Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-04-2014, 03:53   #61
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Gnom, elfka, niziołka i cała reszta. Odłamek czuł się jak w jakieś menażerii, ponownie prawie jak w Sigil. Mikro Sigil, zagęszczonego do jakiegoś zapomnianego zaułka, który zaczął przenikać z jednym z planów. Pełno cielesnych dookoła i nikogo z jego rodzaju lub przynajmniej do niego podobnego. Mimo wszystko była to jakaś oaza spokoju w tym nieprzewidywalnym dla niego miejscu. Teraz z kolei miał pomóc w odgadnięciu co, lub kto zabił dwójkę towarzyszy reszty zebranego tu towarzystwa. Całkiem niebezpiecznego jak się zdawało. Fakt że nie chcieli ich zabić uznał więc za okoliczności sprzyjające. O samym Wspaniałym Gonie słyszał nieco, głównie legendy czy opowieści. Spotkać legendę bez żadnych ozdobników bardów zawsze było pouczającym doświadczeniem, to na przykład uczyło, że da się ich zabić.


Po wszystkich powitaniach i zaprowadzeniu do namiotu, zajął się oglądaniem ciał. Na początek, zawiesił kulę światła, żeby mieć dobry widok. Nie znał się na ruesti, ale kilka rzeczy było nienaturalnych. Nienaturalnych nawet jak na nieumarłych się znaczy. Najgłębsze rany faktycznie zdawały się być po ostrzach. Na pewno nie mieczach, ale sztyletach lub długich nożach i owszem. O ile była to stal lub coś stworzone humanoidalną ręką. Reszta wskazywała mu raczej na coś innego, rany szarpane, ślady pazurów, może szponów, ciężko było mu powiedzieć. Krew nigdzie nie spłynęła, ciała się nie rozkładały, ale może to była ich normalna właściwość, tego nie był pewien. Z drugiej strony, byli jacyś wychudli, jedyna diagnoza jaka mu się nasuwała, to wyssanie. Ktoś musiał wyssać z nich soki życiowe, zostawiając suchymi jak wiór. Mógł się mylić, ale zdawało mu się że mógł częściowo określić winowajcę.


Wyszedł z namiotu i podszedł do Llariel, poprawiając szatę i starając się nie potknąć o nic. Podzielił się wcześniej spostrzeżeniami ze swoimi towarzyszami, teraz była pora na ruesti.
- Coś ich nadziało i wyssało, wynaturzenie lub cały rój niedużych z jednym większym. Za dużo zadrapań, śladów pazurów lub szponów żeby były to zwierzęta, które zajęły się dopiero martwym ciałem. Płynie w was krew lub coś podobnego? - Zakończył swoje wnioski pytaniem, które mogło potwierdzić jego domysły. - Gigantyczne ćmy lub komary wystawione na wpływy spoza muru się tu czasem kręcą? - Nie mógł mieć pewności, a podejrzenia opierał na zbyt małej ilości faktów jak dla komfortu Gariona. Lubił mieć więcej kawałków układanki i na spokojnie je do siebie dopasowywać.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 22-04-2014, 15:30   #62
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Estel zaczynała czuć się na wyspie niczym w pułapce. Świadomość, że gdzieś tutaj może czaić się Saever, a ona nie ma jak stąd uciec niemal wprawiała ją w panikę. Nie pomagały próby wmówienia sobie, że to tylko jej wyobraźnia podsuwa najgorsze scenariusze. Nie polepszało też sytuacji towarzystwo duchów, nawet jeśli to byli ruesti, pozostawali umarłymi, co nie nastrajało, szczególnie w tej okolicy, pozytywnie.

Dopiero widok Immerala pozwolił jej się jakoś pozbierać - przy tak wspaniałym kapłanie nie mogła przecież skupiać się na swoich problemach. Dokładnie przyjrzała się ciałom, a także wypytała o pozycje w jakich zostały znalezione i czy zmarli mieli jakiś szczególny grymas na twarzy. Gdy dowiedziała się co mogła, podeszła z powrotem do Llariel.

- Moim zdaniem te wszystkie rany, które mogły zostać zadane pazurami, szponami ale nie bronią, powstały wcześniej. Część z nich zaczęła się już leczyć. Rany po broni, najpewniej sztyletach bądź długich nożach, zadano później i pewnie to przez nie wyssano energię. Możliwe, że ktoś bądź coś wykorzystało sytuację, że Wasi przyjaciele byli ranni i zaatakowało bądź samo wysłało jakieś stworzenia do walki, by ich osłabić i potem zaatakować. Ciekawi mnie, to że ponoć ich twarze zastygły w wyrazie zdziwienia, tak jakby nie spodziewali się tego co się stało... - Zdała relację Eladrinka. - Raczej nie są to istoty wampiryczne, bo takowe zostawiłaby ślady po ugryzieniu ale niewiele to nam pomaga. Stworzeń żywiących się energią jest całe mnóstwo... - dodała i spojrzała po pozostałych co o tym sądzą pozostali.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 23-04-2014, 10:03   #63
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Dalej stojący oraz przypatrujący się temu Dotian nie potrafił wyciągać takich wniosków, jak jego towarzysze. Przecież był wojownikiem, nie śledczym, który drobne szczegóły potrafił przekuć na konkretne wnioski. Jego towarzysze natomiast wyciągali je naprawdę chyba świetnie, bowiem kiedy wypowiadali swoje zdania, rzecz jasna odruchowo sprawdzał takie możliwości. Wydawało jednak się niewątpliwie, że mówią sensownie oraz logicznie. Rany bowiem po klingach były, jakie były, owo wyssanie także wydawało się możliwe. Jednak jakie istoty mogły tak uczynić? Trzeba chyba było znawcy miejscowej fauny oraz flory. Takim chyba nie był, ewentualnie może Estel, Odłamek, albo tamci? Chyba ciekawe bardziej interesowały go owe rany. Przyglądał się im, układowi ciosów oraz najważniejsze pytanie brzmiało następująco: kiedy tego dokonano? Zawsze warto także dokładnie sprawdzić miejsce, gdzie odnaleziono owych nieszczęsnych członków tamtej grupy. Przyglądnąć się ponadto należałoby wszelkim śladom, okolicznym drzewom, krzakom, trawie, powąchać, pogapić się trochę wokoło.
 
Kelly jest offline  
Stary 25-04-2014, 20:37   #64
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Może i Dotian nie znał się za bardzo na medycynie, magii czy duchach, ale w jednej dziedzinie był ekspertem – szermierce. Dlatego zwrócił uwagę na coś, co przegapiła zarówno Estel jak i Garion, czyli kąt pod którym ostrza weszły w ciała ruesti. W głowie wojownik ułożył sobie kilka scenariuszy walki martwych fey z ich zabójcą, bądź zabójcami, lecz żaden z nich nie tłumaczył ran. To nie była cięcia, na dobrą sprawę nawet nie pchnięcia. Wszystko to było zbyt precyzyjne, aby dało się zabić w taki sposób kogoś w chaosie walki. Twinklestar był pewny, że ruesti zabito z zaskoczenia, nie było innego wytłumaczenia. Ale jak? Eladrin zginął od ciosu w plecy, to pasowało, lecz elfka została raniona dokładnie pod piersią, ciosem w serce. W jaki sposób ktoś miałby się podkraść do kogoś na wyciągnięcie ręki, od przodu? Musiałby chyba być niewidzialny.
Z przemyśleń całej trójki układał się na razie mglisty obraz. Fey musieli walczyć z jakimś potworem. Najprawdopodobniej wygrali, lecz zwycięstwo okupili ranami. Kiedy opatrywali swoje rany, ktoś... z pewnością ktoś, żaden potwór nie potrafiłby w opinii Dotiana zadać tak głębokich, precyzyjnych i śmiertelnych ran... zaskoczył ich i zabił. Zarówno elfka jak i eladrin byli zaskoczeni, zatem napastników musiało być przynajmniej dwóch. Inaczej zaprawieni w boju członkowie Wspaniałego Gonu zdążyliby zareagować na widok śmierci kompana. Tylko jaki motyw miałoby dwóch doświadczonych zabójców w zabijaniu ruesti? Rabunek? Temu zaprzeczyła Llariel, informując, że ciała nie zostały ograbione. Leżały ukryte w ściółce w swych magicznych zbrojach i z całym ekwipunkiem. Może, jak sugerował Dotian, oględziny miejsca znalezienia ciał rzuciłyby więcej światła na tę tajemnicę?



Wspaniały Gon sprawnie zebrał swoje obozowisko, by zaprowadzić trójkę towarzysze we właściwe miejsce. Ruesti nie potrzebowali światła, Estel z trudem, lecz widziała coś w nocnych ciemnościach, ale Dotian i Garion potrzebowali czegoś do oświetlenia drogi. To, jak już zdążyli się przekonać, było na Księżycowej Wyspie bardzo niebezpieczne. Dlatego też blisko nich trzymali się Varis i Immeral. Eladrin w swej zbroi i tak nie był specjalnie cichy, a Varis, choć był elfem i w lesie poruszał się znacznie sprawniej niż jego kompani, to i tak pozostawiał sporo do życzenia w porównaniu do bezszelestnych Llariel, Paeli i Filvaela. Zwiadowcy trzymali się na dystans, rozpoznając teren z przodu i pilnując obu flanek. Od czasu do czasu elfka, niziołka, lub gnom ostrzegali, że trzeba zmienić trasę i wskazywali jak najlepiej ominąć niebezpieczeństwo.
Tak oto dotarli na miejsce. Jak łatwo się domyśleć, nie różniło się kompletnie niczym od tego, co do tej pory widzieli Twinklestar, Kanciasty i Aedd'aine – mnóstwo martwych liści, uschłe drzewa, trochę grzybów i regularnych mchów. Żadne z trójki towarzyszy nie było tropicielami, lecz czarodziej i kapłanka mieli ogromną wiedzę teoretyczną. Prosząc od czasu do czasu o pomoc Llariel dość dokładnie zbadali okolicę. Martwe ciała zostały znalezione ukryte w powykręcanych nienaturalnie krzakach i przykryte stertą liści, ale z całą pewnością nie tam zabito ruesti. Zwłoki musiały zostać przeniesione. I tutaj pojawiła się pierwsza zagwozdka – praktycznie nie widać było śladu ciągnięcia, albo noszenia. Na ściółce w pobliżu krzaków nie znaleziono zbyt wielu śladów stóp, na pewno nikt niczego nie ciągnął. Prawdopodobne miejsce śmierci ruesti znajdowało się kilkadziesiąt stóp dalej – skąd zatem ciała znalazły się w krzakach? Ponadto miejsce zabójstwa było stosunkowo odsłonięte, jak na las, co musiało utrudniać mordercom sprawę. A mimo to udało im się pozbawić życia członków Wspaniałego Gonu. Wciąż jednak nie widać było żadnego motywu. Dlatego też trio postanowiło rozszerzyć teren poszukiwań, mając nadzieję, że odkryją coś nowego. Najpierw natrafili na ślady stóp – Llariel wyjaśniła, że należały do jej zabitych przyjaciół. Poruszali się szybko, ale nie biegli. Nie uciekali przed niczym, ale także zdawało się, że chcieli się od czegoś oddalić. Do najciekawszego chyba odkrycia przyczynił się Dotian, nalegając by przeczesać teren, w którego kierunku udawali się zabici. I faktycznie, pod jednym z rozłożystych, uschłych drzew Estel dostrzegła na korzeniach ślady krwi. Ściółka wokoło była dość wyraźnie ubita, jakby ktoś, lub coś w niej wcześniej leżało. I chociaż po zabitych ruesti nie można było ocenić czasu śmierci, to zaschła krew miała parę dni, może trzy, może pięć – trudno było ocenić to dokładnie, szczególnie w tak spaczonym miejscu jak Księżycowa Wyspa.
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 02-04-2016 o 19:07.
Zapatashura jest offline  
Stary 05-05-2014, 08:35   #65
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Praca wspólna


Eladrinka zaczęła dokładniej przyglądać się okolicy wokół drzewa i zdeptanej ściółce, może coś jeszcze odkryją. Niestety śladów było zaskakująco mało, ot kilka odcisków po czyichś butach. Niemniej cokolwiek leżało pod drzewem, zniknęło dawno temu. Garion zaś przyjrzał się uważnie drzewu, szukając śladów po pazurach. Przyjrzał się także gałęziom, zastanawiając się, czy coś byłoby w stanie się w nich czaić. Niestety korę porastała jedynie dawno uschła huba, a gałęzie wydawały się tak spruchniałe, że nie utrzymałyby niczego większego od gołębia. Nie odnalazłwszy niczego ciekawego mag zapytał Wspaniały Gon, czy wiedzą co znajduje się w okolicach, z których szli ich zabici przyjaciele.
-Dobre pytanie, ale po prawdzie trudno konkretnie na nie odpowiedź. Idąc w tamtym kierunku zbliżylibyśmy sie do serca wyspy, okolic do których musicie zmierzać, aby odnaleźć mech - odpowiedziała Llariel. -Jedyne interesujące miejsce na całej wyspie, to jaskinie z ruinami dawnej biblioteki i magazynów, ale to siedlisko potworów i wynaturzeń. I aby do nich dotrzeć, trzeba iść w innym kierunku.
- Możliwe że chcieli powiedzieć o jakiejś nowej inwazji bądź grupie niebezpiecznych humanoidów, ale część ich wyprzedziła i zaatakowała tutaj? - Teoria Gariona była lekko naciągana, ale mogła mieć miejsce. Tak samo jak setka innych, tyle że ta miała minimalne szanse bycia prawdziwą. - Ewentualnie walka, od której się oddalali, była jedynie dywersją, mającą na celu przygotowanie tej zasadzki tutaj. - Kanciasty splutł ręce za plecami i ruszył kawałek, w kierunku z którego dwójka denatów przyszła, tam starając się znaleźć jakieś ślady.
Estel coś tutaj nie pasowało.
- Te ślady mogą należeć do Waszych przyjaciół? - spytała wskazując na odkryte ślady.
-Raczej nie - wtrącił Filvael. -Nie dotarli tak daleko.
- Wobec tego do kogo? - spytał wojownik, który poinformował jednocześnie pozostałych na temat swoich spostrzeżeń, co do tamtego ataku.
-Morderców? - bardziej spytał, niż stwierdził Varis.
- Trzeba przyjrzeć się śladom dokładniej może wskaża nam kierunek, z którego się pojawili. - Zaproponowała kapłanka. Tyle tylko, że Llariel szukała wzoru w znalezionych odciskach butów już od jakiegoś czasu i nie mogła żadnego znaleźć.
-To dziwne - stwierdziła w końcu elfka. -To wygląda, jakby ktoś nagle się tutaj pojawił, pokręcił się chwilę, po czym po prostu… zniknął.
Garion przez krótka chwile zastanawiał się nad tymi słowami. Takie nagłe pojawienie sie bylo możliwe, nawet całkiem prawdopodobne i łatwo w miarę dostępne dla odpowiednio wyszkolonego maga. - Teleportacja, o ile to nie zejście po linie z góry. Rytuał lub zaklęcie, jeśli zaklęcie,to musieli się pojawić w tym miejscu do kilkuset metrów stąd, bardziej prawdopodobne jest kilkadziesiąt. - Podsumował swoje przemyślenia mag. Robiło się interesująco.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 05-05-2014, 09:22   #66
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Praca wspólna


Estel pokiwała lekko głową.
- To by wyjaśniało w jaki sposób podeszli ruesti... - kapłanka rozejrzała się lekko niepewnie. Świadomość, że coś co wysysało energię mogło się jeszcze teleportować, nie dodawało otuchy. Eladrinka przyglądając się śladom zdała sobie sprawę, że teleportacja tej istoty nie była raczej efektem rytuału. Krąg z pewnością zostawiłby jakieś ślady. Zatem istota potrafiła przemieszczać się w sposób podobny do niej.
Pozostałym doskonale się rozmawiało, wyciągali ponadto rozsądne wnioski. Dlatego słuchał ich zainteresowany, kombinując raczej, co robić, kiedy przyszłoby do regularnej bitki, która stanowiła jego żywioł. Ponadto jakoś zastanawiał się nad taką kwestią, czy zadane wcześniej ciosy wskazywały na pełnego profesjonalistę, czy raczej mógł je zadać każdy. Ponadto dodatkowo: czy zadał je wojak, czy raczej ktoś mający bardziej skrytobójcze umiejętności oraz unikający otwartej walki. Odpowiedzi na wspomniane pytanie mogły ułatwić ewentualne starcie przeciwko tamtym łajdakom. A im bardziej nad tym dumał, tym bardziej Twinklestar był przekonany, że śmierć ruesti zadali jacyś skrytobójcy. Wielokrotnie widział w swym życiu bandytów, którzy nie byli jakimiś wybitnymi wojownikami, ale jeśli spuścić ich z oka choć na moment, potrafili zabić jakąś brudną zagrywką. Śmierć członków Wspaniałego Gonu wyglądała właśnie na taka sytuację.
- Jakie istoty posiadające umiejętność teleportacji mogą jeszcze wysysać energię? - Eladrinka chodząc dookoła śladów stóp głośno myślała. - Macie może jakieś pomysły co by nam tutaj pasowało? - zapytała unosząc niepewny wzrok na pozostałych. To, co jej przyszło do głowy przyprawiło o zimny dreszcz wzdłuż kręgosłupa, wolała więc najpierw usłyszeć pomysły innych.
-Ciężkie pytanie - przyznał Immeral. -Przychodzą mi na myśl różni nieumarli. Bodaki potrafią wysysać energię, choć zamiast się teleportować potrafią stać się niematerialni. Wtedy też nie pozostawialiby śladów. Trudno byłoby pominąć licze w takich rozważaniach, albo rewenantów. Nekromanci wszelkich ras potrafiliby dokonać czegoś takiego. Istnieją również nieumarli fey, którzy zachowali swe naturalne zdolności teleportacji nawet po tym, jak życie już ich opuściło.
- Licze i bodaki raczej nie używają ostrzy, chociaż to też możliwe, fey lub renewanci, może jakiś diabeł, wymiarowy maruder… ale to coś miało humanoidalną inteligencję, wynaturzenia polują inaczej i nie zostawiają zwykle swoich ofiar w taki sposób, nawet jeśli się śpieszą. Ktoś widział cokolwiek podobnego w okolicy lub słyszał o czymś takim? - Zapytał odłamek kończąc zawężanie możliwych tropów.
- Postawiłbym chyba jednak pewnikiem, iże uczynili to po prostu zawodowi zabójcy wyposażeni odpowiednio oraz mający magiczne wsparcie - wydumał głośno Dotian, który chyba nie widział potrzeby wciągania jakiś dziwnych istot, skoro wystarczyliby normalni bandziorzy posiadający solidne umiejętności..
-Może to i faktycznie najbliższe prawdy - Varis zgodził się z Twinklestarem. -Wciąż jednak nie widzę żadnego motywu. Kto byłby na tyle szalony by zabić dwóch ruesti bez powodu? Nawet przecież nie ograbili ciał. Więc po co? Dla chorej przyjemności?
 
Kelly jest offline  
Stary 05-05-2014, 13:08   #67
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Praca Wspólna


Estel pokręciła lekko głową.

-Ograbili z tego co potrzebowali… czyli energii i sądzę, że posiadają zdolność podobną do naszej… a to by oznaczało, że nie mogli teleportować się zbyt daleko od tego miejsca - powiedziała z namysłem rozglądając się. - Proponowałabym zwiększyć obszar poszukiwań do okręgu o średnicy jakichś 20 metrów. Może znajdziemy wtedy coś co nam pomoże, bo ciągle zbyt mało wiemy, by zastanawiać się kto to zrobił…
- Dlaczego pytasz? Choćby dla zemsty. Być może wynajęła je istota, której kiedyś nadepnęliście na odcisk, albo tamta istota tak myśli,ewentualnie jakiś łajdak, któremu przeszkodziliście robić jego kanty - pomyślał głośno wojownik. - Natomiast poszukać nie zawadzi, bowiem jakieś ślady tamtych bandytów mogły ewentualnie pozostać.
-No nie wiem, mości Twinklestar - odparł gnom. -Nasi przyjaciele mogli być równie dobrze na tej wyspie, jak na dowolnej innej. A jestem całkiem przekonany, że najemnikom nie udałoby się niepostrzeżenie śledzić kogokolwiek w Arvandorze. Ale zostawmy gdybanie na kiedy indziej, teraz lepiej porozglądajmy się jeszcze po okolicy.
Spostrzeżenia poszukiwaczy przygód dotyczące teleportacyjnych zdolności zabójców zupełnie zmieniło podejście Wspaniałego Gonu do poszukiwania śladów. Z całej grupy tylko Llariel była tropicielką, a że obszar poszukiwań był całkiem spory konieczni do pomocy byli Garion i Estel. Pozostali działali raczej w roli ochrony, wszak potwory na wyspie nie miały zamiaru grzecznie czekać i pozwalać w spokoju szukać śladów. Szczególnie, że poszukiwania zajęły sporo czasu, nim Estel dostrzegła w końcu coś ciekawego – ślady butów i to aż sześciu. Wydeptane w ściółce jeden obok drugiego, z dwoma środkowymi głębszymi od reszty. W dodatku na paru opadłych liściach eladrinka dostrzegła ślady krwi. Coś zaczęło jej się układać w głowie – osobników było trzech, jeden ranny i podpierany przez pozostałych. Nie mogli teleportować się zbyt często, dlatego z pomocą reszty grupy, którą kapłanka poinformowała o swoim odkryciu, wkrótce odnalazła stały trop.
-Wygląda, jakby prowadził w kierunku strumienia, o którym wam opowiadałam – zauważyła Llariel. -Tam, gdzie rośnie poszukiwany przez was mech. Ale nas – odwróciła się do swoich kompanów -bardziej interesuje, dokąd się udali, niż skąd szli.
- Wobec tego próbujmy dalej. Nie chce się zbytnio pchać, bowiem nie umiem tropić, dlatego mógłbym podeptać cokolwiek istotnego - powiedział wojownik.
- Pchać czy nie pchać, zdaje się że chwilowo udało nam się wydedukować więcej niż było wiadomo na chwilę obecną. Ruszajmy za zabójcami. Mogli potrzebować energii życiowej lub dusz waszych towarzyszy do jakiegoś rytuału? Nie chciałbym brzmieć brutalnie, ale nie zdziwiłbym się, gdybyście nadawali się idealnie do jakiegoś plugawego rytuału, lub jego z wynaturzeń, które zalęgły się w ruinach lub przy strumieniu zwyczajnie chce waszych głów. - Rzucił Kanciasty i próbował dalej czegoś wyszukać. Tym razem w kierunku, w którym udali się zabójcy.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 05-05-2014, 20:20   #68
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Trio postanowiło na razie trzymać się blisko Gonu. Umarli byli wszak legendarnymi wojownikami. Skoro nie bali się wynaturzeń, to w ich towarzystwie z pewnością było bezpieczniej, niż bez niego. Choć Aedd'aine mogła mieć i inny motyw. Mogła się do tego nie przyznawać przed kompanami, lecz była prawie pewna, że gdzieś w pobliżu był Saever. Targały nią sprzeczne uczucia – strach, tęsknota, nadzieja. Sama nie była pewna, które były prawdziwe, a które były rezultatem rytuału sprzed lat. Wśród dusz przyjętych przez Dwór Seldarine do raju czuła się jednak pewniej. Wiara w jej boginię dodawała jej sił.
Llariel podjęła trop po kilkunastu minutach i pewnie prowadziła resztę przez wrogi ostępy Księżycowej Wyspy. Im dalej jednak szli, tym trop częściej się rwał, jego ponowne odnalezienie zajmowało coraz więcej czasu. Dla Gariona i Estel dość szybko stało się jasne, że mordercy zacierali za sobą ślady, a im bardziej oddalali się od miejsca zabójstwa, tym ostrożniejsi się stawali. Po prostu elfka nie chciała przed sobą przyznać, że jej 'zwierzyna' była coraz bliższa przechytrzenia jej. W końcu jednak, gdy tropicielka utknęła po raz kolejny, Immeral głośno powiedział to, co inni myśleli.
-Zgubiłaś trop.
-Wcale nie – odruchowo odparła elfka, ale zbyt szybko aby brzmiało to wiarygodnie. -Po prostu chcę się upewnić, że dobrze odczytałam wszystkie ślady.
-Po raz trzeci? - nie ustępował kapłan. -Zabójcy, których szukamy to nie amatorzy. Nie zabili naszych przyjaciół przez zwykły łut szczęścia. Gdybyśmy tak uważali, obrażalibyśmy ich pamięć. -Llariel niechętnie pokiwała głową. Immeral jednak kontynuował. -Możemy chyba się jednak domyślić, dokąd zmierzali. W pobliżu jest tylko jedna kryjówka.
-Ruiny biblioteki – odezwał się Filvael. -Ale wtedy musieliby wyrwać tę kryjówkę z pyska potworów.
-Może jest ich więcej? Cała grupa? – wtrąciła cicho Paela.
-A zatem musimy być bardziej ostrożni – stwierdził Varis. -Zbliżymy się do ruin, zweryfikujemy nasze podejrzenia, a jeśli okażą się prawdziwe, sprowadzimy posiłki. Nie możemy bezpodstawnie narażać naszych żywych przyjaciół w walce, która nie jest ich.
Wspaniały Gon najwyraźniej podjął decyzję, choć wcale nie zamierzał pytać tria, czy się z nią zgadza.

Następne pół godziny drogi było wyjątkowo nieprzyjemne dla Kanciastego i Twinklestara. Ostrożność, którą zalecał Varis, objawiała się między innymi brakiem światła. Dostatecznie dużo ryzykowali pozostawiając magiczne kule maga aktywnymi podczas przeszukiwania miejsca śmierci ruesti, ale zbliżając się do opanowanych przez potwory ruin, ostatnią rzeczą jakiej chcieli było widoczne z daleka ostrzeżenie o ich obecności. Dlatego też wojownik i czarodziej byli prowadzeni przez Llariel i Varisa, którzy jako elfy czuli się w lasach na tyle swobodnie, że byli w stanie prowadzić praktycznie ślepą dwójkę tak, że nikt nie połamał sobie po drodze nóg. Estel radziła sobie znacznie sprawniej dzięki bardziej wyczulonemu wzrokowi. Nie mogła co prawda stawać w szranki ze spostrzegawczością i zwinnością jakie prezentowała Paela, ale przecież to nie były zawody.



1

Dotian i Garion byli w stanie coś zobaczyć dopiero wtedy, gdy martwy las ustąpił miejsca polanie, na środku której wśród księżycowej poświaty widać było stare, zarośnięte ruiny. Kontrast między wspaniałą architekturą, jaką trio widziało w porcie Faen Verdaya, a tymi smętnymi resztkami wystającymi znad ziemi był szokujący. Wszystko co się ostało z niegdysiejszej biblioteki, teraz porastał niezdrowo wyglądający bluszcz. Kiedyś misternie zdobione portale i bramy, teraz straszyły niby mroczne jamy.



2

Wspaniały Gon najpierw czujnie zlustrował okolicę, jako że wzrok umarłych był znacznie bardziej wyostrzony niż żywych. Dopiero wtedy, gdy upewnili się, że nic nie czai się poza ruinami, dali znak, żeby się zbliżyć. Wszyscy mieli broń w gotowości, spięci i oczekujący zasadzki zagłębili się między pozostałości kamiennych budowli. Kroki tłumiła zielona trawa, pierwsza żywa roślinność, jaką Estel, Dotian i Garion zobaczyli na wyspie. Zupełnie, jakby jakaś resztka boskiego błogosławieństwa przetrwała wśród gruzów. Na trawie zaś przetrwało co innego – ślady stóp. Trudno było ocenić do ilu osób należały, ale na pewno nie mniej niż dziesięciu. Nie były też zbyt świeże, ale w miejscu które było opuszczone od wieków nawet gdyby miały rok uchodziłyby za nowość. Przeczesanie otwartego placu nie odkryło jednak niczego więcej. Nikt nie chował się w załomach, ani nic nie rzuciło się z pazurami do walki. Członkowie Gonu podjęli jeszcze jedną decyzję – trzeba zajrzeć do wnętrz budynków. Ślady stóp w trawach mogły świadczyć o rozbiciu tymczasowego obozowiska, nie dawały jednak gwarancji, że ktokolwiek w bibliotece urządził sobie bazę wypadową. Grupa zbliżyła się do najbliższej ruiny i w jak najmniejszej liczbie słów podjęto decyzję, kto powinien ruszyć na zwiad. Llariel, Filvael i Paela byli oczywistym wyborem, ale gdyby coś czyhało we wnętrzu, pomoc kapłana byłaby nieodzowna. Immeral był z pewnością bardziej doświadczony od Estel, ale jego ciężka i pobrzękująca zbroja nie przemawiała na jego korzyść w zamkniętej przestrzeni. Oczy eladrinki były dość czułe, by nie potrzebowała w budynku dodatkowego źródła światła, przynajmniej na górnym poziomie, który jako jedyny chciał sprawdzić Gon. Tym samym grupa podzieliła się na dwie czwórki – kobiety w towarzystwie gnoma wkroczyły do ruin, a Garion, Dotian i Varis w towarzystwie kapłana mieli czekać w odwodzie, obserwować okolicę i zaalarmować zwiadowców, gdyby coś zbliżyło się do polany.
Jak się wkrótce okazało, zagrożenie czychało jednak w środku.
Grupka zwiadowców nie uszła za daleko w głąb budynku, gdy Paela nerwowym gestem dłoni wstrzymała resztę. Rozejrzała się po podłodze i ścianie, po czym odwróciła się z krzykiem:
-To pułapka!
Miała rację i jej spostrzegawczość pozwoliła dostrzec magiczne runy wyryte w kamieniach, ostrzeżenie nadeszło jednak za późno. Rozległ się paskudny huk, a Aedd'aine nawet nie wiedziała kiedy straciła grunt pod nogami. Wszystko zasłonił kurz, a poczucie nieważkości i uderzenie krwi do głowy niemal pozbawiły eladrinkę przytomności.
Mężczyźni na zewnątrz poczuli jak grunt zadrżał im pod stopami, a hałas był wprost ogłuszający. Z trudem utrzymujący równowagę Dotian i Varis mogli jedynie bezradnie patrzeć jak podłoga budynku zawala się, ciągnąc ich towarzyszy w mroczną otchłań. Na domiar złego jedna ze ścian wnet się zawaliła, przysypując wyrwę w podłodze ciężkim gruzem. Jeszcze nim wstrząsy na dobre ustały wojownicy instynktownie ruszyli do pomocy, próbując odrzucać kamulce i odkopać zasypanych, wkrótce przyłączyli się do nich Garion i Immeral. Niestety pułapka nie kończyła się jedynie na runach. Z pozostałych ścian wyłoniły się z opętańczym jękiem cztery cienie – prawie bezkształtne istoty, z płonącymi niczym ogień otworami przypominającymi oczy, usta i nos.



3

Wyciągały swe pazury ku swym zaskoczonym ofiarom, a za nimi z upiornym śmiechem unosiła się istota wyglądająca jak rozrzucone na wietrze szmaty, które zwijały się w humanoidalne kształty. Jedynie jej ręce i głowa wyglądały na prawdziwie materialne – pazury, ostre kły i gorejące mordem ślepia.



4

Wśród tej kakofonii hałasów, czwórka towarzyszy z trudem dostrzegła otwierający się na polance przed wejściem do ruin cienisty portal, z którego wyłoniła się w towarzystwie jakiegoś zakapturzonego osobnika pokraczna, chorobliwie wychudzona istota. O ile pazury cieni wyglądały na niebezpieczne, o tyle szpony tego potwora zwiastowały rychłą śmierć. Każdy z nich był długi jak ludzka ręka i czerwony, jakby nasiąknięty krwią ofiar.



