Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2014, 13:14   #41
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Powóz toczył się całą noc. Aż wreszcie Castell pociągnął za lejce i zatrzymał zmęczony konie. Słońce wschodziło leniwie, oblewając okolicę pierwszymi promieniami
-Pobudka kochani- powiedział dość głośno Soren,nie obracając się nawet- zatrzymamy się na chwilę, konie ledwo zipią. Ale jesteśmy już blisko- dodał zarzucając kaptur i spoglądając gdzieś w dal.
- Zgaduje, że masz ochotę na coś zapolować patrząc po tym jak wypatrujesz w dal? - zapytał Erven wychodząc z karocy.
Gdy Erven się obudził, Christos już nie spał. Zignorował też zupełnie słowa pozostałych, nadal siedząc w pojeździe i wyczekując.
-Chętnie- odpowiedział niebiesko włosy odpinając konie i pozwalając im swobodnie się paść- ale to nie z tego powodu podziwiałem widoki- wskazał ręką przed siebie- cel naszej podróży jest tam, wygląda to dość ciekawie.
Ptaki Christosa górowały cały czas nad karocą, wyszukując w okolicy zwierzyny, na którą można by było zapolować. Im większa tym lepsza!
- Cóż, polujcie bezemnie - powiedział Erven zbywając gestem pomysł polowania - Ja popraktykuję nieco moją sztukę.
-W takim razie przejdę się sam- wzruszył ramionami Castell i wszedł do lasu znajdującego się nieopodal. Gdy tylko zagłębił się wśród drzewa rozpłynął się. Wrócił po około piętnastu minutach. W lewej dłoni trzymając średniej wielkości, młodą sarnę, która najwyraźniej miała skręcony kark- ktoś jest głodny?
- Czemu nie - powiedział mlecznowłosy - oprawmy to bydlę i upieczmy. Zawsze jakiś prowiant, a dobremu mięsu się nie odmawia. Zajmiesz się oprawą i sortowaniem mięsa? Ja zbiorę chrust i rozpalę ogień. - po czym ruszył w pobliskie drzewa i już było słychać chrzęst łamanych suchych gałęzi.
Soren w tym czasie rzucił zwierze na ziemie i dobył sztylet. Oprawianie i patroszenia szło dość sprawnie, więc gdy Ereven powrócił, niebiesko włosy ciął już mięso na mniejsze porcje.
Szarooki wrócił z pełnym naręczem chrustu różnej grubości, oraz suchym mchem i korą brzozy na rozpałkę. Ułożył wszystko na boku drogi i niedługo później zapłoną mały płomień który szybko przemieniał się w średniej wielkości ognisko. Mięso znalazło się na zaostrzonych patykach i śmiało się piekło z jednej strony kiedy Erven ruszył z powrotem w kierunku zieleni by wróci ponownie z zapasem drewna. Cel był prosty. Upiec wszystkie mięso, a to co się nie zje zapakować na drogę.
-Szybko pójdzie, to młode zwierze więc nie ma nadmiaru mięsa. Aż dziw że nie było przy nim matki- doparł Castell dziwnym tonem wpatrując się w skwierczący kawałek mięsa.
Erven wzruszył ramionami. Młode czy nie to było mięso i to się liczyło.
- Grunt, że łowy zakończone sukcesem. - odparł - Wy nie jecie?
-Nie jestem głodny, dziękuje- odparł z uśmiechem czerwonooki- widzę że pozostali/on też nie specjalnie się do tego palą/i- spojrzał na grupę braci/ pomarańczowo włosego (niepotrzebne skreślić :P).
- Zatem zdecydowane - odparł Erven zawijając nadmiar jedzenia w skórę Jelenia, która wylądowała na dachu karocy. |
- Może tak będzie wygodniej. - stwierdził Christos, dotykając skóry jelenia, która nie wiedzieć czemu, zniknęła - nie zepsuje się tak szybko. -
- Zaczyna mnie powoli irytować ta twoja zdolność, wiesz ty nasz przerośnięty chomiku... - powiedział z uśmiechem Erven. Nastała chwila ciszy, którą przerwał śmiech szarookiego.
- Swoją drogą… - powiedział nie mogąc złapać oddechu po ataku śmiechu - ...hu huuu… sugeruje zasiedzieć się w Punkcie… hehhee… -na kilka dni i dalej ruszać w drogą. - głęboki oddech - Proponuję zaopatrzyć się w żywność w Osadzie i sprzedać ją w stolicy. Razem ze zdobyczami które już zachomikowaliście z bratem. Nie ma co wszystkiego taszczyć ze sobą nawet jeżeli jest to w innym wymiarze, a grosz zawsze się przyda. Co wy na to?
- W normalnych warunkach powiedziałbym, że transport żywności byłby nieopłacalny… - odparł Christos - Masz jakieś interesy w stolicy? Ja najchętniej wróciłbym do Fortecy i dokończył dzieła.
- Jeszcze tam wrócimy.. - odparł Erven - ..ale nie teraz. Nie jesteśmy gotowi, a w stolicy zgadza się, mam tam interesa. Nie mniej transport żywności zdaje się być dobrym pomysłem. Zresztą i w Osadzie mam swoje do roboty. - powiedział po czym wzruszył ramionami - Jestem zabieganym człowiekiem.
- Znalazłeś sobie mnóstwo pracy w te kilka dni…
- Lepiej sobie znaleźć pracę, niż główkować bez niej. - odpowiedział mlecznowłosy.
- Myślisz, że sensowna jest praca za kilka, czy nawet kilkaset monet, gdy choćby porządna broń może kosztować kilka tysięcy? -
- Zawsze jest to kilka set monet do przodu. Grosz sam z siebie nie powstaje wiesz? Pieniądz rodzi pieniądz. Bez pieniądza nic nie zrodzisz. Zresztą mam alternatywę która może cię zainteresować - odparł z uśmiechem.
- Jaką? - dopytał Christos.
- W ciemnej nocy dostaniesz się nie zauważony do magazyny żywności w Osadzie i wchłoniesz jego zawartość. dzielimy się 3 do 2 dla Ciebie, ja będę się targował w stolicy z kupcami. Stoi?
- Z jednej strony rozsądny plan, z drugiej… Osada jest fundamentem gospodarki całego tego kraju. Jeśli znikną jej magazyny z żywnością… po pierwsze może nastać kryzys - Christos zdawał się z tego bardzo zadowolony - po drugie, ktoś to z pewnością zauważy. Zauważy, że zniknął ogrom zapasów, a nagle jakichś dwóch przybyszy wyprzedaje w ilościach hurtowych pożywienie.
- Da rade to obejść by nasze tyłki były chronione. - odparł Erven - Wchłoniesz… powiedzmy jedną dziesiątą stanu magazynowego, albo jedną dwudziestą, zresztą to nie ma takiego znaczenia. Ja dogadam się z Osadą na dostawę prowiantu do Stolicy i kupię część. Nikt nie powiąże nas tak szybko. Mamy legalne papiery i do tego to co sami kupiliśmy. Jedna dwudziesta stanu magazynowego brzmi logicznie w tym przypadku, a może i tak za dużo tego? Co ty na to?
- Może i ma to sens, a może i nie ma. Pomyślimy później nad rabowaniem wieśniaków. - odparł wymijająco Christos.
- Jakie rabowanie.. przyjacielu! My im pomożemy, będą mieli więcej miejsca w magazynach dzięki nam, a tak wielkiej różnicy nie zobaczą - powiedział mlecznowłosy - Ale o tym później, dajmy koniom chwilę odpocząć i w drogę. Skoro świt powinniśmy dojechać.
Minęło kilka kolejnych godzin podążania znaną im ścieżką na której końcu był ich cel. Krótka drzemka, przebudzenie i kolejna drzemka. Wstawał świt jak staneli pod filarem Punktu Obserwacyjnego.
Olbrzymia sięgająca nieba kolumna. U jej spodu był kierunkowskaz, mała tabliczka wskakująca niebo z napisem “Punkt Widokowy”.

Dookoła punktu nic tylko łaką a w oddali lasy i wielka błękitna kopuła. Zdawała się pobłyskiwać, a wielka to mało powiedziane. Wyglądała jak olbrzymia góra na horyzoncie.|
Na pierwszy rzut oka nie było żadnego wejścia i Erven spędził parę ładnych okrążeń wokoło białego słupu nim je znalazł. Żłobienia wykonane wokoło prawdopodobnego wejścia były mu znane. Hieroglify i glymphy które już widział wcześniej, tylko że w tej konfiguracji i ułożeniu stanowiły czysty bełkot. Było całkowicie pewne, że żłobił je ktoś nie miejący wiedzy o ich zastosowaniu ani pochodzeniu. Czysta dekoracja. Nasycenie mocą i subtelne działania magiczne nic nie dały. Po nie długim czasie Erven dał sobie spokój. Usiadł za to obok wejścia i sięgnął po dwa stare pamiętniki w jego posiadaniu i zaczął je czytać szukając wskazówek i chłonąc wiedzę o tym świecie z nich. |
Większość pamiętników była ckliwa i bez większych wartości merytorycznych. Były co prawda wzmianki o osobie która robiła notatki o demonach. Ale raczej były to wspominki jego wyruszeń i powrotów od fortecy. Były wzmianki o stacjonujących oddziała, pojawieniu się piramidoglowego, były tez wzmianki z bitew stoczonych i jadłach o różnych porach dnia. Jak na zabicie czasu lektura ujdzie.
Christos początkowo niespecjalnie zainteresował się wieżą, wierząc, że Erven zaraz coś wykombinuje. Gdy badacz zrezygnował, pomarańczowłosy podszedł niespiesznie do monumentu i dotknął go. Jego lewa dłoń poczęła gładzić nierówną powierzchnię.
- Co nam o sobie powiesz…? - szepnął do siebie mężczyzna. “Kiedy ktoś ostatni raz tutaj wchodził, jak udało mu się przejść, co ile [średnio] czasu ktoś tu przychodzi, czy Jen tędy przechodziła”
Jest pojawiły się sceny. Widać było wejsćie które nijak nie chcial osiedla nich otworzyć. Widać było przechodzące postacie i wreszcie Jenny. Dla niej wrota się otwarły. Przeszła i zniknęła. Widać było jeszcze długie okresy ciszy i spokoju. Aż do pewnej granicy.
Podczas gdy pozostali poświęcali się badaniu, bodź lenistwu, Castell postanowił oddać się temu drugiemu. Gdy Erven powoli zaczynał rezygnować, arystokrata już leżał wygodnie w cieniu pod wieżą, Z zrzuconym głęgoko kapturem zdawał się drzemać.
- Wygląda na to że trochę tu poczekamy - powiedział Erven przewracając kartę dziennika, bardziej do siebie niż do towarzyszy stwierdzając fakt. - Równie dobrze możemy posparingować dla zabicia czasu jak tylko skończę tą lekturę
Jedyna z ciekawszych wzmianek i to dotycząca opuszczonej fortecy:
“... zakazano nam schodzić na dół. Najniższy poziom fortecy został zamknięty z nieznanych powodów. Był tu ostatnimi czasy Ten mag. Z plotek wynikało że coś jest nie tak z miejscem ułożenia fortecy że niby jakaś wyrwa, przesmyk. Cóż sadząc po nastrojach wśród przełożonych przyjdzie nam opuścić tą twierdzę...”
- Ciekawe… - powiedział Erven zamykając pamiętnik. To co znalazł wytłumaczało obecność mrocznej aury i pojawienie się nieumarłych. Wtedy też wraz z dźwiękiem zamykanego zeszytu wpadła mu do głowy genialna w swojej prostocie myśl. Jak mógł wcześniej na to nie wpaść?
- Czy ktoś z was umie latać? - zapytał towarzyszy jak gdyby to była najnormalniejsza rzecz na świecie |
-To zależy czego oczekujesz przyjacielu- odpowiedział Castell nie zmieniając pozycji, ani nie otwierając oczu.|
- Punkt widokowy jest nad nami, nie? Gdyby tam polecieć i sprowadzić kogoś kto nas wprowadzi…. - zaczął i urwał zostawiając w domyśle rozwiązanie sytuacji.
Arystokrata westchnął głośno. Najwyraźniej jakikowliek wysiłek nie był mu w smak. Wstał powoli i wciąż stojąc w cieniu wieży spojrzał w górę.
