Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2014, 01:28   #6
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Tu nisko zaczynała się wiosna, wysoko, skąd przyszedł wcale nie tak dawno temu, mrozy puszczały nieco wolniej, ale też dawało się odczuć zmianę. Głównie dlatego wybrał ten moment na opuszczenie plemienia. Wszystko budziło się do życia i nawet pożywienie łatwiej było zdobyć. Sumienie miał przynajmniej częściowo czyste, kiedy się żegnał i słyszał za sobą pieśń odchodzących. Smutna i niezbyt długa biorąc pod uwagę że Var był na tym świecie krócej niż ćwierć wieku. Nie obejmowała oczywiście tego, czego dokonał po odejściu, ani pomszczenia brata, ani pokonania niedźwiedzia, z którego przetrzebionych zębów nosił teraz naszyjnik. Nie miało to jednak znaczenia, teraz był tu, a nie wśród swoich i trzeba było zacząć nowe życie, znaleźć nowych członków drużyny i rozpocząć nową rundę w odwiecznej zabawie, przeżyć do następnego roku.


Wiatr starał się łopotać jego ciężkim płaszczem, ale nie miał aż takiej siły, więc po chwili zostawił go w spokoju, w czasie gdy Grzmot spokojnie obserwował z niewielkiej odległości Ybn Corbeth. Przynajmniej taką nazwę słyszał od pewnej druidki, która przebywała kiedyś w jego wiosce a teraz ponoć rezydowała w okolicy. Dla oczu goliata było co najmniej dziwne, osadzone w jednym miejscu drewniane budowle uzależniały mieszkańców od okolicy. Gdyby zjawił się jakiś potężny potwór, lub zabrakło wody czy zwierzyny, byli w ogromnych tarapatach. Zapewne to czyniło z nich takie dziwne istoty. Wzruszył ramionami, strzepując z siebie nieco nieco śniegu i ruszył przed siebie. Uśmiechnął się, czekało go nowe, ogromne wyzwanie.


Próba znalezienia sobie miejsca wśród niższych ras, okazała się ciężka. Ich system pracy i społeczność były tak odmienne, że z początku nie wiedział od czego zacząć. Wspólnie działały co najwyżej rodziny, zamiast całej wioski, wszystko obracało się wokół pieniądza lub wzajemnych usług. Stwierdził że najsensowniejsze dla niego będzie zajęcie się łowiectwem i dostarczaniem skór. Dzięki temu miał zapasy jedzenia a w miasteczku mógł wymieniać skóry na potrzebne mu rzeczy. Wychodziło to w miarę sensownie, tyle tylko że było to monotonne. Nie można było liczyć na to, że następnego dnia zostanie się przydzielonym do innego zadania, nie było czasu na przerwę czy odpoczynek, mimo tego że było się panem własnego czasu. W sporym stopniu było się jednoosobowym plemieniem. Z kolei jednoosobowe zawody nie miały większego sensu.


Nostalgię za brakiem konkurencji i marudzeniem przerwało pojawienie się ducha w Ybn Corbeth. Delektował się piwem po udanej wymianie skór, kiedy niecodzienne zjawisko ogłosiło, że nazajutrz z grobów powstaną martwi i tym podobne tałatajstwa. Kolejny problem, o który goliaty nie musiały się martwić. Kiedy górskie bestie skończyły ze zmarłymi, którzy opuścili plemię, zwykle nie zostawało kości nawet na ułomny szkielet, nie wspominając już o porządnych nieumarłych z prawdziwego zdarzenia. Dla Grzmota pojawienie się ducha oznaczało tylko jedno, ogłoszenie zawodów w grzmoceniu truposzy. Chmurne oblicze Vara pojaśniało, postanowił nawet odżałować nieco i zostać na noc w gospodzie, nie chciał przeoczyć dokładnego czasu, kiedy miałyby się odbyć.


Po nocy w dziwnie miękkim łóżku, czekały na niego jeszcze lepsze wieści niż się spodziewał. Herold ogłosił, że cała zabawa ma się zacząć jeszcze tego samego dnia. Z radości zaczął sobie podśpiewywać, przyprawiając tym każdego, kto nie był w większości głuchy, o grymas na twarzy, a biedne okoliczne psy doprowadzał do wycia. Mimo to, na długo przed południem pojawił się w budynku straży. Wraz ze swoim korbaczem, który trzymał jak wykałaczkę, mimo jego pokaźnych rozmiarów i cichym śpiewem w gardłowym, rodzinnym języku, mógł stanowić równie przerażającą wizję co sami mający wkrótce powstać umarli.
- Mam nadzieję że starczy dla wszystkich. - Rzucił mężczyzna z ziemistą skórą, dwie głowy wyższy od większości znajdujących się w pomieszczeniu jakby od niechcenia.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline