Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2014, 19:35   #39
Asuryan
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Pięć dni później. Ranek. Posterunek Rezonera.
Wojownik w słuchawkach wylegiwał się na swojej zwalonej kłodzie pokrytej mchem. W kłodę wbitych było 20 strzał, pewien rodzaj kolekcji oznaczający aktualną ilość starć, w których brał on udział. Jak zwykle słuchał muzyki dyrygując stopa w jej rytm. Na gałęzi powyższego drzewa siedziała w skupieniu Lawia. Przyjaciółka Gareta i nowo poznana członkini grupy zwiadowczej.

Eldar zasiadał na na pieńku ściętego toporem drzewa. Topór wciąż był wbity jego kłodę leżącą za pniem.
- Jeszcze trochę Anthrilen. Dopiero ranek. - Odparł nie otwierając oczu Rez.
-Jestem cierpliwy- odparł z uśmiechem spiczasto uchy, wpatrując się w trofea Reza- dwadzieścia starć. Muszę przyznać, że to Imponujący wynik.
- Nic... Co by wymagało wysiłku. Stwierdziłbym, że to bardziej natrętne. Ale cóż gdzie wysiłku mała tam lenistwa w bród.
- Zawsze spokojny? - Skomentowała elfka.
- Nie... Raz miałem stracha. Oj miałem. - Przedłużył pierwszą zgłoskę wypowiedzi. - Jak spróbowali podpalić las
•- I z tym dałbyś sobie zapewnię radę...
- Nie o tym mówię. O Yugan. Jak zaczęła mówić, co im zrobi za ten pomysł ogniem i to, że spali miasto to i mi zrobiło się gorąco. O tamtej pory linia walk jest czarna. Co z resztą sam widziałeś. - Zwrócił się do eldara.
Fakt w czasie tych kilku dni zdążył już uczestniczyć w jednym starciu, a raczej podchodach. Uśmiechnął się na to wspomnienie, najwyraźniej sprawiało mu to pewną radość. Kto wie, może poniwinien podążać ścieżką skorpiona nim do reszty zagubi się na drodze wiedźmy.. Odgonił te myśli. To i tak było bez różnicy, tak długo jak pozostawał w tym świecie.
-Tak, to kobieta o spokojna jak mały płomyk, a zdolna rozpętać piekło niczym istna burza ognia- zaśmiał się Eldar. Co prawda nie znał jej aż tak dobrze, ale zdążył wyrobić sobie pierwszą opinie- Ciekawe czy dziecko odziedziczy to po niej.
- Spokojna. Ha ha. Tak, ale tylko ze względu na nadzieję. Gdyby nie to, to wolałbym nie myśleć, co by się stało z całym tym konfliktem. Miejmy nadzieję, że otrzyma po niej te lepsze cechy. Ha. - Na chwilę się zamyślił i mówił przyjaznym, odrobinę spokojniejszym tonem. - Skorpion prosił mnie bym... Gdyby zaszła potrzeba... Walczył z całych sił. - Powiedział ni to do kogoś ni to do siebie. Otworzył swe błękitne oczy i spoglądał zamyślony w niebo. - Cieszę się, że to tylko podchody. Oni w naszym świecie nie mieli wiele czasu dla siebie.
Lawia przysłuchiwała się temu z pewnym zaciekawieniem. Widać była zainteresowana innymi światami.
-Więc jesteście z jednego świata?- Zapytał również zaciekawiony Eldar-, jaki on był?
- Owszem. Dwie, trzy walczące frakcje. Jedna z natury zła. Gdyż taki jest jej wymiar. Jedna uważająca się za sprawiedliwych. A ostatnia pałająca zemsta do tych pierwszych. Krótko mówiąc dość burzliwy świat, ale poruszający się z kołem harmonii. - Wykonał gest ręka wskazując okrąg. - A w tym wszystkim jedna grupa, grupa która ma sobie za nic różnice i zasady. Której jedynym celem jest porządek. Ja należę do tej grupy i zarazem do frakcji uważanej za złą. Tutaj jednak wszystko z naszych światów traci sens.
