Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2014, 20:04   #15
Fantomeks
 
Fantomeks's Avatar
 
Reputacja: 1 Fantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Nie, przyjechałem tutaj bardziej… Rekreacyjnie – odpowiedział z uśmiechem. Powód swojej wyprawy wolał chwilowo zachować dla siebie. W końcu nie ma nic gorszego dla mieszkańca takiej wsi, niż ludzie z zewnątrz wchodzący z buciorami w życie – I dziękuję.
Jonathan musiał to przyznać: to była naprawdę urocza persona. Gdy już rozpocznie badania na dobre, będzie musiał tu jeszcze wrócić. Bo to idealne miejsce na start. No i piwo dobre, nierozwodnione. Naukowiec upił kolejny łyk, rozkoszując się diacetylowym aromatem bijącym od kufla, nadającym piwu lekko maślany kolor, no i smak. Nie da się ukryć – od miesięcy nie pił tak dobrej rzeczy.

Nim kufel opróżnił do połowy, kelnerka zdążyła wypytać go o pochodzenie (o dziwo, jego szkockość nie zrobiła na niej absolutnie żadnego znaczenia. Albo faktycznie nie wierzyła w stereotypy, albo po prostu dobrze ukrywa swoje emocje), rodzinę i zawód. O ile normalnie chętnie by porozmawiał, o tyle w tym momencie był lekko zirytowany. Jakby nie patrzeć, właśnie przebył cały kraj i teraz jedyne, co potrzebuje, to krótka drzemka, gorący prysznic i zimne piwo. Jeszcze przed chwilą nie zdawał sobie sprawy, jak tego potrzebował, teraz natomiast szczytem jego marzeń była kontemplacja nad piwem przy piwie. W samotności. Mimo to Jonathan uśmiechał się, udzielając odpowiedzi jak najdokładniej. Nie chciał bowiem stracić cennego kontaktu, który przyda mu się w późniejszych badaniach.
Dźwięk trzaskanych drzwi sprawił, że badacz odwrócił się w ich stronę. Nowy klient, okazja do chwilowego uwolnienia się od kelnerki. Nic bardziej mylnego. Wręcz przeciwnie, to staruszek wyszedł. Jednak wszelka nadzieja nie umarła. Telefon znów przypomniał swoim istnieniu dzwonkiem-soundtrackiem z Kill Billa, a wyświetlacz powiedział mu, kim jest dzwoniący: O’Malley. Uratowany przez dzwonek. Dosłownie.
Niewerbalnie przeprosił kelnerkę na moment i odebrał telefon.
- Mc’Avery. Będę dosłownie za sekundkę.
Jonathan z naprawdę wielkim ubolewaniem przechylił kufel, wlewając pozostałość złocistego trunku w gardło. Takie marnotrastwo regionalnego skarbu…
– Dziękuję za miłą pogawędkę – Uśmiech Jonathana wyrażał jednocześnie wdzięczność, jak i rozczarowanie tak gwałtownym zakończeniem – Ile się należy?
– 2 euro – podobny uśmiech wykwitł na ustach kobiety. Wyglądał tak uroczo, że przez krótką chwilę Mc’Avery miał nawet wyrzuty sumienia, że tak szybko rozmowę chciał zakończyć.
Wyciągnął monetę o odpowiednim nominale i podał ją kobiecie. Skłonił się i opuścił pusty przybytek.

Jon dokładnie przyjrzał się mężczyźnie, gdy szedł w jego stronę. Ten nie wyglądał na posiadacza tytułu naukowego. Bliżej mu było do wyglądu policjanta, niż naukowca. No cóż… Mc’Avery przyzwyczaił się chyba do swoich współpracowników, będących uosobieniem tego, jak przecięty Smith wyobraża sobie pracownika akademickiego.
- Neil O’Maley – powiedział Neil, wyciągając dłoń.
- Jonathan Mc’Avery – odparł, ściskając dłoń Neila - Miło poznać.
Uścisk dłoni również wydał się Jonowi dość nietypowy. Ale podobał mu się. Mc’Avery zawsze wolał pracować z naukowcami terenowymi, którzy zawsze byli dla niego kimś bliżej związanym z badanym zjawiskiem. Dlatego też Neil kupił sobie sympatię Jona już na samym starcie.
- Cieszę się, mogąc wreszcie pana poznać osobiście. - uśmiechnął się życzliwie. - To co, ruszamy? Cóż, wybaczy mi pan pośpiech, ale już nie mogę się doczekać momentu, gdy wszystko będzie na swoim miejscu. Możemy porozmawiać po drodze. – zaproponował samemu kierując swoje kroki w stronę auta. Szkot ruszył zaraz za nim.

***

Mc’Avery praktycznie całą drogę obserwował krajobraz przez okno. Wiejskie domy, zielone wzgórza, lasy na horyzoncie. Za każdym razem, gdy trafiał do Irlandii, miał wrażenie, że to jakaś kraina z bajek, gdzie w każdym krzaku czai się elf, a na końcu tęczy tańczą leprechauny, pilnując garnców ze złotem. Właśnie to Jon uwielbiał w swojej pracy. Możliwość wyrwania się z miejskiej rzeczywistości i trafienia z miejsca tak egzotyczne, jak to. Cristen go zabije, jeśli nie zrobi dla niej milionów zdjęć.
– Muszę przyznać szczerze, że naprawdę trudno tutaj trafić. - zagadał do Neila, gdy cisza zaczęła być niewygodna
- Można powiedzieć, że jest to swoisty urok tego miejsca. Do tego na pewno oddaje to pewien obraz tajemnicy… po który się tu zjawiliśmy - odpowiedział doktor spokojnie.
- Mam nadzieję, że nasza wyprawa okaże sie owocna. Próbował pan rozmawiać, z miejscowymi ? - zapytał z zainteresowaniem.
- Tak, chociaż samych badań jeszcze nie rozpocząłem. Pierwszy dzień zawsze przeznaczam na wybadanie gruntu, by wyprawa faktycznie mogła okazać się owocna.
- I jak? – Neil z zainteresowaniem spojrzał na Jona
- Całkiem sympatyczne towarzystwo, jak na ten region, bardzo otwarte. Pewnie dlatego, że każdy obcy wydaje się tutejszym jednostką egzotyczną, godną zainteresowania. – oby tylko nie zaszkodziło to badaniom, dodał w myślach – Mogę zadać pytanie?
– Proszę pytać, panie Mc’Avery.
- Proszę mówić mi Jon
– Neil – wyciągnął dłoń, by oficjalnie przejść na ty. Szkot ją uścisnął – To co to za pytanie?
– Jak wygląda nasza grupa? Muszę przyznać, że nie jestem zwolennikiem tej formy rekrutacji, bo potem pojawiają się wewnętrzne zgrzyty utrudniające badania. Przynajmniej ja mam takie doświadczenia…
– Oh. Z tobą w grupie jest dziewięć osób, wcześniej się nie znających. Jakieś dwie osoby znały się już wcześniej, ale to wszystko. Ogólnie to zbieranina poszukiwaczy przygód… - Jon skrzywił się nieznacznie – … Jedni w zjawiska nadprzyrodzone wierzą, inni nie. Poza tym przedstawiciele obojga płci, różnych grup społecznych i wiekowych… W sumie to dobry materiał do badań, nie?
Neil zaśmiał się. Jon krzywo się uśmiechnął. Spodziewał się niezłego cyrku…

– Czyli zakładać, że jesteśmy jedynymi obeznanymi w temacie.
– Na to wygląda.
– Muszę się też przyznać, że niewiele o tajemniczym domu znalazłem. Ot wzmiankę, że uzdrowisko, że nawiedzony… Tyle. Masz jakieś informacje?
– Znam tylko kilka plotek. Ludzie jakoś nieszczególnie są chętni do podzielenia się czymkolwiek poza faktem, że uważają dom za kolebkę zła…
– Nic dziwnego. Typowa reakcja.
– Dom został zaprojektowany jako letnia rezydencja. Przez wiele, wiele lat stał opuszczony, do czasu gdy nie został wykupiony przez jakąś niewielką firmę. Gdzieś z dwadzieścia lat temu. Miał zostać przerobiony na uzdrowisko, ale projekt umarł.
– Pewnie to on teraz straszy. – wtrącił antropolog. Neil parsknął.
– Tak. Od jakichś pięciu lat jest w prywatnych rękach, ale dalej stoi później. Dopiero na moją prośbę została zaproszona ekipa remontowa, by miejsce jakoś przyszykować na wasz przyjazd.
– Czyli nocujemy w tym domu.
– Tak właśnie.
– Świetnie. Potrzebuję prysznica. I drzemki. I papierosa. Masz coś przeciwko?
Neil skrzywił się, więc Mc’Avery nawet nie próbował wyciągnąć swoich papierosów.
– Rzuciłem pięć lat temu. Umarłbym chyba, gdybym czuł fajki na tapicerce… Ale jak chcesz, to się zdrzemnij. Obudzę cię.
Neil nie musiał powtarzać dwa razy. Jon zamknął oczy i momentalnie zasnął.
 
__________________
Róże są czerwone, bywają i białe
Chociaż jestem zabawny, nie umiem rymować.

Ostatnio edytowane przez Nimitz : 08-06-2014 o 22:28. Powód: Poprawiłam kody bo były błędy ;)
Fantomeks jest offline