Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-05-2014, 01:40   #101
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Andrew "Andy" Morrison - pogodny szturmowiec



Andy widział te prawie szarżę olbrzyma i to co dziwne skierowaną w swoją stronę. Miał najpierw nieme a potem i słowne poparcie swojego kumpla Ethana. No i jak się wydało o czym tam gadali we dwójkę w tym lazarecie oczywiście dołaczyła do nich Ruda która ostatnio najwyraźniej nie pałała sympatią do chłopaka z Remingtonem.

- Te, Sunny... Co tak machasz tą siekierką do kończyn jakbys miał zamiar jej uszyć co? Bo dref tu nie widzę. Masz rsznąć to rsznij albo odłósz szeleśce na miejsce... - rzucił i kpiąco i prowokująco do olbrzyma. W sumie wierzył w jego szczere intencje ale wkurzało go, że tak łatwo osądzali siebie nawzajem od czci i wiary. Był wkurzony bo wystarczył cień podejrzenia o zmowę z jakąś durną dziwką i już te wszystkie wspólne przygody na drodze, barach, polowaniach i walkach wreszcie szlag trafiał. To na cholerę te całe kumplowanie się?! Tak, był wściekły i rozczarowany i nie zamierzał tego ukrywać!


- I ufaszaj se na to co i do kogo mówisz Sunny. Bo to co mówisz, mosze być poczytane bardzo brzydko i fyfołac równie brzydką reakcję. - dodał ciszej ale zdecydowanie chłodniej. Olbrzym może i nie był najostrzejszym narzędziem w ich szufladzie ale Andy wiedział, że tak naprawdę Sunny dał się podpuścić Ethanowi by powiedział coś co uzgodnili obydwaj. W sumie Rudej tez jak widać to było na rekę co niezbyt dobrze o niej świadczyło.

- A poza tym... O co te oskarszenia co? Czemu udeszasz z nimi do mnie co Sunny? Sam mówisz, że wszyscy z nią gadali to co się mnie czepiasz co? - warknął do niego i zaczął okrążać całą ich trójkę.

- Lubicie szpiegowskie zabawy co? Tak łatwo szafujecie cudzym dobrym imieniem? To co o sobie wiemy i co razem pszeszyliśmy to dla fas nic? - rzekł podejrzanie cicho a ton nie zwiastował niczego dobrego ani miłego.

- Dobra! To mosze pobawimy się w szpiegomanię co? To proszę o uwagę. Sunny był sam na sam w korytarzu na górze i tak naprawdę chuj wie ile i z kim się nagadał no nie? No kto go sprafdzi? Przecież był sam. Kto by go sprawdził... No kto... - rzekł w udawanym zamysleniu kierując wzrok ku monterowi.

- A mosze jego najlepszy kumpel Ethan? Ale, ale... - wzniósł palec ku górze jak wodzirej zapowiadający kulminacyjny punkt programu - Czy Ethan by wydał nam kumpla nawet jakby się połapał? O to jest pytanie! A może działają we dwóch? W końcu czy Sunny sam by wyszedł z tak skomplikowaną intrygą? No i teraz ta narada w ambulatorium... To co? Ethan sprawdzał grypsa czy udzielał instrukcji. No? Jak to było? - niby sie pytał ale widac było, że nie oczekuje odpowiedzi.

- A może jeszcze coś? A tak, oczywiście! Proszę bardzo! Jak na razie tylko Sunny, eh, znów ten Sunny, od niego znów się wszystko zaczyna, on słyszał, że to była laska i że właśnie ta zdzirowata Elza. I na razie przecież mamy tylko jego słowo. To jak? Wierzymy mu? Co? Ale ok, Elza, niech będzie, że Elza a co mamy se żałować no nie? Niech będzie nasza znana i kochana blondaska! Na samym postoju wszyscy z nią gadali więc i wszyscy mogli się z nią ugadać! - rzekł w kończąc tę część wypowiedzi w szyderczej parodii dobrotliwego uśmiechu.

- Kogo jeszcze tu mamy... Aha! Ruda! W końcu to nasz spec od gadek, umów i sprzedarzy no nie? Może jakaś promocja jest na Pustkowiach? Wiecie, cos jak posezonowa obniżka, przyjaciół sprzedam tanio. No co... Zdziwieni? Handlowała już różnymi rzeczami to ma wprawę no nie? Jakaś pierwszyzna dla niej czy co? - rzekł wskazując dlońmi ich koleżankę zupełnie jak na gwiazdę jakiegoś show.

- Kto jeszcze? A no tak, Tuco. No nie obraś się stary ale tak obsmarofujemy już fszystkich to chyba nie będziesz jakiś dzifny co? Nie bój się, nie zostafimy cię tak samego. Za bardzo byś od nas, prafdzifych szpiegów odstawał. Jakoś razem zgodnie rzuciłeś się na dół razem z Rudą ratować swoje tyłki. Nawet słowem nas nie ostrzegliście, o dynamicie. Jakbym się nie spytał o co biega to co? Mieliśmy czekać aż nas fysadzą? Taki był plan? A kto go sepsuł? I kogo najlepiej fięc posbyś się f pierfszej kolejnosci by fięcej nie safadzał? - rzucił swoją wściekłą tyradę co chwila zmieniajac cel ataku i nie dając sobie przerwać nikomu. Jego wskazujący palec co chwila wskazywał oskarżycielsko palcem to w jedno to w drugie. Miał cholerną ochotę by spróbowali wypieku którym go tak bez zastanowienia poczęstowali. Zatrzymał się w końcu i położył ręce na biodrach. To co im teraz serwował miało takie samy podstawy jak to co sprzedali jemu. Miał nadzieję, że ta mały show jaki im urządził przemówi im do rozsądku i otrzeźwi. Choć zapewne podniesie im adrenalinę no ale jakoś jego nikt nie oszczędzał to czemu on miałby im darować. A poza tym wkurzyli go więc i chciał im to pokazać.

-I jeszcze nam sostał... A! Nie, fróć! To jusz fszyscy! No cholera ja nie fiem, sami swoi! Sami sdrajcy i szpiedzy z nas. No popatrzcie jak sześmy się ładnie f komplecie sebrali. Jedna wielka, szpiegofska rodzina! - rzekł na koniec szeroko otwierając ramiona jakby chciał objąć ich wszystkich na raz.

- I jakby któreś z fas jeszcze miało jakieś durne pomysły... - rzekł zaledwie o ton spokojniej wciąż cięzko dysząc. - To niech mi ktoś z fas przypomni kto z naszej paczki pierfszy się rwał do obrony tego miejsca? No? A kto zapodał hasło o oddaniu inicjatywy przecifnikowi? No? Jak to było? No eeejjj? Strzelałbym prafdziwym ołowiem do niby sfoich co? Myślicie fy trochę? I po cholerę bym tu przychodził co? Dlaczego nie zostałem na górze gdzie moja misja by się skończyła przecież. Aha, i pszeciesz pszybiegłem tu ostatni no nie? Dobrze pamiętam? Tak, chyba jakoś tak to było. Więc po cholerę fypstrykałem się z pestek strzelając i osłaniając nasz odfrót co?! Fidzicie tu jakieś zpasowe naboje co?! - wrzasnął gdy znów go porwała cholera klepiąc się na puste ładownice w których zazwyczaj trzymał zapasowe naboje do swojego shotguna. Nawet zapas na samej broni był wyraźnie pusty. Najwyraźniej zostały mu tylko te które miał już załadowane w broni.

- A no przecież! Jak fbiegałem ostatni to pofiedzcie mi jak byłem w drzfiach czemu nie pościemniałem i nie fpusciłem "sfoich" do środka co? Nawet kurfa potem jak staliśmy na górze wciąż stałem przy drzfiach i starczyłoby mi jebanego czasu by je otworzyć i ich fpuścić. Już by tu kurfa byli i nie musieliby nic fysadzać ani teraz odgruzofyfać! - wrzasnął dając znów ponieść się wściekłości jaka może pynąć tylko z serca gdy zostanie zranione. Na przykład niesłusznymi oskarżeniami od ludzi od których się ich nie spodziewa.

Sapał chwile wciąż stojąc z rekami na biodrach. Najwyraźniej starał się opanować i w końcu mu się to udało. Wypowiedź Tuco jakby pozwoliła mu skupić myśli na czym innym.

- Ok, nie fiem kim jest ta zdzira w Vegas. Znam ją trochę jak i kaszdy z nas. Ona jest z Fainbury. Wtedy na postoju bredziła coś o naszych Meksach. Mófiła, że nie są tacy fajni i generalnie chciała mnie wziąść na spytki. Może nie tylko to ale fófczas fydało mi się to tylko dzifkarskim gadaniem. Dopiero teras nabiera sensu. - rzekł wciąż nerwowo choć już w miarę normalnym tonem.

- No. A teras czy są jeszcze jakieś fątpliwości co do mnie? - posłał pozostałej czwórce mordercze i wyzywające spojrzenie. Widać było, że niewiele trzeba by wściekłość znów wzięła górę. W końcu skupił wzrok mu się zahaczył na jedynej kobiecie w tych podziemiach i na niej się zatrzymał. - A! Nasza piękna! No zdaje się kiciu, że fszyscy już fspomnieli o sfoich romansach z Elzą. Prócz ciebie. Co tak się szpryciulsko chofasz za czyimiś plecami i niefygodnych pytań unikasz co? I tak chętnie ufagę i złość innych na innych kierujesz co? - rzucił ku niej kpiąco.
 
Pipboy79 jest offline