, także niepewni, przyczajeni gdzieś głęboko w krzakach.


Opancerzony pojazd ruszył, wyrzucając spod kół tonę błota i wiór. Siedzący obok Jonasz właśnie montował kolejną taśmę do swojego karabinu, nie przejmując się niczym wokół. Nawet jak we wnętrzu stojącego obok samochodu eksplodował granat, wyrzucając szyby i podpalając całe wnętrze w eksplozji efektownej, ale zupełnie nie tak bardzo jak w filmach.
Tam rozwaliłoby wóz na milion kawałków.
JP cisnąc pedał skierowała się na błotnistą drogę.

W tę stronę było łatwiej. Deszcz już nie padał, co miało spłynąć to spłynęło, a ciążka wielotonowa bestia przebijała się przez błoto całkiem sprawnie, zjeżdżając coraz to niżej. Należało tylko uważać, żeby nie wypaść z drogi. Bułka z masłem.
Ciekawe co myśleli sobie pasażerowie, których rzucało na boki, kiedy na ręcznym brała zakręty z prędkością trochę zbyt dużą jak na te warunki?

Minęli przedsiębiorstwo, zamknięte jeszcze albo już, kiedy to pracownicy woleli iść na urlop na żądanie niż wjeżdżać w strefę wojny. I już pędzili prostą drogą do San Jose, mijając zagajnik, w którym chowali się dzień wcześniej.
Pojawiły się pierwsze zabudowania. I pierwsi ludzie. Mimo wszystko Fumadores dali się zaskoczyć. Nie spodziewali się takiego rozwiązania? Ich błąd.

Rozpędzony samochód wjechał pomiędzy pierwsze domy, kiedy JP zauważyła istotną przeszkodę. Mimo wszystko ktoś zablokował główną drogę stojącymi w poprzek dwoma samochodami. Ciężkie terenówki, pełne dziur po kulach. To raczej już tylko wraki pojazdów, co faktu nie zmieniało. Objeżdżanie wymagało krążenia po wąskich, błotnistych uliczkach miasteczka, z drugiej strony nie widzieli tam innych podobnych barier.

Wokół pojawili się przeciwnicy. Ktoś zaczął strzelać, seria przeszyła powietrze i w kilku miejscach zrykoszetowała od pędzącego pojazdu. Siedząca w bagażniku Sue dostrzegła coś więcej. Fumadores wybiegali z bronią w ręku. Część od razu pędziła do samochodów, ale niektórzy chcieli strzelać. Pistolet czy karabin nie miały być groźne, ale z właśnie mijanego domu wybiegło dwóch mężczyzn z czymś cięższym. Jeden miał na ramieniu długą rurę, którą wycelował w opancerzony samochód, drugi natomiast dzierżył coś, co niepokojąco przypominało granatnik. JP we wstecznym lusterku także dostrzegła to niebezpieczeństwo. A dojechali dopiero do mniej więcej połowy San Jose.
 
Sekal jest offline