Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-05-2014, 01:05   #2
Cattus
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Knajpa nie była może najlepszą w okolicy ale do miana speluny sporo jej brakowało. Schludnie utrzymana sala ze stolikami rozstawionymi w dość sporych odstępach. Światło przytulnie przygaszone, nienarzucająca się muzyka lecąca w tle, kłęby dymu widoczne wokół lamp. Przy barze stał tylko barman czyszcząc kolejne szkła z pietyzmem godnym podziwu. Cała ta pozornie senna sceneria wyglądała jak wyciągnięta z jakiegoś kiepskiego, gangsterskiego filmu.

Nieliczni klienci starali się zachować względną ciszę i jak najmniej rzucać w oczy. Zajmując się swoimi sprawami, pozbijali się w małe grupki bądź pary i prowadzili przyciszone dyskusje. W takie miejsca rzadko przychodziło się żeby tylko posiedzieć i napić się czegoś mocniejszego.
Przy jednym ze stolików siedział mężczyzna. Na oko miał może ze trzydzieści lat. Był dobrze zbudowany, ubrany w wymiętą, częściowo rozpiętą na piersi koszulę. Jego fryzura z pewnością pamiętała lepsze czasy. Włosy miał w nieładzie ale widać było że zwykle zaczesywał je do tyłu przez co same już układały się w ten sposób. Rysy twarzy twarde, kilkudniowy zarost pokrywający policzki podkreślał jego kwadratową szczękę. Na lewą dłoń cały czas założoną miał rękawiczkę, przykrywającą chrom ręki.
Płaszcz zarzucił na krzesło obok i spod przymkniętych powiek obserwował otoczenie.
Na stoliku przed nim stała otwarta butelka burbonu i dwie szklanki. Jedna napełniona do połowy, a druga odwrócona do góry dnem. Tej swoistej martwej natury dopełniała popielniczka z sączącym cieniutką smużkę dymu, niedopałkiem.
Nie sprawiał wrażenia że na kogoś czeka, bardziej prawdopodobnym było że druga szklanka przeznaczona jest dla niespodziewanego gościa który zdecydował by się dosiąść. Ale chętnych póki co brakowało.

Gdy tak siedział i delektował się kolejnym papierosem drzwi przybytku otworzyły się wpuszczając trochę chłodnego powietrza przesyconego zapachem deszczu i wilgoci. Przez otwarte drzwi wpadało kolorowe światło odbijających się w wodzie reklam i hologramów. Na zewnątrz może nie szalała wielka ulewa, ale deszcz siąpił nieustannie już od paru godzin i nie zanosiło się na to żeby miał odpuścić w najbliższym czasie. W taką pogodę to już tylko picie człowiekowi pozostawało. Przez drzwi wszedł młody elf. Chłopak miał na sobie kurtkę przeciwdeszczową w jaskrawe, kolorowe pasy pod którą można było dostrzec kształt cyberdeku, chronionego przed deszczem. Połowe głowy miał ogoloną na łyso, drugą natomiast pokrywała czupryna pofarbowanych na czerwono włosów. Nad prawym, szpiczasto-elfim, uchem można było dostrzec port do łączenia się z Matrycą. Przez chwilę młody rozglądał się po sali i z uśmiechem na twarzy ruszył w stronę mężczyzny samotnie siedzącego przy stole po czym usiadł naprzeciwko. Wyciągnął z kieszeni komórkę i sunąc nią po stole pchnął ją w kierunku starszego mężczyzny.

-Załatwione jak chciałeś. Wszystko wgrane, zresetowane i gotowe do działania. Ale i tak uważam że powinieneś załatwić sobie coś lepszego. Jak chcesz to moge mieć dojście do fajnego sprzętu w niskiej cenie. A co tam u Ciebie? Roboty ostatnio mało, wiesz coś?

Mężczyzna podniósł telefon, obejrzał go i z uśmiechem odłożył na stół.

- Dzięki młody. Napijesz się? Powiedział lekko zachrypniętym głosem po czym wlał resztę zawartości szklanki do gardła i nalał ponownie. -A no widzisz, chujowo ale stabilnie. Chociaż coś się szykuje i wygląda na to że wypłata coraz bliżej. Pożyjemy zobaczymy.

-No to zaajebiście. Przez chwilę chłopak siedział cicho i wyraźnie nad czymś się zastanawiał. - Wiesz... zawsze chciałem zapytać. Jak skończyłeś w... tej robocie? Po tym pytaniu zamilkł nagle jakby zmienił zdanie co do pytania. Uciekł na chwilę wzrokiem na bok spłoszony swoja wścibskością. Ale słowa padły i nic już nie można było zrobić poza wytrzymaniem twardego spojrzenia niebieskich oczu mężczyzny. Cisza przedłużała się, cygaro dopalało, a dym jakby gęstniał wokół nich.
Po chwili mężczyzna wzruszył lekko ramionami jakby było mu wszystko jedno, albo był już wystarczająco pijany żeby było mu wszystko jedno i zaczął mówić, popijając bursztynowy płyn małymi łykami.

-Widzisz... jak byłem młodszy. No może już nie młody ale młodszy to pracowałem w podobnym miejscu. Początkowo jako wykidajło. Spokojna robota. Od czasu do czasu trzeba było kogoś upomnieć żeby nie łapał za tyłek dziewcząt z obsługi, czasem wypierdolić, czasem obić do kompletu. Sielanka. Później zostałem bramanem, a życie zdawało się pierdolonym rajem. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech kiedy wspomnienia zaczęły wracać jedno po drugim.
- Widzisz młody, tamta knajpa była podobna do tej. Spokojna, przytulna... taka prawdziwa i w starym stylu. Dzisiaj już prawie nie ma takich miejsc. Dym był prawdziwy, alkohol, a nawet dziewczyna śpiewająca wieczorami na małej scenie. Właścicielką była orczyca. Równa babka. Taka z jajem, co to się napić z nią mogłeś, pożartować ale jak coś spierdoliłeś to oczekiwać mogłeś prawdziwej nawałnicy z piorunami, gradem i co jej tam w ręce wpadło. Zrobił pauzę zaciągając się mocniej dymem. Żar rozjarzył się żółto, rzucając delikatne cienie na twarz. - A później się zjebało jak to się zwykle jebie.

Kolejna pauza trwała dłużej. Zapełniło ją picie i produkcja kolejnych obłoków dymu spowijającego siedzącego mężczyznę i nieśpiesznie rozpraszającego się w powietrzu.

-No i kiedyś, w podobny wieczór, zaplątała się do nas grupka szczyli. Typ rozpuszczonego synka z bogatym ojcem myślącego że może robić co chce i kiedy tylko ma na to ochotę. Do tego z paroma przydupasami. W chwili w której ich zobaczyłem wiedziałem że kurwa, trzeba było zamknąć wcześniej.
I zaczęło się. Początkowo przypierdolili się do jakiegoś pijaczka bo siedział i widocznie zbytnio rzucał się w oczy. Ochroniarz chciał ich jakoś ustawić i zaczęła się przepychanka. Gdzieś błysnęła kosa. Ktoś złapał się za rozciętą rękę. Uznałem że to już kurwa przesada. Bójka się zdarza, ale broń zostawiasz w domu. Wyciągnąłem więc zza lady obrzyna i kazałem towarzystwu wypierdalać. Świetny straszak na takie męty, poręczny... no cudo. No i na nieszczęście jeden z nich wyciągnął, kurwa, gnata! Rozumiesz?! Rysy twarzy mężczyzny stwardniały na chwilę. Troche chyba mnie poniosło i posłałem mu garść śrutu zanim zdążył w kogoś wycelować. Co to ścierwo myślało, że mam strzelbe na wodę?


Niedopałek wylądował w popielniczce obok swoich poprzedników, a nowy papieros już rozjażał się nad ogniem.

-Żeby nie przedłużać. Pozbierali gówniarza, śrut to pewnie z niego wydłubywali parę kolejnych godzin. Ale smród się rozniósł. Okazało się że ojciec kretyna był kimśtam w jakiejś pomniejszej korporacji i postanowił się zemścić za podziurawionego synusia. Skończyło się na tym że bar zamknęli, a ja roboty nie miałem gdzie szukać w promieniu dziesięciu mil od miasta. Ot takie gówno które ciągnąło się za mną jeszcze jakiś czas. Tyle.

W jego szklance zaczęło być widoczne dno, więc nalał sobie i chłopakowi.

-Reszta poszła już jakoś szybko. Od jednej roboty do następnej i ani się obejrzysz, a kończysz w cieniu z tobie podobnymi. Czasem tylko szczęście może cię uratować jeśli plan zacznie się sypać. Uniósł lewą dłoń i przemieszał powietrze palcami. - Sam wiesz.

- Pewnie chciałbyś wiedzieć czy żałuję starego życia. Ale takie gadanie było by pierdoleniem smutków przy wódzie. Totalny idiotyzm. Było co było i liczy się tylko co będzie. Ważne żeby zarobić dobrą kasę, odłożyć trochę na boku i znaleźć sobie jakąś młodszą dupę ze sporym cycem. Przerwał mówienie na chwilę wstając i rozprostowując plecy. Oczywiście snuje się takie plany do czasu aż ktoś miłosiernie nie zaaplikuje Ci doczaszkowo paru gram ołowianych pastylek na ból istnienia. Podobno pomagają... natychmiastowo.

Założył płaszcz, dopił do końca swoją szklankę, podniósł butelkę z resztką alkoholu i położył dłoń na ramieniu ciągle siedzącego chłopaka. - Jak to mawiają: Trzymaj głowę nisko, strzelaj celnie i tanio skóry nie sprzedaj.

Wychodząc machnął ręką na pożegnanie barmanowi, stojąc jeszcze w otwartych drzwiach zapalił kolejnego papierosa, postawił kołnierz płaszcza i zniknął w deszczu.

***


Deszcz w końcu przestał padać i słońce śmiało przejęło kontrolę nad niebem osuszając powoli ulice. A jakby tego było mało Grashuk i Hazuub nakręcili im jakąś robotę. Wiadomo o niej było tylko tyle że zapowiada się na łatwą fuchę za przyzwoitą kasę. - Taa... i frytki do tego. Pomyślał Jarret. W takim wypadku należało wytrzeźwieć, ogolić się, założyć chowany na takie okazje garnitur i przygotować do spotkania.
Pod klub, o wpadającej w ucho nazwie „Thorgul” dojechali bez większych problemów. Duży, oświetlony i z pewnością naładowany kasą budynek widać było z daleka i prezentował się on zacnie na tle okolicy. Przed wejściem zebrała się spora kolejka metaludzi chcących dołączyć do zabawy, lecz czujna ochrona dokonywała starannej selekcji co z pewnością ułatwiało utrzymanie porządku. Gdy tylko powiedzieli z kim są umówieni wpuszczono ich do środka bez problemów co nastrajało optymizmem.
Parter oszałamiał. Wonne kadzidła, światła, i dudniące basy zdawały się dezorientować i wprawiać człowieka w swoisty rytm tego miejsca. Na szczęście na kolejnym piętrze było o niebo spokojniej. Wydzielone części sali zapewniały prywatność, a bar, na pierwszy rzut oka był dobrze zaopatrzony. Gdy zostali przywołani przez przyszłego pracodawcę, Jarret przywitał się skinieniem głowy i zajął miejsce naprzeciwko. Z uwagą obserwował i słuchał rozmówcy.

Na pytanie elfiej kelnerki odchylił lekko głowę do tyłu i utkwił w niej spojrzenie milcząc przez chwilę.
- Niech będzie szklanka Dewars'a, dwunastki co najmniej. Tylko nie więcej niż trzy kostki lodu. Do tego filiżankę czarnej, byle prawdziwej. Na koniec puścił kelnerce oko, po czym rozsiadł się wygodnie i czekał na konkrety.
Kiedy już wszyscy prześledzili hologram posiadłości i wysłuchali planu, a Jarret utkwił wypił powoli swoją kawę, utkwił spojrzenie w Panu Jonsonie.

- Wszystko wygląda nieźle, ale miał bym parę pytań. Mianowicie ile córka ma lat? Jeśli nie będzie jej w sypialni to gdzie może przebywać? W pokoju muzycznym grając na fortepianie, czy może w siłowni? Bawialni? Rozumie Pan że wolelibyśmy uniknąć konieczności przeszukania całej posiadłości gdyby jednak nie było jej we wskazanym miejscu. Dobrze znać jej nawyki. W tym miejscu zrobił przerwę na łyk bursztynowego płynu którym wyraźnie się delektował.
- Musimy również ustalić awaryjne miejsce zbiórki w razie nieprzewidzianych komplikacji. Rozumie pan że chodzi tu o bezpieczeństwo wszystkich zaangażowanych w... projekt. Zakończył dopijając zawartość szklanki i dając kelnerce znak ręką żeby nalała jeszcze raz to samo.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline