-
Nie, dzięki przepłynę się - powiedział Doktor i poczekał aż Steve rozbił starczą resztę szyby.
Po chwilę obaj płynęli do brzegu, a tymczasem Iron man musiał poczekań na nich na brzegu. Steve , był szybszy mimo stroju i tarczy, ale Władca Czasu mimo swojego ubrania nie miał najmniejszych problemów w pokonaniu dystansu drogą wodną.
Po kilku minutach stali na osłonecznione promenadzie. Doktor zawzięcie skanował powietrze swoim soniczym śrubokrętem.
-
Gdzie teraz Doktorze/ - Spytał Steve.
-
Nie wiem, spróbujmy bliżej certum. - zarządził kosmita i ruszył przed siebie.
Niesamowite jak dziwne wyglądał opustoszały Nowy Jork. Ulce zwykle pełnie ludzi i samochodów wydawały się niekatulanie szerokie i puste. Cisza zakłócana tylko przez kroki bohaterów wgryzał się nieprzyjemnie w uszy.
W końcu dodarli w okolice kościoła pod wezwaniem Świętego Stanisława.
Tutaj Doktor się zatrzymał.
-
Już zaraz... teraz! - Na drugim końcu ulicy mignęła im sylwetka kogoś, kto zniknął w niebieskim rozbłysku światła.
-
To było echo. Teraz trzeba tylko...
-
Co wy tam róbcie?! - Krzyknął ktoś z lekko uchylony dziw kościoła.
-
O żywy człowiek! - ucieszył się Doktor. - [i]Jestem Doktor i...
Powietrze rozdarł upiorny wrzask. Z pomiędzy budynków wyleciały trzy dziwaczne stwory. Miały nietoperzowe skrzydła, dziwne uformowaną głowę i ogon zakończony czymś na wzór kosy.
-
Do kościoła! - Krzyknął Doktor i rzucił się w stronę budynku.
Steve w pierwszym odruchu rzucił tarczą w jedno ze stworów. Jego broń została zręczni schwytana... i pożarta. Doktor musiał zawrócić i pociągnąć go za ramię by wyrwać z szoku.
-
To nie jest coś z czym można walczyć - zawołał i pognał ponownie w kierunku teraz otwarty już drzwi.