Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2014, 22:05   #230
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Stymulator bojowy potrafił czynić cuda, nawet wątłe ciało doktora pracowało teraz na najwyższych obrotach. Napędzany najwyższej klasy specyfikami organizm zaskakiwał niesamowitymi zdolnościami regeneracyjnymi, rana nagle się nie zrosła, nie zagoiła, tak to nie działało. Nie krwawił jednak jak zarzynane prosie, mógł dalej walczyć. Pozostał sam z Jonaszem, średnia doświadczenia bojowego nagle gwałtownie im zmalała, proporcjonalnie do szans przeżycia zresztą.

Stanęli naprzeciw potwora ukrytego pod powłoką małej dziewczynki. W migającym świetle czerwonych lamp alarmowych, z nienaturalnie błyszczącymi oczyma wyglądała przerażająco. Jej głos, miażdżący bębenki, przenikający przez ludzką czaszkę, paraliżujący, a przy tym spychający w otchłań rozpaczy, powodujący uczucie niespodziewanie silne i krótkotrwałe zarazem.

Minął moment nim ustąpiło ogłuszenie po drugim werbalnym ataku istoty. Seward potrzebował chwili by uciec przez przygniatającym uczuciem beznadziejnej rozpaczy i powrócić do racjonalnego myślenia.

- Nie tutaj - odparł dziwnie spokojnie Bass na wrzaski dziewczynki, wsparł się na dwóch rękach, w dłoni wciąż ściskał pistolet, który z nieprzyjemnym dźwiękiem przejechał po podłodze. Niesiony siłą stymulatora poderwał się w górę. Zerkał szybko raz w stronę dziewczynki, by następnie przerzucić się na Jonasza. - Zaraz może się tutaj zrobić gorąco - rzucił do Bladego.

Dopiero po kilku chwilach Blady pokiwał nieznacznie głową, usłyszał więc jego słowa. Był ranny, był też ostrożny, pewnie przerażony. Wycofywał się coraz dalej, umykał istocie, zwiększał dystans. Robił to powoli, z rozwagą planując swoje ruchy. Nie dać pretekstu do ataku, nie zwracać na siebie uwagi. Nie dać się też rozproszyć, krok za krokiem, spojrzenie wbite w dziewczynę. Wyczekujące. Błyszczące ślepia spoczęły na nich, istota syknęła gniewnie, niczym dzikie zwierzę.

- Kim jesssteście? - spytała - Gdzie jest mój ojciec?

Blady nie odezwał się, zamiast tego jedynie drobnym, krótkim gestem wskazał miejsce, z którego zniknął Stein. Bass tymczasem przesuwał się powoli by zasłonić istocie Jonasza. Był spokojny, zadziwiająco spokojny. Zdawało się, że krew opuszczająca jego ciało wcale go nie osłabiła, ale wręcz dodała mu sił i odwagi. Nie chodziło już tylko o bojowy stymulant, lecz o coś więcej. Jego umysł analizował. Rozpracowywał dziewczynkę i kreaturę, którą się stała. Nie musiał już udawać, nie musiał kryć się przed Jonaszem. Postać karalucha pozwoliła mu przetrwać na Gehennie, to jednak nie znaczy, że zawsze nim był. Nie bał się teraz, stał wyprostowany, wręcz pewny siebie.

W prawej dłoni czuł ciężar pistoletu, chłodny metal był przyjemny w dotyku. Lewą ręką przytrzymywał się za ranny bok, po palcach spływała mu krew. To tylko tak wygląda, nie jest źle, nie jest źle – myślał – żyje. Obaj żyjemy.

Powrócił do siebie sprzed lat, do czasów, kiedy o jego sile nie stanowiła broń. Istota mogła być potężna, niepojęta, lecz to nie dawało jej stu procentowanych szans na wygraną. Zakończył analizę.

- Jesteśmy wyznawcami, wiernymi nowego boga – odparł bez wahania, niczym utartą formułkę wygłaszaną już setki razy. Czy było to jedynie zmyśle kłamstwo czy też tak długo oczekiwana prawda? Jonasz musiał się nad tym teraz zastanawiać, być może tylko taka prawda by go usatysfakcjonowała. Kontynuował - Poszukujemy go tak jak ty, pomóż nam.

- Ty
– płonące niemalże spojrzenie uderzyło w Bassa niczym taran próbujący wbić się w jego duszę - Znam cię. Jesteś jego uczniem. Wiem, gdzie on jest. Pragnie uruchomić proces Odrodzenia. Zaprowadzę was. Chodźcie ze mną.

O obecności Bladego świadczył już tylko odgłos jego kroków. Seward był skupiony jednak na czymś innym, zaczął grę, którą musiał dobrze poprowadzić. Ścieżka słów musiała być wytyczona idealnie.

- Pozwól nam to ujrzeć - powiedział melodyjnym głosem pełnym zapału, odwrócił głową i skinął głową na Jonasza, a następnie spojrzał na dziewczynkę. Wykonał kilka pewnych kroków w jej stronę. - Ruszajmy.

- Ruszymy. Prosto do niego. - Dziewczynka również zaczęła się zbliżać. - On cię stworzył, wiesz. Jak mnie. Mówił mi o tym. Zawsze mi o tym mówił. A teraz, pozwól, że ja cię dotknę. Dotknę twojej duszy, twojej krwi. A potem dotknę tą udawaną doskonałość, która myśli że jest ponad ludzką powłokę, a jest tylko lalką której łatwo oderwać rękę, nogę lub wydłubać oko. - Wolno kroczyła w jego stronę.

- Bóg jest moją opoką - wyrecytował Bass, następnie wycelował okrwawiony palec w dziewczynkę. - On będzie mnie sprawdzał. Jego dotyk przyjmę. Nie przejmuj jego kompetencji, nie stawiaj się na równi z nim. Odstąp i pozwól mi go zobaczyć. On zadecyduje.

Zatrzymała się i uśmiechnęła, odpowiedź Sewarda musiała trafić w czuły punkt. Usta istoty rozwarły się, a ze środka wydobył się dziwny, czerwony dym. Czyżby właśnie natrafili na jedną z tych legendarnych istot, zwanych potocznie demonami? Jak daleko sięgała władza i aspiracje Steina jeśli potrafił igrać z naturą rzeczy nieznanych cywilizacji.

Słowa wylewające się z jej ust nie miały sensu, lecz nie przykładał do tego wagi. Była szalona tak jak i jej twórca. Nie mógł z nią walczyć, nie miał żadnych szans przekonać ją do swych racji. Musiał więc przejść na ten sam sposób rozumowania, poznać i zdublować jej myślenie, postrzegać jej oczami. Nie mógł być jeszcze pewny czy się udało.

- Idźcie za mną. Poprowadzę do ojca.

Seward nie zawahał się, pistolet trzymał w pogotowiu, lecz nie wyglądał jakby miał zamiar go użyć niesprowokowany. Tego chciał, spotkać się ze Steinem. Zaprzeczeniem wszelkiej moralności, ujrzeć na oczy tego diabła, który tak usilnie starał się zostać bogiem. Porzucającemu przysięgę Hipokratesa dla własnych, egoistycznych idei. Stanąć twarzą w twarz ze swoim nemezis.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline