Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2014, 23:05   #141
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Ziemia, Europa
Minęło sporo ponad sto dni.
Borys wraz z Okamijinem i Albertem stali na dachu jednego z wieżowców. „Muszę ją wyczuć” tłumaczył im gargulec. Ich zadaniem na ten moment było odnalezienie lokalizacji Matki. Musieli do niej dotrzeć, i wymusić na niej wejście do konspektu. Nie będzie łatwo. Henry miał przewagę, mógł się przygotować, rozmyślić plan. Jak gdyby tego brakowało, sygnał energii matki będzie wyczuwalny dopiero wtedy, gdy zacznie się rozłam.
Gdy Rosjanin owity w ogromny płaszcz, zasłaniający jego ogromne cielsko rozglądał się w dal neonowego miasta technologii, wszystko stało się nagle jakieś takie inne. Gwiazdy stały się czarne, niebo jednak białe. Nie wszystkie naraz. Zmieniały się powoli, przeistaczały w inwersję swojej natury. Tak wyglądała ujemna sfera konspektu. Przechodziła ona w obecnym momencie na wymiar rzeczywisty. A co potem?
Potem wszystko zniknie. Nie będzie niczego. Najprostszym wyjaśnieniem byłaby nieskończona ciemność. Brak wszystkiego, nawet światła. Ale czy wyobrażenie sobie czegoś takiego jak koncept nicości, było możliwe dla ludzkiego umysłu? Nawet tak rozwiniętego jak Borysa? Było to nieco intrygujące zagadnienie...

Albert podniósł głowę. Otworzył lekko usta. Wyglądał na zdumionego. Był pod wrażeniem.
- Księżyc. – mruknął, niemal bliski śmiechu. - Schowali ją na księżycu. – powtórzył.
Okamijin przejął się tym dość mocno, łapiąc kreaturę za ramię. - Czekaj, czyli co teraz!? – spytał.
- Baza. – mruknął Borys mimowolnie. Ta konkluzja naszła go naturalnie, była oczywista dla niego. Był rozwinięty ponad ludzkość, więc dlaczego ludzkość nie mogła po prostu zejść mu z drogi? Nie miał pojęcia. Przydałaby się na to jakaś odpowiedź. Ludzkość była zbyt głupia. Człowiek nie mógł pojąć czwartego wymiaru. On nie mógł pojąć logiki człowieka.
Gargulec przytaknął. - Użyjemy twojej energii aby oderwać bazę i wetrzeć ją w powierzchnię księżyca, jak gdyby nigdy nic. – przytaknął w mig pojmując zamysł Rosjanina. - [i]W drogę panowie.


Księżyc.
Henry wraz z Steinerem i Deusem przyglądali się nieprzytomnej matce unoszącej się w wypełnionej podtrzymującym życie płynem. Mężczyźni spojrzeli na siebie nawzajem. - To ostatni krok. – mruknął Steiner. Mówił powoli, ciężko było mu nawet oddychać. Matka emanowała ogromną ilością energii psionicznej. Nie była to zwykła energia, miała w sobie oba ładunki. Nawet oni, książęta, nie mogli jej wyczuć. Dopiero gdy znaleźli się w pomieszczeniu, ten ciężar je przytłoczył. - Musicie wejść. – podyktował. - Jeżeli zostaniecie z nami chociaż moment dłużej, nie mamy gwarancji że dotrzecie na miejsce. Im później spróbujecie wejść, tym większe zagrożenie. – ostrzegł. Albo też dodał otuchy. Zadaniem Steinera wraz z Soekim i Mulchem było opóźnienie Borysa. Mieli na to ogromny potencjał. Choć wiedzieli, że Borys nie będzie sam. Przyjdzie wraz z wybrańcem Alberta. Chyba, że to on nim jest. Wtedy nie mieli pewności. - Powodzenia.
Dwójka przyłożyła dłonie do szklanej tuby. Ich ciała upadły na ziemię niczym martwe zwłoki.

- Co teraz? Czekamy? – Zapytał Deus siedząc pośród bieli. Było to nietypowe miejsce, choć nieco lepsze niż do tej pory zwiedzane przez nich lokacje konspektu. Przede wszystkim, stąpali po bieli, a niebo było czernią. Dwa kolory. Dużo bardziej zbliżało to ich percepcję do tej z ziemi. Martwiącym było raczej to, jak kolory te zbliżały się do siebie. W oddali widać było ich gradację, która bardzo, bardzo wolno malała. Chłopak westchną, wyraźnie trzęsiony emocjami. - Jeszcze tylko moment.


Ziemia, miejsce nieznane.
Odziane w płaszcze postaci czterech kobiet wpatrywały się niepewnie w niebo.
Jedna z nich wyrzuciła na ziemię papierosa, aby zdeptać go z impetem. - W sumie jesteśmy sami sobie winni, nie? – zagadnęła. - Mogłyśmy lepiej o to zadbać.
- Shabondama. – mruknęła czarnowłosa z przekąsem. Najmłodsza z grupy nie mogła się powstrzymać, przed zanuceniem przyśpiewki.
„Mydlana bańka wzniosła się
Pod sam sufit wzleciała
a przy tknięciu prysła,
pękło i nie było jej więcej.”
Dziewczyny prychnęły lekkim śmiechem. Ktoś przeskoczył do ostatniej zwrotki, aby uciąć pieśń.
„Wietrze, wietrze, nie płacz proszę.
Pozwól mojej bańce wzlecieć wzwyż.”

Kosmos, stacja CyberCore Corporation
Drzwi windy otworzyły się naprzeciw trójki mężczyzn. Borys wszedł do środka bazy oglądając ją z małą dozą nostalgii. W sumie nie lubił tak tego miejsca. Nawet nie spędził tu zbyt dużo czasu.
Zaraz za nim do środka weszła pozostała dwójka. Używali go jako swoistego mięsa armatniego. Nie był jednak pewien czy do końca mu ufają. Nie, wiedzieli, że w końcu będą z sobą walczyć. Chodziło raczej o to kiedy, i kto będzie wtedy bardziej zmęczony.
Okamijin machnął palcem na jedne, potem na drugie drzwi. Zostali zamknięci w korytarzu otaczającego ziemię pierścienia. - To jak, lecimy? – spytał spokojnie okamijin. Nie dane im to jednak było. Drzwi po ich lewej stronie wyleciały uderzone kopnięciem.
Meer. W swoim egzoszkielecie.
Okamijin prychnął zirytowany. - To nigdy tak po prostu nie „wyjdzie”. Zawsze musi być ten ostatni samuraj? – spytał. - I co ty niby nam teraz zrobisz? – sprowokował psionika.
Meer zaś podniósł swój spory miecz, i trzasnął nim w ścianę.
Chciał zniszczyć bazę. Ich środek transportu. Nie był głupi.
 
Fiath jest offline