Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2014, 17:32   #39
Cedryk
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
***

Po obiedzie, około szesnastej godziny. Wzgórze z wieżą nr 9. Las Druidki. 1 Mirtula 1972RD
Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.


Polanka była niewielka. Ogień rozpalony na jej środku trzaskał wesoło. Ognisko obsiadła szóstka dziewczynek. Anabel i Izolda, córki Rovana, Ewii i Greta, podopieczne czarodziejki Veissy, bliźniaczki Oroku, których rodzice byli w Gwardii Rovana.

- Patrzcie co mam! - wesoło zawołała Greta, wskazując na sakwę, z której poczęła wyjmować flasze z winem.
- Będzie po jednej dla każdej.
- Skąd masz?
- Anabel, aż poczerwieniała z zaciekawienia.
- Z magazynu.
- Jak?
- Wczoraj, jak wszyscy byli zajęci przyjęciem wślizgnęłam się do niego. Patrzcie co też było zaraz obok.

- Po czym z sakwy wyjęła zawinięty w len blok chałwy.

- No wyjmujcie kubki, mówiłam przecież byście zabrał. - po tych słowach zaczęła rozlewać wino do nadstawionych kubków.

Wyjętym z rękawa sztyletem szybko podzieliła blok na sześć części. Inne dzieci również wyjęły swoje narzędzia do jedzenia. Sprawnie operowały dzieląc kawałki na cześć i donosząc słodkości, na ich ostrzach, do ust.
Z flaszek coraz szybciej ubywało wina. Zaś ogień zaczął przygasać. Izabel skoczyła po opał do najbliższego krzaku, kilka szybkich cieć i już miała odpowiednią ilość drewna. Dorzuciła do ogniska podsycając ogień.

Nagle brzęknęły rozbite flaszki. W szklanych szczątkach flaszek tkwiły drgając, długie strzały. Dziewczynki z krzykiem poderwały się. Wtedy kolejne strzały wbite tuż przed ich stopami osadziły je w miejscu.
Z lasu przykłusował stwór będących jakby jeleniem o cechach ludzkich.



- Pani Ellestreaa ap Soallanell chce się z wami widzieć. Idźcie za mną. Lepiej, żebyście nie próbowały uciekać bo enty nie wybaczają. Teraz jedynie wola Pani Ellestreay chroni was przed rozdarciem na strzępy przez enty.

Szybki kłusem ruszył w las, po czym zwolnił, widząc iż dziewczynki zataczając się nie nadążają za nim.
Po kilkunastu minutach dotarli do wejścia do jaskini będącej siedzibą druidki. Przed nią stał wysoka elfka w trudnym do ustalenia wieku. Jedynie poważne,wiekowe oczy zdradzały jej prawdziwy wiek, temu kto potrafi patrzeć.

- Wiecie, że złamałyście prawo tego lasu, a przewidziana jest za to jedna kara - śmierć.

Mimo zmrocznienia winem Gwanda błyskawicznie wyciągnęła sztylet, Anabel zaczęła splatać czar, inne dziewczynki były zbyt zaskoczone aby cokolwiek uczynić.

Elfka roześmiał się głośno. Na polance przed dziećmi wylądował gryf. Ryknął, a potem przemówił.

- Spokój szczeniaki.

- Odważne ale głupie. Nie jesteście w stanie mi nic uczynić, w tej dziedzinie, błogosławionej przez Matkę Ziemię. Teraz słuchajcie, wyznaczę wam karę, póki nie uznam, że jesteście gotowe, będzie nad Wami to wisiało. Waszą karą będzie nauka natury i życia. Póki nie uznam, że wiecie już wszystko co powinnyście wiedzieć, a wasze postępowanie się zmieniło, będzie trwała ta kara. Macie się stawiać każdego dziewiątego dnia Dekadnia, tutaj o godzinie ósmej rano. Lepiej dla was abyście się przyznały rodzicom i opiekunom, bo będę z niektórymi mówiła. Teraz zmykajcie już.

Dziewczynki oszołomione wieściami i alkoholem nie ruszyły się.

- Zabiorę je Pani bo tak zamroczone mogą sobie kark skręcić schodząc ze wzgórza. - ryknął Gryf .
- wsiadajcie a szybko nie ma całego dania.

Dziewczynki, wspomagane silnymi rękoma Hybsila, zostały usadzone na grzbiecie Gryfa, który w chwilę potem wystartował.

Po kilkuminutowym locie wylądował na pastwisku przy młodych gryfach oddanych do wytresowania. Treserki otoczyły go kręcąc arkanami.

- Zsiadajcie. Witam panie, lepiej odłóżcie te arkany bo się obrażę. Jestem Słoneczny Dziób towarzysz Ellestreaa ap Soallanell druidki Matki Ziemi. Widzę, iż uczycie młodzież pod siodło i do walki. Lepiej dla was abym nie dowiedział się, że je źle traktujecie.

Po tych słowach odleciał.

***

Wieczór około dziewiętnastej. Twierdza Bibliteka. 1 Mirtula 1972RD
Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.


Biblioteka wspólna "Kamiennej Łzy" jest bardzo przyjemnym kameralnym miejscem. Nic też w tym dziwnego, iż rodzina Margrabiego wybrał je aby odpocząć w niej przed kolacją. Do Rovana, Roni piastującej jak zwykle niemowlaki, dołączyły córki Margrabiego, najnowsza niema żona Hrabiego oraz Wissena z podopiecznymi. Ronia powili uczyła Iwoni sztuki pisania i czytania. Greta i Izolda grały na harmonijkach jakąś piosenkę wskazaną przez Ronię. Anabel z Evii bawiły się zmieniając kolory szklanych kule, jednocześnie ćwicząc magię. Rovan z Visseną dyskutowali na temat węzłów ziemi.
Kobiety z OOR WM dyskretnie rozsiadły się w fotelach w różnych miejscach biblioteki.

Drzwi były otwarte, więc niczym dziwnym były odwiedziny zwierząt. Dlatego też nikt nie przeją się wlatującym corralaksem. Do czasu gdy nie przyjął on postaci wyniosłej Elfki.

- Margrabio. Oburzona jestem łamaniem praw, które zostały mi nadane.

Oczy elfki były nieporuszone.

- Twoje córki oraz ich przyjaciółki, wkroczyły na teren mi powierzony i złamały tam pokój Chantuei. Tylko moja interwencja spowodowała, iż nie zostały na miejscu rozdarte przez drzewce. Biorąc pod uwagę ich młody wiek naznaczyłam ich karę. Muszą się stawić każdego dziewiątego dnia Dekadnia o ósmej przy mojej siedzibie. Będą się uczyły wtedy o naturze i poszanowaniu dla niej. Jednakże i ty powinieneś zwrócić uwagę aby nie upijały się one po kryjomu. To czyniły na polanie w lesie zanim zniszczyły życie. Jeśli inna młodzież chce też poznać prawa natury niech wtedy przybędzie. Nauka jest dla wszytskich chętnych. Jedynie u ukaranych jest ona obowiązkowa.

Po tych słowach powiodła wzrokiem po komnacie. W końcu wzrok jej spoczął na Iwoni.
Podeszła do niej śpiesznym krokiem. Położyła jej dłonie na ramionach.

- Siostro. Drzemie w nas tak sama moc. Ty również przybądź dziewiątego dnia. Obudzę wtedy Twoją moc. Jednakże na zniszczone magicznie struny głosowe nie mogę nic poradzić. Jednakże będziesz się wypowiadał swoją muzyką.



***



Około 16godziny. Wewnętrzny dziedziniec Twierdzy WM. 7 Mirtula 1972RD
Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.




Na dziedzińcu odbywał się trening walki bronią. Ze wszystkich stron rozlegał się ogłuszający łomot stali. Nawet te Warkocze które miały wolne podnosiły swoje umiejętności.
Terenin przerwał głos rogu dobiegający z powietrza. Wszystkie głowy podniosły się w wypatrywaniu źródła dźwięku, być może potencjalnego zagrożenia. W powietrzu kołował hipogryf schodzący do lądowania. Rozległ się drugi naglący dźwięk rogu, oznaczający zamiar lądowania na dziedzińcu. Szybko zrobiło się miejsce dla hipogryfa. Jeździec sprawnie wylądował na dziedzińcu.

- Szukam dziesiętnika Kitsune.
- To ja.


Kitsune wyszła z tłumu.

- Dziesiętniku Kitsune Oto dar dla ciebie od wielmożnego Hrabiego Aristona Brodatego. - posłaniec wskazał na hipogryfa.

- Nazywa się Hepax. Hrabia ofiarował ci też tę złotą bransoletę. Jeśli wypowiesz imię Hepax zmaterializuje się on przy tobie, o ile tylko będziecie przebywali na planie materialnym. Jest jeszcze posłanie prywatne przeznaczone tylko dla uszu twoich.

Posłaniec zbliżył się do Kitsune i wyszeptał do ucha.

- Dziękuję, że rozumiesz powody.

Po tych słowach ukłonił się skonsternowanej kobiecie i ruszył w kierunku bramy.




***


12 Mirtula 1972RD Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.


Trening milicji w Dzielnicy Twierdzy na terenie strzeleckim zachodził bez problemów. Rovan obserwował, jak miał to w zwyczaju, gdy tylko miał, wolny od obowiązków czas, trening. Jest coś fascynującego w gładko przeprowadzanych manewrach piechoty. Trenowano w oddziałach czterdziestoosobowych z których połowę stanowili strzelcy. W pobliżu trenowało tak stu dwudziestu milicjantów z dziesiętnikami. Pięć oddziałów Straży Rzecznej Warkoczy Mystry trenowało walkę w tłoku. Tłok i zamęt jaki w tym treningu kobiety czyniły, zwabiał coraz więcej gapiów. Nad tą ciżbą latało około tysiąca Corollaksów. Jedne pogwizdywały cierkały melodie, co poniektóre szczekały, a wielu wyrywało się szewskie przekleństwa. Innymi słowy nad głowami ćwiczących ptaki dobrze się bawiły, wyczyniając w powietrzu akrobacje, czasami zaś dla swojej zabawy niebo rozświetlały deszczem kolorów, przez które kręcąc rożne figury przelatywały. Rovan wiedział z ksiąg, iż nie spotyka się identycznych płatków śniegu, zapewne też nie było identycznych Corollaksów.

Do Rovana podszedł niewysoki ogorzały łysy człowiek w zwiewnej szacie. Za szerokim pasem zatknięty miał miecz o nietypowej budowie.
Człowieczek pokłonił się przed margrabią, łącząc zaciśnięte dłonie, gest ten przypominał gesty, które widywał u mnichów.

- Wielmożny Daimyo. Jestem Bokaru, mnich mistyk lśniących dłoni, mistrz stylów pustej ręki, stopy i pięści, wojennej medytacji. Wielmożny Daimyo dowiedziawszy się o dziele, który tutaj prowadzisz postanowiłem utworzyć tu Klasztor Lśniącej Dłoni. Moja propozycja Daimyo to abyś ufundował ten klasztor, w którym to mógłbym nauczać Drogi Azutha. Proszę też wielmożny Daimyo abyś przyjął mnie w poczet swoich wasali.

Twarz Rovana zastygła w wyrazie zaskoczenia. "Jak temu człowieczkowi udało się przejść przez towarzyszących mu oddział Gwardii Rovana nie zatrzymywanym".

- Wielmożny raczy wątpić moje umiejętności. Zatem gotów jestem udowodnić je. Obiję wszystkich tu ćwiczących. Próba będzie zdana jeśli wyeliminuje wszystkich i będę w gotowości do dalszej walki.

- Czemu nie, Bokaru. Jeśli to uczynisz zastanowię się nad Twoja propozycją. Pamiętaj wolno ci ich tylko obić i w ten sposób eliminować z walki. Jeśli jednak, zabijesz zapłacisz za to głową. Skoro ma to być dobry test umiejętności, wydam rozkaz zabicia ciebie, aby obawa konsekwencji nie zmniejszała ich umiejętności.

Skinął na jednego ze swoich Gwardzistów.

- Przerwijcie ćwiczenia milicji i Wstążek Mystry, mam coś do ogłoszenia.

Rozkaz został wykonany szybko i sprawnie.

- Obrońcy Złotej Kiści. - głos Rovana dochodził do najdalszych rzędów zgromadzonych ludzi.
- Ten oto człowiek chce udowodnić mi i Wam wszystkim, iż jest w stanie pokonać liczne odziały przeciwnika samodzielnie. Pragnie sprawdzianu z wami wszystkimi. Tak dufny jest w swoje umiejętności, iż twierdzi, że wszystkich was obije i zostanie sam na polu walki. Obrońcy Złotej kiści nakazuję wam zetrzeć ten uśmieszek z jego Twarzy i zabić. Sztuka złota dla każdego kto zada skuteczny cios, sto sztuk złota dla tego, który zabije tego człowieka. Te ustalenia ważne są tylko na czas tej jednej walki. Do sprawdzianu stanie z jednej strony dwanaście oddziałów milicji i pięć Straży Rzecznej. Przygotujcie się.

Trenujący szybko uformowali szyk trzy czworokąty po czterdziestu i czterech milicji i pięć samodzielnie działających dziesiątek Straży Rzecznej.

Rovan niespiesznie podszedł do micha.

- Masz jeszcze czas na wycofanie się z tej próby, wtedy też rozważę twoją uniżoną suplikę.
- Nie panie mam nad nimi przewagę, gdyż nie zostały tu wykorzystane prawdziwe siły Złotej Kiści.
- Zatem ustaw się
. - po czym zakrzyknął. - walka rozpocznie się gdy zabrzmi trzeci gwizdek.

Oddziały przygotowały się łucznicy zdjęli okrycia kołczanów, odsłaniając strzały. Dłonie zacisnęły się na broni. Atmosfera była gęsta.

Po trzecim gwizdku zdarzenia potoczyły się błyskawicznie.

W uszy wszystkich wwiercił się wysoki okrzyk.

- Kiiay.

Rovan z zaskoczeniem obserwował jak większość ludzi z oddziałów upuszcza trzymaną w dłoniach broń i rzuca się do ucieczki, jak najdalej od mnicha. Większości osobom, które oparły się się sile tego okrzyku nie dane było ruszyć do walki, czy też oddać strzału. Wpadali na nich uciekający towarzysze. Krążące nad swoimi przyjaciółmi ptaki nadal myślały, iż jest to nadal zabawa ich przyjaciół, do której mogą się dołączyć tylko na ich wyraźna prośbę, dlatego też nie zaatakowały mnicha.

Bokaru ruszył przeciwko tym kilku dziesiętniczkom Warkoczy Mystry, którym udało się ruszyć do ataku. Pierwszy błyskawiczny cios mnicha roztrzaskał wzniesiony do ciosu mistrzowski sejmitar. Drugi sparaliżował i wyeliminował z dalszej walki kobietę. Otoczony przez cztery pozostałe dziesiętniczki zawirował. Kopniakami z obrotu rozesłał je niezdolne do dalszej walki, w cztery strony świata. Potem błyskawicznie znalazł się w największym kłębowisku ludzkim. Po chwili zaczęli z niego wylatywać wyeliminowani wirującym kopniakiem mnicha milicjanci i zbrojni. W niecałą minutę wyeliminował sześćdziesiąt obrońców.
Widząc padające Warkocze Corollaksy do nich należące, a przynajmniej większość z nich, z własnej inicjatywy, zaatakowało deszczem kolorów mnicha. Jednakże te rozpaczliwe ataki nic nie dały.

- Zewrzeć szyki, łucz... - Rovanowi nie dane było poznać rozkazu dla łuczników.

- Kiiay.

Próby uporządkowania sytuacji spełzły na niczym, po kolejnym okrzyku mnicha.

Bokaru pędził i wirował po polu walki. W przeciągu dwóch następnych minut wyeliminował ciosami pięści lub kopniakami resztę sił wystawionych przeciwko niemu.

Tak jak walczył, tak szybko Bokaru stanął przede Margrabią.
Pokłonił się składając pięści w symbol kwiatu.

- Wielmożny Daimyo, próba zakończona, jesteś panie winien jednej z Warkoczy Mystry sztukę złota. Była sprytna, daleko zajdzie. Wyczekała na moment gdym w wirującym kopniaku eliminował kolejną dziesiątkę i wtedy wyprowadziła cios. Tylko dlatego drasnęła mnie. Łatwo będzie ją odnaleźć. Na ostrzu jej broni, jako jedynej, będzie krew. Zatem przejdźmy do konkretów Daimyo.
Moje uposażenie wynosić będzie miesięcznie siedemset pięćdziesiąt sztuk złota. Zapewniacie panie dla klasztoru wyżywienie.
Co zaś się tyczy samego klasztoru.
Powinien składać się z czterech budynków. W pierwszym powinno się znaleźć sypialnie dla pięćdziesięciu mnichów, pięć wspólnych sypialni dla uczniów, cztery sypialnie pięknie wykończone, łaźnie zapewniające gorąca wodę i zimną dla około stu osób. W drugim budynku powinny znaleźć się magazyny kuchnia mogąca obsłużyć sto osób, jedna jadalnia piękniej wyposażona, oraz jadalnie dla około dziewięćdziesięciu osób. Trzeba myśleć przyszłościowo. W nim jeszcze zbrojownia dla stu osób.
W trzecim powinny się znaleźć cztery sale wspólne, kaplica Azutha, łazienka z gorąca wodą, apartament pięknie przystrojony, oraz biblioteka zdolna pomieścić dziesięć tysięcy ksiąg.
W ostaniami budynku powinny znaleźć się sale do ćwiczeń dla mnichów na czas niepogody. Teren otoczony wysokim żywopłotem, a na nim zielniki oraz park na którego przygotowanie wyasygnujecie pieniądze. Wiem Wielmożny Daimyo, iż koszt ten nie jest wielki, skoro utworzenie klasztoru ma zapewnić zwiększeni bezpieczeństwa miasta i Marchii. Oprócz tego zyskujecie wielmożny Daimyo dostęp do księgozbioru mojego, a liczy on około sześciu tysięcy woluminów traktujących o religii i magii.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 18-05-2014 o 20:58.
Cedryk jest offline