Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-05-2014, 15:46   #101
 
Dziadek Zielarz's Avatar
 
Reputacja: 1 Dziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemu
Bestia pędziła za nimi, była gdzieś blisko, niemal czuli jej oddech na plecach. Mieli nad nią minimalną przewagę, która jednak szybko się pomniejszała. Wtedy właśnie stało się to co na wszystkich horrorach zdarzyć się musiało, dziewczyna biegnąca za nim potknęła się i upadła. Przekleństwo cisnęło się na usta razem z okrzykiem strachu. W przeciwieństwie do filmowych bohaterów, którym groziła co najwyżej mniejsza ilość czasu ekranowego ich mogła czekać śmierć pełna szponów i pazurów. Czas zwolnił do ułamków sekund, setnych, tysięcznych…

Godspeed rzucił okiem przez ramię na rzędy kawiarni i sklepów, na wygaszone neonowe szyldy...

Uciekaj.

...na szybko rosnący kształt poruszający się w głębi galerii…

Uciekaj!

...na przerażoną dziewczynę w odblaskowym stroju, gramolącą się z podłogi…

...Nie!

Rzucił się krok do tyłu i złapał zimną dłoń kobiety. Nie myślał, jednak zadział w pełni świadomie, wbrew swej unikowej naturze. Kształt był blisko. Pociągnął dziewczynę w bok, między kawiarniane stoliki. Ciężar ciała towarzyszki ciążył mu, ale nie puszczał, nie w takim momencie. W pędzie mijali puste blaty, krzesła, kolumny… Adrenalina krążyła dziko w żyłach sprawiając, że wszystko wokół wydawało się ostrzejsze i jakby skąpane w ciepłych barwach. Łomot serca, wiszące lampy, bar… Całe życie myślał tylko o sobie, teraz robił coś potwornie głupiego i ryzykownego, ale po raz pierwszy czuł że robi to co należy. Jeśli miał przy tym zginąć - niech tak będzie. Wciąż trzymając rękę Clementine rzucił się w kierunku barowej lady. Nawet ze słabą kartą trzeba grać do końca.
 
Dziadek Zielarz jest offline  
Stary 21-05-2014, 18:54   #102
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Tyle lat pracy w ciągłym stresie, tyle doświadczeń, z rzeczami, których nikt nie chciałby na siebie ściągać. Tyle poświęceń dla całkowicie obcych ludzi. Nie wyjaśniony altruizm kosztem samej siebie. Dawanie z siebie wszystkiego dla innych, mimo że życie wciąż dawało w pysk. Tyle starań, zachodu i siły włożonej we wszystko. Teraz było niczym, gdy przeprowadzono bezpośredni atak na delikatne, mimo wszystko, wnętrze. Środek osłonięty skorupką w iluzji silnego wnętrza poddany próbie pękł w chwili upadku. Nie było już odwrotu. Było za późno.

Kto by przecież pomyślał, że stała odmowa i odpychanie pomocy nie jest krzykiem właśnie o nią?

Świat zawirował a okolicę przyćmiło wraz ze stłumionym stęknięciem uderzenia w podłogę. Oczy rozszerzyły się wysychając prawie natychmiast. Była w szoku spowodowanym wszystkim, co mogło się nazbierać w jedno miejsce. Ciężko było stwierdzić, czy o własnych siłach wstałaby na nogi przed rozszarpaniem. Ciągnięta za rękę biegła na ślepo przed siebie nie myśląc racjonalnie w żaden sposób. Dyszała tak szalenie, że piszczenie pod nosem, czy jęczenie ze strachu mieszało się razem z nagłymi wdechami i wydechami. Wpadała co rusz na jakieś niewielkie rzeczy, kapiąc coś, czy zahaczając wolną ręką podpierając się. Wierzgała panicznie, by uciekać przed siebie. Godspeed ją kierował.
 
Proxy jest offline  
Stary 21-05-2014, 23:09   #103
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
~ ... i jeszcze trochę mydła w płynie... zamieszać... ~ trochę w napięciu czekał na wynik swoich chemiczno - kuchennych eksperymentów. Teorię znał niejako z musu. Praktyki też miał trochę. No ale mimo, że zdawał sobie sprawę ze swoje ponadstadardowej wiedzy z tej materii to za eksperta sie nie uważał. W sporej mierze improwizował i zgadywał. W końću miał dość przypadkowe składniki tylko i raczej napięty grafik. Co chwilę się łapał, że nasłuchuje nerwowo czy ktoś idzie czy tylko zdawało mu się, że ktoś idzie. ~ To nie na moje nerwy... ~ pomyślał po raz któryś z kolei. Był jednak zdetrminowany więc przetrwał ten nerwowy czas. W końcu gdy na próbę podpalił kawałek własnej podróbki napalmu i stwierdził, że hajca i klei się aż miło poczuł moment prawdziwej satysfakcji i ulgi. ~ Ha! Dajcie mi gasnice a przerobię ją w miotacz! ~ wiedział, że mógłby to zrobić. Ale warunki musiałby mieć bardziej sprzyjające.

Z improwizowanymi ładunkami poczuł sie dużo pewniej. Nawet dla amatora wyglądały jak koktajle zapalające to gdyby natrafił na tych szabrowników i mieli jakieś głupie plany wobec niego to żywił nadzieję, że groźba podpalenia przemówi im do rozumu. Choć po cichu wolał by na tym się skończyło. Jakoś wolał się nie wgłebiać w pomysł i sprawdzanie czy byłby w stanie tak podpalić żywych ludzi. Choćby z tego względu, że znał własciwości wyprodukowanej przez siebie mieszanki i to jak oblepiająca masa rozgrzewa się spalając do kilkusetstopni przynajmniej i jak to działa na organizmy żywe i materiały mniej lub bardziej łatwopalne. Co prawda znał to raczej z teorii, zwłaszcza to o ludziach ale to co wiedział starczało mu by nie chcieć tego oglądać.

Na tym terenie zszabrowanych sklepów nie czuł się zbyt pewnie. Własciwie w ogóle. Czuł się jak czasem w jakichś dzielniach o nieprzyjemnej reputacji i to w głebokiej nocy. Jakoś odruchowo prawie zachowywał się jak na terenie wroga. Nie mógł tu zostać zbyt długo bo by go znaleźli prędzej czy później. Gdy więc tylko uzbroił się w przygotowane ładunki i zostawił swoje grafitti ruszył ku radiowęzłowi.

Po drodze nie oparł się pokusie by zerknąc chociaż na "swoją" salę. Widział już z daleka obydwa symulatory. Rozejrzał się ale wyglądało na to, że cała sala jest pusta. Nawet same maszyny wyglądały na ciemne i martwe. Jak wszystkie chyba elektroniczne cuda techniki pozbawione ożywczego dotyku energii. Mimo to podszedł do nich i przesunął dłonią po krawędzi maszyny. Głowa prawie sama powędrowała mu ku ekranom dookoła gdzie widzowie mogli ogladać walki graczy. Teraz wydawało mu sie to strasznie dawno temu, jakby w innym życiu. Chociaż teraz dziwnie dodawały mu otuchy tamte wyimaginowane, elektroniczne przygody i walki.

Wówczas symulator jeknął. Zaskoczony Ed prawie podskoczył odruchowo. Dopiero moment później dotarło do niego, że nie symulator tylko ktoś w środku. Zawahał się. Albo ktoś się tam zamknął albo kogoś zamknięto. Bo co innego? Miał nadzieję, że nie jest tam jakiś bandyta albo szaleniec z nożem czy co... Własciwie mógł to tak zostawić. Nie jego sprawa no nie? No ale... A jak tam jest ktoś kto potrzebuje pomocy?

Postanowił zaryzykować. Ostrożnie otworzył właz symulatora i ku jego zaskoczeniu... - Fiolecik! - szepnął z przejeciem mimowolnie. Małoletnia mistrzyni symulatorów, jego rywalka, ta która kosztowała go tyle wysiłków, nerwów i rozczarowań, lezała teraz skulona na siedzisku symulatora. Nazywał ją w nerwach gówniarą ale teraz dosłownie tak wygladała. To, że nie zdawało mu się, że spotkało ją ostatnio coś strasznego świadczył jej obronny gest zasłaniania się rękami przed spodziewanym ciosem i rozpaczliwy jęk wyrażający prośbę o litość. Nawet najwyraźniej do głowy jej nie przyszło, że może być to ktoś inny niż ten co ją pewnie ostatnio tak traktował.

- Eeejjj... Fiolecik... To ja, Dziadek! Spójrz na mnie! Pamiętasz mnie? Lataliśmy tu razem! Pamiętasz? - szeptał do niej jednocześnie dotknął ją delikatnie do ramienia. Z jednej strony rozglądał się nerwowo po reszcie sali z drugien równie nerwowo przemawiał do małolaty. Wiedział, że nadal są na niebezpiecznym terenie i trzeba stąd wiać. Jednak lepiej by było gdyby choć trochę dziewczynka doszła do siebie. No i filował na nią by nagle nie spanikowała i nie zaczęła się drzeć. To mogło przykuć uwagę kogoś kto nie był im tu potrzebny.

- Mam snickersa, chcesz? I wodę, chcesz się napić? - spytał szeptem wyciagając jedno i drugie z plecaka. Starał się mówić łagodnie by jej nie przestraszyć. Z drugiej storny dał wyraz swej presji czasu jaką odczuwał. Wydobył też chusteczki i trochę zwilżył ją wodą. Miał nadzieję, ze dojdzie do siebie na tyle, że oporządzi się sama. To by chyba by jej pomogło skupić na czymś uwagę i wrócić do stanu jakiejś używalności. Od biedy był na tyle sprawny, że mógłby ją nawet ponieść ale to by go spowolniło i nadwyrężyło siły. Wolałby sama szła i to z własnej woli. Dlatego teraz do niej gadał zamiast... Nie, no nie zostawiłby kogoś w takim miejscu i sytuacji. Nie był w stanie. I to jeszcze Fiolecika. Poza tym... To pierwszy człowiek jakiego spotkał i w takiej sytuacji poczuł od razu dziwną więź sympatii, wspólnoty i braterstwa z tą do tej pory wkurzającą go małolatą. A poza tym to była Fiolecik.

Jej pojawienie się znacząco zmieniało jego sytuację. Dawało ralną nadzieję, że ktoś przeżył tak samo jak on i ona. Może ta Julka z rana? Albo Kristen z ćwiczeń? Albo ten sprzedawca z kolacji? Może... Na razie jednak skupiał się na ich dwójce. Gdyby Fiolecik doszła do siebie mógłby sie wreszcie kogos spytac co tu się stało i porównać z tym co sam już wiedział. No i... Chyba trzeba było się zakręcić za jakimiś zapasami. Te zapasy z plecaka to mu... A własciwie już im... na długo nie starczą.
 

