Mężczyzna odpoczywał już od dłuższego czasu, siedząc zwyczajnie na stercie żelastwa, które kiedyś było jedną z wież laboratoryjnych.
Chodził po tej dżungli cały dzień. Zebrał sporo materiału genetycznego...i dał radę ukraść komuś telefon.
Teraz w blasku słońca nie zostało mu na dobrą sprawę nic innego, jak tylko zadzwonić po Jasona aby przyleciał po niego jakimś śmigłowcem. Jaki był numer? Ah, no tak...
Rosjanin wyklikał cyferki i przyłożył aparat do ucha. Pierwsze dwa sygnały były ciche. Przy trzecim w końcu odebrał.
-
Halo...?Ah....szefie.... – po chwili przestał się odzywać.
-
Halooo, Borysek? No gdzie ty jesteś, z nudów zacząłem malować twój pokój na czerwono. Strasznie wyblakłe ściany miałeś. – Roland. Albo raczej „Okamijin”. -
Albercik jednak za tobą tęskni. Namyślił się trochę, że z chęcią cię pozna.
-
Stul pysk porąbana kreaturo. -mruknął Borys, który dalej nie trawił zielonowłosego dziwaka. -
Potrzebuje transportu, bo nie chce mi się lecieć całą drogę na skrzydłach, wyślijcie po mnie helikopter, to pogadam z Einsteinem. -dodał sucho.
-
Oh? Coś mówisz? shshshsh…. - wyraźnie nabijał się mówca. -
Widać przerywa nam połączenie. Musisz przyjść bliżej nas, albo mówić w lepszym tonie.
-
Słuchaj szalony chłopczyku. Wyślij tu do mnie helikopter, bo inaczej sam do was przylecę. A wtedy Albert Cie nie uratuje. -warknął zirytowany Rosjanin. -
Wiesz w ogóle do kogo mówisz? Znaj swoje miejsce nędzna istoto.
-
Okej, okej. Czekamy w paryżu, na wieży Eiffle’a. Albo nie. W Japonii na Tokyo Tower. Dobre Clitche nie jest złe. Raz, raz, mutanciku. I weź jakiś kubełek z kfc po drodze. - rozłączył się kończąc zdanie.
Ostatnimi czasu ludzie nie robili nic, tylko grali na nerwach Rosjanina, szturchając go jak ul szerszeni.
Jankovic zgniótł telefon w dłoni. Warknął coś tylko, gdy z jego pleców wyrastały błoniaste skrzydła. Zostawił za sobą Jungle, zaś w jego kieszeni spoczywało kilka Biocore zabranych klonom Arnolda. Miał co do nich pewne plany.
Masywne cielsko Borysa wylądowało u szczytu wieży tokijskiej, robiąc w podłodze spore wgniecenie.
Dwójka już na niego czekała. Sam Albert nie zmienił się ani trochę. Dalej był dziwacznym, demonicznym szkieletem. Oparty plecami o barierkę, spoglądał na Borysa dość analitycznie. Wraz z nim znajdował się tutaj drugi osobnik. Okamijin.
Wyglądał prawie identycznie co Roland. Miał jednak inną aurę w okół siebie.
Zdawał się być nie tyle szalony co...energiczny. Jedyną różnicą jego garderoby był płaszcz z kaputrem, ale poza tym, po prostu dużo się ruszał.
-
Sparing time, bitch! - krzyknął w stronę Borysa na powitanie, zamachnął się, zakręcił w okół siebie, po czym machnął ręką w jego strone, posyłając falę energii.
-
Tobie akurat chętnie przyłożę. -stwierdził Jankovic składając ze sobą ręce i celując w fale pędząca w jego stronę. W dłoniach pojawiły się otwory, z których wyleciały delikatne stróżki śmierdzącego gazu. Po chwili z wielkim ciśnieniem wystrzelił z nich płomień, który miał pochłonąć atak jak i samego byłego prezydenta. Żuk bombardier to naprawdę ciekawe stworzenie o ile się go powiększy.
Atak wyparował. Okamijin oczywiście nie. To byłoby za łatwe.
Mężczyzna w dość przewidywalny sposób odskoczył od ataku. Był teraz w powietrzu, przyjżał się Borysowi, wyprostował nogę i...pchnięty nieznaną siłą poszybował w jego stronę niczym pocisk.
Rosjanin, będąc wprawnym bokserem i zwyczajnie widząc co robi jego przeciwniki, krokiem w bok po prosut ominął atak.
-
Pierwsze Cybercore było wygrawerowane w maszynie. To w Tokyo testowano efekt rdzenia na AI. - rzeł Okamijn.
-
Ciekawe...czyli wiecie czego szukam. -zainteresował się Borys, gdy jego skóra przybrała czarno kolor. Pokryły ja łuski, a ciał ostało się bardziej giętkie. Dłoń Rosjanina wystrzeliła w stronę głowy Okamijina by spórbować chwycić ją i przycisnąć do ziemi. -
Po co ta szopka Albert? -zwrócił się Rusek do gargulca, nie zerkając nawet w jego stronę.
-
Chciałem porozmawiać. Ale ktoś tu ma robaki w dupie. - mruknął spokojnie gargulec, niezbyt przejęty sceną Okamijina, którego twarz zbliżała się do ziemi, gdy nagle odleciał na drugą stronę wieży, pchnięty cholera wie czym i wyrwany z ręki Borysa.
“Prezydent” zaśmiał się. -
Yoki, wtedy jeszcze mafiozo, zniszczył pierwszy rdzeń z uwagi na jego zasadniczy problem funkcjonowania. Chciał wywołać rozłam sam z siebie, w niedogodnym miejscu. Pan Yoki o tym nie wiedział, myślał, że powstrzymuje tylko jakiegoś tępego terminatora. - uśmiechnął się, wzruszając barkami. -
Doktorki stwierdzili, że rdzeń faktycznie chce się uruchomić, do stopnia w którym zmusił do tego nawet androida. Wysłano go więc w najmniej stabilne miejsce galaktyki: czarną dziurę.
Borys kiwnął głowa po czym włożył ręce do kieszeni. -
Dobrze, więc porozmawiajmy Albercie. -stwierdził mężczyzna. -
Nie mam ochoty na ta bezcelową walkę, lot trochę trwał a ja jestem znurzony, wszechobecną głupotą. Może ty jako przedstawiciel odrębnego gatunku, zadowolisz żądze mego umysłu. -stwierdził Jankovic ignorując szaleństwa byłego prezydenta.
Albert przytaknął skinieniem głowy po czym dokończył to, co mówił Okamijin:
-
Normalnie czarna dziura nie jest w cale czymś aż tak niestabilnym. Chyba, że wybierzesz taką, która jest blisko upadkowi. Ciekawe myślenie: uda się, to będzie fajnie i wyślemy następny. Nie uda się, to rdzeń zniknie razem z swoją dziurą. To właśnie zapaść czarnej dziury, która była przez moment łącznikiem między wymiarowym, zrobiła dziurę nie w kosmosie, tylko entropii. - zakończył bajeczkę spoglądając leniwie na swojego wybrańca, a potem na rosjanina. -
Resztę już znasz. Wygląda na to, że my mamy małe niedogodności, a ty jesteś w dupie. Chcesz sobie pomóc? - spytał uczciwie. -
Pomożesz nam wygrać bitwę o tron. Jeżeli ta cholera zawiedzie, to weź go sobie. Jak już się na tym skończy, to będę miał cały cykl aby namówić cię do robienia po mojemu, a nie po twojemu.
-
Chcesz mnie posadzić na tronie, pozwolić stworzyc własny świat a potem cały cykl namawiać na coś innego. Brzmi to dość utopijnie, nie sądzisz? Gdzie jest haczyk Albercie. - zapytał Jankovic krzyżując ręce na piersi.
-
W tym, że pewnie nie trafisz na tron. Powiedziałem: Jak ten pajac zawiedzie. - przypomniał szkielet. -
Dobrze wiesz, że mnie nie oszukasz niezauważony. - uśmiechnął się lekko. -
Lepsze to niż nic, eh? Zresztą, nasze wizje pewnie nie są aż tak odległe.
-
Ufasz mu? -Borys zerknął na zielonowłosego. -
Powalonemu prezydentowi, który zdradził każdego kogo się dało? Jest w tym wypadku taki jak ja, powinieneś wiedzieć, że na pewno ma swoje cele. -stwierdził człowiek krewetka.
-
To nie jest Roland. - zaprzeczył Arnold. -
To jego dusza Borysie. Dusza, która przejęła rolę świadomości. Jedyny aspekt Rolanda który nieprzerwanie mnie słuchał. Na pewno ufam mu bardziej, niż nieudanemu eksperymentowi.
-
Nie nazywaj mnie nieudanym eksperymentem. -odwarknął Borys, jednak spiął mięśnie na chwile uciszając swój wewnętrzny gniew. -
Dobrze… niech będzie. Jeżeli on zawiedzie, ja przejme tron. -zgodził się na warunki Alberta, po czym zmienił temat. -
Potrzebuje biocore, długo byłes w towarzystwie prezydenta i innych..wiesz gdzie mógłbym go zdobyć? Albo przynajmniej plany jego produkcji?
-
Jeżeli chodzi o biocore, są dwa modele. Soul ransfer opatentował Arnold. Soul Transform był inwencją Zolfa...choć dużą część technologii ukradł od Steinera. - bez trudu wyjaśnił Arnold.
-
To wiem. -odparł zirytowany Rosjanin. -
Chodzi mi o to gdzie mogę znaleźć model, lub plany jego produkcji. Chcesz bym ci efektywnie pomógł, to będzie mi to potrzebne.
-
Zrobili je Zolf i Arnold. Kto ma mieć plany czegokolwiek jeżeli nie oni? - spytał ironicznie szkielet. -
Jeżeli w ogóle mają jeszcze jakieś kopie. Patrząc przy zniszczeniach w bazie Geenie, nie sądziłbym aby zostało coś z zapisków o soul transfer.
-
Czyli trzeba złapać Zolfa. -podsumował Borys. -
Masz jakiś sposób by go wykryć? -Rusek spojrzał pytająco na przerośnięty szkielet.
-
Nie mam - przyznał. -
Nie przewidziałem, że ktoś znajdzie zapieczętowany fragment. Nie podejmowałem więc żadnych przygotowań.
Rosjanin prychnął cicho. -
Dobra potrzebuje laptopa, lub innego komputera. -stwierdził Jankovic. -
Namierze go, ale będe potrzebował szybszej formy transportu niż moje skrzydła. -dodał.
-
Mamy odrzutowiec. Jest na lotnisku tokijskim w prywantych hangarach. Będziemy tam czekać. Komputer sam sobie znajdź. Kup laptop albo idź do kafejki. Zamordowaliśmy twoją służbę, ale konto bankowe dalej masz.
-
Mogliście mi ich zostawić… sługusy się przydają. -stwierdził Borys, powoli unosząc się w powietrze na błoniastych skrzydłach. Miał już odlatywać, gdy coś sobie przypomniał. Spojrzał na dusze Rolanda i rzucił krótko. -
Gdzie mój wilk?
-
Skąd mam wiedzieć? - uniósł pytająco brew. -
Tam gdzie go zostawiłeś.
Rusek tylko cos prychnął, po czym załopotał skrzydłami ruszając by wykonać swój plan.