“Księzniczka Verita von Azaliel , dziedziczka na Czerwonych Polach i Zamku Ebro , hrabina Duerro i Tantaluny . “ Lokaj nienaganna dykcja wyrecytował swoja formułe ... Głeboki oddech i księzniczka ruszyła srodkiem sali w kiedunku stołu za ktorym siedział stary ksiaze . Idac z podniesiona głową starała sie nie zauwazac ukratkowych spojrzen , ani nie słyszec krytycznych szeptow wielu mijanych kobiet . Stary ksiaze usmiechnał sie do córki . Jego zapadniete policzki , podkrazone oczy i drżące ręce wskazywały na to ze chorba ktora pojawiła sie zeszłej wiosny nadal postepuje ( Niektorzy wiazali ja z pojawieniem sie Macochy w zamku – ale nikt nie miał odwai mowic o tym głosno ... Tuz obok starego ksiecia siedziała macocha ... Nawet Verita musiała przyznac ze wyglada czarujaco . Gdy zblizyła sie do stołu usłyszała krotkie niczym strzał z bicza zdanie “ Nareszcie pojawiła sie nasza kochana niezdara “ Głos był spokojny ... ale oczy mowiły co innego . Wydawało sie ze wszytko co księzniczka robi budzi jej gniew . “ Ach “ ksiaze mowił sałbym , cichym głosem “ jak dobrze cie widziec ... “ zrobił pauze i westchnał głeboko “ Słyszałem o Twoim wypadku ... ciesze sie ze nic ci sie nie stało “ usmiechnał sie blado ... Macocha usmiechnała sie niczym anioł do ksiecia , umiechem ktory mogłby stopic wszytkie lody Norski “ Sądze ze trzab bedzie ksi eznczce przydzielic jakas , ochrone ... nastapnym razem naszemu słoneczku moze stac sie jakas krzywda “ . Ksi aze spojrzał rozmarzonym wzrokiem na macoche “ tak kochanie ... zajmi sie tym , prosze “ . Macocha słyszac to spojrzała na Verite a w oczach mozna było niemla wyczuc ze macocha planuje cos “specjlanego “ ... Ksiaze z trudem podniósł sie z fotela i klasnał w dłonie “ Bawmy sie! “ uniusł nieco głos , po czym skrzywił sie i zaczął kasłac . Macocha czule otuliła go kaszmirowym płaszczem ... “Musisz na siebie uważac ... pamietasz co powiedzieł medyk ? “ |