- Hmm. - Zamyśliła się elfka. - Tak mnie zaciekawiło. Dużo twoich towarzyszy, z tej grupy i ze świata tu jest?
- Ze świata jeszcze sporo, choćby Raven. A z grupy, prawie wszyscy, poza szefem. Gruba ryba, więc miał inne sprawy na głowie. - Wyjaśnił nie wchodząc w szczegóły. - Oho zbliża się twój przewodnik. - Zakomunikował.
- Jeszcze nikogo nie wiedzę.
- Ale ja go słyszę. Nie długo opuści targas. I dotrze tu do nas.
-To dobrze. Mam nadzieję że nie zajmie mu to zbyt dużo czasu- odparł eldar wstając z pieńka- zwykle na długo się tu zatrzymuje?
- Nie zatrzymują się w lesie. Po prostu przez niego przechodzą i mają jako jedyni ku temu pozwolenie. Zwykle wracają na tydzień czasem krócej. Głównie podróżują po pustyni. Cóż taka już jego natura.
-To dobrze. Pięć dni czekania to i tak wystarczająco dużo czasu- odparł eldar sięgając za pieniek po skórzaną torbę z zapasami i przewieszając ją przez ramie. Nie żałował straconego czasu, który dla niego był odpoczynkiem od codzienności, ale chciał jak najszybciej wyruszyć.
- Gdzie teraz zmierzasz?
-Zapoluję- odparł eldar z uśmiechem- ci..Bardlands wystarczająco już mi się narazili. Co więcej zagrażają mieszkańcom lasu. Postanowiłem się nimi zająć. Następnie udam się do złotego miasta. Powinien tam znajdować się mój dawny towarzysz, chętnie raz jeszcze połączę z nim siły.
- Hmm. Bardlands... Nie uważam że jesteś słaby jednak wpierw wziąłbym kogoś od pomocy. Pamiętaj wiedza rządzi światem. Z naszych informacji to raczej spora zgraja bandytów, nie zorganizowana i tym samym bardzo niebezpieczna. Iść samemu to nie błąd, ale też nie najlepsze wyjście. Serce oazy... Ee... Lepiej by wziąśc zwykłą grupę uderzeniową.
-Coś zorganizuję. Ewentualnie będę wyłapywał pojedyncze sztuki. Mają jakieś cechy wspólne? Ci, których spotkałem do tej pory mieli podobne ubrania. Gdyby inni podzielali tą cechę, wiele by to ułatwiło.
- Bardlands to chołota. Zlepek gówna i dzikusy. Dzielą się na pewnego rodzaju plemiona. Odnajdź to gdzie jest choćby jedna osoba do nich podobna. Wtedy powinieneś odnaleźć właściwe. Choć kto wie... Może nie tylko oni są przyczyna problemów.
-Będę ostrożny. Przy odrobinie szczęścia wyeliminuje chodź część zagrożenia dla tego lasu.
Godzinę później do przybył przewodnik. A dokąłdniej 3 osoby. Kobieta, ubrany w biały płaszcz wędrowiec i ktoś jeszcze w brązowym płaszczu.

Zmierzali oni jedyną większa drogą prowadzącą przez las. W połowie tej drogi czekał Eldar odprowadzony przez Lawię.
-Witajcie- zaczął eldar gdy wędrowcy już go zobaczyli- Nazywam się Anthrilien. Potrzebuję przejść przez pustynię- przypatrzył się kobiecie i mężczyźnie w bieli- sądzę że już kiedyś sie spotkaliśmy, jeśli pamięć mnie nie myli.
- W Lofar przed miesiącami. - Odparła kobieta. - Pamiętam cię. I miło cię znów powitać. Ruszajmy. Czeka nas długa podróż. Kolejną godzinę późnej byli już na skraju lasu, a przed nimi rozciągała się bezkresna pustynia.
Eldar rozejrzał się, już czuł ciepło dochodzące od piasku. Szkoda, że jego hełm pozostał w jego świecie, możliwe, że ułatwiłby podróż.