5

Zakapturzona postać, bez wątpienia nekromanta, którego istnienie podejrzewał Gon, wydał beznamiętnie jeden rozkaz:
-Zarżnijcie wszystkich.
Od tego starcia nie było ucieczki. Dotian, Garion, Immeral i Varis mieli jedynie dwie alternatywy: zabić, albo zostać zabitym.




Upadek był nagły, całkowicie zaskakujący, szczęśliwie krótki, ale niezmiernie bolesny. Gdy eladrinka uderzyła o twardą ziemię prawie usłyszała, jak trzeszczą jej kości, a powietrze momentalnie uciekło jej z płuc. Ból przywrócił jej świadomość, choć wcale nie była za to wdzięczna, zwijając się na zimnych kamieniach. Gdy w końcu wzięła się w garść i otworzyła oczy z przestrachem stwierdziła, że nic nie widzi. Dopiero rozglądając się na lewo i prawo dostrzegła Llariel i Filvaela, których naturalna, wewnętrzna illuminacja była jedynym źródłem światła w ciemnym... korytarzu? Tunelu? Zastanawiała się kapłanka. I dopiero po kilku chwilach dotarło do niej, że kogoś brakuje. Niziołki. Członkowie Wspaniałego Gonu szukali swej przyjaciółki w rumowisku, jakie utworzyło się po zapadnięciu podłogi. Sklepienie nad kapłanką było zasypane przez ziemię i kamienie, tędy raczej nie dało się wrócić na powierzchnię. Estel wstała zatem i dopóki nie była w stanie zebrać swoich myśli w jakąś klarowną całość, skupiła się na tym samym, co pozostała dwójka. Na szukaniu Paeli.
Zguba znalazła się po kilku modlitwach, ale jej stan był fatalny. Wielki głaz zmiażdżył jej nogi. Gdyby była żywą istotą, sam szok pewnie by ją zabił, ale jako ruesti wciąż zachowywała przytomność, chociaż jej oczy były szkliste.
-Paela – wyszeptała Llariel przez ściśnięte gardło i objeła dłońmi głowę przyjaciółki. -Och, Paelo. Wyciągnięmy cię stąd, wszystko będzie dobrze. Estel ci pomoże.
Aedd'aine wiedziała jednak, że przy tak straszliwej ranie niczego już nie wskóra. Nawet ona. Gdyby głaz przygniótł dziewczynę parę calów niżej – może? Ale poza zmiażdżonymi nogami, Paela miała także potrzaskaną miednicę i ledwo oddychała. I sama zdawała sobie sprawę, że tropicielka kłamie, by ją pocieszyć.
-Nie, Llariel. Nie tym razem. To ciało już nie zatańczy. Nie dosiądzie wierzchowca, nie przebiegnie przez łąki kwiatów. Dobij mnie, a jeśli Angharradh zechce, da mi nowe ciało i wkrótce się spotkamy – jej głos był słaby i Estel musiała wytężyć słuch.
-Nie, nie – potrząsnęła głową elfka. -Już poległaś w zaświatach. Wiesz, że Gonowi nie dane jest zmartwychwstawać w nieskończoność. Możesz się już nie odrodzić, może czekać cię nicość.
-A co czeka mnie tutaj? Zostaniecie przy mnie i poczekacie, aż potwory zlecą się do uczty? Wiesz, że to pułapka, a ja nie byłam dość uważna, by dostrzec ją w porę. Musicie stąd jak najszybciej odejść, wydostać się na powierzchnię i sprowadzić posiłki – niziołka zmusiła się do usmiechu. -Jeszcze się zobaczymy Llariel. Nie nadszedł mój czas. Estel wymodli u bogini mój powrót. Przecież nie spotkaliśmy jej przez przypadek.
Tropicielka wciąż potrząsała przecząco głową, aż podszedł do niej gnom i położył jej dłoń na ramieniu.
-Ona ma rację. Nie pomożemy jej ginąc wraz z nią. Ale możemy pomścić jej śmierć, a jeśli Dwór zechce, przywróci nam przyjaciółkę.
-Toum'vielle i Dayeretha nie przywrócili – zaprzeczyła Llariel.
-Zatem nie będą mieli serca, by odebrać nam i ją – powiedział pewnie Filvael, patrząc towarzyszce w oczy.
Llariel odwrócił głowę i westchnełą ciężko. Wyjęła z pochwy sztylet i pochyliła się nad Paelą. Wyszeptała: przepraszam, po czym szybkim ruchem poderżnęła jej gardło. Illuminacja niziołki zgasła jedno tchnienie później.




_________________________
1 - Max Payne, motyw przewodni w aranżacji na wiolonczelę
2 - Ruiny w lesie autorstwa Showmeyourmoves
3 - Ilustracja z podręcznika Monster Manual, edycja czwarta
4 - Ilustracja z podręcznika Monster Manual 2, edycja czwarta
5 - Ilustracja z podręcznika Monster Manual, edycja czwarta
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 02-04-2016 o 19:08.
Zapatashura jest offline  
Stary 15-05-2014, 09:43   #69
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Z pomocą MG.

Estel nie odwróciła wzroku kiedy Llariel zagłebiała sztylet w gardle Paeli. Czuła się częściowo odpowiedzialna za tą sytuację. W końcu podejrzawała kim jest jeden z napastników ale z drugiej strony cóż mogła powiedzieć? Nawet nie wiedziała czym zajmował się Saever. Mogła jedynie podejrzewać, że był magiem ale pewności nie miała. Nie powiedziałaby nic co mogłoby grupie pomóc, dlatego milczała. Gdy dusza Paeli odeszła kapłanka przyklekła i rozpoczęła cichą modlitwę.
- O Anghharadh Pani nasza. Przyjmij proszę duszę naszej drogiej Paeli by mogła odpocząć i sił nabrać przed powrotem, gdy nastanie czas. Była dzielna i szczera miej ją w swej opiece Pani i zwróć nam gdy nadejdzie czas. Niechaj tak się stanie zgodnie z Twą wolą gdy nastanie czas.
Trwała tak jeszcze chwilę, by w końcu podnieść się i spojrzeć na pozostałych ruesti.
- Będę się za nią modlić. Tylko znajdźmy stąd wyjście by jej ofiara nie poszła na marne. - Odezwała się smutnym tonem.
-Tak, chodźmy - zgodził się gnom, którym najmniej wstrząsnęła śmierć niziołki. A przynajmniej najmniej dawał to po sobie poznać.

Estel w ciemnościach widziała niewiele, dlatego musiała trzymać się bardzo blisko Llariel. Elfka wyglądała na bardzo wstrząśniętą, po policzkach wciąż ciekły jej łzy. Jak wszystkie fey, tak i ona podchodziła do świata emocjonalnie. Mimo to pewnie dzierżyła w dłoniach łuk i rozglądała się czujnie, wietrząc wrogą napaść. Filvael zaś... cóż, Filvael zniknął. Gnomy miały wiele umiejętności, ale talent do iluzji był prawdopodobnie największym darem, jaki otrzymali od bogów. Magicznie skryty przed wzrokiem i słuchem prawdopodobnie udał się już na zwiad, szukając drogi do wyjścia. Pojawił się dopiero po kilku minutach, by zdać krótki raport. W tym czasie Aedd'aine mogła zorientować się trochę w otoczeniu. Zdawało się, że przebywała w naturalnie wydrążonym w ziemi tunelu, ale ściany i sklepienie przecinały grube gałęzie, utrzymujące wszystko w miejscu. Magia fey potrafiła tworzyć podziemne budowle z równą wprawą, co łopaty i kilofy krasnoludów, czego najlepszym, choć wstydliwym przykładem były siedziby mrocznych elfów.
-Ten korytarz ciągnie się jeszcze przez sto stóp, a potem zakręca do wielkiej sali - wyszeptał gnom. -Po drodze jest kilka bocznych, pustych pomieszczeń i schody prowadzące wgłąb. Dobiegają z nich jakieś hałasy, lepiej szybko je ominąć.
Uzbrojone w tę wiedzę kobiety przyspieszyły kroku i faktycznie wkrótce wkroczyły do dużej sali, której przeciwny koniec otwierał się na prowadzące ku powierzchni schody, jeśli można było to wywnioskować ze słabego światła, które się tam sączyło. Samo pomieszczenie usiane było przez resztki drewnianych regałów i szaf. Przy nieuważnym kroku pod nogami szeleściły zwęglone resztki stronic, albo okładek ksiąg, które niegdyś mieściła biblioteka. Inwazja fomorian wymierzona była na równi w życie wyznawców Dworu Seldarine, jak i ich kulturę. Cała trójka próbowała jak najciszej zbliżyć się do wyjścia i była nie dalej jak trzydzieści kroków od niego, gdy w sali rozległ się przepełniony smutkiem, męski śpiew.

