Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2014, 17:38   #7
Tiras Marekul
 
Tiras Marekul's Avatar
 
Reputacja: 1 Tiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnie
Otwarte okno na noc sprawiło, że rankiem wewnątrz pokoju panował przyjemny chłód. Ptaki już dawno zaczęły ćwierkać, kilka owadów wleciało do pokoju bzycząc nieznośnie. Richard leżał na łóżku przykryty od pasa w dół. Leniwie otworzył powieki, odkleił policzek od zimnej poduszki i rzucił okiem na elektroniczny zegarek stojący na szafeczce nocnej – wskazywał 8:36. Po raz pierwszy od bardzo dawna mógł pospać odrobinę dłużej, nie zrywając się z powodu wrzeszczącego budzika sygnalizującego, że czas do pracy. Odwrócił się na plecy czując przyjemny chłód prześcieradła. Wokół lampy zwisającej z sufitu centralnie na środku pokoju latały dwie tłuste muchy, chaotycznie wirując co jakiś czas w bzyczącym tańcu. Zza okna dobiegały dzięki przejeżdżających samochodów, zmierzający do pracy ludzie maszerowali rytmicznie bijąc o chodnik.

Poranny prysznic odświeżył jego zaspany umysł - jak co rano zresztą. Codzienny rytuał pozostał jednak ten sam. Biały podkoszulek i taka sama koszula włożone w jasnoniebieskie dżinsy ściągnięte czarnym, skórzanym paskiem. Odrobina perfum o intensywnym zapachu w okolicę szyi po poprawieniu zarostu nie zaszkodzi. Włosy zaczesane do góry. Nigdy nie brakowało mu elegancji, nauczył się tego w Nowym Jorku i tak zostało do teraz. Mimo stonowanego kolorystycznie ubioru było w nim coś, co przykuwało uwagę. A może po prostu dbał o siebie...

Niestety trudno mówić o dbaniu o mieszkanie. Panuje w nim artystyczny nieład - jak to Richard zwykł mawiać. Nie lubił robić porządków, nigdy nie miał na to czasu. Butelki po napojach ulokowane na stoliku w salonie lub wokół laptopa, zdawało się, były standardem. To samo niepozmywane naczynia w zmywarce czy brudne ubrania na podłodze. Jedyne o co dbał, to by mieć w co się ubrać. Raz w tygodniu przychodził czas na drobne ogarnięcie tego wszystkiego, jednak zwykle kończyło się to na włączeniu zmywarki i pozbieraniu ubrań oraz wypraniu ich oraz oporządzeniu by były gotowe na resztę tygodnia. W życiu Richarda brakowało kobiety, która pomogłaby mu ogarnąć to wszystko.

Spakował się poprzedniego dnia. Wyprał potrzebne ubrania, wyprasował i umieścił w torbie zawieszanej na ramię. Była dość pokaźnych rozmiarów by mogła pomieścić wszystko co potrzebne. Trzytygodniowy wyjazd wymagał jednak pewnego nakładu pracy, by wszystko mogło pójść sprawnie. Kilka par spodni, kilka koszul w różnych tonacjach (od gładkich po dwie hawajskie), pasujące do koszul podkoszulki i t-shirty. Kilka bluz, kurtka na deszcz i oczywiście bielizna. Kosmetyki spakował dopiero po porannej toalecie nie zapominając o niczym. Wziął też rewolwer ojca i 24 pociski, który wcisnął w ręcznik oraz ładowarkę do telefonu. Ostatni raz rzucił okiem na mieszkanie i wyszedł.

Samochód stał na parkingu przed kamienicą. Richard starł z dachu kilka liści i wyciągnął ulotkę wciśniętą za wycieraczkę. Auto stało w cieniu więc nie nagrzało się wewnątrz. Przyjemny zapach odświeżacza powietrza idealnie maskował zapach papierosów które Richard palił w przerwach. Odpalił samochód, niebieska Honda Civic rozbrzmiała szczęśliwa. Zegarek na desce rozdzielczej wskazał godzinę 9:28.
- Cześć. Podjadę po Ciebie za jakieś 10 minut – powiedział Richard przez telefon do Murphy'ego. - Musze jeszcze podjechać kupić zapas papierosów.
- Nie ma problemu, będę czekał – odpowiedział mu McManus.

Taksówkarz uwinął się bardzo szybko i chwilę później zgarnął Murphy'ego z ulicy. Kupiona rakieta fajek wylądowała w torbie. Droga przebiegła w milczeniu, było za wcześnie by gadać. Towarzystwo ożywiło się dopiero po zgarnięciu drugiego pasażera, pokazującego magiczne sztuczki w niezbyt dogodnych warunkach. Być może były one dobre, jednak Vance skupiał się bardziej na drodze niż na wyczynach magika z odbicia w lusterku. Po wyjeździe z miasta Richard przyspieszył, droga była pusta i można było trochę wycisnąć. Niespełna godzinę zajęło im dojechanie do celu. Niepozorny samochód, który wydawać by się mógł stary, na swój sposób mknął po szosie niczym diabeł wcielony. Stare melodie przygrywały komponując się z niezbyt licznie zamieszkanym terenem, urozmaicając podróż.
 
__________________
Ph’nglui mglw’nafh Cthulhu R’lyeh wgah’nagl fhtagn.
Tiras Marekul jest offline