-Ile zajmie nam dotarcie do złotego miasta?- Zaczął. Towarzystwo nie wydawało się być zbyt rozmowne, on z resztą też nie miał na to ochoty, ale musiał zdobyć kilka informacji.
- W nocy powinniśmy dotrzeć do Oazy. – Odparła Akasja - Później około 4-5 dni. Pustynia jest dosyć rozległa, zwodnicza i niebezpieczna.
Aury przewodnika nie dało się wyczuć jednak na pustyni zdawało się mieć ciągłą świadomsoć tego, że on wciąż jest przy podróżnych niezależnie od odległości.
Reszta dnia drogi i wieczorem dotarli do pasa Oaz. Zgodnie z opowieścią Akasji rzeka spływała z kraju gór aż dotarła na pustynię wzdłuż niej powstały oazy a na środku pustyni rzeka znika w podziemnych jaskiniach i rzekomo wypływa dopiero w samym morzu. W każdym jednak razie początek podróży został przebyty. Najgorsze miało dopiero nadejść.
-Zajmę się ogniem- zaczął eldar gdy grupa powoli zabierała się do odpoczynku- zakładam że w tym świecie pustynia nocą nie należy do najcieplejszych miejsc- dodał ironicznie, rozglądając się za drewnem. Dominowało oczywiście drzewo palmowe, ale na brzegu rzeki zauważył nieco przyniesionego nurtem drewna.
- Można przywyknąć - stwierdziła Akasja.
Asasyn ułożył się na piasku tuż pod palmą i najwidoczniej już spał.
- Ach. Można powiedzieć że czujemy się jak w domu. - Spojrzała czule na swojego towarzysza.
Część okolicznego drewna ustawiła się w mały stosik, reszta ułożyła się nieco dalej. Chwilkę później stosik zaczął się palić rzucając nieco światła na ciemną okolicę. Prorok usiadł niedaleko ogniska opierając się plecami o palmę.
-Ehh….- Westchnął cicho. Chwilę przyjrzał się pozostałym- jak długo tu tkwicie? Nie wyglądacie na “tutejszych”
- Pół roku mniej więcej. Prawie od momentu w którym powstała brama. - Odparła Akasja spoglądać na ich towarzysza podróży.
- Od niedawna - odparł zakapturzony.
- Czas z resztą nie gra roli - powiedział przesypując trochę piasku w swych dłoniach. Zdawało się, że piasek migocze, gdy tylko go wypuszczała ze swych rąk. - Ważne jak się tu zaaklimatyzowaliśmy.
-Tak, to ważne- odpowiedział prorok- wygląda na to że nie śpieszy wam się powrócić do siebie.
- Cóż na razie czekamy i zajmujemy się własnymi problemami. Mój mąż - wskazała mężczyznę w białym płaszczu. - Zgubił fragmenty swojej mocy. Szukamy ich.
-Fragmenty mocy? To ciekawe. Nie jestem pewien czy się uda, ale może byłbym w stanie pomóc.
- Są prawie nie wyczuwalne zarówno dla mnie jak i dla innych. - Odparła z uśmiechem. - Tylko on potrafi je wyczuć. W końcu były jego częścią. Fakt faktem pustynia jest olbrzymia. I zazwyczaj możemy sobie pozwolić jedynei ja jedno pióro przed powrotem do Uni.
-Rozumiem. Może kiedyś odzyskam pozostałe umiejętności, które nieco przydałyby się w tej sytuacji. Pióra..Hmm.Ciekawe.
- Tak. Pióra. Czerwono pomarańczowe, płomienne pióra feniksa. Przynajmniej taką formę przybrały cząstki jego mocy. Słyszałam o kulach “materii”, o golemach jak fragmenty duszy, a w tym przypadku mamy pióra. Cóż ten świat ma w sobie nutkę artysty. Hah. - Delikatny śmiech. - Każdy coś tutaj stracił i każdy może cos zyskać.
Eldar uśmiechnął się słysząc optymizm towarzyszki.
-Słyszeliście może o grupie Bardlands?- Dodał, gdy kolejny kawałek drewna ospale trafił do ogniska.
- Tak. Tutaj to dość znany temat. Bandyci, hołota, zacofana iw rozwoju, choć ich technika jest dosyć nowa... W sporadycznych przypadkach. Przypominają bestie lub też ludzi pierwotnych. A czemu pytasz?
-Narazili mi się już dwa razy i zagrażają mieszkańcom lasu. Chcę wyrównać rachunki.
- Ach. Hmm. Ich obozy się w kanionie. A raczej kanionach. Płaskie pasmo górskie z wieloma wąskimi ścieżkami. Tam się pochowali. To będzie na zachód stąd jakieś 3 dni drogi, ale przez jeden dzień można iść wzdłuż oaz. Samotna wędrówka... Cóż bywają i tacy, którym to na rękę.
-Rozważam opcję poproszenia towarzyszy o pomoc. Chodź z większością tych małp nie powinienem mieć problemów.
- Z pewnością. - Odparła. - Zmierzasz do Złotego miasta w jakimś konkretnym celu? - zapytała
-Poszukuję sposobu wydostania się z tego świata i mam tam…-zastanowił się chwilę- przyjaciela? W każdym razie osobę, z którą współpracę dobrze wspominam.
- Ach. Poszukujesz klucza. - Towarzysz podróży poruszył się wykazując swoją uwagę. - To ci dopiero cel. - Zaśmiała się delikatnie. - Klucz pustyni... Zaintrygowałeś mnie Anthrilenie.
Eldar uśmiechnął się.
-Tak, klucz pustyni jest moim celem. Czyżbyś również był zainteresowany tym tematem?
- Cóż nie przeczę, że i mi przyjdzie kiedyś się tym zająć. - Stwierdził dorzucając liście do ogniska. - To niebezpieczny cel, ale jakże kuszący każdy krok w stronę wolności to coś, co w raz z czasem staje się trudniejsze. Wiesz, dlaczego? - Zapytała
-Liczę, że zaraz się dowiem- zażartował zaciekawiony.
- Chodzi o więź. Im dłużej jesteś w tym świecie tym bardziej się do niego przyzwyczajasz. Tym bardziej widzisz jego piękno, jego naturę i tym bardziej uważasz go za... Dom. Tak jest zazwyczaj. Teraz może i pragniesz pośpiechu jednak sam kiedyś zobaczysz że tak się po prostu nie da. - Chwilę zamilkła i ziewnęła przeciągle.
-Więc pozostaje mi załatwić to wszystko jak najszybciej- odparł z uśmiechem- proponuję udać się na spoczynek- dodał widząc ziewającą dziewczynę.
- Nie omieszkam. - Odparła i udała się na spoczynek do swojego ukochanego.
Podróżnik zasiadał jeszcze przy ognisku.
- Możesz iść pierwszy ja jeszcze chwilę posiedzę.
-Nie będę spał, pomedytuje. Efekt niemal ten sam a będziemy bezpieczni- odpowiedział prorok siadając w pozycji seiza i splatając dłonie na kolanach- dobrej nocy.
- Dobrej nocy odparł.
Nazajutrz po posiłku zamierzali przeprawić sie przez rzekę i wyruszyć w stronę złotego miasta.
- Żyją tu krokodyle.- Spojrzała na rzekę szerokości mniej więcej 50 metrów. - Musimy uważać z tą przeprawą. Nie chciałabym stracić swojej reputacji. - Zabawny usmeich.
-Mógłbym was przenieść na drugą stronę, chodź podejrzewam, że macie swoje sposoby.
- Cóż... Z tym zawsze był problem... - Odparła z uśmiechem. - Dacie radę sie przenieść na droga stronę? - Zapytała, gdy jej mąż podszedł do niej i objął ja w pasie. - Czy pojedynczo się przeprawiamy?
-Zaczekajcie chwilę- odparł eldar i uniósł obie ręce. Piasek falami odsuwał się od jego stóp gdy uniósł się w powietrze. Gdy był już na drugim brzegu obrócił się i krzyknął do pozostałych- Nie ruszajcie się gwałtownie, będzie prościej- po kolei przenosił pozostałych na swój brzeg. Było to mniej męczące rozwiązanie niż gdyby miał zabrać wszystkich na raz.
- Ach jak miło. - Odparła kobieta. - A już myślałam, że to my będziemy musieli się tym zająć. Prowiant woda i za chwile ruszamy. - Stwierdziła.
Oddaliła się na parę metrów i wyciągnęła rękę w kierunku podróży piasek pod nią delikatnie zawirował.
- Hmm. Burza... Nie powinno być problemu... - Zamruczała pod nosem gdy podszedł do niej assasyn.
-Burza piaskowa? Za ile do nas dotrze?- Spytał eldar, zaciekawiony tym zjawiskiem pogodowym.
- Dwie godziny. Złapie nas już w drodze. Nie ma sensu brać wielbłądów - stwierdziła spoglądając w dal oazy. - Z burza wiąże się jeszcze jedno niebezpieczeństwo... Bestie. Gotowi do drogi? Może dane będzie nam się okopać.
-Gotowi. Jakie bestie?
- Tutejsze pustynne. Zwykle można ich uniknąć jednak... Czasem jest to trudne. To znaczy w większych grupach.
Ruszajmy nim się zacznie.
Wyruszyli w pośpiechu i tka jak przepowiedziała Akasja burza nadeszła równo dwie godziny później. Potężna kurzawa piasku zmniejszyła widoczność raptem do kilkunastu centymetrów. Szpiczastouchy przemieszczał się jak najbliżej pozostałych, z twarzą owiniętą materiałem oraz z założoną maską.
Kilka kroków i upadek. Dół nie więcej niż 2-3 metry kwadratowe. Krater. Pojawił się znikąd a wewnątrz zasiadała cała grupa.
- Wyjście awaryjne. - Stwierdziła Akasja
-Jak długo to potrwa?- Zapytał eldar, równocześnie tworząc lekką barierę telekinetyczną ponad ich głowami, aby piasek ich nie zasypywał.
- Godzinę... Mozę parę. Cóż każda pustynia ma swoje humory.
I tak jak zostało przepowiedziane 3 godziny później pozostał lekki wicherek. A podróżnicy zmierzali juz dalej. Krok za krokiem zmierzając do celu swej podróży. Jednak nie obyło się bez kłopotów.
Drugi dzień wędrówki. Środek pustyni.
- ... I tka jak mówiłam pustynny kraj słynie z drogocennych kamieni, owoców oraz przypraw. Dlatego też stał się znamienitym punktem handlowym. A raczej przystankiem przed Imperium daleko na północy. Chodź z samymi owocami może być jeszcze tak, że są sprowadzane z przystani lub wysp.
Coś się zbliżało do wędrującej grupy. Wszyscy poza zakapturzonym zdołali to odczuć. Jednak przewodnicy nie zareagowali.
-Coś..Chyba znalazło nasz trop- Odezwał się eldar jednocześnie określając dzielącą ich odległość i rodzaj aury-, co teraz?- Zapytał nieco zbity z tropu brakiem reakcji pozostałych.
- Tutejsze zwierzęta o nie to nie giganty, robaki i jaszczurki to raczej nie sa groźne.
- A co jeszcze żyje na pustyni - Zapytał zakapturzony.
- Poza wymienionymi raczej nie wiele...
- Pantera. - Mocny męski głos. Assasyn w końcu się odezwał.
- No tak jeszcze to żyje. - Potwierdziła Akasja.
Stwór zbliżał się z wielka prędkością aż wreszcie pojawił się w zasięgu wzroku. Płonąca istota.

Stwór przebiegł obok nich i pomknął dalej był szybki nawet bardzo, jak na taki teren.
- On... Ucieka... - Stwierdził zakapturzony jakby nie wiedząc, co dalej - Eee.
