Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2014, 00:31   #2
nefarinus
 
nefarinus's Avatar
 
Reputacja: 1 nefarinus nie jest za bardzo znanynefarinus nie jest za bardzo znanynefarinus nie jest za bardzo znanynefarinus nie jest za bardzo znany
Gdy tylko otworzył oczy zalała go fala światła. Chciał podnieść rękę by się przed nią osłonić, bowiem promienie słoneczne raziły go niemiłosiernie, jednak nie mógł. Ręka była zaklinowana i dopiero po dłuższej chwili udało mu się ją wyciągnąć. Z resztą ciała poszło już dosyć łatwo i po chwili mógł stanąć na nogach.

------------

Wyszli z nadprzestrzeni zupełnie niespodziewanie, nie tam gdzie zamierzali, kierując się wprost w środek burzy elektromagnetycznej. Ktoś krzyczał coś o nieznanym systemie, ktoś inny o uszkodzonym motywatorze hipernapędu; do młodego Jedi wszystko docierało jak przez mgłę. Rozumiał nie gorzej niż inni, co za chwilę z nimi się stanie. Oto zamiast dotrzeć do celu, na wyznaczoną misję, rozbiją się na tej małej nieznanej planecie i kto wie co z nimi będzie. O ile w ogóle przeżyją bo i to nie było pewne. Jego życie Jedi dopiero co się zaczęło, a już miało się skończyć. Ironia losu. Spróbował sięgnąć po Moc, lecz był zbyt rozedrgany, zbyt dużo było w nim emocji i Moc uciekła od niego. Potem usłyszał trzask tysiąca przepalających się jednocześnie układów elektrycznych wahadłowca, coś rzuciło nim o ścianę i umysł zasnuła mu czerń.

------------

Wyprostował się powoli, wykrzywiając twarz z bólu - plecy nadal go bolały od uderzenia o ścianę. Dopiero teraz spojrzał w dół, na miejsce w którym przed momentem siedział. Zobaczył powyginany metal – najwyraźniej to on uratował go podczas niefortunnego lądowania wahadłowca. Zobaczył również towarzysza, który zdaje się, powoli dochodził do siebie. „Przynajmniej nie jestem sam” szepnął do siebie Teerik pomagając mu wstać. Dopiero teraz jego wzrok przywykł do światła na tyle by mógł rozejrzeć się dookoła. Na początek zobaczył dwie rzeczy, skrajnie do siebie nie pasujące. Pierwszą z nich była wysepka. Piękna wysepka jakby żywcem wyjęta z przewodnika po Naboo. Drugą był pilot. Wciśnięty w kokpit, wygięty pod nienaturalnym kątem, ale jak się okazało jeszcze żywy. Teerik nie sądził by coś mogło uchronić go od śmierci, no może poza całym batalionem droidów medycznych ale tego akurat nie mieli. Rodianin zostawił więc pilota w spokoju; nawet gdyby odzyskał przed śmiercią przytomność, co przecież nierzadko się zdarza, to raczej nie miałby im nic ciekawego do przekazania. Zwrócił się do drugiego ocalałego Jedi, z którym zdążył już wcześniej, jeszcze w czasie podróży zamienić kilka słów.

- Cud to chyba jest, żeśmy w ogóle przeży-li. Pi-lotowi już r-aczej nic nie pomoże. Zajmijmy się statkiem.

To mówiąc ruszył na tył wahadłowca i zajrzał do luku bagażowego. Tu wszystko było na swoim miejscu zamknął więc drzwi i ruszył dalej. Zajrzał już do wszystkich pomieszczeń na statku jednak nigdzie nie mógł znaleźć nawet śladu po nawigatorze lub trzecim Jedi, który był z nimi. Teerik nie miał pojęcia, czy wypadli z wahadłowca w czasie lądowania, czy też wydostali się z niego potem... „Gdziekolwiek teraz są, o ile jeszcze żyją niech Moc będzie z nimi” pomyślał.
Teraz z kolei zabrał się za sprawdzenie stanu samego wahadłowca. Wystarczyłby jeden rzut oka, aby nawet dla technicznego laika (a takim rodianin nie był) stało się jasne, że uszkodzenia systemów statku są zbyt rozlegle by je naprawić. Nie mówiąc już o potężnej dziurze wyrwanej w poszyciu przez skały. Nie warto też było zatrzymywać się na uszkodzonej maszynie, która lada moment mogła osunąć się w morze. Według niego należało zabrać wszystko co tylko mogło się przydać i przenieść to na wysepkę. Potem zaś rozeznać się w możliwościach i zdecydować co dalej.
Takie też rozwiązanie zasugerował towarzyszowi

- Weźmy co ty-lko możemy i przep-łyńmy na tę wyspę, nie ma co tu da-lej siedzieć.

Teerik zgromadził więc wszystko co posiadł, a nie było tego dużo – ot standardowa szata rycerza jedi i miecz. Jak się okazało również miecz ucierpiał w czasie burzy i przy próbie włączenia, wydawał tylko nieprzyjemne syki. Do małej torby przy pasie włożył uszkodzony przenośny komunikator – a nuż uda mu się go naprawić i jeszcze się przyda.

Tak przygotowany wyjrzał przez wyrwę w poszyciu wahadłowca. Od wysepki dzieliło ich ledwo kilkanaście metrów płytkiej lazurowej wody. Cofnął się i spojrzał na Dasha pytając wzrokiem czy też już jest gotowy.
 
nefarinus jest offline