Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2014, 15:18   #9
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Przerwa w podróży dobrze Erin zrobiła. Co prawda zachowanie nastoletniego rudzielca mocno ją zdziwiło, lecz nie takie rzeczy przecież w życiu widziała. Dobrze, że Bri pojawiła się w porę, nim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć mu jakimś sprośnym dowcipem. Nie chciała zrażać do siebie blondynki. Choć pierdołowata i roztrzepana ponad wszelką miarę, Biranne miała w sobie coś, co sprawiało że nie dało się jej nie lubić.

Chwilę poplotkowały o niczym, atakując zawzięcie wielkie i niezdrowe buły z mięsem, po czym Erin zapłaciła za siebie i wyszła na zewnątrz. Pogadać na bardziej nurtujące tematy nie mogły, nie przy Nathanie. Dzieciak w końcu przyjechał tu odpocząć od problemów, a nie wałkować je po raz kolejny w swojej małej głowie. Zasługiwał na spokój i chwilę radości, niezmąconych przez widmo domowego piekiełka.

Zrobiła kilka kółek po parkingu, ignorując doskwierające pęcherze na stopach. Bez ciężkiego plecaka chodziło się jej o wiele przyjemniej, a na pewno lżej. Nagle przystanęła, zaczynając nerwowo przetrząsnąć kieszenie. Przykucnęła na chodniku, wywalając na beton paczkę papierosów, garść zapalniczek, kilka papierków po cukierkach i pomiętych rachunków. Znalazła nawet używaną gumę do żucia, lecz to nie jej szukała. Uspokoiła się dopiero, gdy w jej dłoni pojawił się niewielki czarny prostokąt z logiem Samsunga. Spokój jednak nie trwał długo. Wystarczyło zerknąć na ilość nieodebranych połączeń, których większość wykonano z numeru zapisanego jako Gestapo. Szybko odblokowała ekran i z książki kontaktów wybrała numer Daniela. Odpalając fajka wybrała opcję wysyłki smsa i zaciągając się głęboko napisała krótką wiadomość.

"Żyję.Nikt mnie nie porwał, ani nie przejechał.Za godzinę dotrę na miejsce. Bez odbioru."

Szczęśliwa zaczęła pakować swoje klamoty na powrót do kieszeni. Przynajmniej zażegnała problem nagłego pojawienia się oddziału antyterrorystów lub, co gorsza, Daniela we własnej osobie. Z dwojga złego wolała już antyterrorystów. Działali zawsze według norm, zasad i rozkazów, czego nie mogła powiedzieć o tym jełopie. Nikt nie mógł być w stu procentach pewien, co mu się roi pod kopułą i jakie ma to konsekwencje dla otoczenia.
Spełniwszy swój święty obowiązek oparła się pośladkami o maskę samochodu, patrząc na swoje odbicie w szybie restauracji i nie mogąc powstrzymać zadowolonego uśmiechu. Wyrazisty, mocny makijaż kontrastował z bladą skórą, podkreślając kolor oczu, a raczej niebieskich szkieł kontaktowych. Oczy były jedyną rzeczą, której w sobie nie lubiła. Jedno jasnoszare, drugie bladobłękitne - różniły się od siebie wyraźnie, zwracając zbyt dużo uwagi.
Proste, ogniście rude włosy z zaczesaną na bok grzywką niby nie wymagały jakiejś szczególnej uwagi, lecz pęd powietrza z otwartego w samochodzie okna zrobił swoje. Naprędce przeczesała je palcami, przywracając do pierwotnej formy.
Erin zawsze należała do tych kobiet, które nie musiały zadzierać wysoko głowy by móc spojrzeć rozmówcy w oczy. Przy swoim wzroście 178 cm mogła stanąć obok większości ludzi bez poczucia dyskomfortu, towarzyszącemu karyplom i krasnalom wszelkiej maści. Mimo pociągu do nocnego szturmowania lodówki udawało się jej zachować szczupłą sylwetkę dzięki regularnym wizytom na basenie i conocnemu ganianiu po parku.
Ubranie na podróż wybrała niespecjalnie kobiece, za to wygodne i wielofunkcyjne. Miała na sobie krótką ramoneskę z lewym pagonem nabitym ćwiekami który na potrzeby podróży rozpięła by móc wygodniej nieśc plecak, czarną damską bluzkę-bokserkę ze znanym i lubianym białym nadrukiem nalepki od Jacka Danielsa, krótkie jeansowe spodenki i martensy w kolorze butelkowej zieleni. Jej jedyną biżuterią były dwa naszyjniki: wypolerowane, hebanowe koraliki na długim rzemieniu i mosiężny łańcuszek z pogańskimi symbolami ludów zamieszkujących głęboką dzicz Afryki. W teorii miały okiełznać jej charakter i przypominać o tym co w życiu najważniejsze, w praktyce stanowiły zwykłą pamiątkę, której nie miała serca posłać do kosza.
- Napalona? - z zamyślenia wyrwał ją wesoły głos Bri. Przytaknęła głową, parskając śmiechem. Blondyna jakby nie zauważając na dwuznaczność zadanego pytania zapakowała wszystkich do samochodu i ruszyła w dalszą drogę, omijając co większe dziury w jezdni.


***



-No to nie jesteśmy pierwsze - Erin westchnęła, wyciągając szyję by móc dojrzeć zaparkowane przed budynkiem samochody i ich pasażerów - Jak myślisz, mocno się spóźniłyśmy?

- Wiesz, wydaje mi się, że w ogóle. Mieliśmy podany dzień, kiedy trzeba było tutaj dotrzeć, nie godzinę. -Uśmiechnęła się ukazując swe krzywe uzębienie.

-Tak? No popatrz - dziewczyna zamyśliła się, próbując przypomnieć sobie dokładną treść notatki otrzymanej od doktorka. Niby ją czytała, nawet dwa razy, ale skupiła się tylko na wyłapaniu konkretnych informacji takich jak miejsce i data. Po co zaśmiecać sobie głowę zbędnymi pierdołami? Odchrząknęła głośno i kontynuowała swoją wypowiedź niskim, złowieszczym głosem, zarezerwowanym do opowiadania strasznych historii przy ognisku.
-I tak oto grupa śmiałków dotarła na miejsce swego przeznaczenia. Biedni głupcy, nie wiedzieli co ich czeka. Gdyby tylko podejrzewali...z miejsca ruszyliby w drogę powrotną, dziękując Bogu za szansę… - zamilkła i dodała już normalnie - Ciekawe kto jeszcze pokusił się na tą zabawę, co? Jakby co trzymamy się razem i unikamy maniaków z nożami.

Jakby w odpowiedzi na to gdy małe czerwone autko podjechało bliżej, Erin zobaczyła jak na schodach siedzi dziewczę-kwiat, a drobny płomyczek, który mignął w okolicy gdzie powinny być jej usta zasugerował powód małej “posiadówki”.
- No widać, że jest przynajmniej jeszcze jedna kobieta. - Uśmiechnęła sie Briana. - Jakoś tak z babami łatwiej się dogadać? Nie sądzisz ? - Dodała zatrzymując auto, które zarzęziło paskudnie o coś podwoziem, gdy wjeżdżaliście na podjazd.

Erin pochyliła się w fotelu szukając pod nogami butów, zdjętych wcześniej ku uciesze opuchniętych stóp.
- To zależy - mruknęła, grzebiąc zawzięcie pomiędzy bagażami - Baby bywają gorsze od urzędu skarbowego. Przynajmniej wiemy już kto tu jest dostawcą zielska...znaczy się medycyny naturalnej typu yerba matte i tak dalej. Widać że panna żyje w zgodzie z naturą - dodała szybko. O pewnych rzeczach młodzik z tyłu nie powinien słuchać.
- Widziałaś już naszego doktorka-świra? Ha! i tu cię mam! - wyprostowała się tryumfalnie, dzierżąc w dłoni zielony but. Bez dalszej zwłoki założyła go na nogę i rozpoczęła walkę ze sznurówkami - Może przypadkiem okazać się, że doktorek, mimo że sadysta i obłąkaniec, jest przystojny i bogaty? Byleby nie jakiś obleśny stary dziad z lepkimi łapami...cholera, mogłam go sprawdzić w internecie. Na pewno ma jakąś swoją stronę ze zdjęciem. Obyśmy się tylko nie wpakowały w jakiś syf. Dużo się słyszy o różnych, dziwnych przekrętach.

- Wiesz, ja tam w “duchy”, wierzę. Jestem katoliczką, ale wierzę też, że Bóg nie pozwala, aby coś człowiekowi złego się stało jeżeli pozostanie mocny w wierze. - powiedziała spokojnie, dotykając krzyża św. Benedykta, który wisiał zaczepiony na srebrnym łańcuszku na jej szyi. - I ja i Nathan jesteśmy ubezpieczeni od najgorszego uśmiechnęła się.

Erin zamilkła, jej dobry humor prysł niczym bańka mydlana. Rozmowa z Bri i piękne widoki za oknem uśpiły wszelkie, spychane usilnie na drugi plan wątpliwości. Te jednak powróciły, przywołane jednym, krótkim zdaniem i na nowo rozpoczęły dzikie harce wewnątrz jej głowy.
- Też chciałabym w to uwierzyć - mruknęła cicho, zapinając kurtkę - Zazdroszczę ci pewności, też bym tak chciała. Mieć pewność, no ale nieważne - stłumiła w sobie smutek i gorycz, przywołując na twarz szeroki uśmiech - Wkrótce przekonamy się o tym na własnej skórze, co?

-Pewnie. - Wydawało się, blondynka że nie dostrzegła nuty goryczy w głosie towarzyszki - W razie czego, schowałam w pakunkach coś extra, jeżeli byś chciała. - dodała odpinając pasy.

- Coś ekstra…- ruda pokiwała głową z pełną aprobatą. Znając życie jej skąpe zapasy skończą się wcześniej niżby sobie tego życzyła. Dobrze wiedzieć, że w razie potrzeby jest się do kogo zwrócić o pomoc...szczególnie w nocy - Coś ekstra może bardzo się przydać.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline