Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2014, 09:43   #69
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Z pomocą MG.

Estel nie odwróciła wzroku kiedy Llariel zagłebiała sztylet w gardle Paeli. Czuła się częściowo odpowiedzialna za tą sytuację. W końcu podejrzawała kim jest jeden z napastników ale z drugiej strony cóż mogła powiedzieć? Nawet nie wiedziała czym zajmował się Saever. Mogła jedynie podejrzewać, że był magiem ale pewności nie miała. Nie powiedziałaby nic co mogłoby grupie pomóc, dlatego milczała. Gdy dusza Paeli odeszła kapłanka przyklekła i rozpoczęła cichą modlitwę.
- O Anghharadh Pani nasza. Przyjmij proszę duszę naszej drogiej Paeli by mogła odpocząć i sił nabrać przed powrotem, gdy nastanie czas. Była dzielna i szczera miej ją w swej opiece Pani i zwróć nam gdy nadejdzie czas. Niechaj tak się stanie zgodnie z Twą wolą gdy nastanie czas.
Trwała tak jeszcze chwilę, by w końcu podnieść się i spojrzeć na pozostałych ruesti.
- Będę się za nią modlić. Tylko znajdźmy stąd wyjście by jej ofiara nie poszła na marne. - Odezwała się smutnym tonem.
-Tak, chodźmy - zgodził się gnom, którym najmniej wstrząsnęła śmierć niziołki. A przynajmniej najmniej dawał to po sobie poznać.

Estel w ciemnościach widziała niewiele, dlatego musiała trzymać się bardzo blisko Llariel. Elfka wyglądała na bardzo wstrząśniętą, po policzkach wciąż ciekły jej łzy. Jak wszystkie fey, tak i ona podchodziła do świata emocjonalnie. Mimo to pewnie dzierżyła w dłoniach łuk i rozglądała się czujnie, wietrząc wrogą napaść. Filvael zaś... cóż, Filvael zniknął. Gnomy miały wiele umiejętności, ale talent do iluzji był prawdopodobnie największym darem, jaki otrzymali od bogów. Magicznie skryty przed wzrokiem i słuchem prawdopodobnie udał się już na zwiad, szukając drogi do wyjścia. Pojawił się dopiero po kilku minutach, by zdać krótki raport. W tym czasie Aedd'aine mogła zorientować się trochę w otoczeniu. Zdawało się, że przebywała w naturalnie wydrążonym w ziemi tunelu, ale ściany i sklepienie przecinały grube gałęzie, utrzymujące wszystko w miejscu. Magia fey potrafiła tworzyć podziemne budowle z równą wprawą, co łopaty i kilofy krasnoludów, czego najlepszym, choć wstydliwym przykładem były siedziby mrocznych elfów.
-Ten korytarz ciągnie się jeszcze przez sto stóp, a potem zakręca do wielkiej sali - wyszeptał gnom. -Po drodze jest kilka bocznych, pustych pomieszczeń i schody prowadzące wgłąb. Dobiegają z nich jakieś hałasy, lepiej szybko je ominąć.
Uzbrojone w tę wiedzę kobiety przyspieszyły kroku i faktycznie wkrótce wkroczyły do dużej sali, której przeciwny koniec otwierał się na prowadzące ku powierzchni schody, jeśli można było to wywnioskować ze słabego światła, które się tam sączyło. Samo pomieszczenie usiane było przez resztki drewnianych regałów i szaf. Przy nieuważnym kroku pod nogami szeleściły zwęglone resztki stronic, albo okładek ksiąg, które niegdyś mieściła biblioteka. Inwazja fomorian wymierzona była na równi w życie wyznawców Dworu Seldarine, jak i ich kulturę. Cała trójka próbowała jak najciszej zbliżyć się do wyjścia i była nie dalej jak trzydzieści kroków od niego, gdy w sali rozległ się przepełniony smutkiem, męski śpiew.

