Choć nie mógłby się nazwać ekspertem to zdarzało mu się żeglować, dość często by w pełni docenić statek na który został zaokrętowany. Jednostka była na swój sposób piękna, nie tak wymyślna jak okręty jego narodu lecz dość dobra by opisać ją w pieśni nie zniżając się do fantazjowania.
Z gracją jaką osiągnąć mógłby tylko elf wszedł na pokład. Jego postać wydawała się niesamowici chuda w porównaniu z resztą załogi czy nawet jego rodaka. W przeciwieństwie do drugiego elfa Abaris nosił przylegający do ciała strój w kolorze kobaltu. I choć na pierwszy rzut oka wydawał się drogi to jednak po bliższym przyjrzeniu się zdradzał wielokrotne reparacje. Kolejną wyróżniającą go rzeczą był spory instrument umieszczony w futerale na plecach elfa a także fakt, że Abaris nie posiadał broni. A w każdym razie, żadnej widocznej broni a ukrycie choćby i sztyletu w jego stroju graniczyło by z cudem.
Początkowe zadowolenie prysło niczym bańka mydlana gdy tylko ujrzał nadmetalową bransoletę pani kapitan. Z wielkim trudem utrzymywał wzburzenie w ryzach. I jedynie najwyższym wysiłkiem woli nie pozwolił sobie na zmianę wyrazu twarzy. Prawie jej nie słuchał, zbyt zajęty trzymaniem w ryzach nienawiści. Nie zwracał też wagi na odpowiedzi pozostałych.
Jedynie jego smukłe palce niemal odruchowo sięgnęły po instrument i bezwiednie zaczęły go stroić. Wkrótce ciche tony wypełniły pomieszczenie. Abaris nie zaszczycił elfki odpowiedzią ani nawet spojrzeniem, skupił się całkowicie na grze. A fakt, że kapitan dopiero teraz zapytała ich o przydatność na statku uznał za próbę ich charakterów. Bo przecież jaki kapitan nie ufał decyzji ludzi których sam do podjęcia tej decyzji wyznaczył? |