- To zależy od was... -Stwierdziła pośpiesznie Akasja jakby odpowiedajac na myśli. - Uciekamy czy gotujemy się od walki?
Kolejna aura pojawiła się w zasięgu wyczuwalności. Duża aura.
-Przygotujcie się- odparł eldar wyczuwając zagrożenie-, ale nie ruszać mi się z miejsca- po tych słowach przyklęknął pomiędzy pozostałymi twarzą w stronę aury. Runa zasłony zaczęła orbitować wokół proroka, zamigotała mocno, gdy podróżnicy znaleźli się pod wpływem zaklęcia- Mam nadzieję, że się uda..
W wstrząs. Wszystkich podrzuciło. Kolejny, kolejny i wreszcie pojawił się okaz tutejszej fauny.

Chwile się zatrzymał rozejrzał i pomaszerował dalej swoim ciężkim chodem.
- Zasłona. Dobry manewr. - Stwierdził kasja a zakapturzony przytaknął.
-Nie ruszajcie się, łatwiej będzie i ją utrzymać. Zaczekajmy jeszcze chwilę aż sie oddali i chodźmy dalej- odparł eldar z zamkniętymi oczami.
Bestia zniknęła z pola widzenia, gdy tylko jej szczyt zniknął za wydmami.
- Toż to kolos. - Stwierdził zakapturzony.
- Mniejszy od boga. - Stwierdziła Akasja. - Te tutejsze są olbrzymie.
-Skoro, już przy tym jesteśmy- odparł Eldar podnosząc się z ziemi i odkładając runę do sakiewki- słyszałem o bogu przy złotym mieście. Wiecie coś o nim?
- No wielki jest. - Stwierdziła żartem kasja. - Sam go zobaczysz. Powinien jeszcze być. - Dodała zagadkowo.
Przebyli kolejny dzień i pół drogi aż wreszcie na szarym horyzoncie pojawiło się miasto oraz...

Bóg.
Do miasta było jeszcze dwa dni drogi. Jednak całą scenę podziwiali nie spełna godzinę, bo otóż wszystko zniknęło jak za sprawą mrugnięcia okiem. Bóg znikną wraz z szarym światem. Pozostało tylko wzniesienie i złote miasto mieniące się na horyzoncie.
Kolejne półtora dnia minęło. Byli już u podnóża. Wtedy też Eldar wyczuł znajomą aurę i gdzieś w oddali przemknął szakal. Akasja była zdziwiona, bo takie zwierzęta raczej tu nie występują. Pół dnia później wspięli się na “Mgliste wzniesienie” i tym samym dotarli do Złotego miasta pustyni.
- Tutaj zawracamy. - Stwierdziła Akasja. - Nasza część została wykonana.
- Dziękuję - odparł zakapturzony. - Dziękuje jeszcze raz Akasjo. - Wyciągnął mieszek z drobnymi monetami. - To w ramach podziękowania.
- Nie ma za co. Nie musiałeś odpowiadaliśmy tylko za wasz transport nic więcej. A teraz ruszaj dalej i udanej przygody. - Pożegnała jednego z podróżnych i spojrzała na Eldara - Mam dla ciebie jeszcze jedno słowo.
-Słucham Cię?- Odparł Eldar uprzejmym tonem.
- W sprawie klucza... Poszukaj Raziela. To taka pomoc dla członka naszej grupy. - Usmeich i mrugniecie. - A tym czasem trzymaj się i nie zapomnij zajrzeć do kantoru. Monety nie mają tu większej wartości. - Odparła na pożegnanie. Gdy tylko Anthrilen odwrócił się a gdy spojrzał ponownie po nich, ich już nie było.
-Dziękuję za wszystko- powiedział patrząc w puste miejsce po czym obrócił się i ruszył w głąb miasta. Wedle rady Zaczął rozglądać się za wspomnianym kantorem.
Miasto było olbrzymi i chyba większe od stolicy. Z bardzo dużą liczbą wąskich uliczek. Główna droga biegła zygzakiem w górę wniesienia. Kantor udało się znaleźć dość opornie, ale ostatecznie to się powiodło. Stary jegomość siedział za ladą i palił dziwie pachnące ziele.
Anthrilien podszedł do lady i położył sakiewkę z pieniędzmi na ladzie.
-Chciałbym wymienić te pieniądze, oraz dowiedzieć się podstaw o tym mieście. Nie chcę na samym wstępie narobić sobie kłopotów.
- Panocek przybysz. Jeno znać trzeba że o nocy chadzają Pany. I nikt wtedy bezpieczny. To się w nocy śpie a ino do zamku się nie zagląda.
-Zapamiętam- odparł Eldar zbierając 27 kamieni z lady- Kim są Ci panowie?
- Toż to szlachta, władcy chodzący w nocy. Wampiry panocku.
-Hmm jedno pytanie. Czy widzieliście wysokiego mężczyznę w głową szakala?
- Hmm. Zdaje się że... Nie. Czasem z domu okna dostrzec mogę wilkoludzi ale tylko po nocy.
-W takim razie to wszystko. Dziękuję- odparł prorok i opuścił kantor. Stanął przed zakładem i pomyślał chwile, czym wpierw się zająć. Anubis mógł pomóc mu zarówno z Bardlands jak i znalezieniem klucza. Nie chciał jednak naprzykrzać się szakalogłowemu. Samo znalezienie go jednak nie powinno stanowić problemu. Mógł zarówno skontaktować się poprzez kamień jak i wyszukać jego aurę. Przeszedł kilka ulic i przysiadł na zacienionej ławce. Skupił się na otaczających aurach i posłał myśl..
-”Anubisie- zaczął łagodnie. Nagły głos w umyśle mógł nieco zaniepokoić nawet boga”
- “To ktoś kogo mogę nazwać kompanem…” - usłyszał odpowiedź prorok, choć ta jej część na pewno nie była skierowana do niego. - Gdziekolwiek jesteś eldarze, czuję, że jesteś blisko. Czekaj tam na mnie, odezwę sie za niedługo.
-”Rozumiem, tak zrobię”- odparł Eldar. Gdzieś w oddali wyczuwał aurę Anubisa. Rozsiadł się więc wygodniej i odpoczął nieco, poświęcając czas na medytację.
- Anthrilienie… być może wiem gdzie jest klucz i posiadłem ogromną wiedzę o tym miejscu… gdzie jesteś towarzyszu? – Przemówił myślami.
Eldar otworzył puste oczy wyłapując szczegóły otoczenia. Po czym wysłał obraz do Anubisa.
-”Czekam w tym miejscu. Być może jest Ci znane. Czuję Twoją aurę, poprowadzę Cię.”
- “Znajdę ją…” - usłyszał w swojej głowie głos Anubisa, kolejny raz wydawało mu się, że te słowa nie były skierowane do niego. Kolejna fala myśli, która przemknęła do eldara zdawała się mieć czerwone zabarwienie. Anthrilien dobrze wiedział co ono oznacza. - “Daj mi 3 dni proroku. Uważaj na skarabeusze.”
Anthrilien po chwili przerwał medytacje. Trzy dni czekania, cóż pozostało mu poznać miasto, oraz nieco pomedytować. Wstał z ławki i ruszył przed siebie szukając najbliższej karczmy, w której mógłby spędzić ten czas.
Karczma - Nezire zwana “Il uan” znajdowała się niedaleko jednego z trzech targowisk. Mniej więcej w połowie drogi na szczyt wzniesienia i tym samym w pobliże pałacu.
Anthrilien wszedł do środka i opłacił pokój na potrzebny czas. Nie zwracając większej uwagi na towarzystwo w środku, wszedł po schodach. Gdy zamknął już za sobą drzwi odsapnął, gdy o tym myślał, to podróż była nieco wyczerpująca. Spojrzał na łóżko, jak na ludzki wytwór zdawało się być stosunkowo czyste. Położył się na nim opierając się głową o ścianę. Po jakimś czasie spał już, czujnym snem.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline