Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-06-2014, 23:13   #19
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Post wspólny: Autumn, Sayane (MG) i Tomaszj

STRAŻNICA - TYMCZASOWY LAZARET, Dzień Zaćmienia

Strażnica przy murze była ciemna, śmierdząca i zbyt mała jak na ilość rannych, którą tu na szybko znoszono. Leżący na ostatniej z wolnych prycz Shando przyglądał się w świetle oliwnych lamp kładzionym na podłodze wojownikom i wojowniczkom. Obrońcy nie mogli liczyć na magiczne uzdrowienie, lecz sporo dzielnych mieszczan przybyło pod mur do pomocy i teraz mniej lub bardziej sprawnie opatrywali rannych.

- Mówiłem Ci głazem rzucaj, a ty tylko łuk i łuk, durny gówniarz - zachrypnięty głos rannego żołnierza obudził Shando Wishmakera z otępienia.
- Odstrzeliłbym mu czerep! - odparł na to młody, jeszcze nie do końca zmieniony w męski głos - W kręgosłup pod czaszką celowałem, tylko mi w drogę weszedłeś!


Czarodziej rozpoznał głosy dwójki ochotników, którzy na murze stali obok niego. Stary Jaracz i Nakiel Młodszy. Dziwnie niedobrana para: karczmarz zbankrutowany po pożarze swojego przybytku i najemnik od siedmiu boleści oraz czwarty syn Nakiela Starszego, jednego z ybnijskich kupców. Mądrala z łukiem i mieczem chcący zażyć męskiej przygody. Zgłosili się do obrony wraz z Shando.

SŁÓW KILKA O BLACKWOODZIE Z CZARNEGO LASU

Między dwoma ochotnikami zapadła cisza, zmącana tylko pojękiwaniem rannych. W końcu Jaracz znów się odezwał

- Mówię ci, to wszystko wina tego Blackwooda.
- Tego co ukrywa się w Czarnym Lesie?
- A znasz jakiegoś innego? Ociec mi jeszcze gadał, że kiedyś jak w mieście mieszkał, to jakieś cuda z trupami wyczyniał.
- I on zaćmienie zrobił, myślisz?
- A kto go tam wie…


Shando słuchał, początkowo przez mgłę, potem coraz bardziej przytomnie. Surowe szkolenie w klasztorze, potem koncentracja wymagana do rzucania czarów... wszystko to sprawiło, że czarodziej umiał szybko otrzeźwieć, gdy było trzeba.
- Kto to ten Blackwood? - spytał Wishmaker rozmawiających - chcę wiedzieć, kto mnie tak urządził.
- Magus. Mieszka w Czarnym Lesie, tak powiadają - stęknął weteran, obracając się z trudem w stronę Shando. - Ale to mi jeszcze ociec mowił, więc musi być już strasznie stary.
- Ale do tego lasu nikt nie chadza, przecież tam straszy i w ogóle - szepnął z nabożnym lękiem młody.
- Jak człowiek to pewnie umarł. To nie on - Shando machnąłby ręką, gdyby chciało mu się marnować siły.
- On nie on, a w lesie straszy, to każdy wie. Nawet ci światłonośni z Oestergaard się tam nie zapuszczają, chyba że ich na przednówku głód przyciśnie.
- Przecież jak nekro…

AUUUUUAAA!!
- wrzasnął Nakiel.

- Nie mecz jak koza, zachciało się bohaterowania to cierp - korpulentna mieszczka właśnie zabrała się za porządne opatrywanie skręconej podczas upadku ze schodów nogi, a chłopak potulnie zagryzł zęby.
- Jak nekromata to może przecież żyć - wyjęczał w końcu, gdy kobieta odeszła do innych rannych.

- Mój mistrz mówił mi o takich przypadkach, ale był nieco sceptyczny. - na te słowa czarodzieja Nakiel pokiwał głową, Jaracz pokręcił. - To chyba coś grubszego niż jeden nekromanta - dodał Shando i opuścił głowę na posłanie pod kategorycznym nakazem mieszczki, która chciała położyć mu na głowę chłodzący kompres.
- Taaaak? - Nakiel zbladł jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe.

WEJŚCIE WIEDŹMY


- Dowiemy się więcej za jakiś czas, po całym zamieszaniu.
- O ile dożyjemy
- burknął stary.

- Dożyjecie. Od zasranych ze strachu gaci się nie umiera - mruknął jakiś gardłowy, schrypnięty głos. Powiało wilgotną ziemię i igliwiem, a z cienia wynurzyła się zakutana w szmaty kobieta o wyraźnie orczych rysach. Trzymała zwitek pokrwawionych bandaży i wycierała nim zabrudzone palce. Po chwili zanurzyła dłoń w sakiewce i natarła czymś ręce; w powietrzu rozszedł się ostry zapach ziół.

- Zaćmienia nie widzieli - ni to stwierdziła, ni to spytała - Przeca to normalne; księżyc na słonko wchodzi, jak facet na babę. Jakby czego było się lękać… - prychnęła - A głupot nie ględzić o tym, czego żeście nie widzieli - ofuknęła młodego “bohatera” - boć tylko innych straszycie jak baba na targu, co szczura uwidziała, a zaraz krzyknie, że jagular albo insza cholera po mieście łazi… - A temu co? W wapno wpadł? - spytała nagle zaciekawiona.

Skierowała wzrok na Shando i grzebiąc w sakwie, podeszła bliżej pryczy. W cieniu błysnęła biel ślepego oka i żółty, koci odblask drugiego

- Bliskie spotkanie z małoletnią upiorzycą, jeżeliś ciekawa. - Mina obco wyglądającego mężczyzny wskazywała że wolałby o tym zapomnieć, lub przynajmniej wyjść i się odgryźć. Ale nic więcej nie powiedział, leżał tylko z chłodnym kompresem na czole.

- Trza było w chałupie pod kocem zostać, a nie bohatyra zgrywać - palce kobiety nacisnęły - wcale nie delikatnie - pierś maga w kilku miejscach, a potem powędrowały w kierunku skroni. Nie dało się nie zauważyć, że jej paznokcie są dalekie od lekarskiej czystości. Orczyca pochyliła się jeszcze nad mężczyzną i pociągnęła kilka razy nosem; po tych niezwykle skomplikowanych zabiegach wyprostowała się i bez słowa zaczęła układać na beczce, która robiła tu za stolik, jakieś roślinne i zwierzęce szczątki.


- A ten skąd? - rzuciła, paluchami ugniatając składniki na lepką masę - Przybłęda jakiś? Nie widziałam go w mieście, a taką gębę trudno przeoczyć…

- Shando Wishmaker, czarodziej z Calimshanu. Jesteś uzdrowicielką czy tylko przyszłaś tu kpić i rzucać tym gównem? - Jak na harde słowa, głos czarodzieja był słaby i widać że najchętniej odpłynąłby w sen i tylko chęć wyjścia na zewnątrz i ubicia jakiegoś trupa trzyma go przy przytomności.

Gdyby Shando nie zacietrzewiał się tak w odszekiwaniu na zaczepki zielonoskórej kobiety, zauważyłby zapewne, że jego dwóch towarzyszy niedoli zamilkło coś i z lekkim przerażeniem przypatruje się całej sytuacji. Z przerażeniem i fascynacją, podobną do tej, z jaką ludzie oglądają kogoś, kto drażni się ze wściekłym psem: zabawa przednia, póki nie mnie może bydlę ugryźć.

Orczyca zignorowała pytanie maga, spojrzała tylko przeciągle na chorego, mruknęła i podniosła palce nad kubek; z jej dłoni zaczęła nagle spływać woda, kapiąc równym strumieniem do pojemnika.

Jaracz odkaszlnął i nieco przepraszającym tonem wyjaśnił:
- E...e..tego. To miejscowa wiedźma jest…znaczy druidka. Druidka! - dodał szybko, kiedy spoczęło na nim spojrzenie żółtego oka - Leczyć umie...jak zeszłej jesieni parchy wykurowała jałówce Józwy, to tera to jest najpiękniejsza krowa w stadzie! - zapewnił podjerzanie gorliwie, zachwalając medyczne umiejętności kobiety. Przynajmniej póki ta na niego patrzyła; gdy druidka odwróciła wzrok, wracając do przygotowania lekarstwa, szybko zrobił gest odganiający złe i po nos nakrył się kocem.

