Podniosl wzrok z nad przegladanych papierow i przeniosl go na zegarek - 13.17. Palcami delikatnie pomasowal nasade nosa, zmeczona ciaglym naciskiem okularow. Praca nie szla mu tak szybko jak zwykle, zwykle umial sobie radzic z rozpraszajacymi myslami, ale dzisiaj wyraznie mu to nie wychodzilo. Co chwile wracal w glowie do Skalskiego i do tajemniczej kartki.
- To bez sensu, jest niedziela wiec napewno jest w domu lub porostu na spacerze. - przekonywal sam siebie. Znali sie juz dlugo i profesor nie bywal na uczelni az tak czesto jak on. Jedno tylko go niepokoilo, akurat teraz chcial go zapytac o ta glupia kartke. Trudno, zadzwoni do niego pozniej. Moze uda mu sie go zlapac i dowiedziec czegos konkretnego, ale teraz musi liczyc na siebie. Notaki, wyjety z szyflady plik wydrukowanych kopi paru ksiazek jakie rozpoczely jego "nowe zycie", wszystko to spakowal do plecaka. Zamierzal sprobowac samemu cos wyszukac.
Wychodzac z uczelni ponownie zatopil sie w myslach. Bialo-czerwony orzel! Przez chwile kusilo go poszukanie czegos w internecie, ale wiedzial ze szanse na znalezienie czegos sa nikle, a juz szczegolnie w tak krotkim czasie. Postanowil zdac sie na ksiazki. Kierunek Jagiellonka.
- Najpierw jednak musze cos zjesc, pozniej z pewnoscia nie bedzie kiedy. - poszedl wprost do "Rozowego Slonia". Nie to ze jakos specjalnie przepadal za tym lokalem. Porostu byl najblizej i po drodze . Zamowil ruskie i kawe, zajal stolik w rogu i zaczal sie zastnawiac. Wciaz byl przekonany z jakas podskorna pewnoscia, ze kartka pochodzila od lowcow. Jednak nie skontaktowali sie z nim jak zwykle, a on lubil jezeli przynajmniej pewne rzeczy toczyly sie swoim ustalonym torem. Wiedzial jednak, ze oni lubili tajemniczosc, a moze inaczej, to ona sprawiala ze jeszcze zyja. Bo choc "istoty" w dzien spia, to jednak maja swoje uwazne oczy i uszy, ktore nie musza chowac sie przed swiatlem slonca.
Czekajac na swoj posilek, pewnie jedyny dzisiaj, klal w duszy na swoja ignorancje odnosnie struktur organizacji do ktorej nalezal. Swoje badania skupil na "istotach", a przeciez zeby zrozumiec do konca ofiare, nalezy poznac i jej mysliwego. Zwlaszcza kiedy role lowcy i ofiary zmieniaja sie jak w kalejdoskopie . Dokladnie tak bylo z nimi i "stworzeniami", w zadnym momencie nie mozna bylo byc pewnym kto na kogo poluje.
Konczac pierogi uslyszal hymn z Wiezy Mariackiej, juz druga. W bibliotece mial nadzieje dowiedziec sie czegos na temat tego Bialo-czerwonego Orla. Moze cos przeoczyl, jaskis malutki szczegol, ktory pozwolilbym mu przygotowac sie, odkryc co lub kto kryje sie za symbolem. Cztery godiziny - powiedzial sobie - to zostawialo jeszcze godzine na pare telefonow.
- Skalski ... akurat dzisiaj go nie ma. - Szybkim krokiem ruszyl do Jagiellonki. Kiedy opuszczal budynek biblioteki dochodzila 18, dwie godziny do spotkania. |