Wątek: The Big Apple
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-05-2014, 00:21   #109
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Music

Pokój widzeń w areszcie, w przeciwieństwie do tych więziennych, był raczej ciasny i przeznaczony do solowych wizyt. Pojedynczy stolik, dwa bliźniaczo rozstawione krzesła. Felipa siedziała już na jednym z nich, z posępnie zwieszoną głową tak, że kaskada luźno puszczonych włosów zasłaniała szczelnie jej twarz.

Drzwi pozostawały otwarte na oścież a w progu wartował uzbrojony strażnik, który wlepił wzrok w Waltersa.

Na dźwięk kroków Felipa podniosła się z miejsca. Edowi mógłby się jej skąpy strój spodobać pod warunkiem, że oglądałby go sam jeden i niekoniecznie pośród przygnębiającego krajobrazu policyjnego aresztu. Miała na sobie krótkie obszyte białym puszkiem szorty, top kończący się tuż pod biustem i czapkę z pomponem. Najsolidniejszą część jej odzienia stanowiły długie czarne kozaki sięgające powyżej kolana.

- Hola - bardziej wyczytał powitanie z ruchy jej warg niż je faktycznie dosłyszał.

Oczy miała lekko podkrążone, pod nosem widoczny ślad po zaschniętej krwi a na odłoniętych ramionach kilka sporych siniaków. Uniosła dłonie jakby chciała go objąć ale zamarła w pół ruchu. Albo zdała sobie sprawę, że kajdanki skuwające nadgarstki zupełnie to uniemożliwiają albo… zwyczajnie się rozmyśliła .

Ed podszedł i przytulił Felipę. Pocałował w szyję cmoknięciem.

- Poczekaj chwilkę… - szepnął i odwrócił się do policjanta.

- Co tu jest kurwa grane? - warknął, ale nie ponosił głosu. - Moja żona jest skazana czy podejrzana? - cedził słowa.

Gliniarz obeznany był z różnymi ludźmi, więc wszelkie warknięcia po nim spływały. Sporawy Murzyn, bo tego koloru skórę miał tutejszy strażnik, przesunął po nim wzrokiem.

- Bardzo solidnie podejrzana. Rano wdała się w bójkę, ale skoro chcesz - wzruszył ramionami i podszedł, rozpinając kajdanki Felipy.

- A teraz zaprowadź panią do toalety, żeby się odświerzyła. - powiedzial ponuro.

- Cal…zostaw to - było jedynym cichym komentarzem Latynoski.

- Kochanie, czy ktoś tutaj Cię uderzył? - ciągnąłl złowrogo Walters obcenając policjanta.

- Odświeży się po wizycie lub zamiast niej - burknął gliniarz niewzruszony. - Wszędzie są kamery, żony będzie pan bronił, kiedy zostanie oczyszona z poważnych zarzutów - regulamin wziął górę.

- Tak jak mowil senior, mała bójka w celi - na moment oparła czoło na jego piersi. - Mialam współokatorkę z Bloodboys, ale na szczeście ją przenieśli. Wszystko gra.

- Nie. Nie wszystko gra. - pogładził jej policzek.

Sięgnął do kieszeni garnituru i wyjął czystą chusteczkę. Zwilżył wodą z butelki, co stała na stoiku pod ścianą razem z plastikowymi kubeczkami i starannie z czułością wytarł krew z twarzy Felipy.

- W szkole policyjnej nie uczyli o segregacji systemu więziennego? W kartotece afiliacja mojej żony z gangiem Rustlersów jest wam znana, więc pozew o współudział w pobiciu uwzględni również niehumanitarność służby niższego szczebla, czyli ciebie. - Ed mówił chłodnym tonem ale spokojnie. - Jak ci pasuje zamiatać krawężniki i przerzucanie papierków, otwieranie i stanie w drzwiach, to w porządku. Bo karierze w służbie, to ani kompromitujący pozew, ani skarga w papierach nie pomoże i podobać się szeryfowi też nie będzie lecz mediom, nie wspominając o wydziale policji wewnętrznej…- uniósłó brew patrząc z politowaniem na posterunkowego. - A wystrczyło być miłym i człowiekiem. Nazwisko pana aspiranta?