W zeszły dzień
Wszystkie troski me odeszły w cień
Teraz znowu ranią mnie jak cierń
Chcę by wrócił zeszły dzień

Serce eladrinki podskoczyło do gardła, bowiem w przeszłości bardzo często słyszała, jak ten sam głos nucił dla niej rzewne ballady.
Ten sam głos, który szeptał jej do ucha czułe słowa, ten sam który dla niej śpiewał, ten sam który tylko dla niej nabierał niezwykłej głębi… NIE! Musiała się opanować. Musiała przeciwstawić się temu żarowi, który zaczynał niebezpiecznie rozpalać się w jej wnętrzu, a także panicznemu strachowi odbierającemu zdrowy rozsądek.
- Uciekajcie - szepnęła do ruesti stając tak, by spróbować odgrodzić ich od Saevera i z szaleńczo bijącym sercem zaczęła rozglądać się po sali.

Czemu odeszła w dal
Jaki miała do mnie żal
Musiałem źle coś rzec
Chcę by wrócił zeszły dzień

Pieśń odbijała się echem po zrujnowanej sali utrudniając zlokalizowanie źródła głosu. Llariel jednak próbowała, zupełnie ignorując ostrzeżenie kapłanki i ze strzałą na cięciwie czujnie przyglądała się wszechobecnej ciemności. Atak mógł nadejść z każdej strony. I nadszedł w momencie urwania się piosenki. I nikt tego nawet nie zobaczył. Z prostego powodu: elfkę i eladrinkę objęła nagle zupełna, nieprzenikniona ciemność. Uderzenie serca później Estel usłyszała, jak Llariel krzyczy z bólu. Nim zdążyła jednak zareagować, poczuła na gardle silny uścisk dłoni. Jej ciało na ułamek sekundy jakby straciło całą swoją wagę - uczucie doskonale jej znane, bowiem wiążące się z teleportacją. I faktycznie wkrótce przed oczami zamiast magicznej ciemności zobaczyła doskonale znaną twarz.



