Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2014, 14:18   #6
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Wiatr hulał wśród szczytów wieżowców. Opuszczonych szkieletów ze stali i betonu. Słońce zniknęło już za horyzontem, pogrążając Redmond w chłodnym i złowrogim mroku.
Samotna postać siedziała przycupnięta na gzymsie dwudziestu piętrowego wieżowca. Kolosa ze szkła i chromu. Niegdyś jeden z symboli bogatego i dobrze prosperującego Redmond. Ale to było jeszcze przed kryzysem, przed tym wszystkim co przyszło później. Teraz wieżowiec, jak jego bracia wokoło, przedstawiał sobie marny obraz. Obdrapany tynk, pozbijane szyby, wystające stalowe nośniki. Czwarte i piąte piętro były jedynie wypaloną dziurą, pustą przestrzenią, niczym otwarta rana w bebechach stalowo betonowego kolosa. Wojna gangów, która zakończyła się potężną eksplozją wyrwała trzewia tego giganta. Teraz jedynie wiatr hulał wśród stalowych kolumn podtrzymujących górną część budynku.
Odziana w czarną skórę dziewczyna przysiadła niczym drapieżny ptak na samej krawędzi gzymsu, groźnie przechylając się nad przepaścią. Z góry przyglądała się pogrążonym w cieniach ulicom. Tu i ówdzie z wszechobecnym mrokiem walczyły jaskrawe neonowe reklamy i wybijające z klubów kalejdoskopowe światła. Ruch był dziś dość duży, ulicami przewijały się maleńkie niczym mrówki postacie. To ta dobra pogoda wywabiła ich z ich zwyczajowych kryjówek. A wraz z nimi na łowy wyruszyli już drapieżcy. Widziała ich. nawet z tej odległości. Znała ich. To była jej dzielnica.
Wiatr szarpał jej włosami, kruczoczarne kosmyki smagały ją po twarzy. Dziewczyna już dawno zaniechała prób poskromienia łopoczących na wietrze włosów. Z potęgą wiatru nie wygra. Wiedziała o tym.
Natarczywy sygnał z comlink'a wyrwał dziewczynę z letargu. W polu widzenia pojawiła się ikonka nowego połączenia. Obok wyświetliła się uśmiechnięta morda Grashuka. Jaki on był paskudny. No.. jak to na trolla przystało, zreflektowała się dziewczyna. Lucy odgarnęła włosy za kształtne szpiczaste elfie ucho, w próżnej próbie choć na chwilę zapanowania nad bujnymi włosami. Mentalnym rozkazem odebrała połączenie. Ikonka rozmyła się a zamiast niej w polu widzenia pojawiło się okienko wideokonferencji z Grashuk 'em .
- Hejka duży, jak stoi? - Lucy przywitała zadziornie trolla. Wysłuchała szefa, przytakując gdzie trzeba. - Ok, przechwycę was na wjeździe do Redmond. - oznajmiła. Potem się pożegnali.
Elfka siedziała jeszcze chwilę, wpatrzona w cienie poniżej. Czuła jak adrenalina powoli uwalnia się w jej nadnerczach i prowadzona krwiobiegiem rozprowadza się po jej ciele. Ruszała na łowy.
Niczym drapieżny kot, uniosła się miękkim ruchem, na chwilę balansując targana wiatrem na krawędzi dachu, potem obróciła się od krawędzi i zeskoczyła z okalającego dach murku, wylądowała w lekkim rozkroku, łagodnie amortyzując upadek. Potem pochylając się do przodu puściła się biegiem przez betonową powierzchnię dachu, na tył wieżowca. Jej długie nogi stą-pały miękko i pewnie jak nogi łani. W kilka uderzeń serca dotarła do drugiego krańca dachu, lecz nie zatrzymała się, długim susem wskoczyła na gzyms, lecz tylko po to by się od niego odbić i poszybować w nocne niebo. Z początku siła rozpędu niosła ją bezwładnie do przodu, jednak już po chwili grawitacja odezwała się po swoje, zaciskając na ciele elfki swe bezlitosne szpony, ciągnąc ją nieubłaganie w dół. Lucy runęła w otchłań, na spotkanie ulicy dwadzieścia pięter niżej. Mentalnym rozkazem uruchomiła kawałek ściągnięty niedawno gdzieś z matrix. Dudniące techno dźwięki otoczyły jej świat, rozbrzmiewając potężnym dudnieniem w rozszerzonej rzeczywistości. Ciałem dziewczyny wstrząsną dreszcz.
Spadała. Wiatr targał jej ciałem pieszcząc natarczywie każdy skrawek jej skóry, szarpiąc za jej włosy, jak by pragną poznać swą nową zabawkę. Jej oczy napełniły się łzami, podrażnione od świszczącego powietrza, smagającego bezlitośnie jej twarz.
Szarość parkingowego betonu zbliżała się coraz bardziej. Stojące tam pojazdy i motory należące do pająków powiększały się z każdą mijającą sekundą. Widziała też kilka sióstr, stojących przy maszynach. Jeszcze jej nie zobaczyły.
W ostatnim momencie, gdy śmierć była na wyciągnięcie ręki, Lucy rzuciła zaklęcie. Jej upadek zwolnił, na moment zastygła w powietrzu, tylko po to by zwolnić czar i upaść już z bezpiecznej wysokości na twardy bruk. Wylądowała bezgłośnie. Mimo to, czujna jak zawsze Rachel obróciła się i dostrzegła swą siostrę. Uśmiechnęła się krzywo, Rachel nie pochwalała takich zabaw. Lucy uśmiechnęła się do niej rozbrajająco. - No co? - rzuciła zadziornie.
Lecz nim Rachel zdążyła odpowiedzieć, Lucy rzuciła - Mam robotę, znikam na jakiś czas. . Rachel skinęła głową. Wiedziała co to znaczy. Wiedziała też co robić na wypadek, gdyby Lucy nie odezwała się przez dłuższy czas.
Elfka skierowała się miękkim krokiem, kołysząc kusząco biodrami opiętymi w obcisłą czarną skórę, w stronę stojącej na boku ciężkiej Suzuki Mirage. Ciężka czarna maszyna czekała na nią stojąc przechylona na stopce. Lucy dosiadła swojej dzikiej maszyny. Lecz nim zwolniła podpórkę i wystartowała w noc, przejrzała się najpierw w lusterku. Wirtualnym lusterku... istniejącym jedynie w rozszerzonej rzeczywistości... ale zawsze w lusterku. Upadek z dwudziestego piętra rozmazał jej makijaż.
Po jej policzkach ciągnęły się strużki zmieszanego z łzami czarnego tuszu. - Trzeba to poprawić... - mruknęła niczym kotka. W chwilę później, doświadczone ruchy smukłą dłonią i zwinnymi długimi palcami naprawiły to, co wiatr popsuł. Lucy uśmiechnęła się do swego odbicia w lusterku i puściła sobie buziaka. Gotowa, wcisnęła kask na głowę, zwolniła podpórkę i wystrzeliła do przodu. Udami mocno ścisnęła korpus maszyny, przyśpieszenie było tak gwałtowne, iż łatwo mogło ją zrzucić z ciężkiego motocyklu.
Maszyna doskoczyła do wyjazdu parkingu, Wchodząc w ostry zakręt, Lucy przechyliła Suzę miękko na bok, sięgając kolanem niemal betonowej powierzchni. Elektryczny silnik warknął, gdy maszyna znów nabrała prędkości, wyrywając się do przodu niczym nieposkromiona bestia.
Czarny kształt pruł przez ogarniętą w mroku okolicę. Jedynie przelotnie neonowe światła odbijały się w opływowej sylwetce ciężkiego ścigacza. Dziewczyna wtuliła się w swoją maszynę, przyciskając piersi do zbiornika. czuła huk powietrza i czuła wibracje ściskanej między udami potężnej maszyny. Licznik wciąż wspinał się w górę, 200 kmh, 250 kmh, 300 km/h, Lucy wcisnęła jeszcze gaz, maszyna warknęła, wystrzeliła do przodu i jeszcze jakby na okazanie radości, uniosła przednie koło lekko nad ziemię. Pognała w noc nie zważając na nic.
Lucy nie wiedziała dokładnie jaką trasę obierze furgonetka trolla. Pędząc na swej złośnicy, elfka przywołała z oddalonego astralnego królestwa potężnego ducha. Istota natychmiast przystąpiła do poszukiwań. Już w kilka chwil później przywołana istota wytropiła swój cel. A w dwie lub trzy minuty później, czarna suzuki dołączyła do furgonetki, eskortując ją przez Redmond.


