Wszyscy
Atmosfera w obozie psuła się z każdą chwilą. Fatalne nastroje załogi Westerwelda wynikały nie tylko z niecodziennej aktywności Pormoki w tej okolic, ale przede wszystkim z obecności ciemności wewnątrz obozowiska.
We znaki dawał się także brak przywódcy, który potrafiłby zapanować nad rozchwianymi ludźmi i nadać ich poczynaniom cel i sens. Z obecnych nikt nie miał odwagi zostać liderem. Każdy działał na własna rękę.
Po pierwszym kontakcie z bąblem Pomroki zakończonym porażką, Rekus zdecydował się na kolejną próbę. Za namową Wojownika skorzystał on z liny krasnoluda i przewiązał się nią w pasie, po czym ruszył śmiało w odmęty Pomroki.
Sav Nevard
Navard intensywnie myślał i próbował opracować plan działania. W blasku pochodni dostrzegł leżący półtora metra w lewą stronę pokręconą gałąź, która mogłaby mu posłużyć za kostur i pomóc wydostać dziewczynę. Problem jednak w tym, że każdy kolejny krok w mokradłach mógł się okazać jego ostatnim.
Zanim Nevard podjął decyzję rzucił w kierunku stwora sztyletem. Efekt był nader mizerny, gdyż Sav usłyszał jedynie jak broń upada z głośnym mlaskiem w bagno. Nie widział, czy sztylet odbił się od ciała bestii, czy też rzut był zbyt słaby i być może nawet nie doleciał do celu.
Z obozu dobiegł go głośny krzyk Wojownika:
- WRACAJ TU KUTASIE JEDEN! NIE BĘDĘ PO CIEBIE SZEDŁ!
Nevard się zawahał i odwrócił w stronę obozu. Nadal miał szansę, bez uszczerbku na zdrowiu wrócić do w miarę bezpiecznego obozu. Spojrzał jeszcze raz w kierunku leżącej opodal kobiety. Spojrzenie jej błękitnych oczu przeszyło go na wskroś.
- Pomóż mi, błagam! - wydusiła z siebie drżącym głosem.
Rekus
Rekus śmiało wkroczył ponownie w krąg Pomroki. Po dwóch krokach w całkowitych ciemnościach znalazł się w miejscu z którego przyszedł.
Wszystko wokół zdawało się być prawdziwe i realne. Duże ognisko pośrodku obozu przy którym siedzieli Jon i Samson. Powóz przy którym stał Wojownik i uwiązane obok wylęknione konie. Cztery latarnie Westerwelda pilnowały bezpieczeństwa dając światło i nadzieję na nadejście poranka.
Niby wszystko było w porządku, jednak mężczyzna był świadomy, że wstąpił w doskonałą iluzję. Doskonałą i śmiertelnie groźną iluzję.
Wolnym krokiem ruszył w stronę ogniska. Ani przewodnicy siedzący przy ognisku, ani Wojownik nie ruszyli się choć o centymetr na odgłos jego kroków. Miecz i pochodnia pewnie spoczywały w dłoniach Rekusa. Dopiero, gdy mężczyzna zbliżył się do ogniska zdał sobie sprawę, że ciągnie za sobą linę, którą mieli trzymać Wojownik i napotkany przypadkowo krasnolud.
Postrzępiony koniec liny wskazywał na to, że przetarła się ona w całkowicie naturalny sposób. Rekus został sam i mógł polegać tylko na sobie i swoich zmysłach.
Stojąc przy ognisku zauważył coś co zmroziło mu krew w żyłach. Jego towarzysze nie tylko stali niczym skamieniali, ale także
ich oczy zostały zaklęte przez Pomrokę.
Spoglądali oni w jakiś jeden punkt przed sobą niczym zahipnotyzowani.
Wokół panowała niczym niezmącona cisza. Nienaturalny spokój drażnił nerwy Rekusa, który musiał podjąć jakąś decyzję.
Wojownik, Dwarik Mountsick
Krasnolud i Wojownik trzymali linę i obserwowali jak Rekus znika w ciemności, która otoczyła powóz. Obaj zdawali sobie sprawę, że lina jest kiepską bronią przeciwko Pomroce, ale w obecnej chwili była to ich jedyna nadzieja.
Rekus zniknął w ciemności, a z każdym jego kolejnym krokiem lina napinała się coraz bardziej. Po jakimś czasie stało się jasne, że Rekus już dalej nie pójdzie gdyż lina osiągnęła swoje maksimum.
Czas płynął wolno, a w obozie panował całkowity spokój. W pewnym momencie obaj mężczyźni poczuli, jak ktoś mocno raz za razem pociągnął linę. Po chwili manewr ten powtórzył się i stało się jasne, że to Rekus wzywa pomocy.