Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2014, 20:11   #4
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację


Na tyłach Złowieszczego Jelenia była łaźnia. Nic skomplikowanego, ot kilka balii z grzaną wodą, przedzielonych lnianymi kotarami, mydło i czyste ręczniki. Prosta przyjemność po podróży kusiła niejednego, dlatego zapewniała przyzwoity dochód oberżyście.

Dziś w łaźni aż huczało od plotek. Wydarzenia tej nocy nie przeszły bez echa wśród przyjezdnych, którzy prześcigali się w ich interpretacji. Reakcje były różne - od skrajnego przerażenia, po radosne lekceważenie "barbarzyńskich przesądów". Tym niemniej niemal każdy chciał schronić się w bezpiecznym azylu świątyni. Niemal każdy.


W narożnej balii wypełnionej parującą, gorącą wodą siedział ponury, mocno zbudowany mężczyzna. Tu, na północy zimno potrafiło mu dokuczyć, więc ignorował marszczącą się niczym winogrono na słońcu skórę i chłonął ciepło. Starał się zapamiętać jak najwięcej z tej drobnej przyjemności. Zapach mydlin, dotyk dłoni łaziebnej, która wyszorowała mu plecy, szorstkość czystego ręcznika. W przeciwieństwie do innych, on się nie spieszył. Zamknął oczy. Gdy otworzył, została już tylko cycata łaziebna, nerwowo tupiąca w klepisko.
- Możesz iść z innymi, Girdo. Poradzę sobie z wyjściem.
- Dziękuję, to ja już biegnę - odrzekła jeszcze zza kotary rzekła - Zara przyjdą zabić wejścia deskami.

Oczywiście, w końcu to dorobek ich życia. Sam pochodził z rodziny kupców, wiedział że o majątek trzeba dbać. Wstał pozwalając obciec wodzie z pokrytego bliznami i tatuażami ciała. Młodość spędzona w klasztorze mnichów-wojowników wyrzeźbiła je na podobieństwo nagiego posągu herosa, zaś on sam oszpecił je służąc Wojnie i odnosząc wielokrotnie rany. Wykręcił wodę z kitki, jedynego owłosienia na głowie, symbolu odrzucenia dziedzictwa rodziny. Srebrny pierścień spinający włosy oznaczał jednak, że nie wyrzekł się więzów krwi.
Wyszorował ciało do sucha świeżym ręcznikiem, i powoli ubrał obszerne hajdawery w kolorze piaskowca i wciągnął wysokie buty z zawiniętymi noskami, zupełnie ignorując karczmarza i parobków w pośpiechu zabijających deskami okna. Umięśniony tors mężczyzna nosił odkryty, by widoczne były tatuaże oznaczające jego rangę w poznaniu stylu Trzech Smoków.
Gdy kierował się ku wyjściu, oberżysta zatrzymał go.
- Idziesz walczyć. Doczekałeś się - to było stwierdzenie nie pytanie.
Shando Wishmaker , najemny czarodziej wojenny na pierwszej wyprawie, tylko spojrzał na karczmarza i bez słowa oraz bez pośpiechu wyszedł.


To nie będzie bitwa, pomyślał, to będzie bijatyka.
Zbyt mało czasu by zaplanować solidną obronę, zapowiada się na zwyczajną próbę sił. Kto kogo zwycięży. Ale zapewne tu, na północy tak walczą, barbarzyńskie plemiona okładają się bez ładu i składu.

Milcząc przewracał strony swojej księgi czarów po raz setny chyba przypominając sobie zaklęcia. Oczywiście były już tam, w głowie, wryte w pamięć arkanicznym wzorcem, nie do zapomnienia, póki ich nie wypowie... ale czytanie formuł pozwalało mu oczyścić umysł, by był gotowy do walki. Emocje są zbędne. Musi zostać dyscyplina, logika i instynkt, co nie jest łatwe, jeżeli płynie w tobie gorąca krew ognistych ifirytów, rozrzedzona pokoleniami przodków, ale jednak. Schował księgę do torby. Nigdy nie rozważał zostawienia jej w bezpiecznym miejscu. Gdzie on, tam i ona.


Pozostała rutyna. Po kolei sprawdził ostrość każdego z bełtów do kuszy. Równiótko, niczym pałacowa gwardia leżały w trójrzędowym pokrowcu do pasa. Szerokolistne, zadające poważne rany. Kute szpikulce ze stali do przebijania pancerzy.
I te nieliczne specjalne - z zadziorami wyrywającymi trzewia, te tnące, o grocie jak półksiężyc, czy zakończone tępą kulą, do kruszenia i ogłuszania. Sprawdził czy mechanizm ciężkiej kuszy chodzi dobrze, naoliwił mimo wszystko spust. Naciągnął cięciwę, podniósł ciężką, stalową kuszę z łatwością jak dziecko dźwiga zabawkę i strzelił na sucho. Idealnie.

Zapiął pas z doczepionymi kieszonkami i torbami oraz zatknął za niego kindżał w zdobionej pochwie - prezent od starszych braci. Następnie naciągnął rękawice z miękkiej, czarnej skóry o wzmocnionym wierzchu i srebrnych ćwiekach na kłykciach i poruszył palcami sprawdzając czy może wykonać wszystkie wymagane przez zaklęcia gesty.
Nie będzie bardziej gotowy.


Gdy wyszedł z karczmy z narzuconą na plecy ciepłą szubą, zabito deskami wejście. Powoli ruszył pod ratusz, gdzie gromadzili się ochotnicy i najemnicy by walczyć z nieumarłymi, mającymi nawiedzić miasto. To dobry dzień na śmierć... pomyślał Shando i uśmiechnął się w duchu do nadchodzącego przeznaczenia ...i zapewne dlatego nie nadejdzie.

 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 25-05-2014 o 02:05. Powód: Upiekszanie do bólu
TomaszJ jest offline