Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2014, 10:34   #12
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
1353 rok rachuby dolin, Moczary Topielców


-Waaaa!- głośny i tubalny okrzyk bojowy rozniósł się nad zdradliwymi wodami Moczar Topielców. Każdy, kto podróżował po północy wiedział by omijać te miejsce szerokim łukiem. Masa bestii, orkowie, oraz bezmyślni nieumarli krzątający się bez celu mącąc zielone od szlamu wody bagien. Gdzieś głęboko w centrum tego miejsca znajdowała się sroga wieża, której szczyt rozpościerał się na dobre dziesięć metrów w górę. Okoliczna fauna unikała tego miejsca tak bardzo, że nawet wygłodniałe kruki czy szczury nie zapuszczały się tutaj w poszukiwaniu pokarmu. Z pomiędzy drzew wyłoniła się grupka kilkunastu orkowych najeźdźców. Z zasady celem ich najazdów były kupieckie karawany, bądź niewielkie osady, których mieszkańcy nie potrafili obronić, lecz tego dnia wódz Ytong Pęknięta Tarcza miał inny cel. Nie była to wieża, ani skarby w niej ukryte (jeśli takowe w ogóle istniały). Celem hordy Ytonga był samotny mieszkaniec ów wieży, który za sprawą magii wzywał zmarłych do świata żywych aby służyli mu w każdy możliwy sposób.

Orkowie byli znienawidzoną rasą. Ich dusze wypełniała głównie nienawiść czy to do elfów, czy krasnoludów, czy do jakiejkolwiek innej rasy, lecz Ytong jeszcze bardziej nienawidził umrzyków. Ziemski padół był domeną żywych istot, nieumarli zaś nie mieli praw dzielić ziemi z żywymi. Twarde zdanie jednookiego wodza musieli podzielać jego wojownicy. Tego dnia niepokonany wśród lokalnych orków herszt nie miał zamiaru ograbić niewinnych wieśniaków ani rozbić krasnoludzkiej karawany. Tego dnia miała przelać się krew nekromanty z Moczar Topielców. Był wśród nich i młody półork, zrodzony z wojownika Grunduga oraz uprowadzonej kilkanaście lat temu ludzkiej kobieciny, która zmarła przy porodzie. Takich mieszanych pomiotów w klanie było kilku. Nie wyróżniali się niczym, wiernie służąc przywódcy. Był tam również i Ur-Thog. Młody, szczupły i nie tak silny jak teraz. Wtedy nie rozumiał czemu horda szturmuje starą wieżę, w której nic z wyjątkiem zbutwiałego drewna i starych ksiąg być nie może.

Grundug wyjaśnił najmłodszemu potomkowi iż nieumarli nie mają praw kroczyć ziemią żywych. Grundug nauczył swego syna, że bratać mu się nie wolno z nikim, kto nekromancją się trudni i nekromantów reprezentuje w taki czy inny sposób. W rozumowaniu orków to właśnie czarna magia była czymś złym. Thog miał spamiętać ów lekcję na długie lata...

~***~

Kroczył powoli i spokojnie uliczkami Ybn. Długie nogi oraz tężyzna fizyczna dawno temu nauczyły go, żwawego kroku, przez co przemieszczał się pieszo znacznie szybciej niż zwykli ludzie. Tak już miał. Pałętał się między opustoszałymi domostwami, mijając spóźnialskich, biegnących do świątyni Helma. Przypominał nieco hienę, czekającą na katastrofę i pożarcie gnijącego ścierwa. Wzrok jego był dość bystry (przynajmniej tak mu się wydawało). Rozglądał się uważnie poszukując swego celu na kolejnych uliczkach. Topór, który trzymał w ręku nie miał służyć za argument do przekonania Arnolda, do spłaty długów. To była broń, którą Thog miał zamiar rozłupać czaszkę każdego umrzyka, który chciał stanąć mu na drodze do celu. Nie wiedzieć czemu nie czuł dziwnie lęku. Nienawidził ożywieńców od młodych lat i ta nienawiść napędzała go w podobny sposób co opancerzonych paladynów raz po raz mijających go na opustoszałych uliczkach. Ci zerkali z pode łba na zielonoskórego mieszańca, on jednak udawał że nie widzi ich spojrzeń, bo po prawdzie miał je gdzieś.

W końcu nadszedł oczekiwany czas zaćmienia. Thog wejrzał w stronę słońca, lecz nawet w większości przysłonięte słońce raziło po oczach i wielkolud zwyczajnie musiał zasłonić oczy dłonią. Ziemia zadrżała pod stopami a on spojrzał pod nogi. Raz po raz z murów i okolic dobiegały go jakieś okrzyki. To modlitwy paladynów, to paniczne przekleństwa mieszczan, którzy stanęli na murach by walczyć z nieumarłymi.
-Gdzieś sie schował...- burknął pod nosem, trzeci raz mijając domostwo Arnolda, w którym okna były zabite deskami, zaś drzwi zdawały się zaryglowane od środka. Nagle po raz kolejny głuchą cisze na ulicy przerwał krzyk. Tuż nieopodal. Thog wejrzał przez ramię by po chwili dostrzec przeklętego truposza kroczącego pokracznie bez większego celu. Skurwiel trzymał w ręku długi miecz gapiąc się pustymi oczodołami gdzieś w dal.
-Jak Thog cie nienawidzić... Grrr...- warknął, po czym uniósł topór głowicą ku górze, ruszając w kierunku szkieleta.


Umrzyk dostrzegł zielonoskórego i ruszył w jego kierunku unosząc koślawo swój miecz. Thog przez moment zastanawiał się, jak działała magia nekromancji dając truposzowi pozbawionemu mięśni i stawów możliwość jakiegokolwiek poruszania się, dźwigania broni, nie wspominając nawet o jej skutecznym używaniu. Kilka chwil później truposz był już na wyciągnięcie ręki. Szybko wyprowadził prosty cios z góry, lecz to było za mało, aby zaskoczyć mieszańca. Thog z łatwością odskoczył w bok i zaatakował od boku. Wielki, nie mający nic wspólnego z finezją topór wbił się w bok potwora. Stalowa głowica skruszyła dwa żebra nieumarłego, lecz cios był zbyt słaby aby go powalić od razu. Trup nie cierpiał, nie miał obranej taktyki, bił by zabić. Pordzewiały miecz świsnął przed oczami Thoga i nim ten się zorientował szkielet raz jeszcze natarł godząc wielkoluda w bark.
-Ty kurwo...- burknął, po czym odskoczył w tył o krok i raz jeszcze zaatakował od boku. Tym razem siła uderzenia była tak wielka, że kościej dosłownie rozsypał się w paskudną kupkę pożółkłych gnatów. Thog splunął z pogardą, po czym wejrzał na drobną ranę na barku.
-Niech to szlag...- syknął po czym pokręcił głową i ruszył w kierunku świątyni Helma. Wolał nie ryzykować napotkania większej grupki nieumarłych...
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 29-05-2014 o 17:17.
Nefarius jest offline