Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2014, 23:01   #39
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Faith without deeds is worthless.

Agenci Officio Sabatorum natychmiast zajęli się ogarnianiem okolicy po starciu. Sanitariusze nie byli w stanie pomóc Azulowi, mimo całej swej wiedzy i ekwipunku. W ogóle nie wiedzieli od czego zacząć, pomijając przytrzymanie cyborga, aby ten się nie potłukł w swym szalonym tańcu. Dopiero niezdarne, technomanckie sztuczki Mavericka oraz upływ czasu uleczyły go z niemocy.

Poległy wróg w ciężkim pancerzu musiał należeć do tutejszej kasty elitarnych wojowników - czegoś w rodzaju szlachty czy arystokracji nawet. Jego sprzęt i broń były stare i skonstruowane metodami prymitywniejszymi od standardów Imperium - ale, były dobrze utrzymane, funkcjonalne oraz opatrzone wieloma śladami starć i trofeami.

Tristan przyzbroił się w auto-karabin zadźganego przeciwnika. Inni również zgarnęli swoją dolę łupów, po czym drużyna zabezpieczyła kolejne korytarze oraz niewielki hangar-windę. Azul, korzystając z mocy zmagazynowanej w swojej cewce potentia, uruchomił stary i zaniedbany terminal. Okiełznał gderliwe Duchy Maszyny i zdobył władzę nad tym poziomem - co, z powodu braku prądu, sprowadzało się tylko do wyłączenia alarmu i uruchomienia windy, posiadającej własny system zasilania awaryjnego.

Całe cholerne pomieszczenie zaczęło przeraźliwie jęczeć, skrzypieć i klekotać, jakby miało się rozpaść. Zewsząd sypał się syf - głównie przetarte lub odłupane kawały rdzy. Wreszcie, drżąc niczym pneu-młot, winda ruszyła w dół, mijając w powolny sposób ze trzy pokłady... i obwieszczając chyba całemu okrętowi swoje nieplanowane ruszenie.

Kiedy agenci dotarli na poziom docelowy, winda stanęła w połowie wysokości drzwi. Nie dość, że musieli je otworzyć siłą, za pomocą las-przecinaka, to jeszcze musieli zeskakiwać i uważać, by nie wpaść pod windę, do szybu.

A zaraz za zardzewiałymi drzwiami był komitet powitalny. Wróg podniósł alarm na tym poziomie i zdążył zamknąć co się tylko dało pozamykać, uaktywnić co się tylko dało uaktywnić, i uzbroić kogo się tylko dało uzbroić. Przez następne dziesięć minut, szturmowcy przedzierali się przez wąskie, skąpane w awaryjnych światłach korytarze i pomieszczenia. Musieli otwierać siłą każde drzwi - las-przecinakami, det-taśmami lub łamiąc opór Duchów Maszyny elektronicznych zamków. Po drodze zmuszeni byli zlikwidować kilka automatycznych systemów obronnych, uzbrojonych w podwójne bronie karabinowe oraz kilku wrogich żołnierzy. Dzień jak co dzień.

Kiedy pokonali tą ścieżkę zdrowia, dostali się do czegoś w rodzaju antyszambrów wysokiej, szerokiej i (a może w szczególności) podłużnej hali. Miała trzy kondygnacje - parter, gęstą sieć kładek w połowie wysokości oraz pierścień galeryjek przy suficie. Wypełniona była rzędami wielkich cylindrycznych maszyn od których odchodziły dziesiątki rur różnych rozmiarów. Komnata centralna Systemu Podtrzymywania Życia.

Muzyka:
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=SGUBXsFZy7g[/MEDIA]

Szturmowcy zmietli paru głupców, którzy próbowali ich powstrzymać w antyszambrach, będących niewielkim zwężeniem na ich krańcu tej wielkiej sali. Miejsce to było zawalone złomem, uformowanym w kształt barykad. Z początku pomyślane jako osłona przed agresorem, idealnie nadała się jako osłona właśnie dla owych agresorów.

Hala SPŻ była mocno chroniona. Pracowało tutaj ciągle kilkudziesięciu "cywili" uzbrojonych w pistolety, strzelby, karabiny powtarzalne oraz broń improwizowaną. Uruchomili kilka wciąż działających działek obronnych - ciężkie stubbery i flamery oraz działka śrutowe. Do tego jeszcze mieli sporo mięsa armatniego w postaci serwitorów monozadaniowych - byli to żałośni przeciwnicy, ale w kupie potrafili kogoś zatłuc, zadźgać czy pokroić swoimi narzędziami.

A teraz, z uporem fanatycznych maniaków, tubylcy ostrzeliwali barykadę Sabatorii, zasypywali ją petardami z gwoździami czy butelkami z ognio-wodą, słali na nich swe tępe konstrukty i kazali Duchom Maszyny swych działek obronnych ich przyszpilić. A wkrótce na pewno miała pojawić się odsiecz - żołnierze z prawdziwego zdarzenia...

Ars tacticae

Bez mapy tym razem.

Wróg:
Tubylcy - prosta broń (biała prymitywna i improwizowana, narzędzia, bomby gwoździowe, koktajle Mołotowa, karabiny powtarzalne, pistolety, rewolwery, broń śrutowa, prymitywna/improwizowana dystansowa - indywidualnie słabi, ale w kupie siła), brak solidnej ochrony (prymitywne pancerze, ubiór ochronny, okazyjne części pancerzy typu Flak czy Mesh),
Serwitory - Monotask (lekkie blachy, standardowa wytrzymałość, minimalne zdolności bojowe - tylko w walce wręcz; stanowią zagrożenie tylko w dużej ilości... czyli tu i teraz),
Działka obronne - (ciężkie miotacze płomieni, działka śrutowe, ciężkie stubbery - ograniczony kąt ostrzału, kiepska jakość, braki w amunicji, ale mocne uderzenie i nawałnica ognia).

Status:
Zużycie amunicji: spore, ale akceptowalne. Na czas walk o SPŻ nie macie co się tym kłopotać.
Jak na razie nie ma u was ran ani uszkodzeń pancerzy, tarcz czy barykady.
Tristan przechodzi w moje władanie jako NPC.
Tristan i Haller mają erkaemy, którymi mogą kłaść zasłonę ogniową.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 18-05-2014 o 23:20.
Micas jest offline