Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2014, 10:51   #1
Python
 
Python's Avatar
 
Reputacja: 1 Python jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skał
Shadowrun - Łatwa fucha

To był pierwszy dzień od tygodnia, kiedy spoza ciężkich deszczowych chmur wyłoniło się słońce. Z początku, jakby nieśmiało i wstydliwie, ale już koło południa nareszcie można było bez obawy przemoknięcia do suchej nitki wyjść na ulicę.
Prawie dziesięć dni nieustannych deszczy sprawiły, że ulice Seattle pierwszy raz od bardzo dawna były czyste. Jedynie w zaułkach i kanałach ściekowych walały się sterty śmieci naniesione tam przez spływająca ulicami wodę.

Wiele osób wyszło z domów, by odetchnąć oczyszczonym przez opady powietrze i naładować akumulatory w ciepłych promieniach słońca. Także osoby, które zazwyczaj działały w cieniu pojawiły się tego dnia na ulicach.
Grashuk i Hazuub, dwa trolle znane w półświatku, jako bracia Cords, choć braćmi wcale nie byli, również wyszli ze swoich melin i zawitali do pubu Cartera. Powód ku temu był nader ważny i wiązał się z okazją do zarobienia grubszej kasy.
Grashuk i Hazuub poza tym, że byli paserami i handlarzami towarem wszelkie autoramentu, zajmowali się także menadżerstwem. To oni nagrywali fuchy shadowrunnerom, którzy z różnych powodów nie chcieli, bądź nie mogli sami się tym zajmować.
I właśnie dzisiaj nadarzyła się nie lada okazja, aby grupa młodych wilków skosiła niezły hajs za prostą akcję.

Grashuk przedstawił grupie relację ze spotkania z korpem, który się u niego zjawił i zaproponował spotkanie. Sprawa wyglądała na prostą i przede wszystkim szybkom i wystarczyło się schylić, aby ładny kawał grosza wpadł do kieszeni.
Spotkanie ze zleceniodawcom miało odbyc się jeszcze tego samego wieczoru.


- Ema ziom - na ekranie telekomu pojawiła się uśmiechnięta morda Grashuka - Szykujcie się, będę po was za pięć minut. Gość dał znak, gdzie się chce spotkać.
Parę minut później cała ekipa jechał już w furgonie trolla w kierunku Redmond.
- Gość ma jaja - zagadał Hazuub - Na miejsce spotkania wybrał klub “Throgula” A Grashuk mówił, że tak ciotowato wyglądał.
- Nie ciotowato tylko lalusiowato, kurwa. A to zasadnicza różnica. - warknął siedzący za kierownica troll.
- Jak zwał, tak zwał. Ważne, że jak homoś, a tu proszę “Throgula” Gorszej meliny to ja nie znam. Można dostac kosę pod żebro za samo złe spojrzenie w niewłaściwym kierunku.
- Pieprzysz Hazuub. Dawno chyba tam nie byłeś. Od kiedy łapę na klubie położył Borys, to zupełnie nie to miejsce co kiedyś. Kiedyś i owszem, bez blach na całym ciele i ochronnych amuletów nie było co tam wchodzić. A teraz pełna kulturka. Bramkarze, selekcja na wejściu proszę ciebie, muzyczka miło, panienki tańczą, a do tego mają w chuj wypasione loże, coby interesy w spokoju obgadać.
- No popatrz - mruknął Hazuub - To miasto mnie cały czas zaskakuje. A co to za jeden, ten cały Borys?
- Różnie gadają. Ja tam gościa wcześniej nie znałem, więc ciężko powiedzieć co jest prawdą. Jedni gadają, że to rezydent ruskiej mafii i inni, że mag, co cały kwartał jakimś pole ochronnym otoczył, a jeszcze inni, że to smoczy agent. Chuj go w sumie wie. Ważne, że z meliny porządny klub zrobi. A to znaczy, że gość jest nielichy. Żeby wyplenić to całe dziadostwo, co się w tej ruderze zalęgło to trzeba mieć moc. I mniejsza o to jaką. He, he - zaśmiał się na koniec.

Furgonetka zatrzymała się przed klubem który mieścił się w niewielkim trzy piętrowym budynku, który kiedyś był zapewne blokiem mieszkalnym. Teraz wszystkie piętra zaanektował klub na swoje potrzeby. Z okien bił blask neonowych światłe, na dachu wirował duży hologram z logo klub, a dudnienie basów niosło się po całej ulicy.
Troll zaparkował po drugiej stronie ulicy. Runnerzy spojrzeli na długą kolejkę kotłująca się przed klubem. Wszyscy chcieli wejść do środka i zapewne, gdyby nie obecność sześciu ochroniarzy uzbrojonych w długą broń, to juz dawno wybuchłaby tutaj niezła burda.
Cała grupa ruszyła śmiało w kierunku wejścia omijając cały tłum.
- A wy, kurwa, gdzie? - wrzasnął jakiś odważny z kolejki.
- Mordo śmieciu - odkrzyknął Hazuub - Nie wiesz z kim fruwasz!
- Spokój, spokój - Grashuk mruknął do kumpla - Po co nam przypał robisz? Nie sobie gnój poszczeka. Tyle jego.
- A panowie do kogo? - zapytał wysoki elf z czerwoną czupryną i kilkunastoma amuletami dyndającymi na szyi.
- Jesteśmy umówieni z panem Darsonem.
- Elf zamknął oczy, aby po chwili je na nowo otworzyć i ręką wskazać całej grupie drzwi.

Gdy grupa weszła do środka do ich nozdrzu uderzył słodki zapach jakiegoś kadzidła, które nie tylko drażniła, ale już na starcie otumaniało człowieka. U sufitu wisiała duża,świecąca barwami tęczy kula z której wydobywał się gęsty, szary dym. Kula kołysała się w rytm dudniącej muzyki, roznosząc opary po całym klubie.
Po kulą falował tłum otumanionych aromatem kadzidła i muzyką tłum gości. Grashuk ruszył przez parkiet w kierunku schodów prowadzących na pierwsze piętro.

Tutaj było o wiele mniej pstrokato i ciszej. Cała sala była wygłuszona, a z głośników sączyła się delikatna i kojąca nerwy muzyczka. Na środku znajdował się szeroki kontuar za którym rozciągała się cały arsenał butelek pełnych najróżniejszych trunków z całego świata. Po lewej i prawej stronie znajdowały się loże, które składały się z okrągłej, skórzanej kanapy oraz niewielkiego stoliczka.
W jednej z takich lóż siedział mężczyzna ubrany w szary garnitur, który gestem dłoni przywoływał grupę.

Był to mężczyzna w średnim wieku, ogolony na łyso z gęsto i bujną brodą. W jego prawej skroni tkwiło gniazdo chipów.
Tuż obok loży stał wysoki i barczysty troll o wyjątkowo paskudnej, nawet jak na ten metatyp, aparycji. na jego szyi twkiły kolorowe amulety, a w dłoniach ściskał dwa srebrne pistolety.

- Siadajcie panowie - powiedział Darson, gdy grupa weszła do loży - Bardzo się cieszę, że zdecydowaliście się przyjść na spotkanie ze mną. Napijcie się czegoś? Zmawiajcie śmiało. Wszystko na mój koszt - uśmiechnął się korp.
Jakby na zawołanie obok lozy pojawiła się młoda elfka, ubrana w krótką skórzaną spódnicę oraz koronkowy gorset, ciasno opinający jej ponętne ciało.
- Czym mogę służyć panowie? - zapytała szczebiocącym altem.

Gdy drinki pojawiły się już na stole, Darson oparł się wygodnie na kanapie i powiedział:
- Nie wiem ile pan Grashuk wam powiedział, dlatego wszystko powtórzę. Rozwodzę się z żoną i pojawił się spór odnośnie tego, kto ma wychowywać naszą córkę Lizz. Tak się niefortunnie składa, że za dwa dni wylatuję do filii naszej firmy w Europie i nie mam czasu na długie prawnicze batalie. Potrzebuje zatem kogoś, kto przyprowadzi do mnie moją córeczkę. Wierzę, że tym kimś jesteście wy panowie. Znając wasze dotychczasowe sukcesy myślę, że nie będziecie mieli żadnych problemów z załatwieniem tej sprawy. Godzina roboty i dostajecie walizkę gotówki ode mnie, dokładnie 200 tysięcy. Ja zabieram małą i się więcej nie zobaczymy. Sprawa jest banalna. Wszystkie niezbędne informacje są tutaj.
Na stole wylądował cyfrowy klucz oraz chip.
- To uniwersalny klucz, który otworzy wszystkie drzwi w mojej, czy raczej mojej byłej posiadłości. Żona już się postara, żeby mi zabrać ten dom. Mniejsza jednak z tym. Na chipie jest mapa oraz wszelkie potrzebne hasła do wyłącznie alarmów w razie konieczności i odwołania ochrony. Mówię w razie konieczności, gdyż mój plan zakłada, że to nie będzie potrzebne.
Tutaj - Darson wyjął z kieszeni niewielki holoprojektor i położył go na stole, po czym uruchomił go. Przed oczami runnerów pojawiła się holograficzna mapa domu oraz całej posesji Darsona.


- ...jest mapa mojego domu w Bellevue. Macie tutaj zaznaczoną drogę, jaką macie przebyć. Mój plan jest bowiem następujący:
Jutro wieczorem o dziewiątej spotykacie się z Urdalem, to mój zaufany ochroniarz, stoi tam - Darson wskazał palcem trolla, który krążył w pobliżu loży - On dam wam mundury ochrony, który jest w domu oraz służbowa furgonetkę. Przebrani w mundury ruszacie w stronę Belleveu. Na miejscu macie być przed dziesiątą, bo tak się kończy zmiana. Wjedziecie na teren posesji, kluczem otworzycie drzwi - Darson mówiąc pokazywał wszystko na mapie - Udacie się do centrum ochrony, gdzie dokona się odbiór zmiany. Jakby ktoś się pytał, kim jesteście i gdzie jest stała ekipa, to powiecie, że pani Darson nie była zadowolona z tamtej zmiany i nakazała szefostwu wymienić ludzi. Jakby ktoś nadgorliwy chciał z nią rozmawiać, to wykręcicie do mnie, a ja to już załatwię. Jak poprzednia zmiana się zmyje, to odczekacie jeszcze pięć minut, aby sprawdzić, czy nie dzieje się nic podejrzanego i wtedy ruszycie na górę. W domu będziecie tylko wy oraz sześć osoby ze służby. O tej porze powinni już wszyscy być w swoich pokojach, więc nie powinno być problemu. Mojej żony nie będzie, gdyż umówiłem ją z moim prawnikiem, więc do jedenastej nie przyjedzie.
Na górze pójdziecie do pokoju mojej córki. Drzwi zapewne będą zamknięte, ale z pomocą klucza otworzycie je bez problemu. W tym miejscu będzie potrzebna odrobina delikatności, aby tak przebudzić moją Lizz, aby nie podniosła alarmu. Jak się przebudzi, to powiecie jej że mama kazała wam ją do niej przywieźć. Zabierzecie Lizz i spotkacie się ze mną, niedaleko stąd w takim starym magazynie. Tam dokonamy ostatecznej wymiany. Wy oddacie mi Lizz, a ja wam cała ustaloną gotówkę. Proste prawda? Mam nadzieję, że mogę na was liczyć.
 

Ostatnio edytowane przez Python : 02-06-2014 o 11:38.
Python jest offline