- Daj mu spokoj Cal... Nie ma sensu sie na nim wyżywać, on nic nie zrobił - irytację Eda równoważył nienormalny wręcz spokój Felipy.

Gdyby można było widzieć jak bardzo Ed był zły, to wentylacja na posterunkowym, kipiącej pary spod czaszki Waltersa byłaby zrozumiała. Spojrzał na żonę.

- Proszę nas zostawić samych. - powiedział nie patrząc już na policjanta. - Jak się czujesz? - zapytał czule. - Usiądź kochanie, proszę.

Poczekała aż gliniarz się oddali i usiadla spolegliwie po przeciwnej stronie stołu, ułożyła dłonie na blacie.

- Chcialabym stad wyjść... Ta adwokat. Myslisz, że zdoła pomóc? Dobrze ją znasz?

- Zrobi wszystko co w mocy. - odpowiedzial. - Co się stało?

- Że tu trafiłam? Przecież wiesz… - jej barki uniosły się by zaraz opaść. - Szczegóły ci powie prawniczka, może tu lepiej ich nie wywalekać…

Palce wybębniły niemrawy rytm.

- Jesteś zły, verdad?

- Nie wiem czy jestem bardziej zły czy bardziej rozczarowany. Wygląda na to, że nie masz do mnie zaufania i masz swoje własne priorytety. - odpowiedział po chwili zastanowienia, ale normalnym tonem bez pretensjonalnej dramy.

- Ufam ci. Zaufanie nie ma tu nic do rzeczy - jej ton też pozostawał spokojny. Zresztą sprawiała wrażenie zmęczonej, nie tyle fizycznie co właśnie psychicznie. - Wierz lub nie ale nie chciałam cię narażać. Poza tym to nie fair abyś nadstawiał karku za kolesia, którego nawet nie lubisz.

- I to są powody, dla których miałbym stracić Ciebie? - odniósł na nią wzrok.

Milczała długo bo nie łatwo było odpowiedzieć na jego pytanie. Może dlatego nie odpowiedziała wcale.

- Znasz tą adwokat? Czy ktoś mi może wreszcie odpowiedzieć na to pytanie bo oboje robicie akrobatyczne uniki. Bzykałes ją czy coś? - ton głsu sugerował jakby nie widziała w tym problemu raczej oczekiwała prostej odpowiedzi.

- Nie wiem o czym mówisz. Skąd przyszło ci to do głowy? - westchnął.

- Bo ja wiem? Bo jest ładna i mądra?

- A ty jestes brzydka i głupia? - wypalił od razu.

Uśmechnęła się blado.

- Może nie brzydka… Nieważne.

- Wiesz… Felipa… Przyszedłem tutaj i jestes zazdrosna o adwokata, którego przysłałem, żeby ci pomógł? Nie przesadzasz trochę? - wsparł brodę na łokciu przyglądając się żonie.

- Przesada miałam dostać na drugie ale matka zmieniła zdanie - odrobinę się rozluźniła. - No dobra, to… co teraz?

- Teraz trzeba cię stąd wydostać. Musze porozmawiać z mecenasem, żeby wiedzieć jakie są opcje. Przybyłem prosto tutaj zobaczyć jak się czujesz.

- Bien. Ze mną w porządku.

- Jak wyjdziesz, to masz mi obiecać w tej chwili, że to był ostatni raz działania za moimi plecami. Inaczej zatroszczę się, żebyś wyszła jak już będzie bezpiecznie.

Zaskoczona zamrugała powiekami.

- Nie zrobisz mi tego carino…

- Umowa stoi? - uniósł brew.

- Poważnie? Zostawisz mnie tutaj jesli nie przysięgnę na Santa Maria z Guadalupe?

- Felipa, od kiedy lojaność w małżeństwie to coś co trzeba drugi raz ślubować, co? Co ty w ogóle sobie myślisz? - zmrużył oczy.

- Myślę, że cię kocham a ty kochasz mnie. Myślę, że każde z nas ma też swoje osobne sprawy…

- Osobna to może byc praca, po której przychodzi sie bezpiecznie do domu. Może być siłownia albo balet, albo golf, nawet oddzielni moga być niektórzy znajomi, ale… Nie prówuj tej sprawy do tego. Tym bardziej, że razem mamy przez to przejść. Dosyć o tym. - rozejrzał się po pomieszczeniu jaky obojętnym wzrokiem. - Albo jesteśmy w tym razem, albo osobno. W pomaganiu twojemu przyjacielowi. - położył dosadny nacisk na ostatnie słowo.

- Razem - westchnęła ciężko. - Ale ty też masz mi coś obiecać.

Uniósł zaciekawioną brew.

- Żadnego więcej ociągania… Trzeba to przyspieszyć dopóki jest szansa, że Michael jeszcze żyje. On już nie ma czasu. Obiecaj, że przyłożysz się do tego, razem ze mną, jakby chodziło o twoją familię. Przyłożymy wszelkich starań.

- Tak właśnie się dzieje. Niektórych rzeczy nie da się załatwić pstryknięciem palców. Kończy się to właśnie, w najlepszym wypadku, o tak. - rozłożył ręce omiatając areszt. - Musisz mi zaufać,. Wiem co robię.

Pokiwała ponuro głową.

- Dobra… - uniosła dłonie w geście poddania. - A co do pani adwokat… Może wyciągnie z policyjnej przechowalni mój holofon? - ściszyła głos. - Zrzuciłam tam nagrania z monitoringu sprzed trzech dni, jak zaginął Mike.

- Jeżeli nie jest jeszcze w depozycie dowodowym w sprawie, to być może. - powiedział posępnie. - Zajmę się panią adwokat osobiście.

- Byle niezbyt… dogłębnie - chyba jego obecność dobrze robiła bo wysiliła się na dowcip.

Zaśmiał się. Obszedł stolik, ujął Felipę za rękę by wstała a potem posadził zaborczo na kolano.

- Lubię jak jestes taka zazdrosna. - zanurzył nos w jej piersiach.

Objęła go ciasno jakby nie chciała żeby ją zostawił samą.

- Uważaj… Jestem notowana i niebezpieczna, jak cię kiedyś złapię z jakąś mujer…

- O taaaaak? - mruknął a dłoń spokojnie powędrowała wzdłuż uda w nogawkę luźnych, krótkich szortów Mikołaja. - I co mi zrobisz?

- Sprowokuj mnie to zobaczysz...

Pocałował miękką szyję.

- Lubię niespodzianki, ale chyba nie aż tak… Dziękuję za kubek. - cmoknął w brodę Felipy.

- Perdon… za mój wyskok. Wyciągnij mnie stąd carino...

- Było minęło. Nie martw się.

Można było się spodziewać, że monitoring działa tu w jakimś celu. Nic bardziej mylnego. Chyba nie korzystano z niego efektywnie bo strażnik przeszkodził w bardzo niewygodnym momencie, kompromisowo się jednak z miejsca wycofał pozwalając im skończyć. W końcu byli małżeństwem, święty związek i tak dalej, instytucja przylukrowana, społecznie aprobowana, nie to tamto. Mieli prawo kontaktów czy ścisłej prokreacji, w świetle religii, prawa i innych kłamliwych paradygmatów światopoglądowych. Felipie, pośród chłodnych więziennych ścian, doskwierała dokuczliwa samotność, która pchnęła jej myśli na dziwne tory, pozostawione, jak sądziła, dawno za sobą.

Nim Ed opuścił salę widzeń zawisło pomiędzy nimi jedno enigmatyczne pytanie. Zagęściło powietrze i zmiękczyło podłogę.

- Ta wazektomia… to się da jeszcze odwrócić, si?

Felipa dopięła szorty ale nim Ed zdołał odpowiedzieć strażnik pchnął ją w kierunku korytarza. Posłała mu ostatnie spojrzenie i zniknęła za rogiem zostawiając tylko znajomy słodki zapach i zwyczajowy mętlik.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 19-05-2014 o 00:44.
liliel jest offline