-
Dzień dobry olbrzymie. Jak spałeś?- kobiecy głos Arii dobudził Thoga. Półelfia najemniczka na usługach Milona była spokojną i dość sympatyczną osobą, przynajmniej wobec głupawego zielonoskórego barbarzyńcy.
-
Dobrze. Ale mało.- odrzekł gładząc się ręką po szyi, na którą opadały w srogim nieładzie tłuste, nie myte już od kilku dni włosy.
-
Dla ciebie zawsze będzie za mało.- syknęła kąśliwie, posyłając mu uśmiech cwaniaka -
Słyszałeś co wydarzyło się wczorajszej nocy?- spytała. Thog zrobił zdziwioną minę i wzruszył tylko ramionami -
Nakurwiało deszczem?- spytał chcąc się upewnić, że o to jej chodzi, lecz gdy zmrużyła oczy Thog dodał -
I... Pioruny?...- Aria parsknęła śmiechem i pokręciła głową.
-
Czasem zastanawiam się, czemu Milon cię tu trzyma.- Mieszaniec uśmiechnął się złowieszczo i znów wzruszył ramionami.
-
Bo gołymi rękami Thog skręca kark niedźwiedziowi?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
Aria podeszła bliżej i poklepała go po ramieniu -
Wczoraj na rynku ukazał się duch. Przekupy na straganach mówią tylko o tym. Z resztą nie tylko one. Całe Ybn o tym trąbi.- Półork zasępił się i powiódł wzrokiem po podłodze -
I co?- spytał nie bardzo wiedząc co w tym nadzwyczajnego. Duchy nie raz nawiedzały świat żywych nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca w zaświatach. Sam też pamiętał jak szaman Krushak wzywał duchy by zadawać im pytania.
-
Głupiś i tyle. To był znak. Tak myśle.- wyjaśniła Aria. Thog machnął tylko ręką
-
Niech mnie cmoknie w kobyr. Duch to duch. Nie dbać o to.- Półelfka pokręciła tylko głową z politowaniem, zaś wielkolud wrócił do kwatery swego pracodawcy, by spytać czy ten ma dla niego jakieś zlecenie. Aria odprowadziła go wzrokiem pod same drzwi po czym wzięła głęboki wdech i wróciła do swej izby.
~***~
-
Wypoczęty?- łysy Thayczyk spojrzał z powagą na półorka. Ten tylko skinął energicznie głową -
To dobrze. Czekać nas będzie dzisiaj pracowity dzień- dodał po chwili. Thog znów skinął głową dając do zrozumienia, że zamienia się w słuch.
-
Dziś w południe odbędzie się zaćmienie słońca. Grimaldus i nasz kochany kapłan Kelemvora wygłosili rankiem orędzie. Ponoć obawiają się ataku nieumarłych i nawołują do złapania za broń w obronie dobra, cnót i bla bla bla...- Milon pokręcił głową. Półork nadal słuchał niewzruszony.
-
Pójdziesz tam. Być może uda ci się odnaleźć mojego, starego znajomego Arnolda. Otrzymał ode mnie trzy dekadnie temu kilka mikstur, za które opłatę miał mi uiścić z należytym procentem dwa dni temu, według naszej umowy. Odnajdź go i przypomnij o umowie. Ten niedomyty pies uważa się za dobrego wojownika i pewnikiem będzie chciał pokazać się w patroszeniu umrzyków. Miej też oczy dookoła głowy. To może być ciekawe, chętnie posłucham coś ujrzał. Przygotuj się i idź.- nakazał. Thog skinął głową, odwrócił się na pięcie i wyszedł. Prosty rozkaz, prosta robota.