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 21-05-2014 o 23:18.
Pipboy79 jest offline  
Stary 23-05-2014, 18:11   #104
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Gdy wyszła na zewnątrz, smród zaskoczył ją najbardziej. Przecież we śnie nie czuje się zapachów. Tylko, że ona nie śniła.
Sen a majaki to dwie różne rzeczy słonko - pomyślała stając w drzwiach. Musiała ruszać przed siebie, zaplanowała, że przeszuka jeszcze kabiny i ruszy w dalszą drogę. Zachciało jej się palić. Sprawdziła rękami kieszenie i przywitała ją pustka. Wypaliła wszystkie papierosy ostatniego wieczoru.
Muszę znaleźć tu jakiś sklep. Ale bym sobie wypaliła mentola…Ojezuniuuuu. Próbowała jeszcze wykonać jedną sztuczkę. Kiedyś jej znajoma opowiadała jej o Lucid Dreamingu, tj. świadomym śnieniu. Mówiła, że jak ktoś ma to dobrze opanowane to potrafi tworzyć rzeczy o jakich pomyśli. Złapała się więc drzwi, zamknęła na chwilę oczy i myślała o tym, że chciałaby mieć w kieszeni paczkę Marlboro Frostów. Otworzyła oczy, włożyła rękę do kieszeni lecz paczki jak nie było tak nie ma.
- Moment moment. Kurwa dryf? Przedmioty? - zaczęła się chwilę zastanawiać nad tym co powiedział jej w głowie dziwny głos, lecz niestety wszystko dla niej było zbyt pogmatwane, więc po prostu machnęła na to ręką.
- No to przynajmniej…Lufa na drogę! - uśmiechnęła się do siebie, wróciła do pokoju by zabrać niedokończoną butelkę Whisky. Stanęła przed zadaniem jakie miała wykonać.
- Najpierw obowiązki, potem przyjemności. - Stwierdziła jednoznacznie. Odkręciła więc butelkę i wzięła łyk Whisky. Zawąchała rękawem, wytarła brodę, zakręciła butelkę.
- Teraz możemy ruszać. - podeszła pomału do przejścia, by przemieścić się na drugi balkon.

Przejście nie było trudne, chociaż barierka była pokryta ... lodem. Cienką, jak szkło, warstewką lodu. Na zewnątrz było zimniej, niż sądziła. Po chwili była już na swoim balkonie. Drzwi tarasu były jednak zamknięte.

- Będę tego żałować - mruknęła i cisnęła butelką w szybę.
 
BoYos jest offline  
Stary 23-05-2014, 18:44   #105
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Życie jest pełne niespodzianek. To, że się obudziła było jedną z nich. Miała szczęście, ale czy na pewno? Jak przez mgłę pamiętała szaleńczą ucieczkę przez zalany wodą korytarz, upiorne cienie i ludzi...tak, chyba ludzi. Natknęła się na pułapkę, ktoś ją ogłuszył i tyle. Film się urywa, następuje szybka zmiana dekoracji i początek kolejnej sceny. Niestety rzeczywistość nie miała z filmem nic wspólnego. Rzeczywistości nie dało się zatrzymać, przewinąć gorszących scen, wybierając z danego obrazu tylko pozytywne wydarzenia. Trzeba było stawić czoła momentom dobrym i złym. Jednej spójnej historii, nawet gdy zaczynała ona wkraczać na obszary ogólnie zarezerwowane dla pensjonariuszy zakładów psychiatrycznych i wielbicieli kwasu. Jak odróżnić halucynacje od rzeczywistości...Julia raz po raz zadawała sobie to pytanie, wracając myślami do ostatnich wydarzeń. Nawet nie zauważyła, kiedy stała się częścią kolejnego odcinka “Z Archiwum X’. Niestety na pomoc wiadomych agentów FBI nie miała co liczyć. Mulder siedział w Kalifornii, dupcząc co popadnie. Scully natomiast została psychoterapeutką Hannibala Lectera...pech po całości. Nie było nikogo, kto doradziłby dziewczynie jak radzić sobie ze zjawiskami żywcem wyciągniętymi z ludzkich koszmarów.

Julią aż zatrzęsło, gdy przypomniała sobie żywą plamę mroku wyciągającą ręce w jej kierunku i uśmiech na jej twarzy - tej samej, którą widywała codziennie patrząc w lustro. Istota potrafiła przejmować cechy innych ludzi niczym karykaturalny, potworny kameleon. Zaczynało się od głosu, następnie przychodził czas na wygląd, a potem...wolała nawet nie myśleć. Zabiłaby ją, zmieniła w wysuszone zwłoki, wyssała duszę? Była jakimś rodzajem ducha, albo demona?
A może po prostu wytworem skatowanego narkotykami umysłu. Może wszystko dało się wytłumaczyć racjonalnie.
Ta, jasne - pomyślała z goryczą otwierając w końcu oczy. Uciekanie od problemów i udawanie że nie istnieją sytuacji nie poprawiało.

Miejsce w którym ją zamknięto nie różniło się wcale od tego, co widziała za zamkniętymi powiekami. Duszna, lepka ciemność otaczała ją szczelnym całunem, skrywając złośliwie wszelkie, istotne informacje na temat aktualnego położenia. Próbowała się rozejrzeć i szybko tego pożałowała. Każda najmniejsza próba poruszenia głową kończyła się tak samo: świat na krótką chwilę pogrążał się w rozbłyskach oślepiającego bólu, wydobywając z wyschniętego gardła pełen cierpienia jęk. Ktoś nieźle ją urządził, bez dwóch zdań.

Jednak to nie ciemność była najgorsza. Ktoś bardzo dokładnie i starannie skrępował J.J., rzucając ją na coś w rodzaju łóżka, choć określenie “łóżko” stanowiło sporą przesadę. Leżała na śmierdzącym i obrzydliwie lepkim barłogu, woląc nie analizować pochodzenia pokrywających go cieczy. Z odrazą przesunęła się odrobinę, próbując rozruszać odrętwiałe kończyny. Zaciskała i rozluźniała kolejne partie mięśni, aż nieprzyjemne mrowienie zelżało do znośnego poziomu. Zyskała dzięki temu nie tylko odrobinę komfortu, ale przede wszystkim czas na pozbieranie myśli.

Całe życie parła do przodu z zaciśniętymi pięściami, gotowa w każdej chwili do odparcia ataku. Szczyciła się rozwagą i ostrożnością, dzięki której trwała w szybko zmieniającej się, miejskiej dżungli. Była podobna do karalucha - upartego, cwanego robala nie do zdarcia, mającego magiczną właściwość dopasowywania się do nowych warunków, a tu proszę - wystarczyła odrobina nadprzyrodzonych bzdur, by straciła nad sobą panowanie i dała ponieść lękowi. Stała się słaba, a słabi zawsze padają ofiarą silnych. Gdyby tylko mogła, naplułaby sobie w twarz. Złość i gorycz powoli wypierały rozpacz, spychając ją na dalszy plan.

Zagryzła wargi, dusząc w sobie chęć wyrażenia na głos tego, co myśli o statkach, widmach, statkach-widmach, zmutowanych płazach, trójkątach bermudzkich i skurwysynach ogłuszających bezbronne kobiety.
Cisza- upomniała się. Hałas przyciągał niepotrzebną uwagę, wystawiał na niebezpieczeństwo. Jeśli ją usłyszą, będą wiedzieli że już nie śpi i mogę zechcieć odpowiedzi...lub czegoś jeszcze gorszego.
Od chwili przebudzenia starała się odsunąć na bok wszelkie niepotrzebne emocje, skupiając się na analizie sytuacji i próbie wyciągnięcia wniosków. Już raz dała wygrać przerażeniu i oto jak skończyła - związana niczym baleron, wystawiona na łaskę i niełaskę nieznajomych.

Mogli chcieć ją wykorzystać, nie patrząc na ewentualny sprzeciw czy błaganie o litość - ta myśl sparaliżowała Julię, odbierając na chwilę oddech i wciskając piekące łzy w kąciki oczu. Rzuciła się dziko na łóżku, chcąc wpełznąć w jakiś kąt, ukryć przed prześladowcami, na próżno. Unieruchomiona mogła tylko czekać. Nie uśmiechało się jej sprowadzenie do roli przedmiotu, ból i upodlenie, towarzyszące brutalnemu stosunkowi, zapewne wielokrotnemu. Nikt nie lubił być wykorzystywany wbrew własnej woli, a dla kobiety nie istniała gorsza rzecz niż gwałt.
Mdlący strach znów podniósł łeb, wyciągając w kierunku dziewczyny swoje macki.

- Dość - warknęła przez zaciśnięte zęby, przywołując się po raz kolejny do porządku. Tym razem, o dziwo, zadziałało. Zamknęła oczy i zaczęła odliczać do dwudziestu. Jeśli przyjdzie im ochota na gwałt będą musieli ją rozwiązać lub chociaż poluzować więzy, a to daje już cień szansy. Jeśli ktoś wsadzi jej kutasa w usta to się z nim pożegna. Szok spowodowany bólem i zaskoczenie pozwolą na przejęcie kontroli, albo odturlanie się poza zasięg agresora. Musi zdobyć broń...kij, nóż, wiosło, cokolwiek byle twardego i nadającego się do obrony.
Tyle w teorii, praktyka wyjdzie w praniu.

Czekając na dalszy rozwój wydarzeń Julia uświadomiła sobie jedno: nie o siebie martwiła się najbardziej. Bała się o cholernego meksa, który do potulnych osób przecież nie należał. Może i czasami sama z chęcią by go udusiła, ale poza nim nie miała nikogo, nie tylko na statku. Nikt na nią nie czekał, nie tęsknił, ani nie wyglądał szczęśliwego powrotu do domu. Był tylko on - integralna, wiecznie sprawiająca kłopoty część jej życia. Żywa tarcza, o którą rozbijała się masa problemów i smutków, ale również kamień ciągnący ją na dno uzależnienia. Był kimś pośrednim, pomiędzy przyjacielem, partnerem, kochankiem i najgorszym wrogiem. A teraz mógł mieć poważne kłopoty, o ile jeszcze żył. Musiała dowiedzieć się, czy któryś z jej porywaczy nie wie czegoś na jego temat, po prostu musiała. To dało jej siłę by nie krzyknąć, gdy do pokoju wpadła smuga światła, a w progu pojawiła się ciemna sylwetka.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 23-05-2014, 23:16   #106
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Potwór na schodach nie był człowiekiem. Co prawda z pozoru wydawał się normalny, ale… tylko z pozoru. Gregory mógłby go teoretycznie zastrzelić, ale… oznaczałoby to poświęcenie kolejnej kuli, a nie miał ich zbyt wiele.
Dlatego się wycofał, co okazało się dobrym pomysłem, przynajmniej w kontekście wypowiedzi “głosu”.
Sytuacja wydawała się Walshowi mało optymistyczna. Piekła, rzeczywistości,domeny, przejścia… to był mistyczny bełkot, jednakże dobrze opisywał obecne wydarzenia.
I niestety… jeśli miał rację, to Gregory był uwięziony na swoim pokładzie nie mogąc się dostać na inne.
Na razie więc zamierzał wrócić do pokoju 2255 w którym pomieszkiwał. Możliwe że właśnie ta liczba była kluczem. Wszak on się nie przeniósł z innymi biedakami do piekła… w każdym razie nie do tego piekła co reszta pasażerów i załogi.
Dlatego więc może warto byłoby tam zajrzeć, a potem do innych pokojów, a nuż coś nowego odkryje. Na razie wszak nie miał co próbować dostania się na inne pokłady.

I dochodząc do swego natknął się na niego. Obcy… intruz?
Ciemna sylwetka mogła być każdym. Trzymając w jednej dłoni świecącą pałeczkę świetlną, a za plecami rewolwer powoli ruszył w kierunku “cienia”. Nie wiedział z kim ma do czynienia, dlatego nie chciał przestraszyć owej osoby bronią, ale też… by w razie czego jej użyć.
-Hej…- rzekł przyjaźnie do tej drugiej osoby.- Kim jesteś? Ja nazywam się Gregory Walsh junior i jestem pasażerem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 24-05-2014, 13:27   #107
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
- Pójdziemy, ale może najpierw próbuj go narysować z pamięci. I pokaż gdzie konkretnie go widziałaś. - podsunął Beryl długopis i kartkę z planem.

- Coś takiego - narysowała. - Kabina 2222 albo gdzieś w pobliżu.

- 2222… środkowy interior, prawie drzwi w drzwi z miejscem gdzie mieszkałem. - Robert zaznaczył kajutę i powiódł linię łączącą ją z narysowanym obok znakiem, a następnie między nim a notatkami na temat dryfu. - Myślę, że warto się wybrać, przy okazji zobaczymy w jakim stanie jest moja kajuta, gdy ją opuszczałem parę godzin temu, była nietknięta przez zawirowania czasowe. - Berryl nie mogła nie zauważyć, że za każdym razem gdy mówił coś takiego, coś co brzmiało jak kwestia z durnego filmu science-fiction, robił to lekko zakłopotanym, przepraszającym tonem. - Zmierzam do tego, że nie minęło wiele czasu, jeśli pozostała w takim stanie, jest tam pełny barek i moja apteczka. Ale zanim wyjdziemy, ostatnie pytanie, pamiętasz żeby bezpośrednio po zetknięciu się z symbolem coś… nie wiem… “przeszło”... “przeszło”... zmieniło się?

- Owszem. Miałam dziwne uczucie, jakby ssało mnie w dołku i kopnął prąd. - Pokręciła głową. - To Trójkąt Bermudzki? Prawda? Wciągnęło nas gdzieś? I zaginęliśmy bez wieści, tak?

- Nie wiem. - odpowiedział rzeczowo i szczerze Robert. - Nie wydaje mi się. Przez Trójkąt Bermudzki rocznie przepływają bez szwanku tysiące jednostek. Obawiam się, że zrozumienie mechanizmu tego co się stało wymagałoby od nas znajomości fizyki teoretycznej na poziomie, który jest poza naszym zasięgiem. Wiadomość pana Vilema Paavo zdawała się sugerować, że istnieje z tej sytuacji wyjście i na jego znalezieniu powinniśmy się skupić.

- Jasne - pokiwała smętnie głową. - Tylko, jak dla mnie, to był istny bełkot.

- Nie sposób się nie zgodzić. - Niespodziewanie lekko się uśmiechnął. - Potrzebujemy więcej informacji, czeka nas wycieczka. Póki nie ustalimy jak działają te “przeskoki” proponuję trzymać się najbliżej siebie jak to możlwe. Pójdziemy tędy, moja kajuta jest tu, 2222 tutaj. To prawie w jednym miejscu. Najpierw spróbujemy dobrać się do mojego barku, to powinno dać nam zasoby na dwa tygodnie poszukiwań. Potem zobaczymy co to za symbol.
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline  
Stary 24-05-2014, 14:18   #108
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Heather zatrzymała się w bezruchu, przez moment nasłuchując i próbując przeanalizować obrzydliwy dźwięk, jaki docierał do jej uszu.
Zdała sobie sprawę, że należał do czegoś, co musiało przynajmniej kształtem przypominać węża. Ogromnego, oślizgłego węża nie z tego świata, który zaczął pełznąć w jej stronę.

Szybko opamiętała się z zamyślenia i pomimo absurdalnych obrazów, jakie podrzucała jej wyobraźnia, zdecydowała się zawrócić. Nie miała przecież żadnej broni, którą mogła się bronić przed straszliwym stworzeniem rodem z koszmarów. Była całkowicie bezbronna, a jedyne, co mogła zrobić, to uciec i schować się gdzieś.

Zawróciła. Czuła, jak żołądek jej się ścisnął, a serce dudniło jak oszalałe. Słyszała też zbliżające się zza jej pleców, mlaszczące coś. Nie mogła dłużej zwlekać. Ruszyła z powrotem schodami w górę, starając się ominąć maź, w którą wcześniej wdepnęła.

Przypomniała sobie o dziwnym znaku, który wcześniej widziała w kajucie z dziewczynką. Chciała tam pobiec i przynajmniej sprawdzić numer na drzwiach, wspominając słowa Paavo odnoszące się do cyfr i ich wielokrotności.
Skoro utknęła na tym pokładzie, przynajmniej mogła spróbować wykorzystać dane jej informacje w jakiś sposób. Tylko czy to był dobry trop? Ile by dała, by spotkać kogoś jej przyjaznego, by nie być w tym koszmarze osamotnioną...
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.
Cold jest offline  
Stary 24-05-2014, 23:52   #109
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Richard miał coraz większe problemy z funkcjonowaniem w tym świecie. Wcześniej, kiedy mógł wmawiać samemu sobie, że wszystko jest wytworem wyobraźni, w domyśle jego własnej, jakoś panował nad swoimi emocjami. Teraz, kiedy poświęcał część swojego umysłu na rozwiązanie zagadki podsuniętej przez tajemniczego pana Paavo kontrolował się znacznie mniej. Gdzieś przecież egzystowała ta cząstka starająca się do samego końca i walcząca do ostatniego oddechu… Pomimo każdej przeciwności…

Człapanie po mokrej wykładzinie nie było ani przyjemne, ani bezpieczne. Jednak pisarz chwilowo pozostawił ten problem samemu sobie. Szukanie znaków i liczb i próba poskładania wszystkiego w jakąś całość - nawet szaloną zajmowały go na tyle, że postanowił “spokojnie” sobie człapać. Odgłosy dochodzące z otoczenia przypominały zresztą… sex… No dobra - sytuacja była dostatecznie chora, aby porównać dowolne odgłosy do dowolnej rzeczy… Choć z drugiej strony - jeżeli faktycznie należało szukać “normalnych” rzeczy to co jak co, ale sex (na ucho drugi, a może i trzeci raz tej nocy) były najzupełniej normalne na luksusowym wycieczkowcu nocą. Castle myślał już nawet nad jakimś “udanym” tekstem z okazji wparzenia do odpowiedniej kajuty, kiedy uświadomił sobie że odgłosy zawierają coś jeszcze poza jego powolnymi krokami i sexem o poranku… Ktoś lub coś człapało za nim, a przynajmniej tak się wydawało, skoro niczego nie widział z przodu. Zresztą nie ważne - z przodu czy z tyłu - to był moment na spanikowanie. Doskonały moment na spanikowanie.

Przywarł do ściany starajac się określić czy lepiej uciekać w głąb korytarza czy raczej się wracać, kiedy jego wzrok padł na numer kajuty po przeciwnej stronie korytarza. 3. W tym pieprzonym numerze były kolejne wielokrotności cyfry trzy. To oczywiście mogło nic nie znaczyć i nie o takie wielokrotności mogło chodzić, ale… drzwi kajuty były otwarte i wszystkie te myśli przeleciały przez głowę Richarda kiedy ryglował za sobą drzwi. Kajuta była pusta, trochę zdemolowana... w zasadzie na tyle, że mogła uchodzić za "po gwałtownym seksie"...

Pozwalając sobie na ciche "kurwa, kurwa, kurwa" pod nosem mężczyzna zaczął metodycznie przeglądać szafki i skrytki. W zasadzie szukał alkoholu... Nie, w zasadzie - biegł jak zając, który skumulował adrenalinę i pędzi potem na złamianie karku niezależnie czy niebezpieczeństwo jest czy minęło...
Richard też musiał wylać z siebie adrenalinę, choćby przez kopanie w szafkach, przekopanie kajuty, bagażu i sprawdzenie łazienki...
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 24-05-2014 o 23:57. Powód: int
Aschaar jest offline  
Stary 26-05-2014, 22:29   #110
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
MALCOM GOODSPED, CLEMENTINE MAY

Biegli w panice przed siebie, po stracie kilku cennych sekund, na podniesienie dziewczyny z ziemi. Biegli napędzani dawno uśpionymi instynktami przetrwania.
Biegli, jakby gonił ich sam diabeł.

Bo tak było!

Jeden rzut oka za siebie przeraził ich, wydarł z ich płuc okrzyk zgrozy i przerażenia.

Goniła ich jedna z tych bestii, które z taką łatwością rozszarpywały ciała nieszczęśników na pokładzie. Zębata, oślizgła paskuda, którą poprzedzał smród gnijących ryb i wodorostów. Ich jedyną szansą wydawały się być rozmiary potwora, który z trudem przepychał się przez wąski korytarz. Ale szansa ta malała z sekundy na sekundę, bo bestia z piekła rodem, była zdecydowania szybsza, niż jakikolwiek człowiek.

Było pewne, że w prostej linii nie uciekną, nie zdołają wyrwać się bestii.

Goodsped skręcił gwałtownie w bok, na najbliższym skrzyżowaniu, licząc na to, że rozpędzony potwór zmuszony będzie zwolnić, straci sekundy, które mogły zdecydować o ich życiu lub śmierci.

Znaleźli się na szerszym łączniku pomiędzy pokładami. Teraz pozostały im dwie drogi ucieczki – próba skręcenia w jakiś boczny korytarz lub schody na pokład wyżej.

Płuca obojga uciekinierów paliły żywym ogniem.


EDWARD TAKSONY

Małolata szybko otrząsnęła się z szoku. Ostrożnie opuściła kabinę symulatora, a zapach, jaki ją poprzedził wymownie wskazywał, że dziewczyna przebywała w tym miejscu już jakiś czas nie przejmując się czymś takim, jak toaleta. Jakby coś przeraziło ją do tego stopnia, że zapomniała o swojej godności, o człowieczeństwie.

Przerażone oczy wpatrzyły się w Eda z początku w zdumieniu, potem z rosnącą nadzieją, aż w końcu zapłonęła w nich szaleńcza ulga. Dziewczyna rzuciła mu się w ramiona i przez chwilę wtulała w nie szlochając i próbując wydusić z siebie coś nieskładnie.

Edward uciszył ją, nadal mając na uwadze okropny śmiech i tych niepokojących go ludzi, gdzieś z boku. W tej chwili nie przeszkadzał mu jej nieprzyjemny zapach. Była człowiekiem – wystraszoną małolatą, ale tak ludzką w swoich reakcjach.

Pożarła podanego jej snickersa łapczywie, jak wygłodzony pelikan. Spojrzała na niego z wdzięcznością.

- Dziękuję panu – odpowiedziała w sposób daleki od buńczuczności znanej Edwardowi z salonu gier.

- Musimy się stąd wynosić – zasugerował.

Niedaleko stąd, po drugiej stronie galeryjki widział sklepik z wybitą witryną. Był dobrym miejscem, by się przyczaić, porozmawiać, odpocząć i ogarnąć.


JOHANNA BERG

Ciśnięta przez skrzypaczkę butelka stłukła szybę robiąc w niej popękaną dziurę. Dziewczyna ostrożnie podeszła do wywalonego otworu i zajrzała do środka, gotowa w każdej chwili odskoczyć, gdyby okazało się, że coś jej grozi.

Jednak kajuta była pusta.

Wybita dziura była za mała, aby muzyczka zdołała przez nią przejść, ale po krótkiej chwili ostrożnej pracy, udało się jej oczyścić ramę i wejść do środka.

W pokoju było zdecydowanie cieplej, niż na zewnątrz. Jego rozkład, wyposażenie, a nawet dodatki było identyczne, jak w kajucie z której się tutaj dostała, czy w tej, którą otrzymała ona, gdy zrobiła awanturę menadżerowi.

Ta kabina była czysta, pozbawiona jakichkolwiek śladów ludzkiej obecności. Szafki były puste, barek wymieciony do czysta. Wyglądała tak, jakby nikt z niej nie korzystał.

Johanna uśmiechnęła się do siebie – przynajmniej nie było tutaj ciał, nie było biegających po korytarzu potworków.

Szczęk szkła za jej plecami spowodował, że podskoczyła do góry z cichym okrzykiem przestrachu. Odwróciła się gwałtownie unosząc w górę swoją zaimprowizowaną, kruchą broń, ale smyczek okazał się być niepotrzebny.

Ujrzała jednak coś dziwnego, coś, czego nie była w stanie racjonalnie wyjaśnić.

Kawałki szkła z wybitego przez nią okna balkonowego unosiły się w powietrze, wracały na miejsce, zrastały ze sobą i po chwili szyba znów była cała.

I wtedy Johanna ujrzała za nią jakiś ruch. Ktoś stał po drugiej stronie, na tarasie. Była tego absolutnie pewna.


JULIA JABLONSKY

- Ale nam się dupa trafiła – usłyszała głos jakiegoś mężczyzny w wejściu. – Twardnieje mi na sam widok.

Jej podejrzenia stały się koszmarną pewnością.

- Faktycznie, niezła sztuka – przytaknął drugi mężczyzna, chrapliwym głosem. – Ma fajne cycki. Lubię takie.

Więc gwałt zbiorowy, tak jak się tego obawiała. Julia spięła się, przygotowała na najgorsze, licząc na to, że trafi się okazja do walki, że nie skończy jak bezwolna, zszargana seks-zabawka. Liczyła na to. Modliła się.

- Ja pierwszy, czy ty?

- A może wyruchamy ją na raz? – zaproponował ten z chrapliwym głosem.

- Spierdalaj, pedale – odciął się drugi, wyraźnie zniesmaczony tą myślą.

- Co ci szkodzi. I tak wszystko tutaj jest popieprzone.

- To obrzydliwe. Jesteś jakiś jebany pedał.

- Wypierdalać. Obaj! – do rozmowy wtrącił się trzeci, znajomy głos.

To był Diego. Jej Latynoski facet.

- Ale szefie… -zaczął protestować ten z ochrypłym głosem.

- Czy ja, kurwa, się jąkam, putana ? Mówię niewyraźnie, stiupido . Wypierdalać, mówię, albo urżnę jednemu z was kutasa i wyrucham nim w dupę drugiego.

Julia zadrżała. Ton głosu odnalezionego kochanka był … dziwny. Dziki, odrażający, straszny. Jakby w Diegu nastąpiła jakaś potworna, wewnętrzna przemiana.

Usłyszała, jak dwaj faceci wychodzą, a Diego zamyka drzwi.

- Gdzieś się, suko, podziewała? – zapytał ją ostrym, agresywnym tonem ściągając knebel z ust.


GREGORY WALSH JUNIOR

-Hej…- rzekł przyjaźnie do tej drugiej osoby.- Kim jesteś? Ja nazywam się Gregory Walsh junior i jestem pasażerem.

Słowa wypowiedziane przez Gregoryego zdawały się ciąć ciszę panującą na korytarzu na kawałki.

Odpowiedzi nie było. Cisza przedłużała się nieznośnie – sekundę, dwie, kolejne.

Gregory poczuł, jak jeżą mu się włoski na karku, jak broń w rękach zdaje się nieznośnie ciążyć.

- Hej – doczekał się w końcu odpowiedz, co prawda wyszeptanej ledwie słyszalnym tonem, ale jednak była to odpowiedź.

- Kim jesteś? Ja nazywam się Gregory Walsh Junior i jestem pasażerem.

Ciemna postać powtórzyła dokładnie jego słowa.

Było w tym coś upiornego. Coś złowieszczego. Coś przerażającego.

- Kim jesteś? Ja nazywam się Gregory Walsh Junior i jestem pasażerem.

Cień ruszył w stronę Gregorego, którego serce biło jak oszalałe, dzikim, dudniącym rytmem.


ROBERT TRAMP


Ostrożnie opuścili z Beryl jej kajutę. Korytarz, w którym się znaleźli, śmierdział zgnilizną i morskim dnem, podobnie jak wcześniej.

Szli powoli, nasłuchując, ale towarzyszyła im tylko cisza i ciemność.

Nie odzywali się do siebie, nie kusili losu. Po prostu szli, jedno obok drugiego, a zapach niedomytego ciała Beryl świadczył, że kobieta trzyma się blisko niego.

Gdzieś, stosunkowo niedaleko, usłyszeli trzask zatrzaskiwanych drzwi, a potem krzyki.

- Tam jest, kurwa! Tam jest! – darł się jakiś mężczyzna gdzieś niedaleko.

- Dawaj ją, sukę jebaną!

Po chwili dało się słyszeć głuchy odgłos uderzeń, jakby ktoś walił siekierą w drzwi.

- Kanibale – Robert poczuł ciepły oddech beryl tuż przy swoim uchu. – Nienawidzę ich. Są zdziczali i nieobliczalni.

Odgłosy rąbania drzwi nasiliły się i dołączył się do nich krzyk jakiejś wystraszonej kobiety.

- Nie możemy jej tak zostawić – powiedziała bez przekonania Beryl.


HEATHER MOORE

Heather pobiegła w stronę kabiny, gdzie zostawiła ciało dziewczynki. Jej cel nie znajdował się zbyt daleko, wręcz blisko. Kabina 6166.

Już będąc blisko ujrzała dziwny poblask dochodzący z wejścia do kabiny – czerwono karminową poświatę. W jej świetle dostrzegła też jakąś postać. Przygarbioną, dziwnie zniekształconą, nieludzką.

Heatcher zatrzymała się odruchowo spoglądając na dziwaczne stworzenie.

- Nie bój sssię – powiedział nie-człowiek dziwnie sykliwym głosem. – Nie zrobię ci krzyyywdy.

Jakoś nie potrafiła mu zaufać.

- Panna Moore. Jesssstem wielkim wielbicielem pani aktorssstwa.

Syczący stwór odwrócił się i w świetle wpadającym z kajuty, w której pozostawiła oskórowaną dziewczynkę Heatcher ujrzała dziwną, nieludzką, przypominającą jaszczurczą twarz.

- Mogę ci pomóssss. A ty moszessssssz pomóc mi. Nie bój ssssię.


RICHARD CASTLE

Szybkie przeszukanie pokoju pozwoliło pisarzowi stać się nowym właścicielem minibarku ze sporą zawartością alkoholu, orzeszków, batoników, wody mineralnej. W czyichś bagażach pozostawionych w szafach znalazł zapas męskich ubrań, książek w większości poświęconych ekonomii, cyfrowy aparat fotograficzny, którego jednak nie dało się włączyć i wielkie, czarne dildo, które rozmiarami mogło wpędzić w kompleksy największe „gwiazdy” kina dla dorosłych.

Z jakiś niewiadomych przyczyn ten ogromny, czarny fallus obrzydzał i przyciągał jednocześnie pisarza. Nie chciał myśleć komu i do czego służył ów erotyczny gadżet, lecz … z drugiej strony nie mógł przestać o tym myśleć.

Przez chwilę Richard zapadł w miękki fotel odpoczywając od tego, co musiał przeżyć kilka chwil temu. Odpoczywał. Zbierał siły co raz zezując w stronę sztucznego przyrodzenia.

Serce zabiło mu gwałtownie, kiedy usłyszał uderzenie w drzwi, do kabiny w której się ukrył. Silne, aż pod tą siłą zadygotała framuga.

- Chcę wejść! – usłyszał ostry, agresywny męski głos. – Chcę wejść! Wpuść mnie! Natychmiast!

Ktokolwiek wrzeszczał, robił to z taką furią, że Castle poczuł, jak uśpiony strach, znów dochodzi do głosu w jego umyśle.
 
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172