Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2014, 00:15   #202
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Wiśniowy sad był zaniedbany, ale przez to piękny. Mimo że zdziczałe krzewinki i drzewa wymykały się z rygorów jakie narzucali swym dziełom ogrodnicy, to jednak dodawało to temu zapomnianemu sadowi uroku. I niewątpliwie dzikości… która wpisywała się idealnie w otaczający równie dziki krajobraz. Porzucona relikty cywilizacji, natura tu ponownie brała w posiadanie.

I to właśnie miejsce Kohen wybrał na medytacje. Oparty plecami o drzewo siedział w pozycji będącej odbiciem medytującego buddy.





Oczy miał przymknięte, prawie nie oddychał. Wydawał się żywym trupem niemalże.

Przyglądała mu się z cienia rzucanego przez budynek karczmy. Nie ukrywała się jakoś specjalnie przed czarownikiem, gdyby ten nagle uniósł powieki i spojrzał w tym kierunku, to pewnie po kilku chwilach zdołałby ją dostrzec. Choć może z początku wziąłby ją za jakiego ducha dawnej właścicielki tego przybytku? Byłoby to całkiem wytłumaczalne.
Mając.. niewiele wyboru, bowiem albo dalej męczyć się w przemoczonym kimonie, albo paradować nago przed swymi towarzyszami w czasie czekania aż cały jej strój wyschnie, Leiko zdołała odnaleźć złoty środek w swym nieszczęściu. I to rozwiązanie objawiało się właśnie w nagabujan, które zmuszona była zaakceptować jako tymczasowe osłonięcie swego ciała. Wprawdzie też było nieco wilgotne, jednak w przeciwieństwie do kimona, na tej bieliźnianej części jej garderoby zdołało się ostać trochę suchej nitki.
Dziwnie wyglądała w bieli. Nienaturalnie. A może.. naturalnie aż za bardzo? Biel odzienia, zwykle wszak skrytego skromnie pod właściwym strojem, w bladym blasku księżyca prawie zlewała się z równie mlecznobiałą skórą kobiety. Ktoś o słabym wzroku, spoglądający na nią z większej odległości, mógłby ją posądzić o, dla przykładu, spacer w pełnej swej nagości pod gwiazdami. A ją przecież teraz całkiem odmienne myśli zadręczały.

Nie miała wcześniej,nie tyle okazji, co po prostu powodu do rozmowy z Kohenem sam na sam. Każde z nich posiadało inne wartości, inaczej postrzegali łowy i kiedy ona przeważnie z niechęcią podchodziła do stających na ich drodze demonów, on wydawał się nimi fascynować i niejako radować z każdego spotkania. Nie było tu o czym rozmawiać. Aż pojawiła się intryga mnichów, aż.. aż podobno połączyła ich klątwa.
Pokiwała lekko głową. Iye, iye. O tym na pewno nie miała zamiaru sobie z nim ucinać pogawędki. Może zaledwie coś wspomni mimochodem, doda do tego jakieś niedopowiedzenie, ale nic więcej . Nie wiedziała nawet skąd ją naszła taka potrzeba rozmowy akurat z nim. Zbyt dużo się działo naokoło ich grupki i z nich tylko Maruiken wiedziała o sekrecie związanym z rytuałem. A Kohen nie był ślepy. Wprawdzie ulubił sobie magię z najgorszych otchłani jigoku, ale miała wrażenie, że i on podejrzliwie podchodził do Chińczyków. Cóż, na pewno nie tak łatwowiernie jak Wilczek czy Yasuro.

Poruszyła się w końcu. Postąpiła kilka kroczków w głąb ogrodu, by nagle.. przerwać ciszę nocy trzaskiem gałązki łamiącej się pod zębami jej geta. Hai, umyślnie. Wszak gdyby tylko chciała, to mogłaby podejść do czarownika bezszelestnie i dopiero odkryłby jej obecność, gdy byłoby już zbyt późno. Ale teraz chciała jedynie mu przeszkodzić w medytacjach w jakże „przypadkowy” sposób.

Takami zerknął w jej kierunku i skinął głową. Bladość jego lic, w przeciwieństwie do porcelanowej bladości Leiko, nie nadawała czarownikowi uroku. Chorobliwa bladość skóry kontrastowała wyraźnie z czarnym ubiorem, choć… widok Leiko w nagabujan, zabarwił nieco policzki jego różem.
-Chciałaś o czymś porozmawiać Maruiken-san ?- zapytał uprzejmie czarownik nie zmieniając pozycji medytacyjnej.

Też mogłaby się zarumienić, acz ze zgoła odmiennego powodu. Z zawstydzenia, przecież właśnie swoją niezdarnością przerwała mężczyźnie medytacje. Ale jej zamiary były zbyt oczywiście nawet dla niego, nie było sensu zatem w tak niemądrych gestach.

-Być może – odparła mimo to enigmatycznie i z równie temu podobnym uśmiechem malującym się delikatnie na jej wargach. Podchodziła nieśpiesznie, delektując się spokojem panującym w dzikim ogrodzie -Miło będzie dla odmiany choć jedną noc spędzić przyjemniej niż pod gołym niebem i na zimnej ziemi, ne?
-To prawda… Czasami się zastanawiam, czy w moim stanie powinieniem wyruszać na taką wyprawę przez góry.- skinął głową czarownik uśmiechając się blado. Przez chwilę wpatrywał się w twarz Leiko, po czym spytał równie enigmatycznie.- Ale pokusa była zbyt duża, ne?
-Ah, niestety. Nasza czarująca zwierzyna nie ma w zwyczaju pojawiać się w miłych, czy choćby wygodnych miejscach. Na dodatek to my zawsze musimy jej poszukiwać w lasach, górach i wykopaliskach
– z westchnieniem aż ręce załamała nad ich niedolą. A raczej, rozłożyła je odrobinę i połączyła z wzruszeniem ramion w niezrozumieniu dziwnego poczucia humoru Losu i co poniektórych Kami. A i ona też wszędzie znajdowała powody do niepokojącego uśmiechania się, nawet jeśli było to tylko nieznaczne uniesienie kącików warg -I czego pokusa? Ubicia kilku kolejnych Oni? Otrzymania w nagrodę ciężkiego mieszka pełnego złotych monet? A może odkrycia tajemnicy tego rytuału, do którego Chińczycy potrzebują istnej armii łowców?
-Rytuał… Nie sądziłem, że takie sprawy cię interesują Maruiken-san.
- zamyślił Kohen. Przez chwilę milczał wpatrzony gdzieś w dal. Po czym potarł podbródek.- Zastanawiające… czym jest ów rytuał. I co tak naprawdę ściąga oni na miejsce rytuału. Bo przecież to już drugi dziwny atak, ne ? Najpierw pennagolany w siedzibie Muratsugu-san, a teraz… ten demoniczny drobiazg. To nie był przypadek.
-Iye.. przypadki już dawno przestały kierować naszą wędrówką..
- mruknęła kobieta bardziej do siebie niż do czarownika, chwilę tak nieobecne spojrzenie zawieszając na jakimś nieważnym punkcie ogrodu, na który i tak nie zwracała większej uwagi. Jeśli były jakieś przypadki w jej podróży zaczynającej się od Nagoi, to dotyczyły one tylko jakichś mało ważnych wydarzeń. Skuszenie tych konkretnych osób na łowy, wybór akurat ich do dalszej podróży do samego daymio.. to wszystko było obmyślone, aby trzymać ich trójkę razem. Sama by tego nie dostrzegła, gdyby nie.. równie nieprzypadkowa pomoc osób powiązanych z mnichami, klanem, oczami i demonami.

-Lubię wiedzieć na czym stoję, Takami-san, stąd też i ten rytuał. Lubię oczywistości. Ochronić wioskę przed demonami, znaleźć źródło zanieczyszczenia rzeki. Ale strzec tajemniczych mnichów w czasie ich tajemniczego rytuału, który w tajemniczy sposób przyciąga ku sobie watahy Oni? - koniuszkiem długiego palca musnęła swe wargi, po czym głos zniżyła do szeptu, jak gdyby ktoś nieodpowiedni mógłby ich podsłuchać w tym opuszczonym miejscu -To nawet obietnica nagrody nie potrafi uciszyć mych podejrzeń.
-To prawda…
-zgodził się z nią Kohen. Potarł podbródek dodając.- Pamiętasz może spotkanie z Matką Głodu? I malunek… bramę do jednego z chińskich piekieł? Tylko uczony potrafiłby coś takiego namalować. Tylko znawca sztuk tajemnych,tchnąć w to moc… Na pewno nie była dziełem żadnego z wieśniaków wymordowanych w tej osadzie.
Nie dokończył wypowiedzi, choć sugestia nasuwała się sama.

Zaledwie dwa mrugnięcia trwało przypomnienie sobie Leiko tamtej wioski, tamtych dwóch mnichów – martwego i żywego, oraz malowidło. Było w jej wspomnieniach, istniało, ale szczegóły były zatarte. Zdawało się, że to było tak.. dawno. A przecież tak naprawdę niewiele dni upłynęło, jedynie wiele się działo. Niektóre wydarzenia potrafiły zmieniać chwilę w całą wieczność.
Skinęła krótko głową, mówiąc -Hai, pamiętam. Już wtedy zwróciłam na to uwagę, niemądrze. Nie można wspominać o takich podejrzeniach w nieodpowiednim towarzystwie.
Ah, akurat tamto zaskoczenie.. iye, iye, osłupienie raczej, w jakie wprawiła swymi słowami Yasuro, pamiętała bardzo dobrze. Naiwny młodzik zapatrzony w swój klan.

-Czy wierzysz, że ktoś potrafiłby okiełznać przyzwanego demona? Nie tak jak tamtego w opuszczonej świątyni, jak psa uwiązanego na łańcuchu – z niechęcią, ale też i gracją, machnęła ręką w powietrzu -Ale prawdziwie wymóc na Oni działanie według woli jego pana?
-Hai. Hai.
- przytaknął szybko Kohen i uśmiechnął.- Skłonienie do służby nawet potężnego Oni, jest możliwe. Wymaga jednak…
Uniósł zaciśniętą dłoń i zaczął prostować palce, najpierw wskazujący, a potem środkowy nie przestając przy tym mówić.- ...albo potężnej mocy, albo olbrzymiej wiedzy o demonach…- przy przy prostowaniu serdecznego palca jego słowa zabrzmiały ponuro.-... albo odpowiedniej zapłaty za posłuszeństwo.
Kohen wydawał się być shifu… nauczycielem, przekazującym nauki swej podopiecznej, gdy mówił o Oni.
-Albo kombinacji tych dwóch lub trzech czynników, zwłaszcza gdy nie jest się dość potężnym, by siłą narzucić Oni swą wolę.
-A gdyby.. dajmy na to..
- zaczęła z wolna, namyślając się długo i poszukując słów pomocnych w ukształtowaniu myśli. Nie były bardzo skomplikowane, ale jednocześnie nie był to temat rozmów, na którym Leiko się znała. Poruszała się po nim zatem nieco po omacku.
-Gdyby nie pojedyncza osoba, a grupka zapragnęła sobie przyzwać demona? Domyślam się, że w przypadku wyjątkowo potężnego Oni, musiałyby zostać spełnione te wszystkie trzy warunki, ne? - przystanęła przy drzewie, o które opierał się Kohen. Nie mogła dołączyć do niego w pozycji siedzącej na ziemi, no bo jeszcze tylko brakowało jej plam z wilgotnej ziemi na nagabujan. Dlatego stała tylko, palcami ostrożnie bawiąc się pobliską gałązką i kontynuując z lekkością w głosie, pomimo dość ponurej wizji rozciąganej przed sobą i czarownikiem -Poświęcenie zapewne też musiałoby być odpowiednio duże.. choć może bestia mogłaby się zadowolić złożonymi dla niej ofiarami?
-Hai… lub znaczące. Dusze wszak są na różnym stopniu oświecenia. Dusza samuraja jest więcej warta niż dusza eta. Dusza mnicha więcej niż złoczyńcy. Szlachetna i pełna cnót warta jest więcej niż podła i pełna słabości.
- potwierdził jej przypuszczenia Kohen. Zamknął oczy pytając.- Kto więc jechał w palankinie ? I czy tylko… ta osoba jest częścią rytuału? Czy może więcej?
Wzruszył ramionami dodając.- Ale to czyste rozważania nie poparte żadnymi dowodami. Nie mamy żadnych konkretnych przyczyn by nie ufać gościom klanu Hachisuka, ne?