- Sae… - wyszeptała. Serce waliło jej jak oszalałe, z trudem opanowała chęć dotknięcia policzka mężczyzny, by pogłaskać go jak zawsze, to robiła. Patrzyła mu prosto w oczy próbując wyczytać, co siedzi w jego głowie. Elf wydawał się być wściekły, ale w jego oczach... nie. Nie w oczach. W oku. Przez czoło i lewy oczodół mężczyzny przebiegała bowiem głęboka blizna szpecąca niegdyś piękną twarz. Dłoń zaciskała się coraz mocniej na gardle eladrinki, tak że granice jej wzroku zaczęły zachodzić mgłą a mówienie stało się prawie niemożliwe. Próbowała się wyrwać w tył, ale Saever po prostu naciskał dalej, popychając ją krok za krokiem.
Przez co on musiał przejść… - pomyślała z głębokim smutkiem. Resztką sił uniosła w końcu rękę i pogłaskała mężczyznę po policzku, w kącikach oczu pojawiły się łzy. Nie walczyła, jeśli chciał ją zabić, niech to zrobi. Przynajmniej ją uwolni, nie tylko ją ale siebie samego również. Estel mogła się poddać, a Llariel była prawdopodobnie ciężko ranna, a może nawet umierająca, ale pozostawał jeszcze ktoś. I jego zaklęcie uderzyło w Saevera z całą przerażającą siłą. Zielony promień wystrzelił z różdżki Filvaela, który pojawił się jak spod ziemi raptem parę kroków za elfem, który zawył z bólu. Jego chwyt momentalnie zelżal, a Aedd'aine zatoczyła się w tył na schody.
Łapczywie wciągnęła powietrze kaszląc i krztusząc się przy tym. To ją otrzeźwiło na tyle, by przypomniała sobie, że nie była tu sama. Nie mogła się poddać dopóki Llariel i Filvael nie będą bezpieczni.
- Llariel - wychrypiała ciągle jeszcze lekko oszołomiona i ruszyła w stronę gnoma ostrożnie omijając leżącego elfa. Miała nadzieję, że zdoła przekonać gnoma do pójścia z nią i nie dobijania Saevera. Mężczyzna jednak, mimo dymiącej rany od zaklęcia, które wyżarło mu prawie całą skórę na boku, wciąż utrzymywał przytomność. Dość, aby sięgnąć do swojej magii i zniknąć pozostawiając gnoma i eladrinkę. Oraz poważnie ranną tropicielkę, w okół której rozproszyła się magiczna ciemność.
Estel nie marnując czasu rozpoczęła inkantacje lecząca tam gdzie stała.
- Testede aquodre, uiestxi, quiruebor, noa. Suonctos atueffi, quodbabus, exgoet, uipotas eut, iurita, quice, doa… - modliła się gorliwiej niż zwykle, bo wiedziała, że zawiodła. Jedyne co mogła to pomóc teraz tej dwójce z Gonu stąd uciec. Magia na szczęście pomogła. Mniej doświadczona kapłanka mogłaby nie dać rady zasklepić głębokiego pchnięcia w piersi ruesti, lecz Estel miała prawdziwy talent do leczenia. Llariel zaczerpnęła oddechu by coś powiedzieć i rozkaszlała się, ale szybko dochodziła do siebie. Gnom nie miał za to problemów z mówieniem.
-Widzisz Estel, na przyszłość spróbuj mniej krzyczeć o uciekaniu i zawierz trochę w nasze umiejętności. Ten zabójca daleko nie odpełznie, moje zaklęcie wkrótce go wykończy.
Eladrinka zbladła.
- Nie… - wyszeptała rozglądając się rozpaczliwie, by po chwili spojrzeć z powrotem na ruesti. - Wybaczcie… Nie mogę go tak zostawić…. Ja go znam… Nie wiedziałam, że tu będzie… Uciekam przed nim od 10 lat ale nie mogę go tak zostawić… Po prostu nie mogę… Zostawcie nas… Gdy tylko będę mogła, dołączę do Was... - skończyła spuszczając głowę ze wstydu i ruszając na poszukiwania.
Po tych słowach gnom jednak zgubił język. Llariel za to wykrztusiła z siebie.
-Jak to znasz go? Tego mordercę? Skoro przed nim uciekałaś, to czemu chcesz tu zostać?
Kapłanka zatrzymała się, gdyż pytanie elfki sprawiło, że zaczęła się zastanawiać. Znów ten przeklęty rytuał kierował jej działaniami? Czy po prostu nie chciała pozwolić, by ktoś kogo znała zginął, gdy ona jest w pobliżu?
- Nie chcę by zginął - powiedziała po chwili. - On jest chory… wiem, że to nie usprawiedliwia tego co zrobił… ale nie mogę tak po prostu odejść.
-Oszalałaś? - gnom spróbował ją zatrzymać. -On chciał cię udusić.
Zatrzymała się ponownie. Czy naprawdę chciał, czy byłby to w stanie zrobić? W jego oku nie dostrzegła wahania. Zadrżała i spojrzała po ruseti.
- I prawie zabił Llariel… - wyszeptała zdając sobie nagle z czegoś sprawę. Ta ciemność, która je wtedy ogarnęła. W ten sposób mogł zaskoczyć tamtą dwójkę z Gonu. Zbladła jeszcze bardziej. Saever zabił świętych, a diabeł pewnie wyssał z nich energię. Diabeł! Zamknęła na chwilę oczy oddychając powoli. Nie mogła pomóc zabójcy ruseti kosztem bezpieczeństwa i życia jej towarzyszy. Zacisnęła pięści, odetchnęła głęboko. -Wybacz Sae… - Szepnęła i spojrzała na towarzyszy.
- Dziękuję… Chodźmy stąd.. jeśli Sae tu jest, to i pewnie diabeł, z którym współpracował też… Nasi przyjaciele mogą nas potrzebować. - Widać było, że stoczyła jakąś wewnętrzną walkę i choć kryzys minął, to czuła się przytłoczona koniecznością podjęcia takiej decyzji.
-Diabeł? - Wspaniały Gon spojrzał po sobie, ale nie zadawał dalszych pytań. Eladrinka odnosiła wrażenie, że chyba uznali, że ostatnie wydarzenia trochę za bardzo nią wstrzasnęły. Nie tracili zatem dalej czasu i ruszyli ku schodom. Prowadził gnom i kiedy tylko postawił stopę na pierwszym stopniu ściany wokoło rozjażyły się magicznymi symbolami, a Filvaela odrzuciło na kilka stóp w tył, tak że upadł boleśnie na plecy.
Podeszła szybko do gnoma chcąc sprawdzić, czy nic mu nie jest. Na szczęście bariera jedynie go odrzuciła nie czyniąc dodatkowej szkody. Spojrzała na przejście zagryzając wargi.
- Nie puści mnie tak łatwo... - Zbliżyła się do ściany i delikatnie pogładziła ją dłonią w miejscu gdzie dostrzegła znaki. Teraz, gdy bariera znów była nieaktywna, sigile były ledwo dostrzegalne. W ciemności podziemi kapłance trudno było je odcyfrować, ale jednak jej się udało. Schodek, ściany i sufit tworzyły krąg ochronny, nie pozwalający umarłym na przejście. Na Estel jednak magia ta nie miała najmniejszego nawet wpływu.
Uniosła lekko brew ze zdziwienia.
-Ta bariera chroni przed umarłymi - powiedziała do ruesti. - To wygląda jakby na Was czekali... I albo nie chcieli Was tu wpuścić bądź stąd wypuścić...- zagryzła wargi próbując się skoncentrować. Uparcie powracające myśli o Saeverze potrzebującym pomocy nie pomagały. - Możliwe, że wyżej czeka na nas podobna niespodzianka jak przy wejściu... - westchnęła cicho. - Zaczynam się zastanawiać czy oni nie mieli wobec Was jakichś większych planów i tamto morderstwo nie było przypadkowe...
Aedd'aine była przekonana, że gdyby miała dość czasu byłaby w stanie rozproszyć magię tworzącą ochronną barierę. Czas jednak był luksusem, na który obecnie nie mogli sobie pozwolić.
-Nie możemy tu stać i dumać nad zaklęciem - stwierdził Filvael podnosząc się z ziemi. -Ten twój cały... znajomy... jeśli moje zaklęcie go nie zabiło, to pewnie już zaalarmował resztę swojej morderczej kompanii. Musimy się stąd zabierać i to migiem.
-My, tak - zgodziłą się Llariel. -Ale Estel może wydostać się na zewnątrz i spróbować sprowadzić pomoc.
Chciała zaprotestować, że ich nie zostawi samych ale przypomniała sobie jak gnom doskonale potrafił sie ukrywać. Może bez niej będą mieli większe szanse? Poza tym coraz trudniej było się jej powstrzymywać od chęci pobiegnięcia na poszukiwania Saevera. Czuła się rozdzierana sprzecznymi odczuciami. Część z niej pragnęła pomóc mrocznemu za wszelką cenę, ale druga doskonale zdawała sobie sprawę, że pomysł ten narażał ich wszystkich na niebezpieczeństwo. Zagryzła wargi ale pokiwała lekko głową.
- Dobrze… choć wcale mi się nie podoba, to że Was tutaj zostawiam… - spojrzała z wyraźnym rozdarciem na towarzyszy. - Uważajcie na siebie, proszę. Wrócę jak najszybciej - z tymi słowami ruszyła ostrożnie schodami na górę.
Pomna na wszystkie pułapki, na jakie dotychczas trafiła, kapłanka szła powoli noga za nogą po schodach. Nie były one ani zbyt strome, ani za wysokie, ale jakby jakaś bariera odepchnęła ją jak gnoma, to mogłaby sobie zrobić poważną krzywdę spadając. Przyglądała się przez to uważnie wszystkiemu na około, usiłując dostrzec jakieś zdradzieckie, magiczne runy. Na szczęście dotarła na górę bez nieprzyjemnych przygód. Otworzyły się przed nią ruiny z zawalonym dachem, przez który sączył się księżycowy poblask. Resztki posadzki, która kiedyś tworzyła podłogę budyneczku, były tak popękane, że wyrosła między nimi trawa pokrywałą niemal całą powierzchnię. W ścianach ziały otwory po rozsypujących się oknach, a także drzwi prowadzące na zewnątrz.
Rozejrzała się uważnie i powstrzymując chęć, by pobiec ruszyła ostrożnie w kierunku drzwi. Musiała bardzo się koncentrować na samym chodzeniu, bo jej myśli ciągle uciekały do tego co się wydarzyło. Teraz gdy otrząsnęła się z pierwszego szoku najchętniej wyniosłaby się z wyspy. Strach ściskał jej gardło, ale powtarzała sobie, że musi pomóc Llariel i Filvaelowi. Wystarczy, że zostawiła Saevera. Musi im pomóc.
Pułapek w zrujnowanym budynku również nie było, a przynajmniej eladrinka na nie nie natrafiła i w końcu z westchnieniem ulgi wydostała się na zewnątrz.

__________________________________________________ ____________

Obrazek ze strony Dark Elf by Sinto-risky on deviantART
 
Blaithinn jest offline