~ ... i jeszcze trochę mydła w płynie... zamieszać... ~ trochę w napięciu czekał na wynik swoich chemiczno - kuchennych eksperymentów. Teorię znał niejako z musu. Praktyki też miał trochę. No ale mimo, że zdawał sobie sprawę ze swoje ponadstadardowej wiedzy z tej materii to za eksperta sie nie uważał. W sporej mierze improwizował i zgadywał. W końću miał dość przypadkowe składniki tylko i raczej napięty grafik. Co chwilę się łapał, że nasłuchuje nerwowo czy ktoś idzie czy tylko zdawało mu się, że ktoś idzie. ~ To nie na moje nerwy... ~ pomyślał po raz któryś z kolei. Był jednak zdetrminowany więc przetrwał ten nerwowy czas. W końcu gdy na próbę podpalił kawałek własnej podróbki napalmu i stwierdził, że hajca i klei się aż miło poczuł moment prawdziwej satysfakcji i ulgi. ~ Ha! Dajcie mi gasnice a przerobię ją w miotacz! ~ wiedział, że mógłby to zrobić. Ale warunki musiałby mieć bardziej sprzyjające.
Z improwizowanymi ładunkami poczuł sie dużo pewniej. Nawet dla amatora wyglądały jak koktajle zapalające to gdyby natrafił na tych szabrowników i mieli jakieś głupie plany wobec niego to żywił nadzieję, że groźba podpalenia przemówi im do rozumu. Choć po cichu wolał by na tym się skończyło. Jakoś wolał się nie wgłebiać w pomysł i sprawdzanie czy byłby w stanie tak podpalić żywych ludzi. Choćby z tego względu, że znał własciwości wyprodukowanej przez siebie mieszanki i to jak oblepiająca masa rozgrzewa się spalając do kilkusetstopni przynajmniej i jak to działa na organizmy żywe i materiały mniej lub bardziej łatwopalne. Co prawda znał to raczej z teorii, zwłaszcza to o ludziach ale to co wiedział starczało mu by nie chcieć tego oglądać.
Na tym terenie zszabrowanych sklepów nie czuł się zbyt pewnie. Własciwie w ogóle. Czuł się jak czasem w jakichś dzielniach o nieprzyjemnej reputacji i to w głebokiej nocy. Jakoś odruchowo prawie zachowywał się jak na terenie wroga. Nie mógł tu zostać zbyt długo bo by go znaleźli prędzej czy później. Gdy więc tylko uzbroił się w przygotowane ładunki i zostawił swoje grafitti ruszył ku radiowęzłowi.
Po drodze nie oparł się pokusie by zerknąc chociaż na "swoją" salę. Widział już z daleka obydwa symulatory. Rozejrzał się ale wyglądało na to, że cała sala jest pusta. Nawet same maszyny wyglądały na ciemne i martwe. Jak wszystkie chyba elektroniczne cuda techniki pozbawione ożywczego dotyku energii. Mimo to podszedł do nich i przesunął dłonią po krawędzi maszyny. Głowa prawie sama powędrowała mu ku ekranom dookoła gdzie widzowie mogli ogladać walki graczy. Teraz wydawało mu sie to strasznie dawno temu, jakby w innym życiu. Chociaż teraz dziwnie dodawały mu otuchy tamte wyimaginowane, elektroniczne przygody i walki.
Wówczas symulator jeknął. Zaskoczony Ed prawie podskoczył odruchowo. Dopiero moment później dotarło do niego, że nie symulator tylko ktoś w środku. Zawahał się. Albo ktoś się tam zamknął albo kogoś zamknięto. Bo co innego? Miał nadzieję, że nie jest tam jakiś bandyta albo szaleniec z nożem czy co... Własciwie mógł to tak zostawić. Nie jego sprawa no nie? No ale... A jak tam jest ktoś kto potrzebuje pomocy?
Postanowił zaryzykować. Ostrożnie otworzył właz symulatora i ku jego zaskoczeniu... - Fiolecik! - szepnął z przejeciem mimowolnie. Małoletnia mistrzyni symulatorów, jego rywalka, ta która kosztowała go tyle wysiłków, nerwów i rozczarowań, lezała teraz skulona na siedzisku symulatora. Nazywał ją w nerwach gówniarą ale teraz dosłownie tak wygladała. To, że nie zdawało mu się, że spotkało ją ostatnio coś strasznego świadczył jej obronny gest zasłaniania się rękami przed spodziewanym ciosem i rozpaczliwy jęk wyrażający prośbę o litość. Nawet najwyraźniej do głowy jej nie przyszło, że może być to ktoś inny niż ten co ją pewnie ostatnio tak traktował. - Eeejjj... Fiolecik... To ja, Dziadek! Spójrz na mnie! Pamiętasz mnie? Lataliśmy tu razem! Pamiętasz? - szeptał do niej jednocześnie dotknął ją delikatnie do ramienia. Z jednej strony rozglądał się nerwowo po reszcie sali z drugien równie nerwowo przemawiał do małolaty. Wiedział, że nadal są na niebezpiecznym terenie i trzeba stąd wiać. Jednak lepiej by było gdyby choć trochę dziewczynka doszła do siebie. No i filował na nią by nagle nie spanikowała i nie zaczęła się drzeć. To mogło przykuć uwagę kogoś kto nie był im tu potrzebny. - Mam snickersa, chcesz? I wodę, chcesz się napić? - spytał szeptem wyciagając jedno i drugie z plecaka. Starał się mówić łagodnie by jej nie przestraszyć. Z drugiej storny dał wyraz swej presji czasu jaką odczuwał. Wydobył też chusteczki i trochę zwilżył ją wodą. Miał nadzieję, ze dojdzie do siebie na tyle, że oporządzi się sama. To by chyba by jej pomogło skupić na czymś uwagę i wrócić do stanu jakiejś używalności. Od biedy był na tyle sprawny, że mógłby ją nawet ponieść ale to by go spowolniło i nadwyrężyło siły. Wolałby sama szła i to z własnej woli. Dlatego teraz do niej gadał zamiast... Nie, no nie zostawiłby kogoś w takim miejscu i sytuacji. Nie był w stanie. I to jeszcze Fiolecika. Poza tym... To pierwszy człowiek jakiego spotkał i w takiej sytuacji poczuł od razu dziwną więź sympatii, wspólnoty i braterstwa z tą do tej pory wkurzającą go małolatą. A poza tym to była Fiolecik.
Jej pojawienie się znacząco zmieniało jego sytuację. Dawało ralną nadzieję, że ktoś przeżył tak samo jak on i ona. Może ta Julka z rana? Albo Kristen z ćwiczeń? Albo ten sprzedawca z kolacji? Może... Na razie jednak skupiał się na ich dwójce. Gdyby Fiolecik doszła do siebie mógłby sie wreszcie kogos spytac co tu się stało i porównać z tym co sam już wiedział. No i... Chyba trzeba było się zakręcić za jakimiś zapasami. Te zapasy z plecaka to mu... A własciwie już im... na długo nie starczą.
Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 21-05-2014 o 23:18.
|