Tyle lat pracy w ciągłym stresie, tyle doświadczeń, z rzeczami, których nikt nie chciałby na siebie ściągać. Tyle poświęceń dla całkowicie obcych ludzi. Nie wyjaśniony altruizm kosztem samej siebie. Dawanie z siebie wszystkiego dla innych, mimo że życie wciąż dawało w pysk. Tyle starań, zachodu i siły włożonej we wszystko. Teraz było niczym, gdy przeprowadzono bezpośredni atak na delikatne, mimo wszystko, wnętrze. Środek osłonięty skorupką w iluzji silnego wnętrza poddany próbie pękł w chwili upadku. Nie było już odwrotu. Było za późno.
Kto by przecież pomyślał, że stała odmowa i odpychanie pomocy nie jest krzykiem właśnie o nią?
Świat zawirował a okolicę przyćmiło wraz ze stłumionym stęknięciem uderzenia w podłogę. Oczy rozszerzyły się wysychając prawie natychmiast. Była w szoku spowodowanym wszystkim, co mogło się nazbierać w jedno miejsce. Ciężko było stwierdzić, czy o własnych siłach wstałaby na nogi przed rozszarpaniem. Ciągnięta za rękę biegła na ślepo przed siebie nie myśląc racjonalnie w żaden sposób. Dyszała tak szalenie, że piszczenie pod nosem, czy jęczenie ze strachu mieszało się razem z nagłymi wdechami i wydechami. Wpadała co rusz na jakieś niewielkie rzeczy, kapiąc coś, czy zahaczając wolną ręką podpierając się. Wierzgała panicznie, by uciekać przed siebie. Godspeed ją kierował. |