Lucy zaparkowała swoją maszynę obok furgonetki. Wysunęła podpórkę, ale jeszcze nie zeszła z ścigacza. ściągnęła kask, uwalniając burzę czarnych włosów, opadających kaskadą na jej smukłe ramiona. Lucy uśmiechnęła się. Była w dobrym humorze. Przejażdżka na jej złośnicy zawsze tak na nią działała.
Elfka skierowała swoje spojrzenie na czekającą kolejkę a co ważniejsze na ochronę i na sam budynek. Zamknęła na chwilę oczy, a gdy je otworzyła, ulica wybuchła w blasku rzucanego przez aury zgromadzonego tu tłumu. Ludzie jarzyli się niczym stworzenia z czystej energii, wijąc się i zmieniając barwy w kalejdoskopie kolorów. Fizyczne rzeczy też tu były, lecz jedynie jako żałosne cienie, niemalże bezkształtne i niewyraźne.
Lucy przyjrzała się swoim towarzyszą, znała ich aury, widziała rany, jakie cybernetyczne wszczepy wyrządziły na ich duszach. Ale nie oni byli celem jej spojrzenia. Głównym obiektem zainteresowania była ochrona. A w szczególności stojący przy wejściu obwieszony amuletami elf o czerwonej czuprynie.

Po zbadaniu aur i otoczenia, Lucy zlazła ze swej bestii, zarzucając wysoko nogę nad maszyną. Swego ducha pozostawiła przy pojazdach. Gdyby sytuacja tego wymagała, mogła go przywołać myślą. Ale nie sądziłaby było to konieczne. Jeszcze nie.
W środku Lucy sprawdziła ponownie aury obsługi i ogólnie otoczenie. A gdy wreszcie ujrzeli ich zleceniodawcę, grzecznie przyzywających ich do swego stolika, szamanka znów spojrzała w astral by zbadać ich nowego klienta. Ciekawy był też jego przyboczny piesek, ten przerośnięty troll. Lucy szybko zbadała jego amulety, no i jego samego, by oszacować, ile ma w sobie chromu.

Gdy pojawiła się młoda elfka, z obsługi, ubrana w krótką skórzaną spódnicę oraz koronkowy gorset, ciasno opinający jej ponętne ciało, Lucy uśmiechnęła się do niej i przejechała wzrokiem lubieżnie po jej ciele. - Dla mnie butelkę Budweisera z małą domieszką dopaminy, metatechu i syntetycznejteobrominy. - poprosiła.

Dziewczyna wysłuchała co Dawson ma do powiedzenia. wzięła do ręki oszronioną butelkę piwa i uniosła ją, potem zacisnęła swe ponętne pełne usta sugestywnie na szyjce butelki i wzięła głęboki łyk. Czerwony ślad po szmince lśnił na odstawionej butelce.

Lucy rzuciła przelotne spojrzenie Terry 'emu. ~ Cha, ma doświadczenie z dziećmi? Ciekawe... - Gdy ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy, Lucy puściła mu zaczepnie oczko, ale nic nie powiedziała.

- Czy ma pan jakieś nagrania pana żony? Obojętnie co. Z pomocą duchów mogła bym przyjąć jej postać, co załatwiło by chyba jakiekolwiek problemy z wścibską ochroną. Oczywiście przydały by się również personalne akta ochrony i służby.
Lucy pochyliła się do przodu, jej czarne włosy wpadły w jej twarz, tworząc ostry kontrast do jej alabastrowo białej skóry i mocno czerwonych ust. Dziewczyna sięgnęła znów po piwo. W jej oczach błysnęła figlarna iskierka. Lucy odchyliła się znów na oparcie i ponownie uniosła szyjkę butelki ku swym ustom.
- Jeśli będzie trzeba, zdobędziemy te informacje oczywiście sami, lecz jeśli by miał pan je przypadkowo pod ręką, bylibyśmy wdzięczni. - dodała po chwili.
 
Ehran jest offline