-Hai, nie mamy. Wszak to są szacowni mnisi, których skrytość jest jak najbardziej wytłumaczalna. Szczególnie przy byle prostych łowcach demonów – kobieta zgodziła się z nim ochoczo, z beztroską i wesołym uśmiechem. Z fałszem. To był zbyt grząski grunt, by miała insynuować cokolwiek innego.

Ale jakoś.. nie pomyślała o tym wcześniej. Dopiero teraz wspomnienie przez mężczyznę palankinu z tajemniczą postacią kazało jej zmienić tok swych podejrzeń. Może to było czysto dla wygody któregoś doradcy lub innej ważnej persony klanu lub mnichów. A jeśli był w nim transportowany kolejny dziedzic demonicznego oka? Jeśli miko miała rację, jeśli Chińczycy rzeczywiście potrzebowali ich całej siódemki.. JEŚLI to była prawda. Póki co doliczyła się tylko ich piątki. Gdzie była pozostała dwójka?

Spojrzenie, przez kilka chwil skupione na listkach pokrywających gałązkę, teraz zsunęła niżej, ku czarownikowi, ciekawa jego reakcji -Słyszałeś legendę o siedmiookim demonie, Takami-san?
-Iye. Nie znam takiej opowieści.
- Kohen wydawał się zaskoczony jej pytaniem. I może trochę zawstydzony swą niewiedzą. Nie spodziewał się bowiem, że jeśli chodzi o Oni, to Leiko mogła wiedzieć coś czego on sam nie wiedział.

Maruiken też była zaskoczona, może nawet bardziej niż on. Było to tak niespodziewane, że w pierwszej reakcji chciała go aż przeprosić pośpiesznie za posiadanie tutaj akurat większej wiedzy.
-To legenda dość znana na tych ziemiach. Słyszałam ją już z różnych ust. Z pewnością niektóre jej szczegóły się zatarły... - mrużąc oczy w zadumie próbowała sobie przypomnieć najważniejsze elementy tej historii, nim zaczęła ją snuć pokrótce -Opowiada ona o walce pomiędzy, jak możesz się domyślić, straszliwym Oni o siedmiu oczach, oraz samuraju, bohaterze, który podobno był nawet z tych okolic – płynnych ruchem ręki zatoczyła łuk w powietrzu obejmując nim ogród, w którym się znajdowali -Bestia była o tyle niewdzięcznym przeciwnikiem, że odznaczała się nieśmiertelnością. Nie sposób było jej zabić zwykłą bronią. Jedynym zatem co mogło ją zranić, było ostrze, bardzo wyjątkowe i podobno wręcz niebiańskie. Samuraj wyłupił nim każde z oczu demona, po czym.. zjadł je. Wszystkie, aby nie odrosły kreaturze. Skuł ją później łańcuchami i zamknął w najgłębszej jaskini, pokonując tym samym.
Westchnienie poruszyło jej piersiami pod białym materiałem -Niektórzy wierzą w prawdziwość tej legendy. Że gdzieś jest ukryte to niebiańskie ostrze, tak samo jak i truchło samej bestii. A także w to, że potomkowie tego bohatera niosą ze sobą klątwę związaną z tą legendą. Siedmiu potomków, siedem oczu. Przekleństwo i dar od demona.

-Nie słyszałem o tej legendzie.- stwierdził Takami wyraźnie zafrasowany na obliczu.- Nie mówi ona przypadkiem, po czym owych potomków rozpoznać? Choć pewnie… mógłbym zgadnąć, ne?
Splótł ramiona razem.- Ciężko też będzie znaleźć owo niebiańskie ostrze. Z czasów założenia pierwszej dynastii do naszych przetrwał więc niż jeden miecz o cudownych właściwościach. Kazama-san posiada jeden, choć nie sądzę by to było akurat owo niebiańskie ostrze.
-Okami-kun też posiada wyjątkowy oręż. Ale nie mi oceniać ile prawdy jest w tej legendzie, ile gorliwości w ludziach doszukujących się jej w naszym świecie. I różne jej wersje.. gubią się w opisywaniu wyjątkowości tych potomków. Zgadzają się jedynie w tym, że to nie po oku można ich rozpoznać. Te są zwyczajne, a cała klątwa płynie we krwi. Mówią o mocach, jakimi potrafią takie osoby władać. O pochłanianiu dusz innych demonów i stawaniu się przez to potężniejszymi. O samoistnym leczeniu się po zabiciu Oni..
- pokręciła głową i nawet zaśmiała się cicho, głucho, słuchając siebie opowiadającą o takich niedorzecznościach. Soczyście śliwkowe wargi rozchyliły się w uśmiechu posłanym czarownikowi -Gomen. Same niezwykłości nie do uwierzenia, prawda?
-Byłem świadkiem dziwniejszych zdarzeń, ty pewnie też łowczyni-san.
- odparł uprzejmie Takami, przypominając Leiko, kim tu była. I że jej codzienną miską ryżu, były właśnie takie niezwykłe sytuacje i opowieści.
-Hai, oczywiście. Życie łowcy Oni nie sprzyja.. zwykłości.. - kocie mruknięcie było zgodą na słowa mężczyzny, nawet gdyby nie chciała, to i tak była to prawda. A tym bardziej, gdy ktoś był łowcą jedynie dzięki masce nakładanej na twarz każdego dnia. Kiedy zaś to wszystko dobiegnie końca, to będzie mogła ją zrzucić, by powrócić do polowań na swą ulubioną zwierzynę. Na ludzi i ich sekrety -Acz niektóre zjawiska napotykane na drodze są bardziej zadziwiające od innych, ne? I nawet po latach polowań można trafić na coś, co nawet w doświadczonym łowcy wzbudzi niedowierzanie.

Krokiem o tanecznej lekkości wprawiającym biodra w kołysanie się, Leiko obeszła drzewo delikatnie muskając jego korę. Postąpiła też i kilka w kierunku karczmy, ale zatrzymała się niewiele przed Kohenem. W zadumie uniosła głowę i zapatrzyła się w przyglądające im się z góry blade oko Księżyca, które odbijało się teraz w złotych piaskach jej własnych tęczówek -Ciekawe.. gdyby legenda miała w sobie jakieś ziarenko prawdy i komuś udało się zebrać wszystkich siedmiu potomków odważnego samuraja, to czy możliwa byłaby próba przebudzenia bestii?
-Hmmm… Nie wiem.
-stwierdził Takami wyraźnie speszony jej bliskością.-Nie wiem. Legenda którą przytoczyłaś jest ciekawa, ale niestety nie zawiera wiele szczegół. Nie wiadomo nic na temat natury tej demona, czy też natury niebiańskiego ostrza. Zbyt wiele pytań nasuwa opowieść, ne?
Zamknął oczy i skupił się na rozważaniach.-Zapewne siódemka potomków, o ile zawiera rzeczywiście esencję owego demona, byłaby niezbędna do takiego rytuału. Ale nie wystarczająca. Takie rytuały zawsze wymagają czegoś więcej… starożytnej wiedzy o naturze owego demona. By można było użyć odpowiednich zaklęć i inkantacji. I być może, czegoś jeszcze. Zwojów z starożytnej przeszłości, artefaktów… Nie tak łatwo jest przełamać pieczęć, która więziła nieśmiertelnego demona przez tyle lat. Same “oczy” to za mało.
-To dobrze...
- wymruczała przeciągle Leiko po wysłuchaniu czarownika, ale zaraz dodała nieco żywszym tonem, tłumacząc swą reakcję -Pocieszające, w razie gdyby ktoś zapragnął spróbować ożywić legendę. Nie byłaby to przecież żadna nowość w naszej podróży, a ta jest wyjątkowo znana w tych okolicach.

Powiew nocnego wiaterku poruszał jedwabistymi kosmykami włosów łowczyni, muskając i łaskocząc ją lekko w policzki.
-Arigatou gozaimasu, Takami-san. Czy w zamian za podzielenie się swą wiedzą, przyjmiesz porad... - urwała i koniuszkami palców jednej dłoni przetańcowała po swych wargach, jak w chęci starcia z nich nieodpowiedniego wyrażenia -iye.. przemyślenie?
-Hai. Mędrzec zawsze wysłuchuje rad innych osób.
- odparł z uśmiechem Kohen. I dodał z rozbawieniem w głosie.- Nie zawsze postępuje zgodnie z nimi, ale zawsze jest gotów wysłuchać opinii i rad innych. Mądry człowiek zdaje sobie sprawę ze swej omylności.

Łowczyni odwróciła twarz od swego dotychczasowego celu zainteresowania tylko po to, by móc tym razem utkwić wzrok w czarowniku. Nie jakoś nachalnie, czy w sposób mogący zostać określonym jako próbę sięgnięcia do jego duszy. Iye, iye. To spojrzenie na swój sposób było o wiele gorsze i.. milsze, jednocześnie. Było tak głębokie, że sprawiało wrażenie, jak gdyby skupiała się tylko i wyłącznie na nim. Jak gdyby nic innego się nie liczyło, ani karczma, ani nocne niebo, ani ogród. Tylko ten mężczyzna w oczach tej kobiety.

-Wiem, że widzisz więcej niż nasi towarzysze – powiedziała enigmatycznie, ale nim udało mu się zdążyć posądzić ją o domyślenie się sekretu jaki skrywa w swej krwi, kontynuowała -Nie dajesz się omamić błyszczącym monetom, nie dajesz się na ślepo prowadzić w nieznane. Widzisz i rozumiesz. Nie umknął Ci Oni przywoływany z chińskiego piekła, a i w stosunku do mnichów także jesteś odpowiednio ostrożny – uśmiechnęła się miękko, ciepło -Zalecałabym.. wiarę w swoje instynkty i przeczucia. Coś paskudnego wisi w powietrzu na ziemiach klanu. Nie wątpię, że i być może Ty też to zauważyłeś.
-Hai. I jest to jeden z powodów dla których tu jestem. Bo jeśli my nie powstrzymamy tego czegoś paskudnego… to kto to uczyni?
- zapytał cicho Takami, choć wydawało się, że nie oczekuje odpowiedzi łowczyni.

A i ona też nie miała chęci mu jej udzielać. Ani myślała być zbawicielką świata, nawet jeśli ten świat zamykał się w bogatych granicach Hachisuka. Gdyby nie wyższe cele, które kierowały jej krokami, to wcale by się nie dowiedziała o planach mnichów, wcale by jej to nie interesowało. Aczkolwiek teraz było to wszystko powiązane i składało się powoli, fragment po fragmencie, w jedną skomplikowaną układankę. Czy tego chciała czy nie.
Bycie bohaterem zamierzała jednak zostawić komuś bardziej do tego pasującemu, jak choćby czarownikowi właśnie. Albo Płomyczkowi, nawet jeśli musiałaby go nieco.. popchnąć w odpowiednim kierunku.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem