Powóz toczył się całą noc. Aż wreszcie Castell pociągnął za lejce i zatrzymał zmęczony konie. Słońce wschodziło leniwie, oblewając okolicę pierwszymi promieniami
-Pobudka kochani- powiedział dość głośno Soren,nie obracając się nawet- zatrzymamy się na chwilę, konie ledwo zipią. Ale jesteśmy już blisko- dodał zarzucając kaptur i spoglądając gdzieś w dal.
- Zgaduje, że masz ochotę na coś zapolować patrząc po tym jak wypatrujesz w dal? - zapytał Erven wychodząc z karocy.
Gdy Erven się obudził, Christos już nie spał. Zignorował też zupełnie słowa pozostałych, nadal siedząc w pojeździe i wyczekując.
-Chętnie- odpowiedział niebiesko włosy odpinając konie i pozwalając im swobodnie się paść- ale to nie z tego powodu podziwiałem widoki- wskazał ręką przed siebie- cel naszej podróży jest tam, wygląda to dość ciekawie.
Ptaki Christosa górowały cały czas nad karocą, wyszukując w okolicy zwierzyny, na którą można by było zapolować. Im większa tym lepsza!
- Cóż, polujcie bezemnie - powiedział Erven zbywając gestem pomysł polowania - Ja popraktykuję nieco moją sztukę.
-W takim razie przejdę się sam- wzruszył ramionami Castell i wszedł do lasu znajdującego się nieopodal. Gdy tylko zagłębił się wśród drzewa rozpłynął się. Wrócił po około piętnastu minutach. W lewej dłoni trzymając średniej wielkości, młodą sarnę, która najwyraźniej miała skręcony kark- ktoś jest głodny?
- Czemu nie - powiedział mlecznowłosy - oprawmy to bydlę i upieczmy. Zawsze jakiś prowiant, a dobremu mięsu się nie odmawia. Zajmiesz się oprawą i sortowaniem mięsa? Ja zbiorę chrust i rozpalę ogień. - po czym ruszył w pobliskie drzewa i już było słychać chrzęst łamanych suchych gałęzi.
Soren w tym czasie rzucił zwierze na ziemie i dobył sztylet. Oprawianie i patroszenia szło dość sprawnie, więc gdy Ereven powrócił, niebiesko włosy ciął już mięso na mniejsze porcje.
Szarooki wrócił z pełnym naręczem chrustu różnej grubości, oraz suchym mchem i korą brzozy na rozpałkę. Ułożył wszystko na boku drogi i niedługo później zapłoną mały płomień który szybko przemieniał się w średniej wielkości ognisko. Mięso znalazło się na zaostrzonych patykach i śmiało się piekło z jednej strony kiedy Erven ruszył z powrotem w kierunku zieleni by wróci ponownie z zapasem drewna. Cel był prosty. Upiec wszystkie mięso, a to co się nie zje zapakować na drogę.
-Szybko pójdzie, to młode zwierze więc nie ma nadmiaru mięsa. Aż dziw że nie było przy nim matki- doparł Castell dziwnym tonem wpatrując się w skwierczący kawałek mięsa.
Erven wzruszył ramionami. Młode czy nie to było mięso i to się liczyło.
- Grunt, że łowy zakończone sukcesem. - odparł - Wy nie jecie?
-Nie jestem głodny, dziękuje- odparł z uśmiechem czerwonooki- widzę że pozostali/on też nie specjalnie się do tego palą/i- spojrzał na grupę braci/ pomarańczowo włosego (niepotrzebne skreślić :P).
- Zatem zdecydowane - odparł Erven zawijając nadmiar jedzenia w skórę Jelenia, która wylądowała na dachu karocy. |
- Może tak będzie wygodniej. - stwierdził Christos, dotykając skóry jelenia, która nie wiedzieć czemu, zniknęła - nie zepsuje się tak szybko. -
- Zaczyna mnie powoli irytować ta twoja zdolność, wiesz ty nasz przerośnięty chomiku... - powiedział z uśmiechem Erven. Nastała chwila ciszy, którą przerwał śmiech szarookiego.
- Swoją drogą… - powiedział nie mogąc złapać oddechu po ataku śmiechu - ...hu huuu… sugeruje zasiedzieć się w Punkcie… hehhee… -na kilka dni i dalej ruszać w drogą. - głęboki oddech - Proponuję zaopatrzyć się w żywność w Osadzie i sprzedać ją w stolicy. Razem ze zdobyczami które już zachomikowaliście z bratem. Nie ma co wszystkiego taszczyć ze sobą nawet jeżeli jest to w innym wymiarze, a grosz zawsze się przyda. Co wy na to?
- W normalnych warunkach powiedziałbym, że transport żywności byłby nieopłacalny… - odparł Christos - Masz jakieś interesy w stolicy? Ja najchętniej wróciłbym do Fortecy i dokończył dzieła.
- Jeszcze tam wrócimy.. - odparł Erven - ..ale nie teraz. Nie jesteśmy gotowi, a w stolicy zgadza się, mam tam interesa. Nie mniej transport żywności zdaje się być dobrym pomysłem. Zresztą i w Osadzie mam swoje do roboty. - powiedział po czym wzruszył ramionami - Jestem zabieganym człowiekiem.
- Znalazłeś sobie mnóstwo pracy w te kilka dni…
- Lepiej sobie znaleźć pracę, niż główkować bez niej. - odpowiedział mlecznowłosy.
- Myślisz, że sensowna jest praca za kilka, czy nawet kilkaset monet, gdy choćby porządna broń może kosztować kilka tysięcy? -
- Zawsze jest to kilka set monet do przodu. Grosz sam z siebie nie powstaje wiesz? Pieniądz rodzi pieniądz. Bez pieniądza nic nie zrodzisz. Zresztą mam alternatywę która może cię zainteresować - odparł z uśmiechem.
- Jaką? - dopytał Christos.
- W ciemnej nocy dostaniesz się nie zauważony do magazyny żywności w Osadzie i wchłoniesz jego zawartość. dzielimy się 3 do 2 dla Ciebie, ja będę się targował w stolicy z kupcami. Stoi?
- Z jednej strony rozsądny plan, z drugiej… Osada jest fundamentem gospodarki całego tego kraju. Jeśli znikną jej magazyny z żywnością… po pierwsze może nastać kryzys - Christos zdawał się z tego bardzo zadowolony - po drugie, ktoś to z pewnością zauważy. Zauważy, że zniknął ogrom zapasów, a nagle jakichś dwóch przybyszy wyprzedaje w ilościach hurtowych pożywienie.
- Da rade to obejść by nasze tyłki były chronione. - odparł Erven - Wchłoniesz… powiedzmy jedną dziesiątą stanu magazynowego, albo jedną dwudziestą, zresztą to nie ma takiego znaczenia. Ja dogadam się z Osadą na dostawę prowiantu do Stolicy i kupię część. Nikt nie powiąże nas tak szybko. Mamy legalne papiery i do tego to co sami kupiliśmy. Jedna dwudziesta stanu magazynowego brzmi logicznie w tym przypadku, a może i tak za dużo tego? Co ty na to?
- Może i ma to sens, a może i nie ma. Pomyślimy później nad rabowaniem wieśniaków. - odparł wymijająco Christos.
- Jakie rabowanie.. przyjacielu! My im pomożemy, będą mieli więcej miejsca w magazynach dzięki nam, a tak wielkiej różnicy nie zobaczą - powiedział mlecznowłosy - Ale o tym później, dajmy koniom chwilę odpocząć i w drogę. Skoro świt powinniśmy dojechać.
Minęło kilka kolejnych godzin podążania znaną im ścieżką na której końcu był ich cel. Krótka drzemka, przebudzenie i kolejna drzemka. Wstawał świt jak staneli pod filarem Punktu Obserwacyjnego.
Olbrzymia sięgająca nieba kolumna. U jej spodu był kierunkowskaz, mała tabliczka wskakująca niebo z napisem “Punkt Widokowy”.
Dookoła punktu nic tylko łaką a w oddali lasy i wielka błękitna kopuła. Zdawała się pobłyskiwać, a wielka to mało powiedziane. Wyglądała jak olbrzymia góra na horyzoncie.|
Na pierwszy rzut oka nie było żadnego wejścia i Erven spędził parę ładnych okrążeń wokoło białego słupu nim je znalazł. Żłobienia wykonane wokoło prawdopodobnego wejścia były mu znane. Hieroglify i glymphy które już widział wcześniej, tylko że w tej konfiguracji i ułożeniu stanowiły czysty bełkot. Było całkowicie pewne, że żłobił je ktoś nie miejący wiedzy o ich zastosowaniu ani pochodzeniu. Czysta dekoracja. Nasycenie mocą i subtelne działania magiczne nic nie dały. Po nie długim czasie Erven dał sobie spokój. Usiadł za to obok wejścia i sięgnął po dwa stare pamiętniki w jego posiadaniu i zaczął je czytać szukając wskazówek i chłonąc wiedzę o tym świecie z nich. |
Większość pamiętników była ckliwa i bez większych wartości merytorycznych. Były co prawda wzmianki o osobie która robiła notatki o demonach. Ale raczej były to wspominki jego wyruszeń i powrotów od fortecy. Były wzmianki o stacjonujących oddziała, pojawieniu się piramidoglowego, były tez wzmianki z bitew stoczonych i jadłach o różnych porach dnia. Jak na zabicie czasu lektura ujdzie.
Christos początkowo niespecjalnie zainteresował się wieżą, wierząc, że Erven zaraz coś wykombinuje. Gdy badacz zrezygnował, pomarańczowłosy podszedł niespiesznie do monumentu i dotknął go. Jego lewa dłoń poczęła gładzić nierówną powierzchnię.
- Co nam o sobie powiesz…? - szepnął do siebie mężczyzna. “Kiedy ktoś ostatni raz tutaj wchodził, jak udało mu się przejść, co ile [średnio] czasu ktoś tu przychodzi, czy Jen tędy przechodziła”
Jest pojawiły się sceny. Widać było wejsćie które nijak nie chcial osiedla nich otworzyć. Widać było przechodzące postacie i wreszcie Jenny. Dla niej wrota się otwarły. Przeszła i zniknęła. Widać było jeszcze długie okresy ciszy i spokoju. Aż do pewnej granicy.
Podczas gdy pozostali poświęcali się badaniu, bodź lenistwu, Castell postanowił oddać się temu drugiemu. Gdy Erven powoli zaczynał rezygnować, arystokrata już leżał wygodnie w cieniu pod wieżą, Z zrzuconym głęgoko kapturem zdawał się drzemać.
- Wygląda na to że trochę tu poczekamy - powiedział Erven przewracając kartę dziennika, bardziej do siebie niż do towarzyszy stwierdzając fakt. - Równie dobrze możemy posparingować dla zabicia czasu jak tylko skończę tą lekturę
Jedyna z ciekawszych wzmianek i to dotycząca opuszczonej fortecy:
“... zakazano nam schodzić na dół. Najniższy poziom fortecy został zamknięty z nieznanych powodów. Był tu ostatnimi czasy Ten mag. Z plotek wynikało że coś jest nie tak z miejscem ułożenia fortecy że niby jakaś wyrwa, przesmyk. Cóż sadząc po nastrojach wśród przełożonych przyjdzie nam opuścić tą twierdzę...”
- Ciekawe… - powiedział Erven zamykając pamiętnik. To co znalazł wytłumaczało obecność mrocznej aury i pojawienie się nieumarłych. Wtedy też wraz z dźwiękiem zamykanego zeszytu wpadła mu do głowy genialna w swojej prostocie myśl. Jak mógł wcześniej na to nie wpaść?
- Czy ktoś z was umie latać? - zapytał towarzyszy jak gdyby to była najnormalniejsza rzecz na świecie |
-To zależy czego oczekujesz przyjacielu- odpowiedział Castell nie zmieniając pozycji, ani nie otwierając oczu.|
- Punkt widokowy jest nad nami, nie? Gdyby tam polecieć i sprowadzić kogoś kto nas wprowadzi…. - zaczął i urwał zostawiając w domyśle rozwiązanie sytuacji.
Arystokrata westchnął głośno. Najwyraźniej jakikowliek wysiłek nie był mu w smak. Wstał powoli i wciąż stojąc w cieniu wieży spojrzał w górę.
-To może chwilę zająć….ale liczę że się uda…-wymruczał. Wyciągnął dłoń i dotknął budowli, by po chwili od tak, otoczony strużkami ciemnego dymu, przeniknąć przez ścianę. Pomimo iż piął się w górę z imponującą prędkością, to dotarł na miejsce dopiero po długiej chwili.
- Jeśli mu to chwilkę zajmie… co powiesz na mały sparing? - zaproponował Christos.
- Dlaczego by nie.. - odparł ze wzruszeniem ramion Erven, po czym wstał i dobył miecza - ..i tak już skończyłem moją lekturę. To co?
Nie wiedzieć skąd w rękach pomarańczowłosego pojawiły się jego dwa miecze
- Możesz zaczynać. - stwierdził, przyjmując swego rodzaju pozycję obronną.
- Tylko miecze? - zapytał dla pewności Erven
- Ta, żadnych sztuczek. -
- Szkoda - odparł po czym skoczył ku niemu tnąc z góry w poprzek w dół celując w strefę między obojczykiem a szyją.
Atak, choć zdawał się szybki i dobrze wykonany, został z łatwością sparowany jednym z mieczy Christosa, ten jednak nie kontrował, wyczekując kolejnych ataków.
Erven szybko zmniejszył dystans doskokiem chwytając wolną dłonią nadgarstek ręki którą parował Christos by wyprowawadzić niski kopniak z pół obrotu w podbrzusze. Jedno można było powiedzieć o jego stylu walki.. spokojny zwierzchu, lecz w istocie tak naprawdę agresywny.
Przeciwnik maga nie zdawał się zaskoczony chwytem, z jego ust nie schodził kamienny wyraz twarzy. Nad wyraz szybko zauważył nadchodzącego kopniaka i z ponadludzką prędkością wbił miecz w ziemię odcinając drogę nodze Ervena. Nim badacz zdążył zareagować kolejnym atakiem został pchnięty w tors… otwartą dłonią z nadnaturalną siłą. Odrzuciło go to i powaliło, nie czyniąc jednak większych szkód. Pomarańczowłosy chwycił za rękojeść wbitego w ziemię miecza i uniósł go ponownie, czekając zapewne na następny atak.
Upadek maga przerodził się w przewrót w tył zakończony powstaniem na nogach. Złowieszczy uśmiech zawitał na jego twarzy. Miecz uniesiony wysoko, rękojeść na wysokości obojczyka trzymana oburącz w agresywnej postawie. Potem coś się zmieniło, miecz powędrował ku dołu.
- Fajrant - powiedział mlecznowłosy - Jeżeli nie potrafisz walczyć na minimum jak ja to ta potyczka nie ma sensu. Za to z chęcią zobaczę twoją z Sorenem. Tak, to może być zabawne… - diaboliczny uśmiech zawitał na jego twarzy - ….a teraz dawaj jakiś tomik poezji, czy innej prozy, albo i dwa. Trzeba uzupełnić zasób słownika, zwrotów i chwytów.
- Dla mnie to minimum. Korzyści wynikające z Dołączenia. - odparł Christos.
Szarooki parsknął
- Jakieś szemrane to twoje Dołączanie jest. Ja tam wole stać sam, w śmierci ostatecznie wszyscy jesteśmy zdani sami na siebie. Swoją drogą ciekawie Soren przenika do wnętrza budynków bez śladu…
- Soren to Soren. Nie podlega naszym zasadom… szemrane? A czyż nie podobnie można nazwać plany rabowania pożywienia? Wielu tak samo nazwałoby Twoją magię, czy Castella… tak, wszyscy trzej jesteśmy “szemranymi” typami.
- Widzę, że czytasz mi w myślach towarzyszu. No, to co z tymi tomikami? - ponaglał Erven.
- Hm… - pomarańczowłosy zastanowił się chwilkę - zobaczmy… - uniósł dłonie, jakby próbując coś wyjąć nie wiadomo skąd. Wyjął kolejne dwa miecze, potem kolejne dwa, i kolejne dwa
- Hm… nie podoba mi się to. - stwierdził, próbując dalej “odnaleźć” upragnioną lekturę.
