Podbramie, przesmyk Vorguna, obok składu drewna Jeden wrzód mniej nie dupie Azul - pomyślał, gdy herszt oprychów padł z toporkami wbitymi głęboko w ciało. Bez żalu, ale i bez nienawiści przeszedł do porządku dziennego nad śmiercią rzezimieszka. Na zimno. Profesjonalnie. W końcu taką miał robotę.
Dirk biegł dalej, chcąc najwyraźniej dopaść również kusznika. Kapral nie zatrzymywał go, chociaż miał nadzieję, że rekrut będzie miał dość oleju w głowie i nie wpakuje się w jakieś kłopoty. Samotny milicjant mógł szybko napytać sobie biedy, szczególnie w miejscu takim jak to - Podbramiu.
Pozbierał toporki i przeszukał zawartość kieszeni denata. Buźka z dziurami w plecach i nodze wyraźnie stracił na elokwencji. Później dołączył do Grundiego, który zajął się już szykowaniem przesyłek do komisariatowych pokojów gościnnych. Z profesjonalną obsługą śledczej Khaidar.
Aresztanci już nie stawiali oporu, dlatego Detlef poprzestał na uważnej obserwacji obu kierunków - uliczki, w której zniknął Dirk oraz wylotu Przesmyku Vorguna na plac targowy. A działo się tam coraz więcej.
Gdy Grundi ogarnął podejrzanych, kapral zdecydował się na podejście do końca Przesmyku. Zmarszczył brwi od razu dostrzegając, że sytuacja z trudnej stała się niemożliwa. - Co oni, kurwa, wyprawiają... - mruknął do siebie, gdy w tłumie wypatrzył sierżanta i nowego, którzy stawali nie przeciwko tłumowi, a przeciwko królewskiej gwardii. Nieopodal Dorrin, ten stary dureń, jak w amoku wirował wokół swej osi rozdając razy pierzchającemu tłumowi.
Nie lepiej było tam, gdzie poszła trójka chorążego. Milicjantów nie było nigdzie widać, ale uciekający stamtąd mieszkańcy świadczyli o kłopotach.
Żując w zamyśleniu wąsa wrócił do Grundiego. - Czekamy na Dirka i wynosimy się stąd. - Rzucił do milicjanta. - Naszym chyba odbiło, albo królewscy pomylili kto jest kim - dodał ciszej tak, by tylko gwardzista usłyszał. - Wracamy na komisariat i zobaczymy, co dalej.
Tymczasem podszedł do wielkiej sterty poukładanych drew. Przeszło mu przez głowę, by podpalić skład i wywołując tym sposobem panikę tłoczącego się na placu tłumu umożliwić milicjantom wycofanie się, ale porzucił tę myśl - pożar w podziemnym mieście był ciężkim przestępstwem i taka akcja z pewnością nie pomoże towarzyszom. Nie wspominając o karze śmierci dla podpalacza. Z drugiej strony próba wywołania jakiejkolwiek paniki tłumu też w końcu zemści się na oddziale. Skoro ktoś zastawił na nich pułapkę, to z pewnością wykorzysta każdą śmierć, by pogrążyć milicjantów i osiągnąć swój cel.
Próby siłowego rozwiązania konfliktu z królewskimi nie rozważał. Nie wiedział o co poszło, ponadto tamci mieli wielokrotną przewagę - bez szans na powodzenie. Pozostawało robić swoje przynajmniej do czasu, aż sprawy się nie wyjaśnią.
Z dwukołowego wózka zrzucił ładunek drewnianych szczap i przytargał pojazd bliżej nieprzytomnych bandytów. Wspólnie z Grundim wrzucili ich na górę, chociaż przy grubasie musieli nasapać się, niczym maszyny parowe. W końcu jednak byli gotowi.
Tylko gdzie ten Urgrimson?
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |