Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2014, 22:31   #87
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Teodor Wuornoos


Mur zbliżał się nieubłaganie… Prędkość pociągu była zbyt duża by móc z niego wyskoczyć.

Śmierć wydawała się więc nieunikniona. Ale w naturze człowieka jest walczyć do końca. Dlatego też Teodor udał się na przód wagonu i z pomocą gaśnicy rozdzielił je. Tym razem poszło mu to szybciej, niż poprzednio. Nabrał już nieco wprawy i z nadzieją patrzył jak pomiędzy pociągiem z wagonami, a ich wagonem pojawiała się szczelina. Ich wagon wytracał pęd… niestety zbyt powoli. Zderzenie wydawało się nieuniknione…
Dopóki nie pojawiły się iskry. Miliony ognistych iskier pojawiły się na niebie i zaczęły łączyć w szkielety, pomiędzy ich wagonem a resztą pociągu .


W niecałą sekundę pomiędzy ich wagonem, a resztą pociągu pojawiły się szkielety, które zderzały się z wagonem i ginęły w niedużej eksplozji ognia. Wybuch ten wepchnął poparzonego nieco Teodora do środka wagonu. Ale co najważniejsze... wyhamował nieco sam ich środek transportu. A na torach pojawiały się kolejne ogniste szkielety, które jedynym celem wydawało się ginąć w wybuchach ognia i przez to zmniejszać prędkość wagonu i w końcu go zatrzymać.

Joan La Sall jednak nie była tym rozwojem sytuacji zadowolona. Jakoś jej ten szczęśliwy zbieg okoliczności nie poprawiał jej humoru.
- Mój łowca nie pozwoli mi zginąć z czyjekolwiek innej ręki poza jego własną. Ty masz wilkołaki, ja ma to…- westchnęła i drżąc przy każdym wybuchu.- Ale to nie zawsze zdąży mnie ochronić, no i… chce mnie zabić. Tak jak tamte wilkołaki chcą dopaść ciebie.

W końcu wagon stanął nie dojeżdżając do stacji w którą z impetem wbił się pociąg, do którego ich wagon był podpięty. Ogniści nieumarli swym poświęceniem wyhamowali wagon Teodora i Joan kilkanaście metrów tuż za mostem, który przebyli. Wagon się zapalił od ognistych wybuchów. I choć póki owe pożary były niewielkie, to dalsze w nim przebywanie nie było rozsądne. Poparzenia Wuornoosa, były bolesne ale nie zagrażały jego życiu. Przypominały poparzenia gorącą herbatą… na szczęście.
Bowiem miejsce w którym się znaleźli...

[MEDIA]http://www.3dm3.com/forum/attachments/f179/12844d1195154845-ghost-city-freak-accident-final2.jpg[/MEDIA]

...raczej nie obiecywało szybkiego znalezienia się w szpitalu. Ruiny miasta… opuszczonego, zaniedbanego, zniszczonego. Miasta pustego. Budynki były w fatalnym stanie, zmurszałe i zagrzybione. Pojazdy na ulicach często przerdzewiałe.
La Sall wydawał się niewzruszona tym widokiem, ale możliwe że za maską twardej kobiety, krył się strach uwięziony w klatce samokontroli. Ręce jej drżały, oblicze wydawało martwą maską.
-Nie ma co czekać, aż kolejne szkielety zjawią bynajmniej nie po to by nas ratować. Ruszajmy.- rzekła przez zaciśnięte zęby i podążyła jedną z uliczek.

Emma Durand


Słyszała za sobą pisk bestii i huk rozsypującego się betonu. Wbiegała po metalowych schodach na górę nie przejmując się pęknięciami na ścianach, ani tynkiem sypiącym się na głowę. Byle dalej od tej potwornej bestii, która próbowała ją dosięgnąć. Jeszcze tylko kilka metrów i dotrze do powierzchni. Jeszcze tylko kilka kroków i pochwyciła barierkę, gdy schody zachwiały się… Gigantyczny krwiożerczy gryzoń przebił się do schodów i uszkodził ich podstawę. Emma zaryzykowała i… doskoczyła po krótkim sprincie do wyjścia.

Znalazła się znów w jakimś centrum handlowym, tylko bardziej zdewastowanym i zdecydowanie bardziej zarośniętym zróżnicowaną roślinnością.
Było tu też całkiem… parno.
Przemierzając kolejne kolejne korytarze wśród zapomnianych sklepów Emma próbowała wypatrzyć potencjalne niebezpieczeństwa… jednakże żadnych zagrożeń nie napotkała. To miejsce z pozoru wydawało się bezpieczne, nawet jeśli roślinność była Emmie całkowicie obca, a zatem i podejrzana.
W końcu… artystka dotarła do zarośnięte roślinami głównego holu tego domu handlowego.


I w blasku wpadającym przez szklany dach budynku Emma dostrzegła sylwetkę na pomoście drugiego piętra galerii handlowej. Ludzką sylwetkę.

Michael Montblanc


Na szczęście dla Michaela sklepy z bronią były częstym widokiem w Ameryce, toteż znalezienie jednego z nich okazało się łatwe. Otworzenie zamka już nie… Zajęło to Michaelowi raptem dwie minuty. Niemniej potem…



mógł wybierać spośród całkiem sporego arsenału zgromadzonego w sklepie. Choć głównie interesowały go sztucery myśliwskie. Bowiem z tą bronią w dłoniach czuł się najpewniej. Pistolety w jego dłoniach nie były tak celne. Poza tym musiał się jeszcze zaopatrzyć w odpowiednią amunicję. No i… wybrać. Niestety nie mógł targać ze sobą kilku strzelb, ważyły zbyt wiele i byłoby to niewygodne. Musiał się zdecydować na jeden konkretny model. Dobrać amunicję, a potem… co?
Nadal nie wiedział w jakim miejscu utknął i jak tu się zjawił. A co gorsza… nie wiedział, jak się stąd wydostać.
-Podobają ci się te zabawki kuglarzu?- usłyszał za sobą i odwrócił się gwałtownie, mając w dłoni jeden ze sztucerów myśliwskich. Szkoda że niezaładowany.


Na schodach które pojawiły się znikąd, stał gruby i pokraczny mężczyzna z długim nosem i w stroju wyższych sfer z czasów epoki wiktoriańskiej.
-Wielka pukawka jeszcze nie czyni wielkim mężczyzną.- uśmiechnął się intruz spoglądając na sztucer Michaela. Było w nim coś nieludzkiego, coś co sprawiało, że lufa broni Montblanca mimowolnie drżała. A może powodem był fakt, że broń w rękach estradowego magika była obecnie tylko blefem.
-No i co… kuglarzu, użyjesz pukawki, czy będziesz tak nią machał?- uśmiechnął się bezczelnie wiktoriański upiór.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline