Wywleczono ich z niewolniczych jam w których znaleźli się kilka do kilkunastu godzin wcześniej i przy pomocy kuksańców, i kopniaków zmuszono do biegu ciemnymi tunelami Podimperium. Nie otrzymali żadnych informacji tylko kazano im biegnąć. Za nimi podążała lektyka z szarym prorokiem i oddział dziesięciu skavenów obstawy. Po kilku godzinach jeden z eskortujących ich czarnoszczurów dał rozkaz do zatrzymania się. Skręcili w boczny tunel. Po następnej półgodzinie znaleźli się w naturalnej jaskini. Tu już marszem kazano im podążać za prowadzącym skavenem. Droga wiodła lasem, po pewnym czasie przerzedzającym się i przechodzącym w polanę na której stał dom. Budynek nie wyróżniał się niczym szczególnym, no może poza tym, że sprawiał wrażenie starego. Takich się już w dzisiejszych czasach nie budowało. Poza tym przytłaczał trochę gotyckimi zdobieniami i spowijającą go mroczną atmosferą.
Tu szary prorok wysiadł z lektyki ciągnionej przez niewolników i przemówił.
- Tak więc jesteśmy na miejscu-miejscu. Spotyka was niewiarygodny zaszczyt- godność by wspomóc skavenów w toczonym przez nich boju o godne miejsce-miejsce. Jedyne co musicie wiedzieć to to, że macie wynieść z tego domostwa pewną księgę- księgę. Nie jest to zwykła książka wyróżnia się ona okładką. Znajduje się na niej żywe oko, a przynajmniej sprawiające wrażenie żywego. Będzie na was patrzyło i mrugało. Pod żadnym pozorem nie otwierajcie księgi i nie czytajcie. Gdy tylko ją znajdziecie zanieście ją nam. Będziemy tu czekać. Ci którzy ją odnajdą dostaną wolność-wolność.
Wypowiadając ostanie zdanie szary prorok Kościorwij uśmiechnął się chytrze.
- Zwrócimy wam wasze rzeczy znalezione przy was w momencie schwytania- kontynuował Kościorwij-
Jeśli ktoś z was nie miał broni zostanie w nią wyposażony. Pisk oddaj im rzeczy.
Po tych słowach kilku skavenów złożyło przed niedawnymi niewolnikami stosik przedmiotów. Jednocześnie dziesiątka skavenów z obstawy odciągnęła kurki swoich spaczeniowych muszkietów i wycelowała w drużynę. Kiedy już każdy się wyposażył Kościorwij powiedział.
- A teraz wejdźcie do domostwa. Jeśli któryś z was pojawi się bez księgi osobiście będę nadzorował jego tortury-tortury.
Chcąc nie chcąc otwarli drzwi i weszli do środka. Wnętrze było oświetlone olejnymi lampkami ustawionymi wzdłuż długiego korytarza. Mimo, że lampki dawały światło wydawało się, że nie spalają przy tym oliwy. Korytarz i wszystko w nim było pokryte grubą warstwą kurzu. Zwracały uwagę bogato rzeźbione boazerie i stiuki na suficie przedstawiające wzory roślinne. Waszą uwagę zwróciły też stuki i poskrzypywanie jakby ktoś był w domu, lub też jakby dom oddychał niczym żywy organizm. Gdy postąpiliście krok do środka przed wami zmaterializował się duch.
Zjawa zawisła w powietrzy i zaczęła bezgłośnie wypowiadać jakieś wyrazy, których nie byliście w stanie zrozumieć. Wyraz jej twarzy wyrażał udręczenie i strach, ale też determinację. Po chwili usłyszeliście wrzask jakiejś besti z górnego piętra i zjawa rozwiała się i znikła.
Po lewej i prawej stronie korytarza znajdowały się drzwi. Te po prawej stronie były otwarte. Zajrzawszy przez otwarte drzwi dostrzegliście duży stół z ustawionymi przy nim dziesięcioma krzesłami. Na stole kusiła srebrna zastawa i świeczniki. Drzwi po lewej stronie były zamknięte. To samo dalej w głąb korytarza.