Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-05-2014, 14:54   #18
Nimitz
 
Nimitz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumny
Cinett średnio słuchała tego brzydkiego malucha. W końcu nie chciała aby wszystkie zadania, których chciała się podjąć trwały całą noc, i planowała znaleźć choć chwilę na sen. A miała do wyrównania kilka rachunków.

Skończywszy przebieranie się ruszyła, mając wrażenie, że Herbert odprowadza ją pełnym osądu wzrokiem.
Wiedziała o co mu chodzi, ale nie zamierzała się tłumaczyć byle słudze. Przez chwilę rzeczywiście myślała nad tym czy by nie dołączyć do Anjuna jednak mimo że złakniona była jakiegoś dobrego towarzystwa widziała w oczach chłopaka błysk, który świadczył, że wybitnie nie o towarzystwo i rozmowę mu chodzi. A raz zdobyta, nie ma przecież szans na dobre zamążpójście. Wyruszyła przed umówionym z nim czasem jednak nie będąc w stanie wymyślić odpowiedniego pretekstu aby dołączyć do niego jedynie na chwilę, jeszcze w drodze zmieniła zdanie.

Pierwszym punktem jej wizyty była kuchnia polowa, przygotowująca strawę dla magów.
Mrucząc i kokietując kucharza udało jej się niepostrzeżenie wlać do przygotowywanego na następny dzień posiłku buteleczkę oleju z nasion byliny. Pilnowała uważnie aby był on na tyle rozcieńczony, że nie mógł być traktowany jako trucizna, a jedynie spowodować delikatny rozstrój żołądka.

Po tym spotkaniu dziewczyna myślała aby wracać już do swojego namiotu, jednak tknięta nagłą myślą ruszyła w kierunku gdzie powinien obozować jej nauczyciel. Zaszła do swojego namiotu widząc jak jej służący gromi wzrokiem chłopaka, ale widząc, że ma rękę na pulsie postanowiła, że zajmie się tym faktem później. Machnęła dłonią na swojego pierzastego towarzysza, który choć niechętnie podleciał i usiadł na jej ramieniu, tak, że poczóła jego długie pazury wbijające się lekko w jej delikatne ciało. Wyszła z nim z namiotu, zanim Hektor, czy jak tam mu było mógłby zareagować na jej wieczorne eskapady.

- Wiesz może, jak mogłabym znaleźć namiot, w którym stacjonuje ten mężczyzna, który mnie uczył? - zapytała ptaszysko, a ten o dziwo, postanowił pokazać jej drogę, bez większego pyskowania.
Wyuczonym sposobem ignorowała większość ludzi po drodze wiedząc, że jeżeli ktoś zachowuje się z manierą wyższości prości ludzie po prostu wolą zachować dystans. Nie starała się jednak kryć celu swojej drogi, gdyż pomijając powstałe w ten sposób plotki, gdyby doszło to do uszu Anjuna, zapewne skończyłoby się w jeden możliwy sposób - oczernieniem imienia jej, a co gorsza, również jej wuja. Który na pewno nie odpuścił by dziewczynie tego typu zniewagi.
Weszła do namiotu mężczyzny, który ją uczył, a o którego imię chyba nawet nigdy nie zapytała..
Tym bardziej zrobiło jej się w duszy głupio na tę myśl, gdy, go zobaczyła w towarzystwie jakiegoś mężczyzny, z którym rozmawiał, a nie wiedziała jak do niego się zwrócić. Jednak uprzedził ją, wyraźnie zaskoczony jej przybyciem.
Wstał i skłonił się lekko.
- Pani? - Powiedział, a jego towarzysz poszedł w te ślady. Odesłała go ruchem dłoni.
A ten wychodząc odsunął połę namiotu, tak aby uchronić oboje przed nieprzyjemnym wpływem złego słowa i spojrzenia.
Pomieszczenie było skromne, wyposażone zaledwie w siennik i prostą skrzynię ustawioną w kącie zamykaną na “słowo honoru”.
- Nie powinnaś sama chodzić wieczorem po obozie, mogłoby ci się coś stać - Zaczął spokojnie choć czuła, że wacha się w doborze tonu, jakim do niej mówił.Cały czas zdawało się, że ocenia tę sytuację w swoich myślach. - Swoją drogą, nie zdawałem sobie sprawy, że wiedziałabyś gdzie mnie szukać.. - skończył.

- Prawda jest taka, że nie wiedziałam.. A jeśli chodzi o samotne wędrówki, to cóż. Każdemu od czasu do czasu takiej brak, do tego nie jestem aż taka bezbronna.. - Powiedziała kierując spojrzenie w stronę Kruka, który rozsiadł się na skrzyni, ponownie nie rzuciwszy żadnego nieprzyjemnego komentarza, poprawiając swoje białe pióra.
- Rozumiem. - Odpowiedział i zauważyła, że i on przygląda się zwierzakowi. - Jaki więc jest cel twojej wizyty pani? - Zapytał mężczyzna zerkając ponownie na nią.
Kruk wyleciał z Namiotu zostwaiając ich dwoje, słyszła, jak jego skrzydła biją powietrze w okolicy. Miała wrażenie, że czuwa.
- Jutro wyjeżdżam . - Odparła w zamyśleniu, a widząc, że czeka na ciąg dalszy dodała.- Anjun, chciał abym się z nim spotkała.. -Skrzywiła się lekko na myśl o tym czego prawdopodobnie oczekiwał od niej szlachcic. - Jednak, nie czułam się skora by wyjść mu na przeciw. Potem, zdałam sobie sprawę, że jedyną osobą, z którą mogłabym chcieć się pożegnać był mój “bezimienny” nauczyciel fechtunku..dlatego skierowałam swoje kroki w tę stronę. Skończyła.
- Czuję się zaszczycony Pani. - Odparł z szacunkiem, nawet nie zwracając uwagi na to, że dziewczyna nie znała, bądź nie pamiętała jego imienia. - Wojna nie jest łatwa, ale jeżeli bogowie pozwolą i los będzie łaskawy to nasze drogi skrzyżują się na froncie. - Skłonił się jej lekko.

Poczuła się nagle głupio, że przeszkadza temu mężczyźnie. Jednak mimo to, nie żałowała tego krótkiego spaceru.
- Cóż, na mnie pora. - Otrzepała wyimaginowany pył z sukni - Dziękuję, że mnie przyjąłeś i dałeś mi tych kilka ostatnich rad na temat fechtunku. -Dodała kierując się do drzwi. Wiedziała, że jak wścibskie uszy podsłuchiwały by ich rozmowę, ciężko byłoby podważyć słuszność obaw młodej szlachcianki przed wyruszeniem na front. - Ah, i przepraszam cię za tamto, wtedy .. - Dodała mając na myśli sytuację w jakiej młody szlachcic postawił jej nauczyciela.
Zobaczyła, że tamten pokręcił jedynie głową.
- Pozwól, że cię odprowadzę pani. -Skłonił się lekko. - Nie wypada, aby dama o tej porze poruszała się w takim miejscu sama.

Szli w stronę jej namiotu milcząc, a sam mężczyzna zachowywał do niej odpowiedni dla mężczyzny dystans. Słyszała szelest skrzydeł Kruka, bijących powietrze. Wyglądał w pół mroku niczym wróżący ciężkie czasy duch czy zmora. Przed wejściem do jej namiotu zatrzymali się. Mężczyzna skłonił sie jej ponownie.
- Pani - Powiedział, a ona odpowiedziała mu ukłonem.
Już miała postawić pierwsze kroki za płachtami namiotu, gdy odwróciła się.i zapytała wiedziona zarówno ciekawością, jak i chcąc jakby w duchu okazać mężczyźnie szacunek.
- Jeżeli mogę… chciałabym wiedzieć… jak ci na imię nauczycielu? zapytała.

Mężczyzna obejrzał się na nią zdziwiony.
- Agamer - odpowiedział po chwili.

***
Gdy już usiadła, w środku własnych “komnat” wezwała do siebie Horacego, by poszedł z listem zawierającym jej szczere przeprosiny w stosunku do szlachcica. Tłumacząc swoją niemożność przybycia, nagłym lękiem przed walką i wojną jaki nastał w jej sercu. Kierowana troską o niego, postanowiła nie stawiać się w złym duchowo stanie przy tak ważnej osobie.

Kurtuazja, kurtuazja, kurtuazja..

***

Gdy ruszali następnego dnia, już od pierwszych promieni słońca obudziła się markotna i nie w humorze. Poprzedni dzień nie miał na ten fakt żadnego wpływu. Do tego jakaś sfiksowana baba w płycie biagała wokoło drąc na wszystkich mordę rozwartą jak wrota u stodoły. Zamęt, wszechobecny kurz i brud, sprawiły, że Cinett, któryś pogrążyła się w myślach, czy oby cała ten cały pomysłz “wojenką” był najlepszym na jaki kiedykolwiek wpadła.
 
Nimitz jest offline