Orczyca zgarnęła wszystko ze stolika i podeszła do łóżka maga. W miseczce lśniła jakaś zielonkawa masa i kilka brązowych kuleczek. Kobieta wybrała dwie i podała je na otwartej dłoni mężczyźnie, podsuwając jednocześnie kubek z wodą.
- Weźmie i popije - zakomenderowała - Tylko bez rzygania!

Zapach medykamentów momentalnie otrzeźwił czarodzieja. Czuł go już wcześniej, gdy ta dzika baba przyrządzała swoje driakwie, jednak teraz, podstawione pod nos odsłoniły pełną gamę niezapomnianej mieszaniny zapachów. Nie aby to Shando zdziwiło. Najwyraźniej nieważna jest kraina, wszędzie zasada jest ta sama - im lekarstwo lepsze, tym gorzej pachnie i smakuje, a to zapowiadało przynajmniej moc medykamentu na czarną plagę.
Starcie ze zjawą wymagało nieco mniej odwagi, pomyślał calimshanin, ale nie będę tu siedział i gapił się w te dwa nieapetyczne cosie wiecznie.
Łyknął.
Zaledwie chwilę kulki były w ustach, a smak i zapach zdominował wszystko, wydawało się że czuje go w nosie, ustach, a nawet i gdzieś z tyłu... zapicie wodą niewiele pomogło, tyle że cofnęło wymioty. Odetchnął głęboko, wziął kolejny łyk i przepłukał nim usta.
- Dziękuję. I oby pomogło. Co tam było, do stu ifiritów?

Druidka spojrzała ciężko na Wishmakera, a jej usta wykrzywił wredny grymas.
- Mniej wiesz, lepiej śpisz - wyszczerzyła pożółkłe, sterczące zęby i nabrała na dwa palce mazi z miseczki. Z namaszczeniem wysmarowała skronie i czoło maga, przygryzając z uwagą język i mamrocząc coś pod nosem. Maź, początkowo chłodna i lepka, miała rozgrzewający efekt i pachniała przyjemnie orzeźwiająco, rozwiewając nieco mgłę z umysłu mężczyzny. Orczyca wyprostowała się i oceniała chwilę swoje dzieło; potem pokiwała kilka razy głową, jakby zadowolona z efektu i powiedziała:
- Niech leży i się nie rusza, najlepiej kilka dni. A na siwiznę najlepszy wywar z czarnoziela - dodała z czymś w rodzaju krzywego uśmiechu - Sama używam… - dodała i zabrała się za pakowanie manatków.

ROZMOWA SŁOŃCEM PRZERWANA

Składając swoje przybory i komponenty do kupy, rzuciła jeszcze pod nosem z pewnym zainteresowaniem:
- Magus...magus od dźwigania książek ma takie mięsko? Czy od biegania po schodach wieży?

- Walczyłem w czterech bitwach i dużej ilości potyczek, kobieto. Mój mistrz był czarodziejem bitewnym i po bitewnemu mnie szkolił.

- I jak wyszkolił, to widać - prychnęła druidka, chwytając oparty o ścianę sękaty kostur - Lepiej głowa by ruszył i powiedział, co tam w mundrych księgach stoi o takich cudach - wskazała za okno - A nie potem kłopoty robił…

Shando wyglądał jakby zaraz miał udusić uzdrowicielkę. Ale opamiętał się.
- Mistrz Saladin wyszkolił mnie dobrze. To ja popełniłem błąd niedocenienia przeciwnika. Nie zamierzam więcej go powtórzyć. A jeżeli chcesz mądrości, to nie do mnie. Ja jestem magiem od krwawej, brudnej roboty.

Orczyca uniosła ciemne brwi w niemym wyrazie, który równie dobrze mógł być oznaką zaciekawienia, jak też pewnego rodzaju aprobaty. Zatrzymała się i postąpiła kilka kroków na powrót w kierunku łóżka Shando, jakby zamierzała kontynuować tą dziwną rozmowę. Nim jednak otworzyła usta, świetnie zapowiadającą się kłótnię - ku rozczarowaniu dwóch obserwujacych tą sprzeczkę widzów (w postaciach Jaracza i Nakiela) - przerwały wiwaty dochodzące z zewnątrz i blask sączący się ze świetlików...

 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 01-06-2014 o 23:14. Powód: Tym razem bez portrecików, MG nie lubi :)
TomaszJ jest offline