Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2014, 22:35   #6
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Przebudzenie nie należało do najprzyjemniejszych. Co prawda zdarzało się jej otwierać oczy w gorszych miejscach niż wygodne łóżko z satynową pościelą, lecz nie o komfort mebla tu chodziło. Coś zdecydowanie było nie tak. Półprzytomna próbowała pozbierać myśli, znaleźć źródło problemu. Pogrążony w resztkach koszmaru umysł działał powoli i opornie, nie chcąc podjąć współpracy bez uprzedniego roztrząsania szczegółów snu. Te, choć realne i niepokojące, szybko rozwiewały się, zapadając w mglistą otchłań niepamięci, wypychane rosnącym uczuciem dyskomfortu. Próbowała poruszyć palcami u stóp, te jednak pozostały głuche na jej rozkazy. Przestraszona uniosła się odrobinę, zezując na swoje nogi, a przez jej głowę przemknęły dziesiątki niezbyt przyjemnych wniosków - od nagłego nocnego paraliżu, po wizję maniakalnego sadysty, który zakradł się pod osłoną ciemności i pozbawił ją dolnych kończyn. Przyczyna problemu okazała się jednak niegroźna, a widok winowajcy nawet dziewczynę ucieszył.

-Ochłap zejdź ze mnie - ziewnęła, próbując zepchnąć z siebie olbrzymie psisko, leżące bezwstydnie w poprzek łóżka i gwiżdżące na to kogo akurat przygniata swoimi gabarytami. Płowy mastif angielski otworzył jedno oko i z wyrzutem raczył przesunąć się odrobinę, uwalniając jej nogi spod ciężaru słusznych stu kilogramów. Drugi pies w tym czasie skorzystał z okazji i rozprostował grzbiet, układając łeb na zwolnionej poduszce, jak gdyby nic wyjątkowego się nie działo i miał do tego wszelkie prawa.


Dziewczyna westchnęła ciężko wiedząc, że o dalszej drzemce może sobie co najwyżej pomarzyć. Bestie nie dadzą łatwo za wygraną, a ona nie miała serca siłą wywalać ich na podłogę. Doskonale zdawała sobie sprawę, że to wszystko jej wina. Uczyła je spać w łóżku od szczeniaka, nie miała więc im za złe takiego zachowania. Kochała oba czworonogi i jeśli ceną za ich obecność musiał być ból pleców i niewyspanie cóż...mogła ją płacić każdorazowo, gdy tylko nocowała u Daniela.

-Mam przed sobą ciężki dzień i pół kraju do przejechania. Weź to pod uwagę, chociaż tak trochę - starała się przemówić do psiego rozsądku i empatii, lecz równie dobrze mogła próbować dyskusji o kursie funta irlandzkiego. W ramach zadośćuczynienia wielki jęzor przejechał po jej twarzy, pokrywając skórę śliną od koniuszka brody po czubek czoła, po czym ciężki łeb wylądował na podkulonych nogach. Z drugiej strony natomiast usłyszała głośne chrapanie, którym Paco oznajmiał jak bardzo jest zajęty spaniem i co za tym idzie, nie docierają do niego żadne logiczne argumenty.

- Słowo honoru, oddam was chińczykom jako cielęcinę w pięciu smakach - rzuciła groźbą, lecz powagę słów psuła czułość z którą je wypowiedziała.
Wstała z łóżka i na sztywnych nogach przeszła powoli do łazienki, przytrzymując się ścian. Zdrętwiałe kończyny dawały o sobie znać przy każdym kroku. Skurcze i nieprzyjemne mrowienie atakowały ją gdy tylko unosiła i opuszczała stopy, zmieniając krótką trasę w spacer paralityka. Tupiąc i podciągając palce ku górze, rozchodziła w końcu zastałe mięśnie. Wymagało to zrobienia dwóch kółek pomiędzy brodzikiem a drzwiami, alby było warto. Stojąc już pewniej i stabilniej, mogła zacząć przygotowania do podróży. Szybki prysznic, make-up, przyszykowane dzień wcześniej ciuchy - plan wykonała ekspresowo, nie chcąc marnować więcej czasu niż to absolutnie konieczne. Pogłaskała jeszcze na pożegnanie oba brytany, po czym z plecakiem w dłoni opuściła sypialnię. Cicho niczym złodziej przeszła przez korytarz, dziękując w duchu za puchaty dywan tłumiący odgłos kroków. Stąpając ostrożnie zeszła po schodach, pamiętając by pominąć skrzypiący niemiłosiernie stopień, ten trzeci od góry. I już myślała, ze udało się jej wymknąć niepostrzeżenie, gdy usłyszała ciche chrząknięcie.

-Wynosisz coś cennego, że się tak skradasz? - głos Daniela doleciał do niej od strony salonu. Plan nie wypalił, zresztą powinna się spodziewać, że ten dupek nie puści jej ot tak, bez wcześniejszego pożegnania. Gdy chciał, potrafił być naprawdę upierdliwy. Złościło to ją koszmarnie, ale w głębi duszy wiedziała, że chce dla niej jak najlepiej. Praca w policji wyrobiła w nim paskudny nawyk czarnowidzenia i pakowania całej rodziny do worków na zwłoki, gdy tylko ktoś nie odpowiadał na smsy, albo nie odbierał telefonów...a ona zawsze miała problem z obiema tymi czynnościami...
Odetchnęła zrezygnowana i poczłapała normalnym krokiem w jego kierunku. Jednak nie ominie jej odprawa i zawsze ta sama pouczająca gadka o niebezpieczeństwach, dobrym prowadzeniu się, oraz pilnowaniu przede wszystkim własnej skóry.
- Cześć, nie chciałam cię budzić. Słyszałam jak wracasz nad ranem - powiedziała, stając w progu.


Powód jej złego nastroju siedział spokojnie na kanapie, dzierżąc w dłoni kubek kawy i zerkając na dziewczynę znad gazety.
- Na stole masz prowiant - mruknął, mrużąc podkrążone oczy i wrócił do przerwanej lektury.

Zaciekawiona przeszła przez pokój i zajrzała do kuchni, by po chwili parsknąć cichym śmiechem. Na blacie leżały kanapki, opakowane srebrną folią i zamknięte w przeźroczystej torebie na dowody. Skubana miała nawet oznaczenia głównej komendy dublińskiej policji.
- Naprawdę? - spytała, nie mogąc opanować szerokiego uśmiechu - Jeszcze ktoś pomyśli, że zwinęłam je w miejsca zbrodni, okradając państwo i jakiegoś martwego frajera.

- Solidny plastik, porządne zapięcie strunowe. Możesz używać plecaka jako poduszki, albo walnąć nim kogoś w łeb. Ubrania się nie pobrudzą, ani nie prześmiardną rybą - mężczyzna odparł tonem wyjaśnienia, upijając łyk kawy - Majonez, łosoś i ogórek, o ile dobrze pamiętam.

- Jesteś kochany - wyburczała w podziękowaniu, ładując jedzenie do bocznej kieszeni plecaka. Nawet pamiętał co lubi…

- I jeszcze jedno - wstał z kanapy, uprzednio składając pedantycznie gazetę na pół i odkładając ją na stolik. Dziewczyna jęknęła w duchu, szykując się na dłuższy monolog. O dziwo zamiast zacząć zwyczajową gadkę, Daniel wyciągnął zza pleców małe, czarne pudełeczko obwiązane niebieską wstążką - Dupy nie urywa, ale w razie problemów da ci czas potrzebny na wezwanie pomocy - westchnął, wciskając w drobne dłonie prezent. Odpakowała go prędko, a jej oczom ukazał się paralizator, leżący grzecznie na piankowej wyściółce.

- Nie idę na wojnę. Wiesz o tym, prawda?- spytała, choć było to pytanie retoryczne. Miała jedynie nadzieję, że sprzęt nie został “zarekwirowany” jakiemuś patrolowemu krawężnikowi.

- Znam cię, Erin - nie patrząc na sprzeciw odebrał od niej plecak i zarzucił go na własne ramię - Chodź, podrzucę cię kawałek

-A nie powinieneś się przespać chociaż z pół godziny?

-Sen jest dla jednostek słabych - brunet parsknął przez nos, uśmiechając się wyjątkowo paskudnie. Dziewczyna wzdrygnęła się odruchowo i ze ze szczerego serca zaczęła współczuć wszystkim jego podwładnym.
Czekał ich bardzo ciężki dzień.

***
Pozbywszy się swojego nadzorcy, Erin szybko znalazła inny środek transportu. Uwielbiał jeździć stopem i posiadała doświadczenie w łapaniu okazji do darmowej podwózki. Myk polegał na tym, by wyglądać niegroźnie i broń boże wulgarnie. Zbyt wyzywający ubiór kojarzył się jednoznacznie, a przecież chciała dojechać do celu w jednym, niezgwałconym kawałku. Niepotrzebne komplikacje po drodze jedynie by ją opóźniły. Co jak co, ale nie chciała się spóźnić. Szanowała czas innych ludzi, wymagając tego samego od nich. Przez brak punktualności zakończyła już niejedną, dobrze zapowiadającą się znajomość.
Szczęście uśmiechnęło się do niej już na starcie. Trafiła na młodego studenciaka, wracającego do domu po egzaminach. Chłopak był całkiem miły, choć nie do końca w jej typie. Najważniejsze jednak, że mieszkał w Tuam. Stamtąd miała przysłowiowy rzut beretem do Lough Corrib, to wystarczyło. Przez kilka godzin oboje wymieniali się dowcipami i zabawnymi anegdotkami z życia i, nim Erin zdążyła na dobre ochrypnąć od śmiechu, znaleźli się w małym, spokojnym miasteczku. Pożegnała się, obiecując że kiedyś go odwiedzi, po czym ruszyła na piechotę wzdłuż szosy.

***


Czerwone autko pojawiło się na horyzoncie akurat w momencie, w którym nogi dziewczyny powoli acz nieubłaganie zaczęły domagać się o odpoczynek. Siedząca za kierownicą blondynka tryskała takim entuzjazmem, że aż ją zatkało.
- Nareszcie jakaś przyjazna dusza! Bóg mi świadkiem, nienawidzę sama podróżować, a jazda z tym nicponiem - kobieta ruchem głowy wskazała na tylne siedzenie, gdzie dziecko XXI wieku z otwartymi ustami, podskoczyło na siedzeniu, mocniej przyciskając guziki, jak by ten gest i ruch miał pomóc jego postaci poruszającej się na niewielkim kolorowym wyświetlaczu - To nawet gorzej niż jazda samemu.

Coś za dobrze mi idzie - pomyślała, pakując się na przednie siedzenie.

-To dokąd pani zmierza ? - zapytała blondynka, gdy Erin już stosunkowo wygodnie umieściła wielki plecak w nogach swojego siedzenia, a sama dopasowała się do pozostałego miejsca z ulgą przyjmując możliwość wypoczynku dla twoich stóp. - Na imię mam Briana ale możesz mówić mi Bri , a to grzeczne dziecko na tylnej kanapie to Nathan - Dodała ostrożnie wracając na drogę.

- Jaka tam pani, Erin jestem - uśmiechnęła się z wdzięcznością, otwierając okno - Dzięki, że mnie zabraliście. Idę od paru godzin i już dłużej nie dałabym rady. Kto by pomyślał, że to jezioro jest tak daleko? Na mapie wyglądało na mniejsze.

- Jezioro? Jedziesz nad Lough Corrib - Bri nie odrywała wzroku od jezdni przed sobą.

- Na to wygląda. Naczelny stwierdził, że skoro dostałam urlop to przy okazji mogę przesłać mu coś o miejscowych aktrakcjach i zabytkach. W końcu i tak będę się włóczyć, więc co mi szkodzi? - Erin pokręciła głową, bolejąc nad głupotą szefa.

- Pracujesz w gazecie?

-The Irish Times, jestem dziennikarką. Chcąc nie chcąc, piszę przewodnik turystyczny po miejscach w Irlandii wartych odwiedzenia. Loch Corrib to podobno wyjątkowo uroczy obszar. Jego nazwa wzięła się od nawigatora Orbsena Mac Alloida, nazywanego Synem Morza...wybaczcie, czasem nie panuję nad słowotokiem. Taki zawód- wskazała leżący na jej kolanach aparat, po czym zmieniła gładko temat - A co wami, czyżby wakacje nad wodą?

- Zgłosiłam się na jakiś śmieszny eksperyment - Blondynka za kierownicą parsknęła, po czym nagle spoważniała - W sumie dobrze się to w czasie złożyło, bo no niedobrze zaczęło się dziać...i dlatego musiałam wziąć ze sobą syna.

Dziewczyna uśmiechnęła się szczerze, po raz kolejny nie mogąc uwierzyć we własny fart.
-Neil O’Maley? - spytała jedynie, na co jej towarzyszka zacieszyła się okropnie i sięgnęła do schowka pasażera. Szybko jednak zorientowała się jak niebezpieczne co robi. Włączyła kierunkowskaz i zjechała na pobocze. Dopiero będąc w bezpiecznym miejscu wyciągnęła znajomo wyglądającą mapę.
- Co cię skłoniło do wzięcia udziału w tej zabawie? Wyglądasz na osobę twardo stąpającą po ziemi - Erin zadała kolejne pytanie, gdy ponownie ruszyli.

- A tam, tak jakoś wyszło - zerknęła przez ramię na siedzącego z tyłu syna i potarła palcem ślad po obrączce. Dziennikarka nie potrzebowała nic więcej. Powtórzyła gest Bri, po czym uniosła rękę do twarzy, rozmasowując nieistniejącego siniaka. Patrzyły chwilę na siebie w ciszy.
- Wiesz co? Wstąpmy gdzieś na kawę. Nigdy tu nie byłam, ale z chęcią rozprostuję nogi. Nie jestem dobrym kierowcą, nie potrafię się skupić na gadaniu i prowadzeniu. Usiądziemy, pogadamy chwilę nim zacznie się cała zabawa.

-Jasne,dobry pomysł - Erin przytaknęła. Chciało się jej palić, a dzieciaka truć nie zamierzała - Niedługo powinna być stacja beznynowa, przynajmniej według znaku cośmy go minęły…

-To tam był jakiś znak?
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 14-05-2014 o 10:08.
Zombianna jest offline