Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2014, 00:22   #203
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Ostatnio czuła, że coś się w niej zmieniło.
Było to wyraźniejsze teraz, gdy spojrzeniem Naimenteki joukei omiotła zarówno drzewo jak i tori… Widziała bowiem coraz więcej. Brama nie wyróżniała się niczym pod spojrzeniem Leiko, natomiast drzewo… Ono kipiało energią, pulsującym zielonkawym światłem przepływającym wzdłuż korzeni do ziemi i z powrotem. Energią gotową się wyrwać, na zewnątrz, gdyby nie sznur opasujący drzewo, którym niczym silny łańcuch więził ową energię. Podobnie było z głazem. Tam też łańcuch więził coś… czerwony blask. Tylko ów blask był ciemny i przyćmiony. Cokolwiek ukryte było pod głazem, tkwiło nadal w uśpieniu. Oba sznury wydawały się być solidnymi więzami, blokującymi ucieczkę wrogich sił.

Ale Maruiken nie powinna widzieć takich rzeczy. Jej drobna skaza, która zmusiła ją do życia na pograniczu dwóch światów, ostatnio rosła w siłę.
Nie podobało jej się to. Nie potrafiła zaakceptować takich zmian w sobie, nad którymi nijak sama nie mogła zapanować. Przekleństwo, choć oczywiście przydatne, było jednocześnie czymś dzikim i nieznanym. Intruzem w jej duszy, pasożytem w krwi i zatrutą szpilą w sercu. Mocą, nad którą ona nie miała pełnej władzy.
Nie wierzyła, aby to bezwolne pożeranie energii zabitych Oni obeszło się bez konsekwencji. Wszystko w życiu miało swoją cenę, a te rozwijające się w niej zdolności i samoistne leczenie nawet najgorszych ran mogło mieć najwyższą. Bo i czyż demony kiedykolwiek przyniosły za sobą coś dobrego?

Czasem się tego bała. Iye, to było zaledwie kłamstwo jakim karmiła samą siebie. Tak naprawdę, to za każdym razem po walce z Oni obawiała się tego momentu.. pożarcia. Brzydziło ją to i przerażało myślami, iż kiedyś energia któregoś z nich, nawet jeśli najmniejszego i najmniej groźnego, przechyli w niej samej czarę pomiędzy człowieczeństwem i zezwierzęceniem.

Nie wiedziała, kiedy coś takiego mogło się wydarzyć. Jutro? Za miesiąc? Za wiele lat, gdy nawet to przekleństwo nie będzie już aż tak obecne w jej życiu jak teraz? A może nigdy, bo Leiko zginie przedwcześnie na misji lub zdoła dożyć swych ostatnich lat w starości, nigdy nie niepokojona demoniczną klątwą? To jedynie spekulacje. Nic pewnego. Zgadywanki kierowane chwilą słabości. Niewiedza potrafiła być okropna, to poczucie utraty pewnego gruntu spod stóp. Ona zawsze drążyła, aby dowiedzieć się jak najwięcej, poznać każdy sekret, wyciągnąć na wierzch znaczenie każdego niedopowiedzenia, usłyszeć szepty i odnaleźć nutę prawdy w kłamstwie. Ale to nigdy nie dotyczyło jej samej.

Trwała w nieświadomości czasu i miejsca.
Kiedy jej bestia uderzy? Czy zawładnie zarówno ciałem, co i.. duszą łowczyni?





***




Czysta rozkosz. Istne uniesienie duszy, ekstaza dla ciała. Błoga uczta dla zmysłów.

Mogła to przyrównać do nocy spędzonej z wyrafinowanym mężczyzną rozumiejącym jej potrzeby, znającym sekrety, które przyśpieszają jej gorący oddech, i odkrywającym te nawet jej jeszcze nieznane. Woda obmywająca smukłe nogi, jędrne pośladki i sięgająca ku wyeksponowanym w nagości pełnym piersiom, była jak wszędobylskie dłonie rozkosznego zdobywcy zakreślające pieszczotliwe ścieżki na tych kobiecych krągłościach. Krople spływające po szyi były spragnionych pocałunkami zwilżającymi skórę, przyprawiającymi ją o przyjemny dreszczyk. Zaś mistyczna wręcz pod osłoną nocy para otulająca Leiko, była niczym innym jak ciałem wybranka, ramionami obejmującymi jej drżące ekstatycznie ciało na wspólnej ścieżce ku nirwanie.

I tak jak straszliwą, wręcz grzeszną przyjemność, sprawiały jej.. intensywne spotkania z Kojiro, będącym właśnie tak doświadczonym kochankiem, to i kąpiel zawsze potrafiła poprawić nastrój tej Japonki.
Gorąca woda wydała się zmywać z niej nie tylko brudy podróży, ale także wszelkie troski i niepokoje. Unosząca się gęsta para była niczym mlecznobiała kotara oddzielająca łowczynię od całej prozaiczności reszty świata. Z perspektywy kogoś siedzącego przyjemnie w sadzawce, wszystko wydało się być jakieś takie.. lepsze. Wszelkie piekielne pomioty pozostały daleko i nawet nie śmiały przecież zakłócić harmonii tego miejsca, tego małego kawałka nieba pośrodku niczego. Wewnętrzna bestia słodko spała, ukołysana i otulona ciepłem wody. Zaś całe to polowanie z sekretem mnichów było zaledwie trywialnością. Błahostką po prostu. Miłym było takie odetchnięcie.






Kimono suszyło się rozwieszone w pokoju, który Leiko wybrała dla siebie na spędzenie dzisiejszej nocy. Wystarczająco blisko innych, aby w razie zagrożenia krzyk był dosłyszalny. Wystarczająco daleko od innych, gdyby ktoś ją postanowił odwiedzić lub ona chciała się wymknąć, jak kitsune podążająca swymi ścieżkami.
Pozostawiła też i tam swoją broń w licznej i przeróżnej postaci, poza jedną. Wakizashi odebrane duchom leżało na brzegu sadzawki, dokładnie na wyciągnięcie ręki kobiety w razie zagrożenia. Kąpiel, nawet ta najrozkoszniejsza i najbardziej wyczekiwana, nie mogła uciszyć jej czujność, ani instynktu. Przyłapana w takich okolicznościach przez kogoś lub coś żądne jej krwi, nie miałaby żadnych oporów przed walką nago. Podarowałaby napastnikowi ten ostatni widok przed jego śmiercią, a samo wilgotne od wody ciało byłoby przecież kolejną jej bronią – rozpraszającą.

Ale teraz mogła się cieszyć tak upragnionym spokojem. Nie przeszkadzały jej ani żadne demony, ani mężczyźni o zamiarach równie mało szlachetnych, ale o zgoła odmiennej naturze. Była sama, acz ta samotność nie była jej udręką. Poświadczyło za tym głośne westchnienie kociego zadowolenia wyrwane z piersi połowicznie zanurzonych pod wodą.
Wsparta plecami o kamienną ściankę sadzawki, kobieta siedziała wygodnie otoczona gorącem gotowym pomarszczyć jej jedwabistą skórę. Wypuszczone spod jarzma sztywnego upięcia szpil czarne włosy, teraz spływały wolne ku wodzie, mieszając się z nią niczym atrament. Dłońmi chwilę wcześniej jeszcze nabierała wodę, by móc zwilżyć swe ramiona i kark, i teraz zaledwie leniwie opuszkami palców muskała taflę skrytą pod mleczną bielą unoszącej się pary. Posłała uśmiech ku jedynemu oku przyglądającemu się jej teraz, wysoko aż z nocnego nieba.

Oh, nie było co się oszukiwać. Nawet tak czarujące i mamiące zmysły otoczenie, nie było w stanie do końca uciszyć myśli łowczyni. Te zawsze się wiły, upodabniały jej umysł do gniazda węży. Każdy z nich dosłownie reprezentował inne zawiłości, dla których Leiko ciągle poszukiwała rozwiązań i prawdziwych znaczeń. Wiły się nieskoczenie i splatały ze sobą w gorącym uścisku, gdy ona dopatrywała się pomiędzy nimi zależności. Nie potrafiła ich zignorować. Nie kiedy tak wiele z nich syczało głośno domagając się jej zainteresowania. Już. Teraz.
Nigdy nie miała prawdziwego spokoju.

Bo gdyby.. w pewnym momencie podjęła inną decyzję? Gdyby tamtego dnia w Miyaushiro postanowiła, że jednak nie wpisze się na listę łowców chętnych powzięcia się tej wyprawy do Shimody? Przecież mogła, nie miała obowiązku służyć pomocą klanowi, i chociaż nagroda dla niej – łowczyni byłaby kusząca, to dla Leiko -kunoichi, była zbędna. Nie była pazerna, a po wszystkim cała zapłata i tak miała zostać złożona na dłonie Okasan.

Gdyby wtedy zrezygnowała, to mogłaby pozostać w mieście, tłumacząc się chęcią nacieszenia się jego pięknem, a tak naprawdę poszukując śladów mogących doprowadzić ją do siostrzyczki. Miałaby tam przecież pod ręką wszystko co tylko byłoby jej potrzebne. Zamek będący dla niej jeszcze zbyt odległym i niedostępnym, który dzięki temu tak kusił do bycia przez nią dokładnie odwiedzonym. Nie wspominając już o mrowiu uliczek, budynków i mieszkańców żyjących w jego cieniu, samych w sobie będących bardziej interesującymi od pogoni za demonami. Miała także wsparcie Iruki wraz z jej radosną trupą teatralną, a co za tym szło – ciągły strumień informacji spływający do niej. Będąc tam, mogłaby też poznać tajemnicę kryjącą się za.. ah, zapewne omamami wzrokowymi jakie wtedy miała przed spotkanie z doradcą, gdy to widziała znajomą twarz niewidzianą od tak dawna. Może jej osobisty tygrys także by został razem z nią, skryty gdzieś i niewidoczny dla innych oczu oprócz jej? Nie był jej niezbędny, ale zapewne przydatnym byłoby mieć go u swego boku.

Tyle, że przybrana rola uporczywie pchała ją w przeciwne kierunki, tak daleko od zamku Hachisuka. To ku okolicznym wioskom, to ku ziemiom Sasaki, to znowu do Shimody. Zupełnie jakby dobrze wiedzieli, jak bardzo ona chce być blisko głównej siedziby ich klanu, i specjalnie wysyłali ją ku tym najdalszym zakątkom. Ale to byłoby niedorzeczne myślenie z jej strony. Nikt, poza kilkoma wtajemniczonymi w to osobami, nie mógł przecież o tym wiedzieć, ne?

I niestety, teraz nie miała już odwrotu. Zapewne istniała w naturze ludzkiej możliwość nagłej zmiany zdania, ale byłby to tak.. kuriozalny ruch z jej strony, że z całą pewnością nie przeszedłby bez echa wśród klanu. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby teraz po prostu zawrócić i powrócić do Miyaushiro, że nie wspominając już o poruszaniu się po nim swobodnie. Zamek stałby się dla niej jeszcze bardziej niedostępny niż dotąd. Jeśli Chińczycy naprawdę potrzebowali jej do swojego rytuału, to ani oni nie dadzą jej w pełni spokoju, ani ich gospodarze. Nie mogłaby zdziałać więcej niż w obecnej sytuacji.

Żaden plan nie był idealny. Ale mogła sprawić, by choć jeden z nich był bezpieczniejszy w wykonaniu. Nie potrzebowała rzucać się na ślepo prosto w pułapkę mnichów. Cóż to byłoby za marnotrawstwo jednej z córek Okasan. Drugiej już na ziemiach klanu.
Będzie musiała dotrzeć do Shimody, tak jak cała reszta. Ale na własnych zasadach. Nie według widzimisię mnichów, obecnego samozwańczego przewodnika ich trójki, ani nawet małej miko, jakkolwiek nie chciałaby by być pomocną. Iye, Leiko mogła liczyć tylko na siebie, jedynie z drobną pomocą Kojiro, jego znajomością tych terenów i ręką szybką do sięgania po katanę. Zniknie w ciemnościach nocy, nie będą już mogły jej obserwować żadne oczy. Potem, jeśli będzie ku temu powód, to będzie się tłumaczyła zagubieniem w górach, o to przecież nie było trudno. Dodała do tego trochę zabrudzone i poszarpane miejscami kimono, rozkojarzone spojrzenie jak u przestraszonego zwierzątka i drżenie ciała, tak sugestywnie domagające się zamknięcia w bezpiecznych objęciach mężczyzny. Któż w obliczu takiego nieszczęścia, potrafiłyby podejrzewać kobietę o kłamstwo? Może jedynie któryś z Chińczyków, ale oni zdawali się być ponad rozmowy z prostymi łowcami.

Takie podążenie własnymi drogami, pozwoliłoby jej oceniać przebieg sytuacji. Samej nie będąc już jej częścią, a tylko przyglądając się gdzieś z cienia, niedostrzegalnie. Gotowa zareagować, kiedy nadarzy się ku temu odpowiedni moment.

Nie był to najlepszy, czy najbardziej dopracowany z jej pomysłów. Ale przynajmniej lepszy, niż bycie bezwolnie prowadzoną na rzeź.




***




Śledziła go.
Tak.. troszeczkę. Bo może Wilczek miał jakiś sekrecik, którym lubił się cieszyć jedynie w samotności? Z całą pewnością nie byłoby to nic brudnego, prędzej coś niewinnego, acz w myśli tego słodkiego chłopca wartego ukrywania. Może dzięki temu chciała się upewnić, że rzeczywiście tej nocy będzie mogła sobie pozwolić na spokojny sen? Lub może po prostu sprawiało jej to dziwaczną przyjemność?
Karczma, chociaż zniszczona, to nadal stanowiła idealną przestrzeń na taką nocną przechadzkę cudzymi śladami. Te wszystkie przesuwane drzwi, te zakamarki, korytarzyki.. dziesiątki możliwości dla kogoś potrafiącego z nich korzystać. A dla Leiko było to równie naturalne środowisko co labirynt ścieżek miast wypełnionych szeptami ploteczek i tajemnic. Dlatego czuła się tutaj jak rybka w wodzie, przemykając pomieszczeniami pod kurtyną nocnych ciemności. Zawsze była o krok za nim, ale ni razu nie pozwoliła się dostrzec. Była jak.. jak.. jak duch. Ponownie i nadal.

Po odprężającej wizycie w gorącym źródełku otuliła swoje ciało raz jeszcze samym nagabujan. Nadal stanowiło dobry, póki zaledwie tymczasowy, zamiennik suszącego się kimona, chociaż miejscami poprzyklejało się do wilgotnego, kobiecego ciała. To tylko wzmacniało wrażenie, jakoby bielutkie ubranie było częścią jej własnej skóry. Tym bardziej, gdy tak przylegało do jej wyraźnych krągłości.

Idąc tak za łowcą, kusiło ją, aby pojawić się za nim nagle, tak dla drobnego psikusa, ale skutecznie ją odstraszała od tego pomysłu jego młodzieńcza gorącokrwistość. Zaskoczony, dodatkowo w takich okolicznościach, gdzie za każdym rogiem mógł się kryć jakiś zagubiony Oni, mógłby zareagować zbyt instynktownie swoją kataną. O ile w przypadku faktycznego zagrożenia byłoby to jak najbardziej właściwe, to łowczyni nie planowała aż tak bliskiego spotkania z niezwykłym ostrzem Wilczka.

Mogła go nieco inaczej podejść. Sprawić, aby sam do niej przyszedł. Lubiła, kiedy mężczyźni sami poszukiwali jej towarzystwa, nawet jeśli z początku sama musiała ich ku temu popychać. Pamiętała jednak, jak niewiele potrzebował Akado, aby rzucić się w pogoń za liskiem zrodzonym z płomieni ich ogniska. Nie potrzebował wiele zachęty, by pomknąć ku kolejnej kreaturze, niewątpliwie mogącej zakłócić spokój grupki.
Zatem, gdy była pewna, że dostrzeże, to pozwalała czasem krańcom swoich rękawów „zbyt późno” schować się za rogiem korytarzyka. Innym razem, było to umyślne nadepnięcie na co bardziej skrzypiącą deskę podłogi. Innym zaś razem odważyła się na więcej, na przemknięcie zaledwie jako biała mara zauważalna przez moment kącikiem oka. Ot, kotek i myszka.

A łowca naiwnie podążał jej śladem, krok za krokiem. Skupiony i czujny polował na niewidoczną zjawę z mieczem pod ręką.






Starał się być cichy, starał się wyprzedzać ruchy “intruza”. Na próżno… łowczyni dysponowała kilkoma przewagami, które ułatwiały jej tą zabawę. Okiem, doświadczeniem i znajomością terenu.
Nie miał szans, by dopaść tę zjawę przemykającą cicho pomiędzy komnatami i wodzącą biednego Yoru za nos. Był przy tym zbyt upartym psem gończym, by odpuścić. Wilczek był więc na łasce Maruiken.

To było całkiem zabawne. Nawet bardziej od tych wszystkich chwil, kiedy musiała zgubić Płomyczka próbującego ją przyszpiegować lub po prostu chcącego mieć ją ciągle na widoku. I to nie tylko w celach pilnowania jej bezpieczeństwa, chyba że coś jej mogło grozić w trakcie zażywania kąpieli..
Może nie powinna była tak wykorzystywać młodzieńczej naiwności. Może to bywało mocno nieczyste zagranie z jej strony, ale jakże.. zadowalające, prawie za każdym razem. A i żadna z jej „ofiar” nie wydawała się być jakoś bardzo pokrzywdzona takim traktowaniem. Wręcz przeciwnie.

Wczuwając się w rolę zjawy, jakiej dawnej gospodyni karczmy nawiedzającej swą posiadłość po śmierci, Leiko prześlizgiwała się wśród pokojów. Byłą na tyle dostrzegalna, by ciągle podsycać pokusę poszukiwania w młodym Akado, ale jednocześnie na tyle zwinnie się przekradała.. aby ciągle być zbyt odległą, zbyt niedostępną i za sprytną. Pytanie się pojawiało, jak powinna zakończyć tę zabawę? Dać mu się złapać, by potem ze śmiechem zarzucić mu, że ją śledzi? Nie miała potrzeb zaciągać go ku jakimś odleglejszym zakątkom, jego niewinność była zbyt słodka, by miała mu ją odebrać jakąś schadzką. Krępująca rozmowa była w tym przypadku bardziej właściwa.

Podprowadziła go ku kolejnemu pomieszczeniu.. ah, a może ono wcale nie było nowe i po prostu dzięki niej kręcił się w kółko? Najważniejsze było, że po wejściu doń sprawiało wrażenie, jakby nie miało żadnych innych drzwi. Zatem, jeśli mara tu się skierowała, to musiała się gdzieś ukryć przed bystrym spojrzeniem łowcy, ne? Takie myśli musiały prowadzić jego czynami, kiedy Maruiken korzystając z prawie niewidocznych przesuwanych drzwi, znowu przed nim czmychnęła. Nie na długo.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem