Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2014, 16:03   #143
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
[center]Borys end?


Trzy kapsuły ratunkowe z bazy kosmicznej trzasnęły w ciemną stronę księżyca. Otworzyły się wypuszczając z wnętrza Borysa, Okamijinao oraz Alberta. Trójkę mężczyzn zdziwiła cisza panująca w okolicy.
W oddali naprzeciw nich widniała spora budowla. Jakiegoś rodzaju baza naukowa. Ciężko było stąd powiedzieć. Widzieli jednak, że ktoś stoi na jej szczycie. Komitet powitalny? Nie.
Komitet był tuż przed nimi. Okamijin wyczuł go natychmiast, Borys zaś potrzebował dłuższej chwili aby jego wzrok się dostosował.
Armia robotów stała pomiędzy nimi a bazą. Liczna i najpewniej niebezpieczna. Nie z uwagi na to czym byli, tylko na to, ilu ich było. Wyposażeni w różnorakie uzbrojenie oczekiwali spokojnie nadejścia książąt.
- Teraz jesteście sami. – ostrzegł dwójkę Albert. - Macie znaleźć matkę nim będzie za późno. Jazda!
- Trzeba się spieszyć. -stwierdził Borys, po czym nabrał powietrza w płuca… dużo powietrza. Z każdym haustem zaś rósł, jego ciało rozdymało się od środka sprawiając że Rusek zmieniał się w istnego giganta. Kiedy przybrał już rozmiary an tyle wielkie, by pod jego butem mogło zmieścić się kilka robotów, dodał do swej mutacji kolejna przyprawę. Czarny diamentowy pancerz, grubszy niż to zazwyczaj miało miejsce. Potem zaś zaczął biec, nie miał zamiaru tracić zbyt dużo czasu na roboty, miał zamiar przebić się przez nie sprintem a uderzeniem wielkiej piąchy otworzyć sobie przejście do bazy.
Idea biegu była dość dobra, zaadaptował ją równiez towarzysz Borysa krótry zaczął gnać między robotami nieco zbyt szybko aby Rosjanin był w ogóle w stanie rejestrować ruchy jakie wykonaywał. Teoretycznie nie miało to znaczenia. Miał inny problem. Mimo iż jego wielka, opancerzona forma pozwoliła mu dojrzeć całą bazę i jej okolicę, była wciąż zbyt mała aby jej sięgnąć, a bojowy potencjał robotów był dość duży. Im większy Borys się stawał, tym więcej maszyn było w stanie go ostrzelić. Lasery nagrzewał jego skorupę z bliska, zaś rakiety nadlatywały z odległych terenów pobliskich bazie. Spowalniało to jego ruchy w i tak powolnej formie, bolało go i raniło.
Borys krzyknął niczym raniony dzik, ale nie zaprzestawał biegu, jednak zwalniał z każdym krokiem. Jego usta rozchyliły się lekko, gdy zatrzymał się w pół kroku… wyglądało jak gdyby zapadł w jakiś trans lub inną formę hibernacji.
Borys otrzymywał ogromną ilość uderzeń. Stanie w miejscu ani trochę mu nie pomagało. W końcu jego skóra opadła na ziemię zgniatając część z niezbyt wytrzymałych, choć silnych maszyn. Mężczyzna zmienił swoją formę.
Maszyny Henriego nie mogły jednak poprawnie jej zidentyfikować, kontynuowały one atak na masywne cielsko i wszystko co się w okół niego znajduje, gdy tymczasem wesoły Rosjanin leciał w powietrzu w stronę bazy, odziany w izolującą ciepło skorupę. Do czasu.
Borysowi udało się pokonać sporą część odległości, widział już że osoba w oddali, to stojący na dachu niewielkiej bazy Steiner. Wtem strzała przebiła jego bok i posłała go na ziemię.
Uderzył on z bólem rozbijając się o księżyc. Czarni rycerze nie potrzebowali żadnych znaków poza samym psi Borysa aby go dostrzec.
Borys jęknął… kawałek jego ciała przebity strzałą, poruszył się, a po chwili wykształcił własne odnóża. Klon, sztuczka która już pokazywał, wyszedł z rannego miejsca wraz ze strzałą. Poświęcając jedną ze swych nieskończonych kopi, Borys pozbył się trującego elementu.
- Nic niewarte ludzkie stworzenia… -warknął gdy kawałek wydartego ubrania odsłonił jakiś błyszczący element w jego ciele. - Stawiacie niepotrzebny opór… przeciągacie nieuniknione… -mruczał do siebie, opierając dłonie na ziemi niczym profesjonalny sprinter.
Rycerze mogli go wykryć… ale czy trafią coś szybszego niż samolot czy nawet pocisk? Ludzie często niedoceniali potęgi zwierząt, a Jankovic był ewolucją samą w sobie. Jego nogi stały się trochę chudsze, jednak wypełnione mięśniami, najpotężniejszego ze skoczków.
Konik polny, gdyby był wielkości człowieka mógłby przeskakiwać wieżowce, tak silne były jego nogi.
Jednak to nie było wszystko, bowiem na plecach i nogach Borysa pojawiły się dziwne organiczne rury. Przypominały one te występujące w samochodach. Jednak był to element ciała kolejnego stworzonka.
Skoczek wodny, to owad niedoceniany przez badaczy, drzemie w nim zaś ogromny potencjał. Używając gazu, kiedy drapieżnik znajduje się blisko, niczym napęd odrzutowy wyrzuca się w przód. Jeden taki skok pozwala mu przemieścić się, w ciągu sekundy, o około 150 długości jego ciała. Gdyby przełożyć to na rozmiary człowieka, czyli takie które teraz reprezentował Borys, prędkość ta wyniosła by około… 970 kilometrów na godzinę.
Oczy Borysa błysnęły z podnieceniem, kiedy uginając nogi odbił się od ziemi, odpalając gazowe dopalcze skoczka. Był ciekawy czy uda się im go trafić, nim niczym żywa torpeda doleci do Steinera.
Nie mogli nic zrobić. To było dość logiczne. Masa strzał poleciała w miejsce gdzie Borys stał, ale żadna nie strzeliła prosto w niego, ani nawet za nim.
Steiner...zaklaskał, schodząc w bok. Drobnym, niemrawym kroczkiem. Prędkość Rosjanina nie była dla niego niczym niezwykłym? Tak to przynajmniej wyglądało gdy Rosjanin przelatując za niego trafił na drugą połowę podłużnego dachu i tylko przypadkiem przez niego nie przeleciał. Niestety kąt wyskoku posłał go w lądowanie płasko na brzuchu.
Tym co spotkało Borysa na miejscu było...robactwo. Nawet nie koniecznie. Nanorobactwo. Dach był wypełniony nanorobalami Steinera, który z uśmiechem podchodził do Borysa, gdy te obłaziły go w zastraszającym tempie. - Nie mogłeś odpuścić wyzwania, ech? Mogłeś skoczyć prosto w bramę, albo w ścianę. Przebiłbyś się z tą siłą. - uśmiechnął się.
- Interesuje mnie tylko całkowite zwycięstwo, całkowita anhilacja tych którzy ośmielili mi się przeciwstawić. -odparł leżący Rusek, unosząc lekko głowę. - Zresztą… mój mózg żyje dzięki wyzwanią, JA żyje tylko po to by uświadomić wam waszą małość. -dodał po czym uśmiechnął się. - A ty, po co żyjesz? -dodał, gdy nagle otworzył szeroko usta. Z jego gardła wystawała długa, przypominająca lufę, rura. Gdy tylko otworzył ust, strzelił z niej strumień skondensowanego gazu. Był to jednak specjalny środek, produkowany przez niektóre mrówki, specyfik który w momencie kontaktu z tkankami eksplodował. Jankovic miał zamiar wysadzić głowę naukowca.
Widząc atak Borysa naukowiec zasłonił się rękoma. Wyrosła przed nim ściana z owadów, która zaczęła wybuchać od kontaktu z gazem, za nią rosła następna i kolejna, w niewielkich odstępach. Część z gazu dostała się jednak dość blisko Steinera, parząc jego dłonie.
Borys w tym momencie podniósł się bez większego trudu, obserwójąc jak robactwo rozprzestrzenia się na jego barki.
I mniej więcej w tej samej chwili, skóra Borysa wraz z wieloma Nanitami opadła na ziemię. Mężczyzna niczym wąż, pozbył się wierzchniej warstwy, z wewnątrz zaś wystrzeliła w górę, sylwetka Jankovica. Z pleców wyrastały mu pterodaktyle skrzydła, dzięki którym pozostawał poza zasięgiem robaczków pokrywających dach.
- Całkiem sprytnie Steiner, nanoboty przygotowane tylko i wyłącznie do walki ze mną. -uśmiechnął się Jankovic. - Jednak zapominasz , że mój system odpornściowy, nie jest taki jak te należące do was. Nawet mimo tego, że wprowadziłeś je we mnie, już wiem jak je pokonać. I w sumie tym samym mam zamiar pokonać Ciebie. -stwierdził, a od jego dłoni odpadł kolejny płat skóry… w drodze na ziemię zmienił się jednak w…. lekko rozwrzeszczaną chmurkę.
Setki, czy nawet miliony malutkich Borysów leciały w stronę naukowca, zaciskając małe piąstki.Skoro on zaraził go swymi tworami to Jankovic odda mu to samo. Rusek mógł podzielić swoje komórki by stworzyć klona, wszystko zależało od wielkości podzielonego elementu. Dla tego postanowił podzielić te najmniejsze, niewidoczne części, to była jego odpowiedź na nanoboty - NanoBorysy. Taka sama armia, zaczęła też tworzyć się w jego organiźmie, zmieniła normalne komórki odpornościowe w swoje klony- by to te poradziły sobie z zarazą.
- Tylko do walki z tobą? - zdziwił się Steiner. - Pochlebiasz sobie. - uśmiechnął się lekko, rozbawiony Rosjaninem. Armia mikro stworów...nie miała nigdzie dolecieć. W ten sposób Borys pozbył się z swojego organizmu nanobotów. Ale co za tym szło? Mikroby odwróciły się, słuchając komendy swojego twórcy - Steinera - i ruszyły na rosjanina, którego buty zaczynała pokrywać wspinająca sią na dachu grupa nanobotów.
Borys od razu podleciał wyżej, uderzając butami o siebie by zgnieść trochę nanobotów, zresztą zawszę mógł zastosować swoją sztuczkę ponownie. Teraz jednak liczył się naukowiec, Borys uśmiechnął się. Był to dobry czas by przetestować jego nowe moce w walce. Zaczął latać nad Steinerem, a z jego torsu wyłoniły się znane już z bitwy z Henrym sobowtóry. Trzy z nich skoczyły w stronę naukowca, z dziwnym błyskiem w oku, szykując się do ataku.
Steiner nie zwlekał. Widząc spadające klony rozkazał swoim nanitom uformowanie kontry. Stworzenia z dachu zebrały się razem, w wielką, czarną rycerską dłoń o ostrych palcach. Było ich trzy, i przebiły każdego z spadających sobowtórów. Stworzenia wybuchły, rozwiewając dłonie konstruktów, a nawet lekko motając Borysa w powietrzu, choć nie otrzymał on przez to żadnych obrażeń.
- Tak właściwie czemu bronisz ich wizji świata Steiner? -zapytał Borys, po czym zanurkował w stronę naukowca. Wiedział co chciał wiedzieć, nanity można było poruszyć w normalny sposób. Wystarczyła dostateczna siła. Z jego czoła wyrosły mrówcze czułki, a on nabrał powietrza w płuca. Chciał krzyknąć, tak jak robił to już wiele raz… tylko że mocniej. Jego czaszka przekształciła się na wzór jednego z dinozaurów, tworząc kształt wspomagający rezonans. Niektóre tkanki zmieniły się tworząc membrany wzmacniające dźwięk, Borys stał się po części żywym wzmacniaczem o olbrzymiej mocy.
Ryknął jak tylko najgłośniej umiał, jednocześnie biorąc szeroki zamach swym muskularnym ramieniem. Krzyk mrówki i pięść krewetki rzadko go dotąd zawodziły… miał nadzieje że i tym razem to rozwiąże jego problemy.
- A co mam robić? - spytał Steiner. - Za mniej jak kilka godzin, nie będzie po mnie śladu. Jak gdybym nigdy się nie narodził. - uśmiechnął się delikatnie, gdy fala dźwiękowa uderzyła w dach. Nanity poruszały się, falowały zgodnie z rozchodzącym dźwiękiem. Trudno było stwierdzić ile z nich umarło. Steiner...Steiner eksplodował. Rozsypał się niczym czarna mgła.
Gdy Borys wylądował uderzając w dach, stwoerznia zafalował ponownie, podobnie jak przy uderzeniu fali dźwiękowej. Dziury w dachu nie było.
Był to też moment w ktorym poczuł on dotyk dłoni na plecach. Steiner stał za nim.
- Zostań ze mną na ziemi. - poprosił.
- Moment w którym mnie dotknąłeś był twoim największym błędem. -Borys powiedział zerkając przez ramie za siebie. Jego podarty od siły okrzyku płaszcz powoli zsunął się na dach, odsłaniając pokryte bliznami ciało. Sylwetka Jankovica nie przypominała już muskularnego Boksera, który całe życie spędził na ringu. Teraz wyglądał bardziej niż były niewolnik szalonego naukowca. W jego ciele było pełno szwów, a blizny łączyły się dziwnym szlakiem, droga od jednego biocore do kolejnego. Muskularne plecy wysypane były źródłami energii niczym po przejściu biocorowej ospy. Na szybko dało się doliczyć z dziesięciu na samych plecach, a na pewno Rusek miał na sobie ich więcej.
Nagle jeden z nich błysnął uwalniając ogromne pokłady energii, które miały przejść po ręce Steinera. I sparaliżować go bólem jak i natężeniem energii na chwilę która pozwoli Borysowi na resztę planu.
Obserwował wroga już dość długo i doszedł do pewnych wniosków. Skoro Nanoboty i Czarni rycerze działali na podobnej zasadzie, a Steiner nie zginął po ataku, znaczyło że ma taką sama lub podoba strukturę. Tak więc pierwszym elementem który spowalniał ich regeneracje było użycie energii Psi.
Regeneracja zaś możliwa była właśnie dzięki przepływowi ich Psi, to było logiczne, Ronald niemal wytłumaczył mu to przy ich pierwszym spotkaniu. Dla tego też drugi ruch Borysa był taki dziwny. Obrócił się on, a jego ręka przemieniła się w stalowy kolec… który Rusek sam sobie oderwał. Dźgnął nim w stronę serca Steina, by przebić się przez nie i przyszpilić go do podłogi.
Stal blokowała przepływ Psi, tak więc jeżeli przebije naładowane ciało Steina stalą, powinien zatrzymać go od regeneracji. W terorii Jankovica to nie zabije wroga ale nie pozwoli mu też żyć. Zostanie wiecznie powstrzymywanom od regeneracji skorupą. Ponieważ świadomość była na stałe powiązana z dusza a ta z Psi, co widać było po technologii Arnolda, Stein nie powinien móc przenieść świadomości do innych robaczków, póki cyrkuluje w nim energia Borysa, zamykana przez stalowy obwód z jego ramienia.
Leżący na ziemi steiner uśmiechnął się lekko. Nie wydawał się przerażony swoją nową pozycją, a po chwili eksplodował w twarz Borysa masą nanitów.
Stworzenia dachu podniosły się, aby uformować...czterech Steinerów.
- “Denn die Todten reiten Schnell. (Ponieważ martwi podróżują prędce.)” ― Bram Stoker, Dracula - skomentował jeden z nich. - Czyżbyś pomylił mnie z wampirem?
- Gry na czas… -warknął rozeźlony Borys, widząc, że skoro jego teoria zawiodła, oznaczać to może, że równie dobrze walczy z zasłoną dymną.
- Teraz jestem naprawdę zirytowany, i czy wam się to podoba czy nie. Wchodzę do środka. - dodał w stronę Steinerów
Nanity mogły amaortyzować uderzenie jego pięści, ale ile ich zdołają wchłonąć. Dziesięć? Dwadzieścia? Rusek zacisnął zęby rozkładając ramiona na boki, ich wewnętrzna struktura znowu się zmieniła.
Czasem najmniej pozorne stworzenia mogą być bardzo pomocne. Zwłaszcza gdy można je rozbijać i składać w jedno. Co się więc stanie gdy połączyć siłę krewetki, która Borys szczycił się od początku swojej podróży z częstotliwością uderzeń skrzydła kolibra. To stworzonko przystosowane było do utrzymywania się w powietrzu w jednym punkcie, młócąc skrzydełkami kilka tysięcyrazy w ciągu minuty.
Borys miał zamiar zrobić to samo. Tylko że pięściami po nanitach, a potem po dachu.
Nanity ruszyły na Borysa niczym jedna istota. Jego ruchy odpędzały je zewsząd, może poza jego nogami i dupskiem. W pewnym momencie zatrzymały się jednak. Nawet klony Steinera rozsypały się w czarną mgłę. Przeciwnicy poddali się.
Dach pękł po kilku minutach niesamowitego ataku Borysa, aż Rosjanin wpadł do środka. Gdy tylko wylądował w wnętrzu budynku, spadły na niego dwie ściany nanitów. Cholerstwo było wszędzie i bez zwłoki zaczęło sypać się z dachu!