-To może chwilę zająć….ale liczę że się uda…-wymruczał. Wyciągnął dłoń i dotknął budowli, by po chwili od tak, otoczony strużkami ciemnego dymu, przeniknąć przez ścianę. Pomimo iż piął się w górę z imponującą prędkością, to dotarł na miejsce dopiero po długiej chwili.
- Jeśli mu to chwilkę zajmie… co powiesz na mały sparing? - zaproponował Christos.
- Dlaczego by nie.. - odparł ze wzruszeniem ramion Erven, po czym wstał i dobył miecza - ..i tak już skończyłem moją lekturę. To co?
Nie wiedzieć skąd w rękach pomarańczowłosego pojawiły się jego dwa miecze
- Możesz zaczynać. - stwierdził, przyjmując swego rodzaju pozycję obronną.
- Tylko miecze? - zapytał dla pewności Erven
- Ta, żadnych sztuczek. -
- Szkoda - odparł po czym skoczył ku niemu tnąc z góry w poprzek w dół celując w strefę między obojczykiem a szyją.
Atak, choć zdawał się szybki i dobrze wykonany, został z łatwością sparowany jednym z mieczy Christosa, ten jednak nie kontrował, wyczekując kolejnych ataków.
Erven szybko zmniejszył dystans doskokiem chwytając wolną dłonią nadgarstek ręki którą parował Christos by wyprowawadzić niski kopniak z pół obrotu w podbrzusze. Jedno można było powiedzieć o jego stylu walki.. spokojny zwierzchu, lecz w istocie tak naprawdę agresywny.
Przeciwnik maga nie zdawał się zaskoczony chwytem, z jego ust nie schodził kamienny wyraz twarzy. Nad wyraz szybko zauważył nadchodzącego kopniaka i z ponadludzką prędkością wbił miecz w ziemię odcinając drogę nodze Ervena. Nim badacz zdążył zareagować kolejnym atakiem został pchnięty w tors… otwartą dłonią z nadnaturalną siłą. Odrzuciło go to i powaliło, nie czyniąc jednak większych szkód. Pomarańczowłosy chwycił za rękojeść wbitego w ziemię miecza i uniósł go ponownie, czekając zapewne na następny atak.
Upadek maga przerodził się w przewrót w tył zakończony powstaniem na nogach. Złowieszczy uśmiech zawitał na jego twarzy. Miecz uniesiony wysoko, rękojeść na wysokości obojczyka trzymana oburącz w agresywnej postawie. Potem coś się zmieniło, miecz powędrował ku dołu.
- Fajrant - powiedział mlecznowłosy - Jeżeli nie potrafisz walczyć na minimum jak ja to ta potyczka nie ma sensu. Za to z chęcią zobaczę twoją z Sorenem. Tak, to może być zabawne… - diaboliczny uśmiech zawitał na jego twarzy - ….a teraz dawaj jakiś tomik poezji, czy innej prozy, albo i dwa. Trzeba uzupełnić zasób słownika, zwrotów i chwytów.
- Dla mnie to minimum. Korzyści wynikające z Dołączenia. - odparł Christos.
Szarooki parsknął
- Jakieś szemrane to twoje Dołączanie jest. Ja tam wole stać sam, w śmierci ostatecznie wszyscy jesteśmy zdani sami na siebie. Swoją drogą ciekawie Soren przenika do wnętrza budynków bez śladu…
- Soren to Soren. Nie podlega naszym zasadom… szemrane? A czyż nie podobnie można nazwać plany rabowania pożywienia? Wielu tak samo nazwałoby Twoją magię, czy Castella… tak, wszyscy trzej jesteśmy “szemranymi” typami.
- Widzę, że czytasz mi w myślach towarzyszu. No, to co z tymi tomikami? - ponaglał Erven.
- Hm… - pomarańczowłosy zastanowił się chwilkę - zobaczmy… - uniósł dłonie, jakby próbując coś wyjąć nie wiadomo skąd. Wyjął kolejne dwa miecze, potem kolejne dwa, i kolejne dwa
- Hm… nie podoba mi się to. - stwierdził, próbując dalej “odnaleźć” upragnioną lekturę.
Erven uniósł brew. Zachowanie Christosa było alogiczne.
- Pozwól że zapytam, co do siedmiu piekieł robisz?
- Coś… daje mi się we znaki. - pomarańczowłosy tknął dwoma palcami oka zasłoniętego przez ochraniacz, po czym skupił się nieco bardziej. Efektywnie, jakaś książka pojawiła się w jego lewej dłoni
- Trzymaj. - stwierdził, a wyjęte wcześniej miecze wraz z jego własnymi z powrotem zniknęły w nieznanych okolicznościach.
- Dziękować - powiedział Erven odbierając książkę i raz jeszcze siadając obok wejścia. Miał plany co do zawartości wewnątrz… niecne plany na przyszłość. |
Christos tymczasem usiadł gdzieś dalej od maga. Nie wiedzieć czemu, wokół niego zrobiło się o wiele ciemniej, mimo, że siedział bezpośrednio na słońcu. Medytował.|

Castell opuścił szyb nie zwracając uwagi na otaczających go ludzi. Przeszedł kilka -kroków i rozejrzał się po nieco dalszej okolicy, jego oczy z lekka zalśniły gdy szukał co ciekawszych miejsc, ludzi, a kto wie, może Jenny dopisało szczęście i trafiła na miejsce przed nim.|
Czół ślady jej zapachu. A jednak tu była. Miasto wyglądało całkiem inaczej niż wszystkie z tego świata. Gdyby miał je do czegoś porównywać to może jakieś miasta Grecji (o ile tam był) choć wszystko wybiegało tutaj odrobinę w przyszłości. Były swiatła, szyldy i dużo ludzi raczej niezbyt uzbrojonych.



-Ciekawe miejsce- powiedział do siebie przechadzając się po okolicy. Jenny tu była, to dobre wieści, pozostało tylko ją znaleźć. Rozejrzał się raz jeszcze i wypatrzył coś co mogło przypominać karczmę i udał się w jej kierunku.
Restauracja nosiła znamienną nazwą “bon appétit”. Wnętrze raczej szykowne jak na standardy dołu. Stoły zasłane obrusami, fotele, świeczniki i zapachy oraz dania raczej nie spotykane w średniowiecznych restauracjach. Wewnątrz zasiadało kilka osób choć widać to nie była pora typowo dla klientów.



-Szukam czerwonowłosej kobiety o imieniu Jenny. Zazwyczaj ma ze sobą gitarę na kształt gwiazdy- odezwał się, gdy tylko podszedł do mężczyzny stojącego za ladą- będę bardzo wdzięczny za pomoc.
- A pan to kto? - Zapytał się podejrzliwie.|
-Soren Castell- odpowiedział uprzejmym tonem- jestem towarzyszem Jenny, która niestety została porwana. Zakładam, że znajduje się właśnie w tym mieście.|
- Jenny? Scarlet Star? Gitarzystka? - zapytał dla uzupełnienia.|
-Tak, o nią chodzi. Pojawiła się tu?
- Tak panienka Jenny była tutaj. Nie wyglądała jak by ktoś ja porwał, w ręcz przeciwnie byłą pogodna. Z rana zawitała tutaj, a później udała się gdzieś z Fangiem. Od tamtej pory jej nie widziałem.|
-Dziękuję, to wszystko w takim razie- odpowiedział Castell i skierował się w stronę wyjścia -Ahhh, byłbym zapomniał….- powiedział z przesadnym zdumieniem- dwójka moich towarzyszy czeka pod wieżą, czy może ich ktoś wpuścić?
- Ach. Oni z tych co wejść nie mogą. Hmm. A pan? Nie może ich wpuścić? - spojrzał odrobinę zastanawiająco. - Zapytaj się kogoś przy wejściu. To ledwie chwila roboty więc raczej nie będzie zastrzeżeń.|
-W takim razie to wszystko, dziękuję- odpowiedział Castell ignorując pytanie po czym opuścił budynek. Skierował się w stronę szczytu wierzy i zaczepił najbliższą osobę.
-Wybacz, moi towarzysze zostali na dole, czy mógłbyś pomóc mi ich wpuścić?|
Chwilę później winda transportowała na górę pozostałych z grupy.|
 
Dhratlach jest offline