Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2014, 17:58   #340
pteroslaw
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Dogrywka

Gdy Czarny Rycerz patrzył na swoją dłoń mógł myśleć tylko o jednym. Zrobił w swoim życiu wiele głupot, ale tym razem przebił wszystko. Zauważył też coś dziwniejszego niż to, że znowu widział. Jego prawa ręka działała całkowicie normalnie, co nie zdarzyło się od dłuższego czasu. Wtedy do Rena dotarły odgłosy walki, chwilę po nich do jego nozdrzy dotarł ciężki zapach krwi. Cóż, Czarny Rycerz od dłuższego czasu robił rzeczy głupie i nierozważne. Dlaczego więc miał przestać teraz, co jeszcze mogło mu się przytrafić? Nic więc dziwnego, że Ren ruszył w kierunku walczących.
Z każdym krokiem hałas był coraz głośniejszy, a do dźwięków stali doszły też głośne ryki, które brzmiały niczym wydarte z gardła jakiejś bestii. Kiedy w końcu wilgotny korytarz wyprowadziła Rena na powierzchnię, gdzie powoli wstawał świt dojrzał…


...ryczącego głośno rycerza, który wcześniej go oślepił. Dookoła była pełno krwi, która skapywała z ostrza wroga. Na jego ciele nie było śladu po obrażeniach, które zadał mu w poprzedniej walce Ren, zaś ze szczelin pancerza wydobywały się kłęby czarnego dymu. Posoka pochodziła z ciała wampira, który teraz wisiał przebity ogromną włócznią na jednej z pobliskich ścian. Jego ciało kiwało się bezwładnie, ciężko było ocenić czy nieumarły jeszcze żyje.
Kościsty latarnik, leżało niedaleko na ziemi, niemal przepołowiony. Widać stawiali opór długo, jednak bezskutecznie.
Ren wiedział jedno, olbrzym w zbroi nie był przyjaźnie nastawiony.
-Witam ponownie, tym razem mam dwie ręce.- Powiedział z lekkim uśmiechem machając prawą dłonią, kolejny raz ignorując głos pytający go jaką cenę musiał za to zapłacić. Olbrzym nie był niestety zbyt rozmowny. Ren uderzył pierwszy, nie ruszając się z miejsca, wyprowadził prawy sierpowy, dookoła jego ręki wytworzyła się ogromna pięść z aury, która wystrzeliła w kierunku czarnego olbrzyma.
Metal szczęknął gdy wróg zacisnął palce rękawicy. Jego pięść zderzyła się z aurą wystrzeloną przez Rena. Łatwo było przewidzieć efekt - ręka wroga wygięła się w dziwaczny sposób. Czarne płyty pancerza zostały zerwane, a kość z nieprzyjemnym odgłosem połamała się w kilku miejscach.
Jednak wbrew logice, wróg nie został odrzucony do tyłu, a z rykiem bestii skoczył do przodu. sprawa dłoń wyszarpnęła miecz z pochwy, a jego ostrze otarło się o policzek Rena. Rycerz opadł na ziemi, wywołując serie pęknięć. Z jego ust płynęły kłęby pary i czarnego dymu, gdy kolejny rezonujący ryk wyrwał się z piersi.
Ren wyprostował się po czym rozwiązał swoje włosy, pozwalając im opaść swobodnie na plecy.
-Tym razem to ciebie trzeba będzie ratować.- Rzucił pewnie, wykonując szybkie pchnięcie otwartą dłonią. Jego ciało opuścił potężny wąż z rozwartymi szczękami, który wystrzelił w stronę czarnego rycerza, mając złapać go zębami w torsie i najlepiej rozerwać na strzępy.
Wróg okręcił się jak gdyby kręgosłup w jego ciele był z gumy. Ostrze uderzyło o energetycznego węża, rozbijając o niego falę ciemności. Esencja szaleństwa, przelała się na stworzony przez Rena atak. Weszła pod łuski, otoczyła kły. Choroba była silniejsza niż mogłoby się wydawać, rosła w siłę z każdą chwilą, na co dowodem był opadający obok czarnego rycerza wąż. Biała energia przerodziła się w czarną kobrę, która odwróciła się i syknęła w stronę swego wcześniejszego pana. Widać mroczy rycerz był jedną z głównych ostoi szaleństwa… a może była to kolejna ewolucja choroby?
Ren uniósł w górę brew, czegoś takiego jeszcze nie widział, a widział w życiu wiele. Nie miał za to czasu zastanawiać się co takiego zrobił Czarny rycerz, ważne było tylko tyle, że atak był nieskuteczny. W dłoni mężczyzny pojawiła się długa. biała halabarda, Ren wystrzelił w kierunku węża, chcąc pozbawić go głowy, jednym błyskawicznym cięciem.
Halabarda przecięła powietrze. Wąż był szybki, piekielnie szybki. Owinął się dookoła nóg Rena, sprawiając, że ten niemal nie opadł na ziemię. Jednak to wystarczył odo tego, by czarny gigant, skoczył na niego, wbijając swój miecz prosto w pierś wojownika. Ren dostrzegł teraz ze ranna ręka wroga… była już całkowicie zdrowa. Ryknął z bólu, gdy olbrzymie ostrze przebiło jego ciemny pancerz i wyszło drugą stroną.
Mroczny rycerz ryknął głośno, i machnięciem ostrza zrzucił wojownika, ciskając nim o ścianę. Czarny dym unosił się z wielkiej rany, normalnie Ren powinien być martwy, jednak wstał z ziemi jak gdyby nigdy nic. Jedyne co czuł to narastający, wręcz nienaturalny gniew.
Ren ryknął rozwścieczony, nawet nie zastanawiał się jakim cudem jest jeszcze żywy, jedyne co się dla niego liczyło to zniszczenie Czarnego Rycerza. Ren ruszył biegiem w jego kierunku, w jego lewej dłoni uformowała się olbrzymia kula aury, Ren już nie myślał, nie planował, jedyne o czym mógł myśleć to wbicie dłoni w zbroję rycerza i uwolnienie całej energii jaką zgromadził w kuli.
Kula uderzyła o pancerz wroga wybuchając silnie. Kolejny huk przeszył okolice, a odłamki skalne i kurz wzbił się w powietrze. Tylko Ren mógł zobaczyć iż wróg, trzyma jego nadgarstek, jego zbroja jedynie lekko parowała, jak gdyby w ostatniej chwili zanegował atak walczącego w ręcz wojownika. Kątem oka Ren dostrzegł też, iż ogromne ostrze wroga zostało stopione przez energie wyzwoloną atakiem. Kawałki ciekłego metalu, kapały na ziemię, tworząc sporych rozmiarów kałużę.
Ren ponownie ryknął z wściekłością, tym razem dlatego, że jego atak był niemal nieskuteczny. Czarny rycerz postanowił spróbować innej metody walki, otoczył swoją wolną rękę zbroją ze żrącej aury, po czym wyprowadził najsilniejszy cios na jaki tylko było go stać, celował w głowę przeciwnika, jedyne czego teraz pragnął to rozgnieść jego czaszkę.
Wróg nie miał zamiaru pozwolić Renowi robić co mu się żywnie podoba. Odgiął kark by spróbować uderzyć hełmem w nos wroga. Ten którego zwali mrocznym rycerzem został zmuszony do odskoku, i szybkiego kontrataku. Pięść otoczona aurą przecięła jednak powietrze, bowiem uzbrojony w włócznię (która pojawiła się w jego dłoniach niewiadomo skąd) wróg już nacierał.
Zaczął się istny taniec, ostrze broni śmigało dookoła Rena, a jego pięści i kopniaki nie mogły dosięgnąć rycerza. Ponadto niepełny szaleniec, zmuszony był obserwować kątem oka węża, gotującego się do skoku.
Zwierz z energii skoczył w stronę gardła Rena, lecz ten sprawnie chwycił go za ogon i trzasnął bestią o wroga, wytrącając go z równowagi. To była szansa, która Ren wykorzystał. Jego dłoń uderzyła w pierś wroga, przeżerając pancerz i przechodząc na drugą stronę.
Okute w czarne rękawice dłonie, zacisnęły się jednak na ramieniu wojownika, a rycerz począł przyciągać go w swoją stronę warcząc przy tym głośno.
Ren uśmiechnął się tylko, po czym zaczął roztaczać wokół siebie żrącą aurę, pełzła ona powoli w kierunku mrocznego rycerza, wtedy Ren zaczął tą samą aurę wpuszczać do wnętrza zbroi przeciwnika. Może i był on silniejszy, bardziej szalony, zwinniejszy, ale raczej nie mógł zatrzymać tej aury.
Faktem było, że odziany w czerń nie był wstanie przeciwstawić się żrącej aurze. Dziura w jego piersi, poczęła powiększać się z sekundy na sekundę. Po chwili wróg rozpadł się na dwie połówki, nawet szalona zbroja nie wytrzymała tego ataku. Ręce, które chwile temu trzymały Rena opadły na ziemię, ociekając czarną cieczą, hełm potoczył się po ziemi powoli spalając się czarnym ogniem. Walka chyba dobiegła końca.
Czarny rycerz uśmiechnął się od ucha do ucha. Przez chwile wiązał włosy w warkocz. Po czym rzucił do płonącego hełmu.
-Mówiłem, że trzeba będzie cię ratować.
Potem podszedł do wampira i jak najdelikatniej tylko mógł zdjął go ze ściany, po czym zaczął sprawdzać, czy nieumarły żyje.
W połowie drogi do wampira, Ren poczuł się dziwnie. Jego czarna zbroja zafalowała, buchnęły z niej kłęby czarnego dymu, a ona zaczęła zaciskać się na nim mocno. W głowie Ren słyszał dziki Ryk, mniej więcej taki sam jak wydawał z siebie pokonany przeciwnik.
Ren krzyknął przerażony. Nie miał zielonego pojęcia co się z nim działo. Nie miał też czasu na wymyślenie jakiegokolwiek planu. Dlatego zrobił pierwsze co podpowiedział mu instynkt. Wbił palce w szczeliny zbroi i zaczął się z nią siłować, próbując ją z siebie zerwać.
 

Ostatnio edytowane przez pteroslaw : 22-05-2014 o 18:07.
pteroslaw jest offline