W zeszły dzień
Wszystkie troski me odeszły w cień
Teraz znowu ranią mnie jak cierń
Chcę by wrócił zeszły dzień

Serce eladrinki podskoczyło do gardła, bowiem w przeszłości bardzo często słyszała, jak ten sam głos nucił dla niej rzewne ballady.
Ten sam głos, który szeptał jej do ucha czułe słowa, ten sam który dla niej śpiewał, ten sam który tylko dla niej nabierał niezwykłej głębi… NIE! Musiała się opanować. Musiała przeciwstawić się temu żarowi, który zaczynał niebezpiecznie rozpalać się w jej wnętrzu, a także panicznemu strachowi odbierającemu zdrowy rozsądek.
- Uciekajcie - szepnęła do ruesti stając tak, by spróbować odgrodzić ich od Saevera i z szaleńczo bijącym sercem zaczęła rozglądać się po sali.

Czemu odeszła w dal
Jaki miała do mnie żal
Musiałem źle coś rzec
Chcę by wrócił zeszły dzień

Pieśń odbijała się echem po zrujnowanej sali utrudniając zlokalizowanie źródła głosu. Llariel jednak próbowała, zupełnie ignorując ostrzeżenie kapłanki i ze strzałą na cięciwie czujnie przyglądała się wszechobecnej ciemności. Atak mógł nadejść z każdej strony. I nadszedł w momencie urwania się piosenki. I nikt tego nawet nie zobaczył. Z prostego powodu: elfkę i eladrinkę objęła nagle zupełna, nieprzenikniona ciemność. Uderzenie serca później Estel usłyszała, jak Llariel krzyczy z bólu. Nim zdążyła jednak zareagować, poczuła na gardle silny uścisk dłoni. Jej ciało na ułamek sekundy jakby straciło całą swoją wagę - uczucie doskonale jej znane, bowiem wiążące się z teleportacją. I faktycznie wkrótce przed oczami zamiast magicznej ciemności zobaczyła doskonale znaną twarz.



- Sae… - wyszeptała. Serce waliło jej jak oszalałe, z trudem opanowała chęć dotknięcia policzka mężczyzny, by pogłaskać go jak zawsze, to robiła. Patrzyła mu prosto w oczy próbując wyczytać, co siedzi w jego głowie. Elf wydawał się być wściekły, ale w jego oczach... nie. Nie w oczach. W oku. Przez czoło i lewy oczodół mężczyzny przebiegała bowiem głęboka blizna szpecąca niegdyś piękną twarz. Dłoń zaciskała się coraz mocniej na gardle eladrinki, tak że granice jej wzroku zaczęły zachodzić mgłą a mówienie stało się prawie niemożliwe. Próbowała się wyrwać w tył, ale Saever po prostu naciskał dalej, popychając ją krok za krokiem.
Przez co on musiał przejść… - pomyślała z głębokim smutkiem. Resztką sił uniosła w końcu rękę i pogłaskała mężczyznę po policzku, w kącikach oczu pojawiły się łzy. Nie walczyła, jeśli chciał ją zabić, niech to zrobi. Przynajmniej ją uwolni, nie tylko ją ale siebie samego również. Estel mogła się poddać, a Llariel była prawdopodobnie ciężko ranna, a może nawet umierająca, ale pozostawał jeszcze ktoś. I jego zaklęcie uderzyło w Saevera z całą przerażającą siłą. Zielony promień wystrzelił z różdżki Filvaela, który pojawił się jak spod ziemi raptem parę kroków za elfem, który zawył z bólu. Jego chwyt momentalnie zelżal, a Aedd'aine zatoczyła się w tył na schody.
Łapczywie wciągnęła powietrze kaszląc i krztusząc się przy tym. To ją otrzeźwiło na tyle, by przypomniała sobie, że nie była tu sama. Nie mogła się poddać dopóki Llariel i Filvael nie będą bezpieczni.
- Llariel - wychrypiała ciągle jeszcze lekko oszołomiona i ruszyła w stronę gnoma ostrożnie omijając leżącego elfa. Miała nadzieję, że zdoła przekonać gnoma do pójścia z nią i nie dobijania Saevera. Mężczyzna jednak, mimo dymiącej rany od zaklęcia, które wyżarło mu prawie całą skórę na boku, wciąż utrzymywał przytomność. Dość, aby sięgnąć do swojej magii i zniknąć pozostawiając gnoma i eladrinkę. Oraz poważnie ranną tropicielkę, w okół której rozproszyła się magiczna ciemność.
Estel nie marnując czasu rozpoczęła inkantacje lecząca tam gdzie stała.
- Testede aquodre, uiestxi, quiruebor, noa. Suonctos atueffi, quodbabus, exgoet, uipotas eut, iurita, quice, doa… - modliła się gorliwiej niż zwykle, bo wiedziała, że zawiodła. Jedyne co mogła to pomóc teraz tej dwójce z Gonu stąd uciec. Magia na szczęście pomogła. Mniej doświadczona kapłanka mogłaby nie dać rady zasklepić głębokiego pchnięcia w piersi ruesti, lecz Estel miała prawdziwy talent do leczenia. Llariel zaczerpnęła oddechu by coś powiedzieć i rozkaszlała się, ale szybko dochodziła do siebie. Gnom nie miał za to problemów z mówieniem.
-Widzisz Estel, na przyszłość spróbuj mniej krzyczeć o uciekaniu i zawierz trochę w nasze umiejętności. Ten zabójca daleko nie odpełznie, moje zaklęcie wkrótce go wykończy.
Eladrinka zbladła.
- Nie… - wyszeptała rozglądając się rozpaczliwie, by po chwili spojrzeć z powrotem na ruesti. - Wybaczcie… Nie mogę go tak zostawić…. Ja go znam… Nie wiedziałam, że tu będzie… Uciekam przed nim od 10 lat ale nie mogę go tak zostawić… Po prostu nie mogę… Zostawcie nas… Gdy tylko będę mogła, dołączę do Was... - skończyła spuszczając głowę ze wstydu i ruszając na poszukiwania.
Po tych słowach gnom jednak zgubił język. Llariel za to wykrztusiła z siebie.
-Jak to znasz go? Tego mordercę? Skoro przed nim uciekałaś, to czemu chcesz tu zostać?
Kapłanka zatrzymała się, gdyż pytanie elfki sprawiło, że zaczęła się zastanawiać. Znów ten przeklęty rytuał kierował jej działaniami? Czy po prostu nie chciała pozwolić, by ktoś kogo znała zginął, gdy ona jest w pobliżu?
- Nie chcę by zginął - powiedziała po chwili. - On jest chory… wiem, że to nie usprawiedliwia tego co zrobił… ale nie mogę tak po prostu odejść.
-Oszalałaś? - gnom spróbował ją zatrzymać. -On chciał cię udusić.
Zatrzymała się ponownie. Czy naprawdę chciał, czy byłby to w stanie zrobić? W jego oku nie dostrzegła wahania. Zadrżała i spojrzała po ruseti.
- I prawie zabił Llariel… - wyszeptała zdając sobie nagle z czegoś sprawę. Ta ciemność, która je wtedy ogarnęła. W ten sposób mogł zaskoczyć tamtą dwójkę z Gonu. Zbladła jeszcze bardziej. Saever zabił świętych, a diabeł pewnie wyssał z nich energię. Diabeł! Zamknęła na chwilę oczy oddychając powoli. Nie mogła pomóc zabójcy ruseti kosztem bezpieczeństwa i życia jej towarzyszy. Zacisnęła pięści, odetchnęła głęboko. -Wybacz Sae… - Szepnęła i spojrzała na towarzyszy.
- Dziękuję… Chodźmy stąd.. jeśli Sae tu jest, to i pewnie diabeł, z którym współpracował też… Nasi przyjaciele mogą nas potrzebować. - Widać było, że stoczyła jakąś wewnętrzną walkę i choć kryzys minął, to czuła się przytłoczona koniecznością podjęcia takiej decyzji.
-Diabeł? - Wspaniały Gon spojrzał po sobie, ale nie zadawał dalszych pytań. Eladrinka odnosiła wrażenie, że chyba uznali, że ostatnie wydarzenia trochę za bardzo nią wstrzasnęły. Nie tracili zatem dalej czasu i ruszyli ku schodom. Prowadził gnom i kiedy tylko postawił stopę na pierwszym stopniu ściany wokoło rozjażyły się magicznymi symbolami, a Filvaela odrzuciło na kilka stóp w tył, tak że upadł boleśnie na plecy.
Podeszła szybko do gnoma chcąc sprawdzić, czy nic mu nie jest. Na szczęście bariera jedynie go odrzuciła nie czyniąc dodatkowej szkody. Spojrzała na przejście zagryzając wargi.
- Nie puści mnie tak łatwo... - Zbliżyła się do ściany i delikatnie pogładziła ją dłonią w miejscu gdzie dostrzegła znaki. Teraz, gdy bariera znów była nieaktywna, sigile były ledwo dostrzegalne. W ciemności podziemi kapłance trudno było je odcyfrować, ale jednak jej się udało. Schodek, ściany i sufit tworzyły krąg ochronny, nie pozwalający umarłym na przejście. Na Estel jednak magia ta nie miała najmniejszego nawet wpływu.
Uniosła lekko brew ze zdziwienia.
-Ta bariera chroni przed umarłymi - powiedziała do ruesti. - To wygląda jakby na Was czekali... I albo nie chcieli Was tu wpuścić bądź stąd wypuścić...- zagryzła wargi próbując się skoncentrować. Uparcie powracające myśli o Saeverze potrzebującym pomocy nie pomagały. - Możliwe, że wyżej czeka na nas podobna niespodzianka jak przy wejściu... - westchnęła cicho. - Zaczynam się zastanawiać czy oni nie mieli wobec Was jakichś większych planów i tamto morderstwo nie było przypadkowe...
Aedd'aine była przekonana, że gdyby miała dość czasu byłaby w stanie rozproszyć magię tworzącą ochronną barierę. Czas jednak był luksusem, na który obecnie nie mogli sobie pozwolić.
-Nie możemy tu stać i dumać nad zaklęciem - stwierdził Filvael podnosząc się z ziemi. -Ten twój cały... znajomy... jeśli moje zaklęcie go nie zabiło, to pewnie już zaalarmował resztę swojej morderczej kompanii. Musimy się stąd zabierać i to migiem.
-My, tak - zgodziłą się Llariel. -Ale Estel może wydostać się na zewnątrz i spróbować sprowadzić pomoc.
Chciała zaprotestować, że ich nie zostawi samych ale przypomniała sobie jak gnom doskonale potrafił sie ukrywać. Może bez niej będą mieli większe szanse? Poza tym coraz trudniej było się jej powstrzymywać od chęci pobiegnięcia na poszukiwania Saevera. Czuła się rozdzierana sprzecznymi odczuciami. Część z niej pragnęła pomóc mrocznemu za wszelką cenę, ale druga doskonale zdawała sobie sprawę, że pomysł ten narażał ich wszystkich na niebezpieczeństwo. Zagryzła wargi ale pokiwała lekko głową.
- Dobrze… choć wcale mi się nie podoba, to że Was tutaj zostawiam… - spojrzała z wyraźnym rozdarciem na towarzyszy. - Uważajcie na siebie, proszę. Wrócę jak najszybciej - z tymi słowami ruszyła ostrożnie schodami na górę.
Pomna na wszystkie pułapki, na jakie dotychczas trafiła, kapłanka szła powoli noga za nogą po schodach. Nie były one ani zbyt strome, ani za wysokie, ale jakby jakaś bariera odepchnęła ją jak gnoma, to mogłaby sobie zrobić poważną krzywdę spadając. Przyglądała się przez to uważnie wszystkiemu na około, usiłując dostrzec jakieś zdradzieckie, magiczne runy. Na szczęście dotarła na górę bez nieprzyjemnych przygód. Otworzyły się przed nią ruiny z zawalonym dachem, przez który sączył się księżycowy poblask. Resztki posadzki, która kiedyś tworzyła podłogę budyneczku, były tak popękane, że wyrosła między nimi trawa pokrywałą niemal całą powierzchnię. W ścianach ziały otwory po rozsypujących się oknach, a także drzwi prowadzące na zewnątrz.
Rozejrzała się uważnie i powstrzymując chęć, by pobiec ruszyła ostrożnie w kierunku drzwi. Musiała bardzo się koncentrować na samym chodzeniu, bo jej myśli ciągle uciekały do tego co się wydarzyło. Teraz gdy otrząsnęła się z pierwszego szoku najchętniej wyniosłaby się z wyspy. Strach ściskał jej gardło, ale powtarzała sobie, że musi pomóc Llariel i Filvaelowi. Wystarczy, że zostawiła Saevera. Musi im pomóc.
Pułapek w zrujnowanym budynku również nie było, a przynajmniej eladrinka na nie nie natrafiła i w końcu z westchnieniem ulgi wydostała się na zewnątrz.

__________________________________________________ ____________

Obrazek ze strony Dark Elf by Sinto-risky on deviantART
 
Blaithinn jest offline  
Stary 15-05-2014, 19:39   #70
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Praca wspólna


Garion szybko spróbował ocenić sytuację, była kiepska, wpadli w zasadzkę jak pierwszaki w leże demonów w Klatce. - Eliksir i chrońcie się przed śmiercią i trucizną jeśli się da. - Rzucił szybko w myślach do Dotiana i członków Gonu, którzy nie byli przysypani zawaloną podłogą oraz ścianami. Sam zamiast zaaplikować napój zdobyty na Githyankach, rzucił plątaniną oślepiających promieni, starając się objąć zarówno cienie jak i maga.*
- Umrzesz obuty! - wrzasnął głośno wojownik ucieszony, że wreszcie może dać komus po łbie. Planował jak najszybciej dorwać się do tamtego. Prawdopodobnie mógłby to być mag nekromacki. Ubicie owego mogło powstrzymać resztę, albo spowodować, ze sie rozpadną. Ewentualnie przynajmniej powstrzymać jego czary. Oczywiście, jesli tylko możliwe byłoby przedostanie się do niego jeszcze przed atakiem tamtych. Jeśli nie, planował szybko ubić wrogów, potem tamtego przeciwnika.
Doświadczenie Dotiana pozwoliło mu w mig wytypować najgroźniejszego przeciwnika. Ręce wystrzeliły po miecze, zaś nogi skierowały go ku swej ofiarze. Niestety nieumarła, szponiasta potworność mimo swego rozmiaru i wychudłej sylwetki poruszała się z zadziwiającą prędkością. Chlasnęła na odlew łapskiem z taką siłą, że parada którą zastawił się wojownik zatrzymała go w miejscu. Nekromanta jedynie wykrzywił usta w uśmiechu i cofnął się o parę kroków.

Kompani Twinklestara nie zareagowali tak szybko, w efekcie bardzo boleśnie poczuli obecność zjaw. Kakofonia ich pisków, oraz chłód który emanował od tej największej zadawały realny, fizyczny ból. Myśli rozbiegały się w głowie, a ciepło opuszczało ciało. Mimo to Garion zdążył wypowiedzieć formułę zaklęcia i nieumarli dotkliwie poczuli jego zemstę.
-Immeral, trzymaj te cienie na dystans, tak długo jak zdołasz - krzyknął Varis i zdecydowanym krokiem ruszył ze wsparciem ku Dotianowi. Kapłanowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Jego święty symbol rozjażył się światłem, przed którym cienie musiały ustąpić. Krążyły jednak na samym jego skraju, dalej wyjąc i czekając na najmniejsza okazję, by zadać ból i śmierć.

Nekromancie jednak najwyraźniej nie podobało się to, co ruesti robił jego sługom, bowiem tuż obok szponiastego potwora wystrzeliła czarna błyskawica, godząc Immerala w bok i spowijając go w cienką zasłonę cieni, które zdawały się zduszać święte światło Correlona.
Wyglądało na to, że nekromanta nie miał zamiaru współpracować, trzeba było więc zmniejszyć odległość między wojownikami a magiem, póki było to możliwe a zjawy nie dobrały się na dobre do reszty Gonu jak i samego Kanciastego. Odłamek szybko stworzył tunel między miejscem gdzie stali zbrojni a nekromantą. - Dobijcie go, spróbuję powstrzymać w tym czasie zjawy. - Po podesłaniu wrogiemu magowi niespodzianki odzianej w stal faktycznie miał zamiar zajać się poważniej zagrożeniem będącym tuż obok.
- Bij ubij! - wrzasnął Dotian odbijając cios tamtego oraz planując obciąć mu ten uśmiech, poszerzając go od ucha do ucha. Oczywiście swoimi klingami, które lśniły magią wręcz. Doskakując ładnym skokiem do tamtego atakował ponownie. Istotne bowiem niewątpliwie jest, ażeby trzebać takiego osobnika pod swoimi ciosami. Świetny chwyt, obrót oraz błysk klingi ciął powietrze niczym błyskawica.

Garion dalej podtrzymywał przejście do nekromanty, tak żeby wojownicy mogli się z nim rozprawić kiedy znajdą wolną chwilę, w międzyczasie zaś, zamiast atakować, okrył wszystkich delikatną siecią energii, mającą zmniejszyć działanie zjaw i chronić ich przed czarami śmierci. Nie całkowicie, ale wystarczająco, żeby stwory miały problem z wyssaniem ich do cna, tak jak uczyniły z dwoma martwymi członkami Wspaniałego Gonu. Gdy tylko skończył ją tkać, przygotował się do pełnej ofensyty światłem i ogniem na szeroką skalę, spowijając okolicę w feerię barw. Możliwe że te fajerwerki mogły wzbudzić niechcianą uwagę, ale mieli inne problemy na głowie. Ot, chociażby przeżyci zanim zostaną opróżnieni z energii życiowej jak i wydostanie towarzyszy spod sterty gruzu. Poczuł jak jedna ze zjaw wbija w niego lodowate ostrze. Przeniósł się kawałek dalej i oddał jej pięknym za nadobne.
Aczkolwiek właściwie nagle poczuł jakąś słabość, znaczy kilka początkowych sekwencji klingami wyszło całkiem zgrabnie, zaś usmiech nekromanty gwałtowanie poszerzył się na policzki, kiedy końcówka metalu wycięła mu kawałek lica. Jednak kolejne ciosy jakby sie opóźniały, jakby szybkość, siła oraz zręćzność były nie takie, jak powinny.
- Czyżby jakaś magia? - zastanowił się tnąc ponownie, aczkolwiek skutecznie, gdyż wredny nekromanta był jeszcze wolniejszy, zaś pierwsza rana na pysku, bowiem ciężko było opisać inaczej jego oblicze, dawała mu się we wznaki. Uff, mocny, ale uniósł łapsko chcąc pewnie rzucić jakiś wredny efekt. Hehe, świst miecza, wolnyyy, jednak wystarczająco szybki, zeby osiągnąć to, czego chciał wojownik. Musimy się pośpieszyć uznał czując się coraz słabiej. Koelejne ciosy jednak doszły celu, ponieważ raniony przeciwnik także słabł.
W czasie gdy wojownik związał walką maga, Kanciasty zaczął ciskać w stojące najbliżej stwory błyskawicami, odpychając je w momencie kiedy były namacalne. Nie wiedzieć czemu, oczy same mu się zamykały, chociaż przecież był wyspany. Postarał się zdwoić wysiłki, rażąc wroga co chwila. Trochę trwało zanim zorientował się że już nie ma czego atakować, zdawało się że wygrali. Osłabieni, wyssani, ale jednak w jednym kawałku.
- Chyba jakoś, eee, tego, wszyscy cali, przynajmniej względnie? - spytał jękliwym głosem wojownik, który przed chwilą dokroił wszystko, co podlazło mu pod stalową klingę. Nekromanta jakiś, Pazur oraz słabnące uderzenia, mroczki przed oczyma, wreszcie walenie siła woli raczej, niżeli czymkolwiek innym. Tłukł solidnie, ile wlezie walił, aż wreszcie raczej wyczuł prędzej, niźli zauwazył, że to co miał ściąć, ściął właśnie. Czuł się słabiutko, tak właśnie, iż musiał się podpierać mieczem, żeby nie usiąść. - Właściwie chciałbym prosić, żeby mi ktoś zrobił dobrego naparu słodkiej lebiody - wymruczał jakieś banialuki, choć akurat naprawdę miał ochotę na taki milutki napój.
Naparu wojownik nie dostał ale Immeral uwolniony od cieni mógł swoją magią wyleczyć rany i zmęczenie.
Gdy wszyscy poczuli się już lepiej i zaczęli rozważać co dalej, Varis wskazał nagle na zrujnowany budynek biblioteki, z którego ostrożnie wychynęła smukła sylwetka. Na ich widok przyspieszyła i nim podjęli jakieś działania rozpoznali w niej Estel.


Kapłanka podeszła do nich rozglądając się, jakby oczekiwała ataku w każdej chwili. Była wyraźnie poddenerwowana, a na jej jasnej szyi wykwitał coraz większy siniak.
- Dobrze, że nic wam nie jest… - powiedziała ledwo do nich dołączyła. - Musimy szybko wracać na dół... Llariel i Filvael bez pomocy maga się stamtąd nie wydostaną. W przejściu jest bariera działająca tylko na umarłych, a nie wiemy kto jeszcze w głębi podziemi siedzi. - wyrzuciła z siebie jednym tchem.
- Poszedłbym oczywiście, tyle jednak chwila odpoczynku. Czuję jakoś się, jak po starciu wręcz przeciwko żubrowi - odpowiedział wojownik.
Eladrinka spojrzała na mężczyznę wyraźnie zmartwiona, by zaraz przymknąć oczy i zacząć szeptać modlitwę. Po chwili Dotian poczuł łagodne ciepło rozpływającego się po jego ciele i dodające mu energii.
- Lepiej? - szepnęła niepewnie, wydawała się strasznie krucha w tej chwili i jakby przytłoczona.
- Bardzo lepiej - przytaknął przytomniejąc powoli, bowiem faktycznie trochę dodało mu energii jej magiczne działanie. - Czyli jaka decyzja?
- Ja też chwilowo muszę nieco odsapnąć, ale jak tylko się zbiorę i odzyska nieco energii, spróbuję im pomóc. Tylko na nieumarłych powiadasz? Chyba wiem jakiego rytuału użył, być może będę w stanie pomóc, ale to może chwilę potrwać. - Rzucił odłamek do wszystkich, nie miał siły mówić na głos.
W oczach Estel błysnęła determinacja, rozłożyła ręce i wyszeptała kolejne zaklęcie, które tym razem objęło wszystkich. Eladrince się chyba spieszyło.
- Co wam się stało? - rozejrzała się niepewnie i dopiero wtedy dostrzegła leżące gdzieś z boku ciało. Zagryzła wargi. - Walczyliście… - szepnęła, by zacząć przyglądać się wszystkim uważnie. Najwyraźniej nawet obecność świętego kapłana nie przeszkadzała jej w zamartwianiu się o wszystkich.
- Zjawy, nieumarli, nekromanta, nic aż tak niespodziewanego, ruszajmy do tej bariery. - Rzucił Kanciasty, teraz czuł się nieco lepiej. - Sprawdźcie tylko co ten nekromanta miał przy sobie. Może to da nam jakieś dodatkowe wskazówki. - Garion pozbierał się i ruszył w kierunku trupa.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 15-05-2014 o 19:46.
Plomiennoluski jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172