Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2014, 19:32   #14
Nimitz
 
Nimitz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumny

Kliknij w miniaturkę

Richard Vence, Edward "Candle' Mc'Coy, Murphy Mc'Manus

Dotarliście na miejsce. Jedni z was chowając w sercu nadzieję, drudzy strach, jeszcze inni pełni byli życzliwego sceptycyzmu.
Wygląd i nastrój jakim otoczony był dom jeszcze nie zdołał zakiełkować w waszych sercach.
Jako pierwszy na miejsce dojechał granatowy samochód oznaczony opisami korporacji taksówkarskiej.
Po krótkiej chwili kontemplacji Murphy ruszył do przodu, zapewne zmęczony podróżą i zaciekawiony obecnością rowerów ustawionych pod domem. Drzwi były otwarte, zdając się zapraszać go do środka. Od progu powitał go przyjemny zapach krupniku i niezbyt głośne odgłosy krzątaniny z kierunku, w którym prawdopodobnie znajdowała się kuchnia. Zrobił kilka kroków w tamtą stronę.
Uchyliwszy drzwi zobaczył pulchną około sześćdziesięcioletnią kobietę, krzątającą się żwawo po kuchni. Nie zauważyła go więc bez skrępowania zapukał lekko we framugę starych drewnianych drzwi, by zwrócić jej uwagę, na który to odgłos aż upuściła drewnianą łyżkę w nieskrywanym przerażeniu i odwróciła się szybko, łapiąc w okolicy serca.


PanowieRichard i Edward zwany również “Candle’m” poświęcili dłuższą chwilę podziwiając mroczne oblicze domostwa. W oddali dostrzegli chmury burzowe zbierające się ciemną plątaniną nad gładką jeszcze powierzchnią jeziora, kontrastującą z zachodzącym słońcem rozkładającym się poblaskiem na niebie ze strony, z której przyjechali odcieniami żółci i czerwieni. Edward rzucił na ziemię dokończonego papierosa, zadeptując końcem swojego buta niedopałek.


Usłyszeliście z oddali głośny pomruk silnika jakiegoś samochodu i rzeczywiście po chwili z między linii drzew, skąd sami przyjechaliście wyłonił się duży zielony samochód terenowy by po niedługim czasie z mniejszą ostrożnością kierowcy niż ta, którą wykazał się Richard zajechać na podwórze przed domem.
Zaciekawieni zbliżyliście się by przywitać nowo przybyłych.
Z auta wyszedł wysoki, starannie ubrany blondyn i zapukał w okno pasażera z tyłu, gdzie z brodą opartą na piersi drzemał mężczyzna. Widząc was uśmiechnął się na powitanie i zawołał do drugiej śpiącej osoby, która na pierwszy rzut oka zdawała się być plątaniną czarnych włosów i różnego rodzaju metalowych ozdób owiniętą miejscami lekką tkaniną.
- Pobudka śpiochy. Jesteśmy na miejscu.. - krzyknął i przeciągnął się podchodząc do was pewnym krokiem.
- Lenny. - Przedstawił się wyciągając pewnie dłoń w stronę Murphyego i z zainteresowaniem zerkając w stronę drugiego mężczyzny. - Panowie też nastawieni na paranormalne doznania i kontakty trzeciego stopnia ? - zaśmiał się życzliwie.

Kliknij w miniaturkę

Marek "Mark" Czyżewski

W tym czasie z auta wyłonił się Mark z miną, jak również rozwichrzonymi w nieładzie włosami, świadczącymi o niedawnej drzemce.

Zbudził cię mocny odgłos pukania w szybę, do tego odczułeś jak usypiające kołysanie i pomruk silnika ucichły. Powoli, jeszcze zaspanym wzrokiem rozejrzałeś się dookoła, nie byłeś pewny kiedy, świat postanowił zmienić natężenie barw stanowczo nadużywając palety czerni i bieli. Zobaczyłeś jak Lenny rozmawia już, z jakąś dwójką stojącą przed domem, widząc, że wychodzisz z auta obdarzył cię ciepłym uśmiechem. Po tej krótkiej drzemce, nawet delikatny podmuch wiatru zdawał się przeszywać twoje ciało nieprzyjemnym chłodem. Zerknąłeś na siedzenie pasażera, gdzie Nataly zdawała się “rozwijać” z pozycji embrionalnej, jaką przyjęła do snu. Jej czarne włosy sterczały zabawnie na wszystkie strony i nieprzytomnym wzrokiem omiotła świat dookoła szeroko otwierając oczy.
- Spokojnie Mark, daj jej jakąś chwilę, zaraz się ogarnie. Zaraz po przebudzeniu, potrafi być strasznie marudna - Krzyknął do ciebie mężczyzna. - Nie wiem jak wy panowie, ale mi na pewno przydałaby się jakaś porządna, gorąca kawa. - stwierdził jakby zachęcając do wejścia do wewnątrz budynku.

Kliknij w miniaturkę

Erin Mc'Eringan
Nastrój Erin pogorszył się słysząc ochocze, i pełne życzliwości deklaracje Briany dotyczące wiary. Rozejrzała się uważnie oceniając otoczenie i wyobrażając sobie, kogo mogły przywieść na miejsce dwa samochody, już odpoczywające na prowizorycznym podjeździe jak wielkie krowy na wyjątkowo bujnym pastwisku.

W momencie gdy Bri zanurkowała w swoim małym czerwonym autku, wyraźnie pochłonięta rozpakowywaniem się i usilnymi namowami skierowanymi w stronę rudzielca mającymi na celu wyciągnięcie go z auta twój wzrok przykuła czarnowłosa dziewczyna siedząca na schodach z aureolą rozwichrzonych włosów otaczającą jej zdawało się bladą twarz. Twoich nozdrzy dobiegł znajomy zapach słodyczy i palonej łąki, który prawdopodobnie pochodził z dymu jaki roznosił się wokół niej. Widząc Ciebie uśmiechnęła się i radośnie pomachała w Twoją stronę ręką. Zerknęłaś na Bri , której mniej szlachetna ze stron widniała w drzwiach auta, gdy ta, wśród wielkiego buntu i wrzasków, starała się usilnie wyrwać jej z rąk nieszczęsne psp. Wietrząc pozytywne wiatry, ruszyłaś w stronę machającej Ci wcześniej panny raźnym krokiem rzuciwszy jakieś wyjaśnienie swojej towarzyszce drogi.

Kliknij w miniaturkę

Jonhnatan Mc'Avery

Samochód doktora O’Maley’a ruszył w nieznanym tobie kierunku. Chwilę opowiadał Ci o pracy, a na pytanie o możliwość palenia w aucie stwierdził krzywiąc się lekko, że niecałe pół roku temu pozbył się “tego paskudnego nawyku” i choć już nie przeszkadzają mu ludzie palący w jego otoczeniu, wolałby aby jego samochód nie pachniał dymem. Dzięki rozmowie, podróż mijała dosyć prężnie, a krajobraz za oknem zmieniał się. Wjechaliście w leśną dróżkę, a koła zachrzęściły w kontakcie ze żwirem. Gdy skręcaliście w las, robiło się już całkiem ciemno, zarówno z winy wieczornej pory jak i ciemnych chmur gęsto zbierających się na niebie przed wami, niedługo też zaczął padać deszcz. Między drzewami zamajaczyło wam blade światło, świadczące o obecności jakiegoś gospodarstwa. Neil zdziwił się wyraźnie, jednak zakląwszy głośno pod nosem, gdy jakiś konar, którego nie zauważył w ciemnościach głośno przejechał z głośnym jęknięciem po boku auta, postanowił zatrzymać się w tym miejscu, przynajmniej na tyle, by ulewa przycichła. Podjeżdżając, w światłach reflektorów zobaczyliście mały zdawałoby się niechlujnie zbudowany domek, w którego oknie niepewnie paliło się żółte światło żarówki.

 

Ostatnio edytowane przez Nimitz : 31-05-2014 o 16:55.
Nimitz jest offline