Borys zagryzł zęby, widać musiał coś poświęcić by wygrać. Kilka z jego rdzeni błysnęło, gdy postanowił wysadzić je w celu zrzucenia nanitów ze swego ciała.
Wybuch był na tyle silny, że odrzucił nanity na dobre kilkanaście kroków od Borysa, dając mu w końcu okazję na wystchnienie, gdy jego noga szybko się regenerowała. Ból był okrutny.
Steiner nie dawał jednak za wygraną, po obu stronach korytarza na którym się znajdowali stworzył swoje sobowtóry.
- Złap mnie jeżeli potrafisz. -mruknął cicho Borys, wyczuwając gdzie ma iść. Podskoczył do góry a na jego plecach wyrosły musze skrzydełka. Zatrzepotał nimi, wydając dźwięki jak mały śmigłowiec a jego oczy zmieniły się też w te należące do tego stworzenia. Skoro walczył z wieloma wrogami, musiał widzieć w wielu kierunkach, oraz wiele oddzielnych elementów. Dzięki swym oczą ponadto szybkie muchy, mogły dynamicznie zmieniać kierunek ruchu, przez co trafienie ich packą było takie trudne. Borys ruszył przed siebie, starając się jak najszybciej dotrzeć na dół, nie chciał przebijać się przez podłogę by znowu natrafić na nanity.
Steiner wyprostował się, i z dużym zamachem spróbował kopnąć lecącego Borysa. Spudłował. Trudno. Ledwo Borys skręcił za zakrętem, a jego twarzy ukazała się czarna ściana. Za nim zaczęła rosnąć druga.
Szybkie uderzenie łokciem w ścianę miało otworzyć Ruskowi wejście do sąsiedniego korytarza, by ominąć zaporę z nanitów.
Faktycznie za ścianą znajdowało się przejście. I to w dodatku wolne od nanitów. Rozchodziły się z niego dwie ścierzki. Na północ i zachód. Z czego z północnej zaczęły powoli wychodzić kolejne nanity.
Skoro jeden korytarz pozostał wolny a z drugiego wychodziły nanity, znaczyło że wolna ścieżka to pułapka. Borysa zaczęły irytować te stworki, musiał coś wymyślić. Splunął w stronę ich grupki kwasową śliną, ciekawy czy te zostaną stopione. Widząc jak te topią się ruszając panicznie powoli znikającymi odnóżkami, uśmiechnął się kącikiem ust. Jego usta wykrzywiały się coraz bardziej, gdy ślina między nimi zrobiła się gęsta i lepka. To samo zresztą poczęło dziać się z jego skóra i ciałem, które zdawało się być miękkie i glutowate. Zniknęły nogi, została jedynie bezwładna masa w której błyszczały oczy Jankovica.


Ten zaczął sunąć w stronę nanitów, by przebić się przez korytarz. Zostawiał za sobą, długi pokryty sadzą trop, gdy podłoga z cichym bulgotem rozpuszczała się pod nim.
Przebijając się przez niezbyt mocne przejście, Borys trafił do szerokiego korytarza z żelazną bramą i urządzeniami odkażającymi porozstawianymi przy ścianach. Nie wiedział ile korytarzy kryła droga, domyślał się jednak za to, że jego pancerz nie będzie idealny.
Nanity zaczęły oddalać się od Borysa i formować w czarnych rycerzy, najpewniej z zamiarem użycia przeciw niemu broni, zamiast samej masy.
Z głowy Borysa poczęły wyrastać te same rurki, które przyspieszyły go w drodze na dach. Teraz kiedy nanity same w sobie mu nie groził, mógł po prostu iść w dół. Jednak konwecjonalne metody byłby za wolne. Galareta odbiła się od ziemi, a dysze zaświszczały wypuszczając gaz. Jankovic mógł zostac kim chciał (tak przynajmniej mówili kiedyś rodzicie), został więc ponadźwiękowym, kwasowym pociskiem.
Kula kwasu wkręcała się w ziemię z ogromną prędkością, aż wreszcie z ogromną energią wpadła pod siebie. W basen wypełniony kwasem. Był on dość zbliżony do tego czym był Borys. Mutant nie poczuł na sobie żadnych głębszych zmian. Poszczęściło się mu.
- Uciekasz!? - prześmiewcza wiadomość dotarła do Borysa z góry. Wypowiedziana przez klon Steinera. - Wiesz co tam było? - spytał wskazując za siebie. - Ja. Moje prawdziwe ciało. Myślałem, że chciałeś je pokonać. - uśmiechnął się naukowiec.
- Oh i pokonam. Wszak będziesz musiał je ruszyć, skoro chcesz mnie powstrzymać. -zauważył kwasowy twór, pełznąc przez basen. - Masz mnie za kogoś tępego jak Deus? Tak prosta prowokacja? -zadrwił skupiając się by wyczuć dalszą drogę do matki.
- Nie. Po prostu nie mogę go ruszyć. - przyznał profesor. - Otworzę ci drzwi, jeżeli tak ci szkoda czasu. W innym wypadku jesteś skazany na użeranie się z moją zarazą. Suit yourself. - klon rozsypał się.
Borys nie był w stanie wyczuć gdzie dokładnie musi się udać. Wiedział, że matka jest gdzieś pod nim, nie był jednak w stanie sprecyzować gdzie.
Kiedy Jankovic wygrzebał się z basenu, zrzucił z siebie kwasową zbroję, Zrobił to by wypuścić z ciała dwie swoje kopie, które niemal od razu zaczęły też powoli formować kolejnych borysów.
- Matka jest na dole, znajdzcie drogę i zdajcie raport. -poleciał klonom, a sam wskoczył na górne piętro. Szukać mogły i one, a wyłaczając nanoboty znacznie sobie ułatwić drogę… będzie mógł wtedy na dobrą sprawę przebić się na dół tak jak zrobił to na dachu.
- To otwieraj Steiner! -ryknął mutant, stając prze d bramą.
Metalowe bramy otwierały się jedna za drugą. Borys naliczył aż sześć. Teoretycznie nie tak dużo, w praktyce zajęło by to Rosjaninowi ogrom czasu.
Nanity były wszędzie. Borys był w dziadostwie po kolana, to jednak było o tyle miłe aby zejść na boki. Steiner zapraszał go do siebie.
Stary profesor nie był już do końca tym czym mutant go pamiętał. Siedzący w dziwacznej maszynie sporych rozmiarów mózg musiał być ostatnim co pozostało z Steinera.
- Witam, nad-człowieku. - głos wydobył się z rozmieszczonych w sali głośników. - Co sądzisz?
- Że jesteś tym czym byłem ja zanim się obudziłem. Kimś zamkniętym w więzieniu które stanie się domem do końca życia. Z tą różnicą, że moje więzienie ma mięśnie i wszelakie inne tkanki. Jesteś pasożytem bez żywiciela. -stwierdził Borys rozglądając się po sali. - Chociaż tracisz swój potencjał na zabawki.
- Pamiętasz, gdy chciałeś mnie przebić kołkiem? Nawiązanie do wampira nie jest aż tak błędne. W mitach chowali oni swoje serca w trudno dostępnych miejscach, dla własnego bezpieczeństwa. Mam ciało, Borysie. - zaprzeczał głos. - Jest wszędzie w okół ciebie, ogromna ilość moich nano-tkanek. Jestem każdą jedną z nich.
- Mimo wszystko, ciało organiczne daje więcej...przyjemności. Miło patrzeć, na to że wie się jak lepiej wykorzystać taki bezwartościowy organizm jak ludzie. -stwierdził przyglądając się słojowi. - A więc jak masz zamiar pokonać moja kwasową zbroje. jestem pewny, że coś wymyśliłeś.
- Wystarczy zastęp łuczników. Nanoboty są zbyt małe aby mogły coś zdziałać w kontakcie z kwasem, ale zrobiona z nich strzała nie stopnieje w kilka sekund. Ani włócznia, miecz, czy topur. - odparł Steiner. - Jeżeli dalej chcesz walczyć, oczywiście. - zaśmiał się. - Myślałem, że wpadłęś tylko porozmawiać. Nie mogę tego zrozumieć. Po co taki organizm jak ty, porząda czegoś tak niepotrzebnego jak zemsta w takim momencie? - zapytał mózg. - W nowym świecie nie będzie NIC związanego z nami w jakikolwiek sposób. Zemsta jest bezcelowa i bezowocna. Nawet nikt nie będzie pamiętał, że ją osiągnąłeś. - dziwił się umysł. - Nawet dla mnie badanie tej technologii było wyłącznie zajęciem czekając na koniec. Gdybym nie wiedział, że za parę godzin zniknę, na pewno nie odważyłbym się przeprowadzić na sobie samym operacji kończącej się tym, co widzisz.
- Zadziwiasz mnie, jesteś naukowcem prawda? Więc czemu wysnułeś wniosek, że to moja zemsta. Przecież my nawet nigdy się nie spotkaliśmy. Nie mam nawet motywu by się na tobie mścić. -zauważył Borys uśmiechając się i zerkając na mózg czekając na jego reakcję.
- A jednak przejawiasz agresję z zawiścią. Roztrącasz się na czymś tak nieistotnym jak pragnienie zniszczenia gatunku, który i tak po prostu zniknie w zaledwie kilka chwil. Dlaczego wskoczyłeś na dach, Borysie? - zapytał umysł.
- Każdy z was zakłada pewien fakt. Fakt który jest czystą teorią, lecz w żądnym stopniu nie jest faktem. -zaczął w dość dziwny sposób. - Zakładacie, że znikniecie na zawsze. Że rasa ludzka i ten świat zostanie zniszczony. Że nikt nie będzie pamiętał co się stało. -stwierdził Jankovic, obserwując słoik. - Jaki wtedy sens miałoby wtedy udawadnianie waszej nędznej rasie tego jak nic nie znaczycie? Przecież w nowym świecie ludzie powstaną jako rasa niewolników, a przynajmniej to założyliście. -dodał, a na jego twarz znowu wypłynął uśmiech szaleńca, oko zaś drgnęło lekko. - To było by bez sensu. Jednak zapominacie, że wygranie tronu to możliwość kreacji absolutnej. Wystarczy, że stworze świat z momentu w którym ten się skończył. Przedłużę istnienie tej rzeczywistości o kolejny cykl, zaimplementuję każdemu stworzeniu jego dawne wspomnienia, całą historie - wszystko. Koniec będzie niczym sekundowe zaburzenie danych w komputerze, potem wszystko wróci do normy. -Borys zaśmiał się głośno, wskazując palcem na słój. - Dla tego wskoczyłem na dach, dla tego pozwoliłem Arnoldowi dalej wszystko obserwować. Chce byście jako niewolnicy pamiętali o tym, że nie byliście wstanie mnie powstrzymać. Byście bezsilnie patrzyli jak cykl którego broniliście obraca się w moje królestwo. Ale masz rację, nie zabije Cię. Nie będę też z tobą walczyć. To co sobie zrobiłeś to najlepsze więzienie. Idealne do obserwowania jak ludzie zmieniają się w najgorszą ze wszystkich ras. Teraz pozostaje tylko kwestia, czy ty dalej będziesz próbował mnie powstrzymać, czy tez zostawisz to w rękach Henrego i Mulcha.
- Czy ty...nie rozumiesz? - W głosie Steinera było czyste zdziwienie. - Nawet jeżeli odtworzysz nasz świat z dnia wczorajszego...to dalej nie będziemy my. To nie będzie miało z naszą świadomością nic wspólnego. - protestował Steiner. - Dlatego wielu z nas to tak naprawdę nic nie obchodzi...walczę z tobą, bo nie mam co robić.
- Masz pewność, że nie będę wstanie tam umieścić twojej świadomości? - zapytał Borys wertując mózg wzrokiem. - Ktoś kiedyś stworzył dusze i świadomość, skąd wiesz że nie można tego zrobić w czasie cyklu?
- Można. Trzeba nawet, jak chcesz, żeby coś żyło. Ale jakby do nas nie były podobne, będą inne. Dlaczego nie zapytałeś o to Alberta? W tym świecie istnieją dwa wymiary. Nie jest to tak, jak sądził Roland, alfa i beta. To Alfa i Alfa prim. Klony. W procesie odłamu dodają się do siebie jak 1 + (-1). Nie będzie nic, na podstawie czego mógłbyś odzyskać faktyczną materię, element tego świata. Możesz tylko go zimitować na nowo.
- Nie można być pewnym, że tak stanie się na pewno. Zawsze istnieją wyjątki. -zauważył Borys. - A jeżeli faktycznie masz rację… to nie zbuduje nic. Zrobię to czego chciał Albert nie przedłużę cyklu. Wtedy ostatnim zdaniem historii będzie mój triumf. -zachichotał cicho Borys. Widać mimo wielkiego geniuszu, szaleństwo które targało, stworzonym w wielkim bólu umyśle, grało pierwsze skrzypce w postaci Borysa. - To i tak będzie moje zwycięstwo. -dodał, lekko uspokajająco roztrzęsiony ton głosu. - Ponadto jeżeli przegram, w chwili rozłamu ostatnim moim uczuciem będzie zawiść, a tego bym nie chciał. Od kiedy się obudziłem, nie czuję niczego innego niż wściekłość i żądza wygranej. Chce w końcu poczuć radość płynąca ze spełnienia tego celu. -dodał, z błyszczącym spojrzeniem.
- Hahaha… - zaśmiał się Steiner. - Nowy byt, ponad nami, a pragnie dokładnie tego, czego Albert. Bóg i byt przeciwny o identycznych zamiarach. Prawdopodbieństwo było nikłe.
- Czas więc zobaczyć czy mi się uda. -stwierdził Rusek odwracając się i powoli wychodząc z sali. - Nie zobaczymy się więcej, więc ciesz się ostatnimi chwilami świadomości… lub gotuj się na to że uda mi się je przedłużyć.
- Steineeer. Zawiodłeś nas.
W korytarzu pokazałą się postać podobna do czarnych rycerzy. Jej mięśnie były wyraziste, a sama w sobie wydawała się naga. - Tak niedbałe podejście do przyszłości. Co z tego, że cię w niej nie będzie, skoro możesz na nią wpłynąć? - zakpił. Borys zaczął powoli kojarzyć fakty. To był Soeki. Zmienił się jednak nie do poznaki.
Czarna kreatura machnęła ręką, a zza jej pleców zaczęły wybiegać...klony Borysa o czarnej skórze! Soeki zainfekował je, aby obrócić do walki przeciw oryginałowi.
- To infra black. - odezwał się Steiner. - Jego forma jest dużo silniejsza od mojej. To będzie...intrygujące show.
- Nie...co innego bęzie intrygujące. Coś Co nie daje mi spokoju od dłuższego czasu. Ta zaraza… i najlepszy lek który może zniszczyć ją. -stwierdził podchodząc do jednego ze swoich klonów, był od nich szybszy, były jedynie jego imitacją. Dla tego od razu wbił dłoń, która przemieniła się wcześniej w olbrzymie żądło ssawne, w brzuch jednego z byłych żołnierzy jego prywatnej armii. - Jeżeli faktycznie istnieje szansa, że nie uda mi się odtworzyć waszej świadomości to mogę zaryzykować. - dodał, gdy żyły wykwitły na jego czole, a zęby zacisnęły się na chwile gdy zassał potężną dawkę zainfekowanej krwi. - WY CZY JA!? -ryknął szaleńczym śmiechem. - CO OKAŻE SIĘ DOSKONALSZE, MOJA EWOLUCJA I SYSTEM ADAPTYCYJNE CZY WIRUS!? ZARAZ SIĘ PRZEKONAMY! - zarechotał, a kropelki śliny poszybowały w powietrzu na otaczające go istoty. Nie miał szans nie zrozumieć istoty choroby gdy ta stanie się jego częścią- miał wszak wiedzę, o każdym genie który w nim był. Pytaniem było tylko, co okaże się silniejsze.
Nanity zaczęły przepływać prosto do krwiobiegu Borysa. Ich ilość była niesłychanie ogromna, ich PSI, obce dla organizmu i pobudzające. Pobudzające dla tysięcy, nie, milionów innych nanobotów które spały w ciele Borysa od kiedy pokryły go ich niezliczone zastępy.
Organizmy ruszyły razem infekując każdą komórkę, każdy element organizmu istoty ponadludzkiej jaką był Borys. Robiły to natychmiast oraz jednocześnie.
Było tylko jedno miejsce do którego nie mogły dotrzeć. Był to mózg ponadkreatury. Ale nie miało to znaczenia, nie mający wpływu na żaden element organizmu umysł nie mógł nic zrobić. Co najwyżej obserwować niekontrolowane poczynania swojego ciała i czekać na ratunek. O ile ten miał kiedykolwiek nadejść.

Borys uklękł na ziemi, zmuszony do tego przez swojego nowego właściciela Steinera. Oraz przytłaczające psi Soekiego.
- Nie powinieneś był tego robić. – głos ten należał do Steinera. - [i]Nie kiedy ja jestem pośród żywych. Każdy z nich jest moim ciałem, a jednak przyjąłeś je do siebie z zachłannością jakiej ciężko było się spodziewać od istoty...rozumnej.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline