Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-06-2014, 17:12   #88
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Post zawiera bardzo brutalne sceny. Zastanów się zanim przeczytasz.

"Człowiek jest naprawdę królem dzikich bestii, gdyż jego brutalność przewyższa ich brutalność. Żyjemy ze śmierci innych. Jesteśmy cmentarzyskami!"
Leonardo Da Vinci

Opad. Przeciwnik z którymi nie można było walczyć. Randall nawet nie próbował. Przetoczył się, jeszcze leżąc na ziemi wyciągnął jedną ręką butelkę z wodą a drugą naciągnął kominiarkę. Wstając już obficie polewał sobie twarz. Gówniarz coś tam mówił, że to nie daje ochrony ale tak naprawdę nie było wiadomo. A próbować nie zaszkodzi. Zgięty w pół, trzymając w jednej ręce karabin podbiegł do Marii.
- Spierdalamy!
Bezceremonialnie zarzucił sobie jej zdrową rękę na barki obejmując jednocześnie w talii i ciągnąc do przodu. Dziewczyna nie stawiała oporu. Wystartowali od razu do sprintu. Źle zrośnięta noga dawała o sobie znać, podobnie jak obciążenie.

Opad. Przeciwnik przed którym nie można uciec. Wprawne oko żołnierza szybko oceniło, że pył rozprzestrzenia się zbyt szybko. Mimo kominiarki wdziera się do dróg oddechowych. Zatrzymał ich po paru sekundach. Ucieczka była daremna. Szybko się rozejrzał. Rozwalony przedział transportowy nie dawał nadziei na ochronę. Zniszczone ruiny podobnie. Wszyscy stali wokół kapsuły w której leżała mała Morganówna. Z której wydobył się opad. Clyde, Ez, Ira i Morgani. Właśnie zakładali maski, szykowali się do ewakuacji.

Opad. Przeciwnik, który zwraca sojuszników przeciwko sobie. Fray dokonał szybkiej kalkulacji. Nie wahał się. Przyklęknął, podrzucił karabin do ramienia. Czerwona kropka kolimatora szybko wyłowiła z czarnej mgły cel. Odruchowo wziął poprawkę na wykrzywioną lufę. Nathan był z nich najgroźniejszy, opanowany, zdolny dla rodziny do wszystkiego. Reszta powinna spanikować.

Kula trafiła Morgana gdy kucając tulił swoją córeczkę. Którą żyła, którą uratował. Pocisk przebił miękką balistykę jego kamizelki, wszedł w brzuch. Nie dawno operowany. Obalił go. Krzyk wchłonął popiół.

Drugi cel. Jeff. Zagrożenie mniejsze ale ciągle znaczne. Chłopak był zaskoczony. Dopiero się odwracał i podnosił swój karabin. Oberwał kulkę, wykrzywiona lufa wpłynęła jednak na tor lotu pocisku, który co prawda przebił kamizelkę ale ledwo drasnął chłopaka w tors.

Dwa wystrzały zlały się w jedno. Dwa karabiny w tym samym momencie kopnęły swoich właścicieli w ramiona. Dwie kule trafiły w tym samym momencie. Kula wystrzelona z kałacha przebiła kolejne warstwy kamizelki Fraya by zatrzymać się na płycie SAPI. Morderca nie wiedział, że gdyby nie ona dostałby prosto w serce. Gdyby nie kamizelka zszabrowana od Tarczowników mogłoby paść mniej trupów. Pocisk wystrzelony z broni Randalla trafił Przepatrywacza w brzuch. Identycznie jak jego ojca. Jeff zgiął się po trafieniu, krzyknął, zachwiał się. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Padł wśród wirującego w powietrzu Opadu.

Kawałek dalej Ezechiel celnym strzałem dobił Nathana i bezceremonialnie zrywał jego karabin. Ktoś obok kotłował się, siłował. Samantha trzęsącymi się dłońmi wydobyła swój rewolwer. Strzeliła dwukrotnie. Randall czuł jak jeden z pocisków mija go o milimetry. Kobieta nie zdążyła wystrzelić trzeci raz. Rewolwerowiec celnym strzałem wytrącił jej broń z rąk, pocisk .45 zdruzgotał kości w ramieniu.

Obaj mordercy podeszli do swych ofiar. Kobieta płakała. Z bólu. Tego fizycznego i psychicznego. Opłakiwała swojego męża, pierworodnego, siebie i... Inne dzieci. Jeff leżał trzymając się za brzuch. Nie krzyczał, otępiał z bólu, w szoku. Huknęło dwa razy. Oboje Morganów umarło. Kule trafiły ich prosto w serce. Ich zabójcy nie mogli by maski zostały uszkodzone.

Nie patrząc na siebie obaj zwrócili się w stronę dzieci. Ruiny Nashville spłynęły krwią niewinnych. Dwie bestie bez cienia skrupułów ściągnęły maski z trupów.
 
Szarlej jest offline