Erven uniósł brew. Zachowanie Christosa było alogiczne.
- Pozwól że zapytam, co do siedmiu piekieł robisz?
- Coś… daje mi się we znaki. - pomarańczowłosy tknął dwoma palcami oka zasłoniętego przez ochraniacz, po czym skupił się nieco bardziej. Efektywnie, jakaś książka pojawiła się w jego lewej dłoni
- Trzymaj. - stwierdził, a wyjęte wcześniej miecze wraz z jego własnymi z powrotem zniknęły w nieznanych okolicznościach.
- Dziękować - powiedział Erven odbierając książkę i raz jeszcze siadając obok wejścia. Miał plany co do zawartości wewnątrz… niecne plany na przyszłość. |
Christos tymczasem usiadł gdzieś dalej od maga. Nie wiedzieć czemu, wokół niego zrobiło się o wiele ciemniej, mimo, że siedział bezpośrednio na słońcu. Medytował.|
Castell opuścił szyb nie zwracając uwagi na otaczających go ludzi. Przeszedł kilka -kroków i rozejrzał się po nieco dalszej okolicy, jego oczy z lekka zalśniły gdy szukał co ciekawszych miejsc, ludzi, a kto wie, może Jenny dopisało szczęście i trafiła na miejsce przed nim.|
Czół ślady jej zapachu. A jednak tu była. Miasto wyglądało całkiem inaczej niż wszystkie z tego świata. Gdyby miał je do czegoś porównywać to może jakieś miasta Grecji (o ile tam był) choć wszystko wybiegało tutaj odrobinę w przyszłości. Były swiatła, szyldy i dużo ludzi raczej niezbyt uzbrojonych.
-Ciekawe miejsce- powiedział do siebie przechadzając się po okolicy. Jenny tu była, to dobre wieści, pozostało tylko ją znaleźć. Rozejrzał się raz jeszcze i wypatrzył coś co mogło przypominać karczmę i udał się w jej kierunku.
Restauracja nosiła znamienną nazwą “bon appétit”. Wnętrze raczej szykowne jak na standardy dołu. Stoły zasłane obrusami, fotele, świeczniki i zapachy oraz dania raczej nie spotykane w średniowiecznych restauracjach. Wewnątrz zasiadało kilka osób choć widać to nie była pora typowo dla klientów.
-Szukam czerwonowłosej kobiety o imieniu Jenny. Zazwyczaj ma ze sobą gitarę na kształt gwiazdy- odezwał się, gdy tylko podszedł do mężczyzny stojącego za ladą- będę bardzo wdzięczny za pomoc.
- A pan to kto? - Zapytał się podejrzliwie.|
-Soren Castell- odpowiedział uprzejmym tonem- jestem towarzyszem Jenny, która niestety została porwana. Zakładam, że znajduje się właśnie w tym mieście.|
- Jenny? Scarlet Star? Gitarzystka? - zapytał dla uzupełnienia.|
-Tak, o nią chodzi. Pojawiła się tu?
- Tak panienka Jenny była tutaj. Nie wyglądała jak by ktoś ja porwał, w ręcz przeciwnie byłą pogodna. Z rana zawitała tutaj, a później udała się gdzieś z Fangiem. Od tamtej pory jej nie widziałem.|
-Dziękuję, to wszystko w takim razie- odpowiedział Castell i skierował się w stronę wyjścia -Ahhh, byłbym zapomniał….- powiedział z przesadnym zdumieniem- dwójka moich towarzyszy czeka pod wieżą, czy może ich ktoś wpuścić?
- Ach. Oni z tych co wejść nie mogą. Hmm. A pan? Nie może ich wpuścić? - spojrzał odrobinę zastanawiająco. - Zapytaj się kogoś przy wejściu. To ledwie chwila roboty więc raczej nie będzie zastrzeżeń.|
-W takim razie to wszystko, dziękuję- odpowiedział Castell ignorując pytanie po czym opuścił budynek. Skierował się w stronę szczytu wierzy i zaczepił najbliższą osobę.
-Wybacz, moi towarzysze zostali na dole, czy mógłbyś pomóc mi ich wpuścić?|
Chwilę później winda transportowała na górę pozostałych z grupy.|